Przed elbląskim Sądem Rejonowym trwa proces w sprawie uszkodzenia pamiątkowej tablicy na cmentarzu Żołnierzy Armii Radzieckiej przy ul. Agrykola. Prokuratura oskarża o „znieważenie miejsca upamiętnienia historycznego” dwóch mężczyzn, z których jeden przyznaje się do usunięcia z tablicy symbolu sierpa i młota.
Proces rozpoczął się pod koniec lutego tego roku, dzisiaj (6 czerwca) odbyła się kolejna rozprawa. Na ławie oskarżonych zasiedli Mateusz Kosiński, pochodzący z Elbląga dziennikarz „Tygodnika Solidarność”, z wykształcenia politolog i historyk (zgodził się na ujawnienie danych i wizerunku) i jego znajomy Paweł Ż., który po raz pierwszy składał dzisiaj wyjaśnienia przed sądem.
Sprawa dotyczy wydarzeń z 25 lutego 2022 roku, kiedy to doszło do zniszczenia pamiątkowej tablicy znajdującej się na terenie cmentarza Żołnierzy Armii Radzieckiej przy ul. Agrykola w Elblągu. Dwaj sprawcy za pomocą łomu i młotów usunęli z tablicy symbol sierpa i młota, uszkadzając cokół tablicy. Zdarzenie nagrały komórkami przechodzące obok dwie kobiety, wezwana na miejsce policja zatrzymała Mateusza Kosińskiego i Pawła Ż. Straty dotyczące zniszczenia mienia wyceniono na 600 zł, a prokuratura oskarżyła obu mężczyzn o „znieważenie miejsca upamiętnienia historycznego”.
Mateusz Kosiński na poprzedniej rozprawie przyznał się do usunięcia symbolu sierpa i młota z tablicy. Tłumaczył m.in., że takie symbole powinny zniknąć z przestrzeni publicznej w Elblągu i że nie dokonał przestępstwa, a swój czyn określił jako symboliczny, wykonany od wpływem dużych emocji związanych z rozpoczęciem dzień wcześniej przez Rosję inwazji na Ukrainę. Dzisiaj pytany przez sąd, z kim dokonał tego czynu, odpowiedział, że ze znajomym, ale uchylił się od odpowiedzi na pytanie, z kim konkretnie. Dodał, że cieszy się, że w przestrzeni publicznej trwa dyskusja o konieczności usuwaniu takich symboli i że do tego czasu sierp i młot na tablicę nie powrócił.
Z kolei Paweł Ż. nie przyznał się do winy, choć stwierdził że był w okolicach tablicy tego wieczora, wziął nawet ze sobą młot i łom, bo chciał sam usunąć symbol sierpa i młota.
- