
Lizaki, batoniki, chipsy i gazowane napoje. Tak wygląda asortyment typowego sklepiku szkolnego. Tymczasem w Sejmie trwają prace nad ustawą, która ma sprawić, że takie jedzenie ze sklepików zniknie. Mają one w zamian serwować uczniom zdrową żywność. Sprawdziliśmy, co obecnie można kupić w elbląskich szkolnych sklepikach.
Każdy sklepik szkolny tętni życiem od przerwy do przerwy. Równo z dźwiękiem dzwonka w niewielkim kiosku skrytym gdzieś w końcu korytarza pojawiają się pierwsi klienci. Wkrótce potem sklepik przeżywa prawdziwe oblężenie. - Na przerwie przy sklepiku zawsze jest tłum. - mówi Mirela Kwietniewska, właścicielka sklepiku w Szkole Podstawowej nr 21 w Elblągu. – Na szczęście dzieci są zdyscyplinowane i czekają na swoją kolej.
Uczniowie podstawówki najchętniej kupują słodycze i kolorowe napoje. - Najczęściej kupuję żelki, lubię też chipsy - mówi Daria, uczennica klasy III ze Szkoły Podstawowej nr 21. – Kanapek nie kupuję, bo zawsze mama mi je robi do szkoły.
- Dzieci rzadko kupują mleko w kartonikach, podobnie jest z sokami przecierowymi z marchwi - uważa Kinga Górska, sprzedawczyni w sklepiku w Szkole Podstawowej nr 4 w Elblągu.
Bułki na gorąco i pizza
Słodycze, jak ten zakazany owoc, smakują najlepiej uczniom szkół podstawowych. Nieco inaczej sytuacja przedstawia się w gimnazjach. - Gimnazjaliści kupują słodycze w szkolnym sklepiku, ale nie tak często jak ich młodsi koledzy - zauważa Hanna Trybińska, dyrektor Zespołu Szkół nr 1 w Elblągu. - Zdarza się, że uczniowie gimnazjum sami przynoszą do szkoły owoce i warzywa na drugie śniadanie. W tym wieku najczęściej robią to dziewczęta, które zaczynają bardziej dbać o swój wygląd.
Tymczasem w szkołach ponadgimnazjalnych uczniowie mają już utarte nawyki żywieniowe. - Ludzie mający lat 18 wiedzą czego chcą i nie da się nimi łatwo manipulować - mówi Jan Zaborowski, dyrektor Liceum Ogólnokształcącego nr 3 w Elblągu. – Uczniowie kupują najprostsze rzeczy; kanapki, bułki na gorąco, pizze, ale to nie reguła. W tym wieku każdy z nich ma już swoje zwyczaje, wyniesione z domu lub z wcześniejszego etapu nauczania.
Jadłospis zapisany w ustawie
Być może wkrótce szkolne sklepiki będą musiały przejść prawdziwą metamorfozę. Do Sejmu pół roku temu trafił projekt ustawy, która zakazuje sprzedaży „śmieciowego” jedzenia na terenie placówek wychowawczych i oświatowych. Wycofanie niezdrowych produktów ma pomóc w walce z otyłością wśród polskich dzieci, które, jak wynika z ostatniego raportu UNICEF, tyją najszybciej w Europie. Na liście produktów zakazanych w projekcie ustawy znalazły się między innymi: słodycze i wyroby cukiernicze przekraczające dozwoloną ilość cukru, dania typu fast food oraz przekąski o wysokiej zawartości sodu, napoje gazowane i niegazowane z dodatkiem sztucznych barwników. Ustawa przewiduje dodatkowo rutynowe kontrole sklepików przez służby sanitarne. Jednak zanim nowe przepisy wejdą w życie, czeka je długa przeprawa w parlamencie. Warto przypomnieć, że aż 16 miesięcy projekt ustawy czekał na to, by zajęli się nim posłowie.
Zmiany nadchodzą małymi krokami
Sklepiki szkolne już powoli jednak przygotowują się do zmian. Z półek znikają przede wszystkim chipsy i kolorowe napoje. W zamian pojawiają się chrupki kukurydziane i woda. W niektórych sklepikach dzieci mogą kupić domowe kanapki, a nawet owoce.
- Mamy zawartą umowę z właścicielką sklepiku, w której sugerujemy, by sprzedawano zdrową żywność – mówi Katarzyna Rachfał, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 21 w Elblągu. – Pod uwagę brane są również zastrzeżenia rodziców i jeżeli rzeczywiście dzieje się coś nie tak, natychmiast reagujemy.
