UWAGA!

Jak aktorka na planie filmowym (Cudze chwalicie, swego nie znacie, odcinek 2)

 Elbląg, Jak aktorka na planie filmowym  (Cudze chwalicie, swego nie znacie, odcinek 2)
fot.Michał Skroboszewski

Tym razem zabierzemy was w miejsce magiczne, bo czas tutaj zatrzymał się naprawdę dawno temu. I choć mieszkańcy narzekają, że mieszka się tutaj nieciekawie, my tym miastem byliśmy zauroczeni od samego początku. Wpadamy do Ornety jak na jeden wielki plan filmowy. Zobacz zdjęcia z Ornety.

Klaps za klapsem w filmowej Ornecie
       Spacer rozpoczynamy od Ciasnego Zaułka i od razu przenosimy się do czasów przedwojnia. Klimatu dodają stare auta, które raz po raz z rykiem silnika przejeżdżają przez rynek Ornety, bo właśnie odbywa się tutaj zlot starych aut. Wpadamy w ulicę Zamkową, równie starą jak Ciasny Zaułek, o której potem dowiadujemy się, że kręcono tu niejeden polski film. Sercem miasta jest urokliwy ryneczek z ratuszem w roli głównej. Niesamowite wrażenie na turystach robią kamienice z podcieniami, które okazują się bardzo praktyczne, bo tutaj chowamy się przed ulewą. W poszukiwaniu informacji turystycznej trochę błądzimy, wpadamy do sklepu z odzieżą i ucinamy miłą pogawędkę z mieszkańcami. - Proszę koniecznie napisać, że Orneta to jeden wielki skansen z żywymi eksponatami w postaci mieszkańców – mówi nasza rozmówczyni. - Nie ma tu młodych ludzi. Wyjeżdżają stąd. Nic się tutaj nie dzieje. Nic a nic.
       Hmmm, dziwi mnie to, bo ruch tu jak na Marszałkowskiej. - Ruch jest, bo jest rynek, o piętnastej będzie tu cisza – mówi ornecianka.
       Jednak czasami w Ornecie się dzieje, bo miejsce to klimatyczne. Wyczuli to polscy filmowcy, którzy od lat przyjeżdżają tu kręcić filmy. Pytam o te filmy poznaną orneciankę. - Niech pani zapyta Artura. Prowadzi sklep ze sprzętem, to pani opowie.
       Pan Artur wspomina film kręcony tutaj przed rokiem i pokazuje zdjęcie, na którym widzimy jego sklep zasłonięty drewnianym płotem postawionym przez filmowców. - Przyszli do mnie i grzecznie zapytali, czy mogą zasłonić sklep, bo im do filmu nie pasuje – opowiada. - Kręcili scenę w kamieniczkach pod filarami ze sztucznym śniegiem, bo to miała być zima. I mój sklep nie pasował im do tej sceny. Prosili też o wyłączenie świateł na poddaszu, gdzie znajdują się mieszkania. Najwięcej scen kręcili na Zamkowej, ale na tych filmach to ja własnego miasta nie poznaję, tak je filmowcy na potrzeby filmu zmieniają – dodaje. - Kiedyś to nawet filmowcy kupili u mnie zmywarkę dla jakiejś rodziny w Mingajnach z wyrazami wdzięczności dla niej.
       Podobne doświadczenia nie są mi obce. Kiedyś i mi zdarzyło się wpaść na plan filmowy, a miało to miejsce w oddalonym kilka km od Ornety Krośnie. O tym jednak później. W Ornecie i okolicach powstało kilka filmów: Blizny, Chrześniak, Dziewczyna z Mazur, Sukces, Wenecja, Róża, Siła Wyższa, Papusza, Józef Pokutnik, Sprawiedliwy czy Niewinne.
      
       Śladami przedwojennego miasta

       My tymczasem wybieramy się w dalszą wędrówkę w poszukiwaniu Informacji Turystycznej. Znajdujemy ją przy ulicy Rycerskiej, poznać ją można po kolorowych parasolach zawieszonych wysoko nad głowami. Miła dziewczyna z biura prowadzi nas do ratusza, w którego podziemiach znajduje się Galeria Dziedzictwa Ornety, udostępniana turystom za darmo na życzenie (trzeba o to poprosić w Informacji Turystycznej). Muzeum jest skarbnicą wiedzy o dawnej Ornecie zwanej kiedyś z niemiecka Wormditt. Znajdziemy tutaj artykuły gospodarstwa domowego, biblię z 1727 roku ze zbiorów parafii rzymskokatolickiej w Ornecie oraz pamiątki z 29. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego, który kiedyś stacjonował w Ornecie.
       Tak w książce "Moja droga przez życie" Ornetę po pierwszej wojnie światowej wspomina uczeń orneckiego gimnazjum Wiktor Steffen: "Dworzec w Ornecie robił wrażenie nowej budowli. Był to gmach długi, niezbyt wysoki, zbudowany z czerwonej cegły jak wszystkie urzędowe niemieckie gmachy. Do centrum mieliśmy kilometr. Droga wiodła najpierw przez puste pole, wzdłuż toru kolejowego, potem skręcała w lewo ku miastu, przechodząc w reprezentacyjną ulicę wyłożoną równiutką turfową kostką. Piętrowe wille stojące po obu stronach ulicy świadczyły o dobrobycie mieszkańców. [...] Czworokątny rynek ze starym ratuszem pośrodku z trzech stron otoczony był podcieniami. Po przeciwnej stronie wznosił się niewielki hotel i kilka piętrowych domów między innymi gospoda "Pod niebieskim Fartuszkiem", rzekomo dom schadzek wolnomularzy. Tuż za rynkiem po lewej stronie, górował nad innymi zabudowaniami czternastowieczny kościół gotycki – ornecka fara."
      
       Freski i zwyczaje uczniów dawnego gimnazjum
       Udajemy się w dalszą wędrówkę i Orneta nie przestaje nas zadziwiać, ponieważ jeszcze daleko za starym rynkiem trafiamy na wiele zabytkowych budynków. W dawnym sądzie grodzkim przy ulicy 1 Maja mieści się dziś Zespół Szkół Zawodowych, jednak prawdziwa niespodzianka jest jeszcze przed nami. W zabytkowym Zespole Szkół Ogólnokształcących zawsze mieściła się szkoła. Budynek robi wrażenie, jednak dopiero w środku napotykamy na ciekawostkę. W auli szkoły od niedawna można podziwiać freski, wcześniej zamalowane, a odkryte podczas ostatniego remontu. Widnieje na nich święta Elżbieta i wizerunek biskupa Eberharda von Neiβe. Ich autorem jest profesor dawnej Królewieckiej Akademii Sztuk. I tu kolejna ciekawostka. Jak wspomina w swojej książce uczeń tej szkoły, Wiktor Steffen, w dawnym gimnazjum orneckim "panował dziwny zwyczaj wprowadzania nowych uczniów w społeczność szkolną. Nowego ucznia chwytano przemocą, kładziono na olbrzymim głazie, znajdującym się na dziedzińcu gimnazjalnym i sprawiano mu straszne lanie". Opowiada także o sposobach spędzana wolnego czasu przez ornecką młodzież w 1919 roku. "Po południu robiliśmy wspólne wycieczki do pobliskiego lasu, łowiliśmy w rzece raki, odwiedzaliśmy kolegów w majątkach ich rodziców – zawsze gościnnie przyjmowani, robiliśmy przejażdżki łódką po Drwęcy i dłuższe rowerowe wycieczki lub wspólnie kąpaliśmy się w pobliskim jeziorze" (Wiktor Steffen "Moja droga przez życie").
      
       Dworzec, jezioro i trochę sacrum
       Zaciekawieni opisem starej Ornety udajemy się na nieco zarośnięty już dworzec (z jego dawnego splendoru pozostało niewiele), dalej mijamy starą wieżę kolejową, stadion miejski i odpoczywamy nad jeziorem Mieczowym, bowiem ornecianie w samym centrum mają jezioro. Wracamy na rynek, bo nie możemy nie zajrzeć do kościoła św. Jana Chrzciciela. Tam w głównym żyrandolu znajduje się figurka Matki Boskiej, która, gdzie byśmy nie stanęli, z każdej strony patrzy na człowieka. Mówią też, że jest wszystkosłysząca.
       Na Drwęcy Warmińskiej mijamy stare zapory wodne, nieopodal można wynająć kajak i popływać po rzece. My jednak znużeni nieco zwiedzaniem udajemy się w kierunku ulicy Wojska Polskiego i zaglądamy na teren dawnego kościoła ewangelickiego, gdzie pochowano jego dawnych parafian.

  Elbląg, Jak aktorka na planie filmowym  (Cudze chwalicie, swego nie znacie, odcinek 2)
fot.Michał Skroboszewski


      
       Kryształowa Li, kaczmarka i Krosno z filmem w tle
       Będąc w Ornecie nie możemy nie udać się do Krosna, oddalonego od miasta o kilka kilometrów. To właśnie tu znajduje się kościół wzorowany na kościele w Świętej Lipce. I to właśnie tu, wracając 9 lat temu z wakacji, natknęłam się na ekipę filmową, nagrywającą zdjęcia do filmu o żeńskim klasztorze pt "W imieniu diabła". Tym razem zastaliśmy tam miłą panią, która zdradziła nam kilka ciekawostek na temat Ornety. - Orneta nazywana jest małym Krakowem – opowiada. - Położona na siedmiu wzgórzach, w herbie ma smoka, bo według legendy wieki temu żył tam sok, którego ofiarą padały nie tylko zwierzęta, ale i kobiety i dzieci – opowiada Agnieszka Lejkowska, nauczycielka Przedszkola nr 1 w Ornecie. - Na orneckim ratuszu znajduje się najstarszy dzwon na Warmii. Wokół Ornety krąży też wiele innych legend. Jedna z nich mówi o kryształowej Li, która nie chciała Niemca, a jako starsza kobieta zasłoniła piersią swojego kochanka i zginęła. Albo legenda o starej czarownicy, bo podobno to właśnie w Ornecie miała zostać spalona ostatnia czarownica, ale biskup "okazał trochę serca" i pozwolił ją ukamienować. Mamy też legendę o karczmarce, która była tak odważna, że ściągnęła z wieży kościotrupa, który miał straszyć mieszkańców – dodała i zaprosiła nas na wystawę ikon, którą do końca lipca można oglądać w krośnieńskim sanktuarium.
      
       Pod hasłem "Cudze chwalicie, swego nie znacie" co niedzielę przez całe wakacje prezentujemy cykl o ciekawych miejscach naszego regionu, które warto odwiedzić w wolnym czasie. O czym będzie za tydzień? Koniecznie zajrzyjcie w następną niedzielę!
      


Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama