16-letnia Emilia woli obecność lasów i pól niż betonu i bloków. Ostatnio zbudowała krosno, na którym tka własne materiały. Z nich robi sukienki, motanki i żadanice…- Zamiast sprawić sobie bajkową suknię, uszyłam skromną, którą w średniowieczu nosiły raczej biedniejsze panie. Strój jest wygodny, czuję się w nim swobodnie. Wszystko szyję ręcznie - mówi Emilia.
Anna Kaniewska: - Czym się zajmujesz na co dzień?
Emilia Żeglińska: - Ogólnie działam w rekonstrukcji historycznej. Zajmuję się organizacją targów historycznych. Rekonstrukcja historyczna to dosyć niszowy produkt do pokazania. Jakiś czas temu organizowałam również koncerty. Zajmuję się również fire show, ale robię to raczej, aby wspomóc akcje charytatywne. Jestem także animatorką.
- Od jak dawna interesujesz się rekonstrukcją historyczną?
- Jest to moje hobby od koło trzech lat. Od małego interesowałam się sztuką. Brałam udział w konkursach plastycznych, wiedzy o historii sztuki. Szkoła mnie nudziła i chciałam też mieć jakąś odskocznię, w gimnazjum przypadkiem trafiłam na rekonstrukcję historyczną. Było to oblężenie Fromborka. Jechałam tam jako kuglarz, miałam pożyczony strój historyczny i zbierałam strzały, które wystrzelali łucznicy. Bardzo spodobał mi się klimat imprezy, zaangażowanie organizatorów, ich energia. Sam Elbląg jest miastem, które ma tradycję historyczną. Niedaleko znajduje się Malbork. Okoliczność sprawiają, że człowiek ma ochotę interesować się historią.
- I do tego sama robisz swoje stroje...
- Każda dziewczynka marzyła, aby zostać księżniczką. Ja zawsze marzyłam, żeby mieć ładną sukienkę a'la księżniczka. Zaczęłam czytać o dawnych strojach, o tym jak, kiedyś ubierały się kobiety. Zamiast sprawić sobie bajkową suknię, uszyłam sobie skromną sukienkę, którą raczej nosiły biedniejsze panie. Strój jest wygodny, czuję się w nim swobodnie. Wszystko szyję ręcznie. Razem z tatą zbudowałam krosno i staram się tkać własne materiały. Nie jest to lekka praca (śmiech). Ostatnio samo osnuwanie trwało trzy dni. Gdy się złapie wprawę, jest całkiem prosto. To działa podobnie jak programowanie, raz wgrany program działa przez cały czas. Trzeba tylko podnosić nicielnice, przekładać wątek, opuszczać nicielnicę. Ten mechanizm trzeba powtarzać. Jest to dla mnie świetne odprężenie po dniu spędzonym w szkole. Moja koleżanka, która dłużej ode mnie zajmuje się tkactwem, pozwoliła mi spróbować na swoim sprzęcie. Dała mi również wskazówki do zbudowania krosna, do używania go. Moją pierwszą sukienkę uszyłam w jeden dzień. Wystarczy wykroić kształty, głównie prostokąty i trójkąty, a potem je poszywać. Nie trzeba nic dopasowywać.
- Uważasz, że historia, której uczą młodzież w szkołach, potrafi zaciekawić?
- Wszystko zależy od nauczyciela. Moi poprzedni nauczyciele historii prowadzili zajęcia w sposób nieciekawy i sami nie wydawali się zainteresowani swoją dziedziną. Moja aktualna nauczycielka w tak wspaniały sposób przekazuje wiedzę, że nawet najbardziej nudne i nieciekawe okresy w historii Polski przypominają fabułę dobrej powieści. Sama wiedza historyczna to jest bardzo szeroki zakres. Polityczne wydarzenia mnie nie interesują. Ciągle się powtarzają podobne schematy. Mnie interesują materiały, kultura, obyczajowość. Dlatego kocham rekonstrukcję kultury materialnej średniowiecza.
- Jesteś animatorką, pracujesz z dziećmi. Lubisz to robić?
- Uwielbiam pracę z dziećmi. Pomagam również mojej koleżance, która jest druhną w harcerstwie. Wiadomo, że nie jest to łatwa sprawa, czasem jest trudno zachować spokój, gdy dzieci są niegrzeczne, hałasują, biegają, ale to daje mi dużo satysfakcję. Gdy przychodzę i widzę grupę dzieci, które na powitanie przytulają się i widać, że są szczęśliwe. Czasem razem z dziećmi robię lalki. Interesuje mnie tworzenie lalek w kontekście magiczno-historycznym. Robię motanki i żadanice białoruskie.
- Zastanawiałaś się, co chciałabyś robić po skończeniu szkoły średniej?
- Do końca jeszcze nie wiem. Z jednej strony myślałam o archeologii czy etnografii, a z drugiej strony wiem, że jestem dobra z przedmiotów ścisłych. Niestety matematyka i fizyka nie interesują mnie tak bardzo, że chciałabym się nimi zajmować przez całe życie.
Póki co wysłałam zgłoszenie na warsztaty śpiewu białego. Mam nadzieję, że się dostanę. Planuję z koleżanką zrobić rekonstrukcję kuglarzy średniowiecznych. Będzie żonglerka, tańce, śpiewy. Szczerze mówiąc nie mam jakiegoś jednego wielkiego celu. Mam swoje małe cele i je realizuje. Wyznaczając nowe cele, odnoszę wrażenie, że są ambitniejsze od tych poprzednich. A to oznacza, że się rozwijam.
- Gdybyś miała przenieść się w jeden okres historyczny, to który byś wybrała?
- Zdecydowanie średniowiecze. Wiem, że kobietom nie żyło się wówczas najlepiej, jednak doceniam to, że ówcześni ludzie bardziej szanowali przyrodę. Ja wolę obecność lasów i pól, niż betonu i bloków. Rozwiązania, które proponowano kiedyś, czasem są lepsze niż te nowe, oświecone pomysły. Mówi się, że jesteśmy najinteligentniejszym pokoleniem, bo im dalej, tym więcej wiemy. Ja uważam, że im dalej rozwija się technologia, tym skraca się nasze myślenie.
- Jakbyś zachęciła inne młode osoby do tego, aby zaczęły spędzać aktywnie czas?
- Lepiej coś zrobić niż potem żałować, że się czegoś nie zrobiło. Można zwiedzić niesamowite miejsca. Poznać cudowne osoby. Mam dużo znajomych z Rosji, z Węgier. Utrzymuję kontakt z jednym Węgrem, którego poznałam przez Internet tylko dlatego, że znam połowę jego drużyny rekonstrukcyjnej. Kiedyś byłam osobą bardzo nieśmiałą. Gdy zaczęłam się angażować, działać, otworzyłam się na nowe osoby, na drugiego człowieka. Dziś nie mam oporów, aby normalnie porozmawiać z drugim człowiekiem. Przeżywam takie historie, które będę mogła opowiedzieć swoim wnukom (śmiech).
- To może opowiedz chociaż jedną taką historię…
- Dwa lata temu brałam udział w oblężeniu Malborka. Miałam być gońcem Polaków. Ganiliśmy z radyjkami i przekazywaliśmy rozkazy obu stronom. Scenarzysta miał inny tekst, inny tekst był wywieszony na polu bitwy, a jeszcze inny miał król Jagiełło i dowódca Krzyżaków. W końcu król Polski stwierdził, że on się tym nie będzie zajmował, że ma tego dość i powiedział: „Mała, teraz Ty dowodzisz”. I stałam sobie tam, taka mała dziewczynka w rudej sukience, za mną tłum rycerzy, konnica, artyleria i dowodziłam (śmiech)...
Emilia Żeglińska: - Ogólnie działam w rekonstrukcji historycznej. Zajmuję się organizacją targów historycznych. Rekonstrukcja historyczna to dosyć niszowy produkt do pokazania. Jakiś czas temu organizowałam również koncerty. Zajmuję się również fire show, ale robię to raczej, aby wspomóc akcje charytatywne. Jestem także animatorką.
- Od jak dawna interesujesz się rekonstrukcją historyczną?
- Jest to moje hobby od koło trzech lat. Od małego interesowałam się sztuką. Brałam udział w konkursach plastycznych, wiedzy o historii sztuki. Szkoła mnie nudziła i chciałam też mieć jakąś odskocznię, w gimnazjum przypadkiem trafiłam na rekonstrukcję historyczną. Było to oblężenie Fromborka. Jechałam tam jako kuglarz, miałam pożyczony strój historyczny i zbierałam strzały, które wystrzelali łucznicy. Bardzo spodobał mi się klimat imprezy, zaangażowanie organizatorów, ich energia. Sam Elbląg jest miastem, które ma tradycję historyczną. Niedaleko znajduje się Malbork. Okoliczność sprawiają, że człowiek ma ochotę interesować się historią.
- I do tego sama robisz swoje stroje...
- Każda dziewczynka marzyła, aby zostać księżniczką. Ja zawsze marzyłam, żeby mieć ładną sukienkę a'la księżniczka. Zaczęłam czytać o dawnych strojach, o tym jak, kiedyś ubierały się kobiety. Zamiast sprawić sobie bajkową suknię, uszyłam sobie skromną sukienkę, którą raczej nosiły biedniejsze panie. Strój jest wygodny, czuję się w nim swobodnie. Wszystko szyję ręcznie. Razem z tatą zbudowałam krosno i staram się tkać własne materiały. Nie jest to lekka praca (śmiech). Ostatnio samo osnuwanie trwało trzy dni. Gdy się złapie wprawę, jest całkiem prosto. To działa podobnie jak programowanie, raz wgrany program działa przez cały czas. Trzeba tylko podnosić nicielnice, przekładać wątek, opuszczać nicielnicę. Ten mechanizm trzeba powtarzać. Jest to dla mnie świetne odprężenie po dniu spędzonym w szkole. Moja koleżanka, która dłużej ode mnie zajmuje się tkactwem, pozwoliła mi spróbować na swoim sprzęcie. Dała mi również wskazówki do zbudowania krosna, do używania go. Moją pierwszą sukienkę uszyłam w jeden dzień. Wystarczy wykroić kształty, głównie prostokąty i trójkąty, a potem je poszywać. Nie trzeba nic dopasowywać.
- Uważasz, że historia, której uczą młodzież w szkołach, potrafi zaciekawić?
- Wszystko zależy od nauczyciela. Moi poprzedni nauczyciele historii prowadzili zajęcia w sposób nieciekawy i sami nie wydawali się zainteresowani swoją dziedziną. Moja aktualna nauczycielka w tak wspaniały sposób przekazuje wiedzę, że nawet najbardziej nudne i nieciekawe okresy w historii Polski przypominają fabułę dobrej powieści. Sama wiedza historyczna to jest bardzo szeroki zakres. Polityczne wydarzenia mnie nie interesują. Ciągle się powtarzają podobne schematy. Mnie interesują materiały, kultura, obyczajowość. Dlatego kocham rekonstrukcję kultury materialnej średniowiecza.
- Jesteś animatorką, pracujesz z dziećmi. Lubisz to robić?
- Uwielbiam pracę z dziećmi. Pomagam również mojej koleżance, która jest druhną w harcerstwie. Wiadomo, że nie jest to łatwa sprawa, czasem jest trudno zachować spokój, gdy dzieci są niegrzeczne, hałasują, biegają, ale to daje mi dużo satysfakcję. Gdy przychodzę i widzę grupę dzieci, które na powitanie przytulają się i widać, że są szczęśliwe. Czasem razem z dziećmi robię lalki. Interesuje mnie tworzenie lalek w kontekście magiczno-historycznym. Robię motanki i żadanice białoruskie.
- Zastanawiałaś się, co chciałabyś robić po skończeniu szkoły średniej?
- Do końca jeszcze nie wiem. Z jednej strony myślałam o archeologii czy etnografii, a z drugiej strony wiem, że jestem dobra z przedmiotów ścisłych. Niestety matematyka i fizyka nie interesują mnie tak bardzo, że chciałabym się nimi zajmować przez całe życie.
Póki co wysłałam zgłoszenie na warsztaty śpiewu białego. Mam nadzieję, że się dostanę. Planuję z koleżanką zrobić rekonstrukcję kuglarzy średniowiecznych. Będzie żonglerka, tańce, śpiewy. Szczerze mówiąc nie mam jakiegoś jednego wielkiego celu. Mam swoje małe cele i je realizuje. Wyznaczając nowe cele, odnoszę wrażenie, że są ambitniejsze od tych poprzednich. A to oznacza, że się rozwijam.
- Gdybyś miała przenieść się w jeden okres historyczny, to który byś wybrała?
- Zdecydowanie średniowiecze. Wiem, że kobietom nie żyło się wówczas najlepiej, jednak doceniam to, że ówcześni ludzie bardziej szanowali przyrodę. Ja wolę obecność lasów i pól, niż betonu i bloków. Rozwiązania, które proponowano kiedyś, czasem są lepsze niż te nowe, oświecone pomysły. Mówi się, że jesteśmy najinteligentniejszym pokoleniem, bo im dalej, tym więcej wiemy. Ja uważam, że im dalej rozwija się technologia, tym skraca się nasze myślenie.
- Jakbyś zachęciła inne młode osoby do tego, aby zaczęły spędzać aktywnie czas?
- Lepiej coś zrobić niż potem żałować, że się czegoś nie zrobiło. Można zwiedzić niesamowite miejsca. Poznać cudowne osoby. Mam dużo znajomych z Rosji, z Węgier. Utrzymuję kontakt z jednym Węgrem, którego poznałam przez Internet tylko dlatego, że znam połowę jego drużyny rekonstrukcyjnej. Kiedyś byłam osobą bardzo nieśmiałą. Gdy zaczęłam się angażować, działać, otworzyłam się na nowe osoby, na drugiego człowieka. Dziś nie mam oporów, aby normalnie porozmawiać z drugim człowiekiem. Przeżywam takie historie, które będę mogła opowiedzieć swoim wnukom (śmiech).
- To może opowiedz chociaż jedną taką historię…
- Dwa lata temu brałam udział w oblężeniu Malborka. Miałam być gońcem Polaków. Ganiliśmy z radyjkami i przekazywaliśmy rozkazy obu stronom. Scenarzysta miał inny tekst, inny tekst był wywieszony na polu bitwy, a jeszcze inny miał król Jagiełło i dowódca Krzyżaków. W końcu król Polski stwierdził, że on się tym nie będzie zajmował, że ma tego dość i powiedział: „Mała, teraz Ty dowodzisz”. I stałam sobie tam, taka mała dziewczynka w rudej sukience, za mną tłum rycerzy, konnica, artyleria i dowodziłam (śmiech)...
Rozmawiała Anna Kaniewska