Kiedyś rządzili tu biskupi, dziś to miasto pełne zabytków (Cudze chwalicie, swego nie znacie, odcinek 8)
"Pierwsza stolica Warmii", "warmińskie okno na świat", "pierwsza siedziba biskupów warmińskich" – takie hasła znajdziemy w materiałach promujących Braniewo. Z mojej perspektywy to miasto, w którym mieszkała kobieta, wywodząca się z zamożnej rodziny, która porzuciła wygodne życie w imię swoich ideałów. To tu wspólnym wysiłkiem, mimo wielu przeciwności, odbudowano po wojnie kilkusetletni zabytek. To wreszcie miejsce, w którym o historii miasta opowiadają pasjonaci i robią to naprawdę dobrze. Co warto zobaczyć w Braniewie? A co (przynajmniej na razie) można pominąć? Zobacz więcej zdjęć.
Naszym pierwszym przystankiem na trasie jest wspomniana bazylika św. Katarzyny. Wzniesiono ją w XIV w., w ciągu 600 lat odnawiano i przebudowywano, a w 1945 r. została zniszczona. Runął dach i sklepienie, zachował się jeden narożnik, część murów i większość filarów. Po ponad 30 latach – wtedy jeszcze kościół św. Katarzyny – wrócił do diecezji. W 1979 r. biskupi warmińscy zdecydowali, że jego odbudową zajmie się ks. Tadeusz Brandys. Dzięki pomocy finansowej swoich przełożonych, wiernych, darczyńców oraz katolików niemieckich żyjących na tych terenach do 1945 r. udało mu się odtworzyć kościół. Dziś wrażenie robią przede wszystkim dostojne filary i sklepienie gwiaździste, które oddają ducha dawnych czasów. Ciekawostką może być fakt, że obiekt ten przed wojną słynął z organów (znajdowały się tam aż trzy instrumenty), kwitło życie muzyczne z nimi związane. Cztery lata temu podjęto decyzję o sprowadzeniu organów piszczałkowych z Dortmundu, dwa lata temu – po uprzednim remoncie i montażu – po raz pierwszy zagrały one w murach bazyliki. Ci, którzy mają ochotę posłuchać ich brzmienia będą mogli to zrobić na przykład podczas I Braniewskiej Jesieni Organowej. Koncerty w ramach tego wydarzenia odbędą się 1, 8, 15 i 22 września, wstęp na nie jest wolny, wszystkie będą zaczynały się o godz. 19.
Wychodzimy z kościoła i kierujemy się w stronę Wieży Bramnej, położonej tuż za bazyliką. To pozostałość dawnego zamku, najstarszy zachowany obiekt murowany na Warmii, który obecnie jest remontowany. Do kiedy? Z pomocą przychodzi lokalna prasa, która informuje, że prace potrwają do końca 2019 r., później będzie tam informacja turystyczna, wystawy, a na samej górze taras widokowy.
Zostawiamy wieżę za sobą i idziemy dalej, żeby zobaczyć, jak teraz wygląda słynne mini zoo, a dokładniej ogród zoologiczno – botaniczny przy ul. Botanicznej. Niestety, to najsłabszy punkt naszej wycieczki. Puste klatki, zarośnięte chodniki i nieco zaniedbane, zamknięte na cztery spusty budyneczki robią smutne wrażenie. Mieszkają tam obecnie kozy, kury, perliczki, konie i pies, jest kilka tablic edukacyjnych, za wstęp nie trzeba płacić.
- Przepraszam, od kiedy to tak wygląda? - pytam jedną z mieszkanek.
- Od kilku lat, mieli tutaj coś robić, jakiś park rozrywki, ale temat ucichł... - mówi.
- I co tu teraz jest?
- No właśnie takie miejsce, przychodzę tu z córkami, żeby kozy pokarmiły, zawsze to coś – dodaje.
Po powrocie zgłębiam temat. Okazuje się, że na utrzymanie mini zoo zabrakło funduszy, zwierzęta przebywały w warunkach, które nie przystawały już do dzisiejszych standardów i im nie służyły, zmieniła się także wrażliwość społeczna. Trzymanie ich w klatkach krytykowali nie tylko obrońcy praw zwierząt, ale i odwiedzający czy mieszkańcy. Znaleziono im nowe domy. Cztery lata temu miasto postanowiło, że postara się o fundusze z ministerstwa i przekształci to miejsce w rodzinny park rozrywki. To ostatnia informacja, jaką znalazłam w lokalnej prasie. Trzymam kciuki za to, żeby ten atrakcyjnie położony teren udało się znacznie lepiej zagospodarować.
