- Wokół rajdu Diaczenki narosło wiele mitów, do czego przyczyniła się ówczesna sowiecka propaganda, wychwalając całą akcję jako bohaterski czyn. Jak się jednak okazuje, ani Diaczenko, ani nikt z dowódców nie został za nią odznaczony, rozkazy w tej sprawie zablokował sam marszałek Rokossowski – wyjaśnia dr Tomasz Gliniecki, autor książek dotyczących historii Elbląga, który w najnowszej publikacji pt. "Echa pancernego rajdu" rozprawia się z mitem militarnej operacji. - Mitem, który w czasie wojny miał krzepić serca żołnierzy, a po jej zakończeniu wywołać wielkie podziękowania za wyzwolenie - wskazuje. Zobacz zdjęcia ze spotkania autorskiego.
- Wokół rajdu Diaczenki narosło wiele mitów, do czego przyczyniła się ówczesna sowiecka propaganda, wychwalając całą akcję jako bohaterski czyn - wyjaśnia dr Tomasz Gliniecki, propagator i badacz historii Elbląga, który od lat przeszukuje archiwa w poszukiwaniu informacji na temat zdobywania Elbląga w 1945 roku. Swoją pracę doktorską poświęcił właśnie sowieckiej propagandzie - jak mitologizowała rzeczywistość w zależności od potrzeb, a jako przykład posłużył pancerny rajd Diaczenki. Przeredagował naukowy wywód i tak powstała książka "Echa pancernego rajdu", którą Tomasz Gliniecki prezentował podczas spotkania w Klubie Wojskowym przy ul. Mierosławskiego.
Czego nowego dowiemy się z tej publikacji?
- Przede wszystkim uporządkujemy wiedzę, ale i dowiemy się, co działo się przed i po rajdzie - mówi dr Tomasz Gliniecki. - Sam rajd jest tylko epizodem, który posłużył do tego, by zafałszować historię. Materiały celowo zostały przygotowane inaczej dla pokrzepienia serc żołnierzy sowieckich w czasie wojny, a potem zupełnie inaczej po to, by wywołać dziękczynienie za wyzwolenie.
Nad "kreacją" operacji militarnych na terenie Elbląga i okolic pracowali w pocie czoła (choć akurat na przełomie stycznia i lutego 1945 r. na mrozie) korespondenci wojenni. Fotografowano żołnierzy przed lub po działaniu, ustawiając nawet lufy czołgów we właściwą stronę (wiadomo - na zachód, czyli tam, gdzie Berlin) czy "upychając" w pancernej maszynie więcej żołdaków niż przewidział to jej konstruktor, a już na pewno zdrowy rozsądek.
Z książki Tomasza Glinieckiego można dowiedzieć się, jak odrzucać mity i jak głęboko trzeba wchodzić w historię, by poznawać prawdę.
- Pokazuję prawdę o Diaczence, dokumenty o nim, jego twarz, informacje o tym, co robił przed i po rajdzie - wymienia autor publikacji. - Pokazuję też, że nie ma ostatecznego dowodu na to, że Diaczenko osobiście w którymś z czołgów siedział. Śmiem twierdzić z dużym prawdopodobieństwem, że nie uczestniczył on w rajdzie, który został nazwany jego imieniem.
Jak trudno było dotrzeć do dokumentów, które pozwalają na odfałszowanie historii?
- Trudność polega na tym, że trzeba przejrzeć dziesiątki książek, by sprawdzić kto, po kim powtarzał i gdzie te zafałszowania powstały - wyjaśnia Tomasz Gliniecki. - To też media wojenne: gazety, fotoreportaże, które celowo zafałszowywały rzeczywistość, by wzbudzić w żołnierzach sowieckich dobre mniemanie o ich działaniach. Jednocześnie te same dokumenty mówią o tym, że ci, którzy zostali skierowani do wielkich odznaczeń, nawet sam Diaczenko, ich nie dostali - zauważa historyk. - Osobiście rozkazy w tej sprawie zablokował marszałek Rokossowski, wściekły za to, co się wydarzyło w Elblągu. Bo nie był to powód do chwały.
- Moja praca trwała kilka lat, ale dzięki niej uzyskałem modelowy sposób na to, jak zdemitologizować wojenne mity. Zabieram się za propagandę działań wojennych w Gdańsku - zapowiada dr Tomasz Gliniecki. - Praca nad historią Elbląga opłaciła się na tyle, że tego typu mity można teraz naukowo badać w innych miejscach.
Diaczenko ostatecznie zniknął z Elbląga za sprawą tzw. ustawy dekomunizacyjnej. Stosowną uchwałę w sprawie zmiany nazwy ulicy Kpt. Gienadija Diaczenki (podobnie, jak i Armii Ludowej, Kruczkowskiego i Rodziny Nalazków) radni podjęli 7 września 2017 r.
- To dobry krok, bo trzymanie się fałszu historycznego czy też narzuconego nie jest dobre - przekonuje Tomasz Gliniecki. - Dobrze również, że ulica nie została teraz nazwana w sposób, który byłby za 5 czy 10 lat znowu powodem do dyskusji. Starowiejska będzie - mam nadzieję - dobrym wyborem - kończy.