Dzieci ze szkół podstawowych uczą się zasad prawidłowego żywienia także podczas lekcji. Uczniowie w klasach nauczania początkowego robią owocowe sałatki pod okiem wychowawcy, a ich starsi koledzy uczestniczą w pogadankach i prelekcjach. Dzieci otrzymują również mleko i owoce, które nie zawsze można kupić w sklepiku.
Szkoły podstawowe, także te w Elblągu, chętnie przystępują do wszelkich projektów, które mają na celu propagowanie zdrowej żywności wśród najmłodszych. Jednym z nich jest konkurs „Sklepiki szkolne – zdrowa reaktywacja”, w którym nagrodą są granty dla szkół na utworzenie zdrowego bufetu z pełnowartościowym drugim śniadaniem.
Walka z wiatrakami?
Rodzice doskonale wiedzą, że ich pociecha powinna w szkole dobrze zjeść. Ale dobrze niekoniecznie znaczy zdrowo. Owszem, rodzice pakują do tornistra kanapki – z serem, szynką, pomidorem lub ogórkiem. Wręczają też dzieciom drobne kieszonkowe „na coś słodkiego".
- Jeżeli dziecko nie kupi tego, na co ma ochotę w sklepiku, to wtedy wychodzi do sklepu obok. Często uczniowie sami przynoszą do szkoły chipsy, batony – mówi Mirela Kwietniewska. – Można powiedzieć, że wprowadzanie zdrowej żywności do szkół jest zasadne, ale nie w pełni się sprawdza.
Dlatego zdrowych nawyków żywieniowych dzieci powinny uczyć się w domu. Przekonywanie najmłodszych, że owoce i warzywa są smaczne i zdrowe nie zda się na nic, jeżeli rodzice sami ich nie jedzą. - Dziecko w szkole przebywa tylko pewną część dnia, a nawyki żywieniowe każdy z nas wynosi z domu - mówi Katarzyna Rachfał. - Uczniom często łatwiej jest kupić chipsy czy batonika, niż jabłko. Wybierają coś, co szybko się zje. Produkt, który już jest gotowy do spożycia i w dodatku lepiej im smakuje.
„Śmieciowe” jedzenie nie tylko wydaje się smaczniejsze, lecz również ładniej wygląda. Zwłaszcza, gdy kusi z wielkich billboardów, kolorowych reklam telewizyjnych i internetowych. Jakby tego było mało, słodycze i słone przekąski są łatwo dostępne; pod ich ciężarem uginają się półki każdego mniejszego lub większego sklepu.
I choć sklepiki szkolne mają przejść rewolucję, wszystko wskazuje na to, że droga do zmiany nawyków żywieniowych u najmłodszych będzie jeszcze bardzo długa.
Uczniowie podstawówki najchętniej kupują słodycze i kolorowe napoje. - Najczęściej kupuję żelki, lubię też chipsy - mówi Daria, uczennica klasy III ze Szkoły Podstawowej nr 21. – Kanapek nie kupuję, bo zawsze mama mi je robi do szkoły.
- Dzieci rzadko kupują mleko w kartonikach, podobnie jest z sokami przecierowymi z marchwi - uważa Kinga Górska, sprzedawczyni w sklepiku w Szkole Podstawowej nr 4 w Elblągu.
Bułki na gorąco i pizza
Słodycze, jak ten zakazany owoc, smakują najlepiej uczniom szkół podstawowych. Nieco inaczej sytuacja przedstawia się w gimnazjach. - Gimnazjaliści kupują słodycze w szkolnym sklepiku, ale nie tak często jak ich młodsi koledzy - zauważa Hanna Trybińska, dyrektor Zespołu Szkół nr 1 w Elblągu. - Zdarza się, że uczniowie gimnazjum sami przynoszą do szkoły owoce i warzywa na drugie śniadanie. W tym wieku najczęściej robią to dziewczęta, które zaczynają bardziej dbać o swój wygląd.
Tymczasem w szkołach ponadgimnazjalnych uczniowie mają już utarte nawyki żywieniowe. - Ludzie mający lat 18 wiedzą czego chcą i nie da się nimi łatwo manipulować - mówi Jan Zaborowski, dyrektor Liceum Ogólnokształcącego nr 3 w Elblągu. – Uczniowie kupują najprostsze rzeczy; kanapki, bułki na gorąco, pizze, ale to nie reguła. W tym wieku każdy z nich ma już swoje zwyczaje, wyniesione z domu lub z wcześniejszego etapu nauczania.
