UWAGA!

W planach mam jeszcze kilka mniejszych wyzwań (Elblążanie z pasją, odcinek 40)

 Elbląg, W planach mam jeszcze kilka mniejszych wyzwań (Elblążanie z pasją, odcinek 40)
fot. udostępniona przez Jakuba Ładyńskiego

Gdy był małym chłopcem, marzył o tym, by zostać rycerzem. Marzenie to spełnił kilka lat temu. Na co dzień studiuje medycynę, a w wolnym czasie bierze udział w prawdziwych starciach rycerskich i podróżuje. O rycerstwie i podróżach rozmawiamy z kolejnym elblążaninem z pasją, Jakubem Ładyńskim.

- Od lat bierzesz udział w sportowych walkach rycerskich. Skąd wzięło się zainteresowanie tą dyscypliną sportu?
       Jakub Ładyński: - Walkami rycerskimi zajmuję się już około siedem lat, lecz pomysł, by stać się rycerzem pojawił się bardzo dawno temu, gdy byłem dzieckiem. Niewątpliwie było to jedno z typowych marzeń każdego człowieka w tym wieku, które udało mi się spełnić.
       - Można powiedzieć, że walki rycerskie to dyscyplina sportowa?
       - Kiedy zaczynałem, trudno było to nazwać sportem, ponieważ dopiero wtedy walki zaczynały kształtować się jako prawdziwa dyscyplina. Obecnie przygotowanie zawodników jest ukierunkowane pod konkretny wysiłek. Mamy treningi wydolnościowe, siłowe, techniczne i oczywiście taktyczne. Powstaje coraz więcej wyspecjalizowanych w tym kierunku klubów sportowych i federacji.
       - Dwa tygodnie temu zdobyłeś złoty medal podczas Mistrzostw Świata w Sportowych Walkach Rycerskich Federacji IMCF (International Medieval Combat Federation) w Malborku. Ciężko było?
       - Turniej obejmował fazę grupową i finałową. Ta pierwsza nie należała do najtrudniejszych, ponieważ wszystkich swoich przeciwników pokonaliśmy z łatwością. Zdecydowanie trudniejsze okazały się walki: półfinałowa i finałowa, w których zmierzyliśmy się z USA i Wielką Brytanią. Mimo, że zeszłorocznych mistrzów (Amerykanów) pokonaliśmy bardzo szybko, to była to walka nerwów, w której łatwo o błąd przesądzający o całym starciu. Szczególnie dla mnie była to próba koncentracji i kontrolowania dystansu między mną a przeciwnikiem. Istotne było to, by uniknąć walki w klinczu, ponieważ ja ważę niespełna 80 kg a wszyscy Amerykanie minimum 100 kg. Walka finałowa okazała się zdecydowanie najcięższą, gdzie na zwycięstwo trzeba było naprawdę solidnie zapracować.
       - Ta ostatnia wielka wygrana to sukces zbiorowy, Twój i Twoich kolegów z drużyny Dies Irae. Zajmujecie najwyższe miejsce w tabeli Polskiej Ligii Walk Rycerskich, co roku zdobywacie tytuł mistrza kraju. Jak często trenujecie? Co przekłada się na Wasz sukces?

 

- Zgadza się, to sukces zbiorowy, ale nie tylko moich kolegów z DI. Poza trzema osobami od nas, resztę stanowili zawodnicy z klubów: gdańskiego, łódzkiego i bydgoskiego. Innymi słowy, nasza drużyna była zbudowana z najbardziej docenionych zawodników z całej Polski. Sukces DI opiera się głównie na indywidualnym przygotowaniu zawodników. Poza jednym, maksymalnie dwoma treningami rycerskimi w tygodniu, każdy z nas skupia się na własnych treningach. W niedogranej drużynie taka sytuacja nie może mieć miejsca, ale my znamy się na tyle dobrze, że nie musimy poświęcać treningów na ćwiczenie pracy zespołowej. Każdy wie co robić. Każdy sobie ufa.
       - Wyjaśnij proszę, jakie są zasady Sportowych Walk Rycerskich Federacji IMCF. Jak przebiegają takie zawody?
       - Szczerze mówiąc, dokładne opisanie zajęłoby zdecydowanie za dużo czasu, ponieważ każda kategoria ma inne zasady. Są walki grupowe (konkurencje 3 vs 3 kobiet , 5 vs 5 , 10 vs 10 i 16 vs 16), gdzie cała walka polega na powaleniu zawodników przeciwnej drużyny. Kto zostaje na nogach, ten wygrywa. Osoby, które w jakiś sposób dotkną ziemi ręką lub kolanem – przez obalenie lub upadek w wyniku ciosów - odpadają. Tak samo dzieje się, gdy walczący utraci istotny element opancerzenia i dalsza walka zagraża jego bezpieczeństwu. Są też walki 1 vs 1 (miecz długi, miecz i tarcza, halabardy) podzielone na turniej kobiet i mężczyzn, gdzie istotna jest liczba celnych trafień zadanych bronią w trakcie 1,5 minuty – tyle przypada na rundę. Walka trwa do dwóch wygranych rund. Jest to dużo bardziej techniczna, a przez to finezyjna dyscyplina. Brak tu kopnięć, rzutów, uderzeń tarczą i przewracania przeciwników. Liczy się technika, szybkość i wytrzymałość.
       - Przed Tobą jeszcze większe wyzwania. W styczniu przyszłego roku z grupą przyjaciół masz zamiar objechać dookoła Amerykę Południową. Przed Wami 40 tys. km, dzika Puszcza Amazońska, nieznane… Nie boicie się choć trochę?
       - Nie tylko Amerykę Południową, lecz całą Amerykę Łacińską. A tak naprawdę to także kawał Stanów Zjednoczonych, gdyż ruszamy z Nowego Yorku. Pewne obawy oczywiście istnieją. Bylibyśmy głupi, gdybyśmy nie odczuwali strachu przed tego typu wyprawą. Nie jest to natomiast strach paraliżujący, tylko motywujący. Najbardziej boimy się zagrożeń związanych z człowiekiem, gdyż trudno przewidzieć, jakie tak naprawdę zamiary mogą mieć osoby napotkane przez nas w podróży. Nie wszystko jesteśmy w stanie przeczuć, ale mając wiedzę, jesteśmy w stanie reagować na bieżąco i minimalizować ryzyko zagrożenia. I tak właśnie planujemy robić!
       - Taka wyprawa wiąże się zapewne z długą przerwą w nauce. A Ty studiujesz medycynę. Czy ta przygoda to taka odskocznia od trudów nauki?
       - Zdecydowanie tak. Moje studia kosztują mnie dużo czasu i energii. Nie zapowiada się, żebym po ich skończeniu miał chociaż jednej z tych dwóch rzeczy więcej, więc jeśli marzy mi się podróż tego typu, to jedynym wyjściem jest zrobienie tego teraz. Rok przerwy po piątym roku to jeszcze nie tragedia, przez dwa lata z pewnością zdążę na nowo wdrożyć się w medyczny świat i na spokojnie podejść do LEP-u (Lekarski Egzamin Państwowy – przyp. red.).
       - Macie już jakiś plan wyprawy? Co chcielibyście w tych Amerykach zobaczyć?
       - Oczywiście, że mamy. Naszą wyprawę zaczynamy, jak już wspomniałem, w NY, gdzie kupujemy i rejestrujemy nasz samochód. Następnie Meksyk, wszystkie państwa Ameryki Centralnej, w Panamie płyniemy promem do Kolumbii, gdzie zachodnim wybrzeżem Ameryki Południowej jedziemy na najbardziej wysunięty południowy punkt Argentyny. Do Wenezueli, gdzie kończymy podróż, wracamy wschodnim wybrzeżem.
       - Skąd biedni studenci znajdą fundusze na tak ambitną i wielomiesięczną tułaczkę?
       - Ze swojej pracy. Zaraz po sesji letniej wyjeżdżamy na pół roku do Norwegii, by ciężko pracować każdego dnia. Jesteśmy pewni, że w trzy osoby spokojnie zarobimy potrzebne nam pieniądze. Szczerze mówiąc, nawet jeśli nie zarobilibyśmy tyle, ile jest potrzebne do zrealizowania planu w stu procentach, to i tak wyprawa się odbędzie. Jesteśmy bardzo pomysłowymi ludźmi, którzy z pewnością dostosują się do każdej sytuacji, w tym finansowej.
       - Podobno chcecie nagrać film z tej wyprawy, a jeden z Was ma zamiar napisać książkę?
