Dzięki szybkiej pomocy Jacka Jackowskiego z Elbląga nie doszło do tragedii na Kaszubach. Pan Jacek uratował ojca i syna, których kajak przewrócił się na środku jeziora podczas silnego wiatru. - Nie zastanawiałem się ani chwili, gdy tylko usłyszałem, że ktoś woła ratunku, ruszyłem na pomoc – mówi pan Jacek.
O akcji ratunkowej na jeziorze Wielewskim w gminie Karsin (powiat kościerski) pisały lokalne media. Jacek Jackowski ruszył na pomoc dwójce kajakarzy i wyciągnął ich na brzeg zanim jeszcze pojawiły się służby ratunkowe.
- To była niedziela, około godz. 15. W pewnym momencie usłyszeliśmy z żoną wołanie ratunku. Z pierwszej chwili pomyślałem, że się przesłyszałem, ale ono się powtórzyło. Nie zastanawiając się zbytnio, wsiadłem do swojego pontonu z silnikiem elektrycznym, zabrałem ze sobą jeszcze jedną osobę z pomostu i ruszyliśmy na ratunek. Na środku jeziora okazało się, że w wodzie są dwie osoby, które wypadły z kajaka podczas silnego wiatru. Około 12-letni chłopiec i jego tata, byli od siebie już około 50 metrów. Na szczęście obaj mieli na sobie kapoki, bo inaczej skończyłoby się tragedią – opowiada pan Jacek. - Odholowaliśmy ich do brzegu, na miejscu były już służby ratunkowe, na szczęście żadna z osób nie wymagała dodatkowej pomocy.
Pan Jacek często spędza wolny czas nad jeziorem Wielewskim, przyjeżdża tu od lat, mieszkając w holenderskim domku. - Woda to mój żywioł, w wolnych chwilach uprawiam wakeboard, oczywiście w miejscach do tego przeznaczonych. Na tym jeziorze jakiś czas temu wprowadzono strefę ciszy, więc nie można używać silników spalinowych. Z takim silnikiem dotarłbym na miejsce zdarzenia szybciej, dobrze że mam ponton z silnikiem elektrycznym. Zresztą to nie pierwszy raz, kiedyś kogoś ratuję z opresji. Nie ma lata, w którym nie zdarzy się tu jakaś wywrotka żaglówki czy coś podobnego. Tak już mam, że zawsze w takich przypadkach reaguję – mówi 46-letni pan Jacek.
- To była niedziela, około godz. 15. W pewnym momencie usłyszeliśmy z żoną wołanie ratunku. Z pierwszej chwili pomyślałem, że się przesłyszałem, ale ono się powtórzyło. Nie zastanawiając się zbytnio, wsiadłem do swojego pontonu z silnikiem elektrycznym, zabrałem ze sobą jeszcze jedną osobę z pomostu i ruszyliśmy na ratunek. Na środku jeziora okazało się, że w wodzie są dwie osoby, które wypadły z kajaka podczas silnego wiatru. Około 12-letni chłopiec i jego tata, byli od siebie już około 50 metrów. Na szczęście obaj mieli na sobie kapoki, bo inaczej skończyłoby się tragedią – opowiada pan Jacek. - Odholowaliśmy ich do brzegu, na miejscu były już służby ratunkowe, na szczęście żadna z osób nie wymagała dodatkowej pomocy.
Pan Jacek często spędza wolny czas nad jeziorem Wielewskim, przyjeżdża tu od lat, mieszkając w holenderskim domku. - Woda to mój żywioł, w wolnych chwilach uprawiam wakeboard, oczywiście w miejscach do tego przeznaczonych. Na tym jeziorze jakiś czas temu wprowadzono strefę ciszy, więc nie można używać silników spalinowych. Z takim silnikiem dotarłbym na miejsce zdarzenia szybciej, dobrze że mam ponton z silnikiem elektrycznym. Zresztą to nie pierwszy raz, kiedyś kogoś ratuję z opresji. Nie ma lata, w którym nie zdarzy się tu jakaś wywrotka żaglówki czy coś podobnego. Tak już mam, że zawsze w takich przypadkach reaguję – mówi 46-letni pan Jacek.
RG