Jadłospis zapisany w ustawie
Być może wkrótce szkolne sklepiki będą musiały przejść prawdziwą metamorfozę. Do Sejmu pół roku temu trafił projekt ustawy, która zakazuje sprzedaży „śmieciowego” jedzenia na terenie placówek wychowawczych i oświatowych. Wycofanie niezdrowych produktów ma pomóc w walce z otyłością wśród polskich dzieci, które, jak wynika z ostatniego raportu UNICEF, tyją najszybciej w Europie. Na liście produktów zakazanych w projekcie ustawy znalazły się między innymi: słodycze i wyroby cukiernicze przekraczające dozwoloną ilość cukru, dania typu fast food oraz przekąski o wysokiej zawartości sodu, napoje gazowane i niegazowane z dodatkiem sztucznych barwników. Ustawa przewiduje dodatkowo rutynowe kontrole sklepików przez służby sanitarne. Jednak zanim nowe przepisy wejdą w życie, czeka je długa przeprawa w parlamencie. Warto przypomnieć, że aż 16 miesięcy projekt ustawy czekał na to, by zajęli się nim posłowie.
Zmiany nadchodzą małymi krokami
Sklepiki szkolne już powoli jednak przygotowują się do zmian. Z półek znikają przede wszystkim chipsy i kolorowe napoje. W zamian pojawiają się chrupki kukurydziane i woda. W niektórych sklepikach dzieci mogą kupić domowe kanapki, a nawet owoce.
- Mamy zawartą umowę z właścicielką sklepiku, w której sugerujemy, by sprzedawano zdrową żywność – mówi Katarzyna Rachfał, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 21 w Elblągu. – Pod uwagę brane są również zastrzeżenia rodziców i jeżeli rzeczywiście dzieje się coś nie tak, natychmiast reagujemy.
Dzieci ze szkół podstawowych uczą się zasad prawidłowego żywienia także podczas lekcji. Uczniowie w klasach nauczania początkowego robią owocowe sałatki pod okiem wychowawcy, a ich starsi koledzy uczestniczą w pogadankach i prelekcjach. Dzieci otrzymują również mleko i owoce, które nie zawsze można kupić w sklepiku.
Szkoły podstawowe, także te w Elblągu, chętnie przystępują do wszelkich projektów, które mają na celu propagowanie zdrowej żywności wśród najmłodszych. Jednym z nich jest konkurs „Sklepiki szkolne – zdrowa reaktywacja”, w którym nagrodą są granty dla szkół na utworzenie zdrowego bufetu z pełnowartościowym drugim śniadaniem.
Walka z wiatrakami?
Rodzice doskonale wiedzą, że ich pociecha powinna w szkole dobrze zjeść. Ale dobrze niekoniecznie znaczy zdrowo. Owszem, rodzice pakują do tornistra kanapki – z serem, szynką, pomidorem lub ogórkiem. Wręczają też dzieciom drobne kieszonkowe „na coś słodkiego".
- Jeżeli dziecko nie kupi tego, na co ma ochotę w sklepiku, to wtedy wychodzi do sklepu obok. Często uczniowie sami przynoszą do szkoły chipsy, batony – mówi Mirela Kwietniewska. – Można powiedzieć, że wprowadzanie zdrowej żywności do szkół jest zasadne, ale nie w pełni się sprawdza.
Dlatego zdrowych nawyków żywieniowych dzieci powinny uczyć się w domu. Przekonywanie najmłodszych, że owoce i warzywa są smaczne i zdrowe nie zda się na nic, jeżeli rodzice sami ich nie jedzą. - Dziecko w szkole przebywa tylko pewną część dnia, a nawyki żywieniowe każdy z nas wynosi z domu - mówi Katarzyna Rachfał. - Uczniom często łatwiej jest kupić chipsy czy batonika, niż jabłko. Wybierają coś, co szybko się zje. Produkt, który już jest gotowy do spożycia i w dodatku lepiej im smakuje.
„Śmieciowe” jedzenie nie tylko wydaje się smaczniejsze, lecz również ładniej wygląda. Zwłaszcza, gdy kusi z wielkich billboardów, kolorowych reklam telewizyjnych i internetowych. Jakby tego było mało, słodycze i słone przekąski są łatwo dostępne; pod ich ciężarem uginają się półki każdego mniejszego lub większego sklepu.
I choć sklepiki szkolne mają przejść rewolucję, wszystko wskazuje na to, że droga do zmiany nawyków żywieniowych u najmłodszych będzie jeszcze bardzo długa.
AS