       - Zgadza się. Wpadliśmy na pomysł, który umożliwi nam głębsze zrozumienie świata i ludzi, którzy będą nas otaczać. Mamy zamiar przeprowadzić kilka sond społecznych, na podstawie których stworzony zostanie film przedstawiający obrazy statystycznych mieszkańców wybranych przez nas krajów. Sondą obejmiemy ludzi zróżnicowanych pod względem wykształcenia, wieku i poglądów, a oparta będzie na zasadach sondy przeprowadzonej w 1979 roku przez Krzysztofa Kieślowskiego i zekranizowanej w filmie „Gadające głowy”. Istotą naszego badania są odpowiedzi na cztery pytania zadane po raz pierwszy we wspomnianym wyżej filmie: W którym roku się urodziłeś? Kim jesteś? Co jest dla Ciebie najważniejsze? Czego oczekujesz od przyszłości? Na ich podstawie będziemy zastanawiać się, co determinuje taką a nie inną postawę, pragnienia, czy postrzeganie otaczającego świata.
       - A kto napisze książkę?
       Osobą, której marzy się napisanie książki, jest Tymoteusz. To nasz pokładowy skryba, który obecnie spełnia się w opisywaniu naszych poczynań z wyprawy na Rodos, o której można czytać na naszym blogu: www.elbuscador.pl. Jestem pewny, że Tymon świetnie opisze nasze przygody z nadchodzącej wyprawy i głęboko wierzę w to, że wyda swoją książkę.
       - Jak udaje Ci się pogodzić ciężkie studia ze swoimi pasjami?
       - Jest to bardzo trudne. Staram się wypośrodkować kierunek swoich aktywności, ale często jest tak, że nie mogę w pełni rozwinąć skrzydeł, ponieważ pomysłów mam dużo i często ich realizacja wymaga zdecydowanego nakładu pracy i czasu, który zjadany jest przez studia. Najważniejsze jest to, żeby nie tracić go na głupoty i żeby zdać sobie sprawę z tego, że osiągnąć możemy bardzo dużo i że tak naprawdę najbardziej ograniczającymi nas rzeczami jesteśmy my sami.
       - Wyprawa do Ameryki Południowej to nie pierwsza Wasza przygoda. Już wcześniej zwiedziliście wspólnie Islandię, Rodos i Teneryfę. Jakie wspomnienia przywieźliście? Mieliście jakieś ciekawe sytuacje, spotkaliście ciekawych ludzi?
       - Wcześniej w tej samej ekipie zwiedziliśmy tylko Rodos, i mimo to, że podróżuję od dłuższego czasu, to była to zdecydowanie najlepsza moja wyprawa. Poznaliśmy mnóstwo wspaniałych, bezinteresownych i przychylnych nam ludzi. Zobaczyliśmy, jak wygląda prawdziwe greckie życie i przeżyliśmy kilka wspaniałych przygód. Trudno to opisać w kilku słowach, gdyż zawarcie tego w krótkiej formie byłoby tylko przytaczaniem faktów bez budowania atmosfery.
       - Coś czuję, że po skończonych studiach nie zaszyjesz się tylko w gabinecie lekarskim, ale znów zaplanujesz nową przygodę… Gdzie jeszcze chciałbyś pojechać?
       - Oczywiście, że tak. Na dzień dzisiejszy mam kilka pomysłów, które z pewnością będę chciał zrealizować w „najbliższym” czasie. Między innymi będzie to wyjazd do Australii, na Alaskę i podróż motorem do Gruzji lub wokół Bałtyku, w planach mam jeszcze kilka mniejszych wyzwań. Nie wiem tylko, kiedy mam to wszystko zrobić, ale głęboko wierzę w to, że coś wymyślę.
       Śledzić nas można na www.facebook.com/ProjektElBuscador i www.elbuscador.pl
      
      

mg

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem...
  • Mocny szacun!
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    6
    3
    PolskiAnarchista(2015-05-17)
  • a mnie często coś zastanawia. .. .Jedni spędzają całe życie przed pudłem ( tv), narzekając i nic nie robiąc pożytecznego, inni działają na tylu frontach. Dla takich doba powinna być obligatoryjnie wydłużona, szacun!
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    6
    0
    idęcośzrobić(2015-05-17)
  • Super, brawo, szacun. Mimo, że tata jako lekarz ma nie nie mało kasy to Ty chłopaku narazie wszystko zawdzieczasz swojej pracy. Uczcie się młodzieży!!!
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    4
    2
    monkit(2015-05-17)
  • A ja mam gdzieś, czy jego ojciec jest lekarzem, czy menelem spod budki z piwem. Skąd wiesz - może ojciec jest nieprzychylny jego pasji i stwierdził, że nie da na nią ani grosza. Uwierz, ludzie z pasją i talentem nie potrzebują bogatych rodziców, by odnosić sukcesy, bo sami sobie poradzą;) Szczere gratulacje Kuba!
  • Gratuluję Pasji. Przyszły Rycerz - Marcin Wiloch.
  • w takim rycerzu ja sie zadurzam :)
Reklama