Opuszczamy dawne zoo i idziemy w stronę klasztoru sióstr katarzynek znajdującego się przy ul. Moniuszki 7. Po drodze mijamy krytą pływalnię i dobrze zachowaną stadninę koni. Wchodzimy przez bramę, spory budynek wzniesiony na początku XX w. robi wrażenie. Co ciekawe można do niego wejść bezpłatnie, wystarczy zadzwonić domofonem i zapytać o taką możliwość. Nasza przewodniczka - jedna z sióstr katarzynek - pokazuje nam kaplicę, refektarz, korytarze (w wielu miejscach nadal znajduje się tam oryginalna podłoga) i małe muzeum poświęcone historii zgromadzenia. Mnie szczególnie zainteresowały przedmioty pochodzące z życia codziennego, czyli przedwojenna zastawa i... strzykawki, bo siostry katarzynki od początku opiekują się chorymi, pracują m.in. jako pielęgniarki. Należy tu również powiedzieć kilka słów o założycielce zgromadzenia sióstr św. Katarzyny Dziewicy i Męczennicy, czyli o Reginie Protmann. To braniewianka, żyjąca na przełomie XVI i XVII wieku, wywodząca się z bogatej, mieszczańskiej rodziny, katolicka błogosławiona, która od 17 lat jest patronką miasta. Kiedyś jej szczątki znajdowały się w krypcie bazyliki św. Katarzyny, później przeniesiono je do klasztoru. W 1945 r. część z nich ukryto w pobliskim Mamonowie (odnaleziono je tam na początku lat 90., skąd powróciły do braniewskiego klasztoru), część wywieziono do Berlina (te przekazano siostrom katarzynkom spod Rzymu). Dziś o tej postaci przypomina również pomnik, ustawiony w pobliżu bazyliki św. Katarzyny.
Z klasztoru udajemy się do Muzeum Ziemi Braniewskiej, które mieści się w dawnym budynku Collegium Hosianum (założone w XVI w., uczyła się w nim młodzież z całej Europy). To bardzo ciekawe miejsce, z obszernymi ekspozycjami, taka historia Braniewa i okolic "w pigułce". Muzeum powstało trzy lata temu, prowadzi je Towarzystwo Miłośników Braniewa, nie ma opłat za wstęp (funkcjonowanie muzeum wspierają różne dotacje samorządowe i państwowe). Czynne jest od wtorku do niedzieli, od godz. 12 do 16. W trakcie wycieczki po 12 salach można dowiedzieć się m.in. tego, że Braniewo przez kilkaset lat (od XIV w.) było bogatym portem morskim, "warmińskim oknem na świat" i jedynym miastem z tego regionu, które należało do związku Hanzy. To stąd wypływały statki obładowane m.in. lnem, przędzą, zbożami, pierzem czy bursztynem, a przypływały te, które przywoziły oliwę z oliwek, imbir, goździki, cynamon, francuskie wina, fajki z białej glinki i inne. Z kolei rewolucja przemysłowa, która do Braniewa dotarła w II połowie XIX w. sprawiła, że otwarto tutaj m.in. fabryki mydła, cygar, galanterii skórzanej, likierów oraz hurtownię win, fabrykę pieców. Kilka sal muzeum ulokowano w Wieży Kleszej, kiedyś była ona częścią murów obronnych, a do niedawna wchodziła w skład Zespołu Szkół Zawodowych. Warto wejść na samą górę – z sali utrzymanej w duchu secesji rozciąga się ładny widok, m.in. na pobliski amfiteatr. Po drodze mijamy "przystanek PRL", czyli wystawę, na której znajdują się przedmioty z tej epoki, w tym sprzęty AGD, mydła, proszki, płatki mydlane, pełne butelki z napojami albo puste (m.in. po takim wynalazku jak "zaprawka do wódki na białym cukrze"), a nawet słoik...groszku z zakładów w Tolkmicku. Przed wejściem do muzeum znajdują się tablice przypominające m.in. sylwetkę założyciela Collegium Hosianum, czyli Stanisława Hozjusza oraz jego absolwentów i wykładowców. Wśród nich jest m.in. św. Andrzej Bobola (był uczniem, a później wykładowcą), magnaci z rodu Sapiehów czy Maciej Kazimierz Sarbiewski (poeta barokowy). Na początku XIX w. placówkę przekształcono w Liceum Hosianum, z tablic można się dowiedzieć, że jego absolwentem był np. Konrad Zuse, inżynier i pionier informatyki, człowiek, który uznawany jest za twórcę "pierwszego programowalnego komputera na świecie".
Po wizycie w muzeum idziemy zobaczyć amfiteatr. Trzeba przyznać, że widok, który rozciąga się z ławeczek jest miły dla oka, za dnia to także dobre miejsce, żeby przysiąść i na przykład poczytać książkę albo gazetę. Chciałam również zobaczyć, jak teraz wygląda braniewski dworzec kolejowy, tym bardziej, że to zabytkowy budynek, który zachował swoją pierwotną funkcję. Ciekawostka dla fanów techniki: na stacji znajduje się żuraw kolejowy wyprodukowany przez firmę Eisenwerk Schafstaedt. Nasza wycieczka powoli dobiega końca, po drodze odwiedzamy cmentarz przy ul. Olsztyńskiej, żeby zobaczyć kapliczkę św. Rocha. Przypomina ona o trudnych czasach, w których "czarna śmierć" – czyli dżuma - zbierała żniwa. Naszym ostatnim przystankiem jest kościół pw. Świętego Krzyża przy ul. Świętokrzyskiej. Warto do niego zajrzeć, bo to zabytek sakralny, który przetrwał II wojnę światową. Zachowały się w nim ołtarze, ambona, organy.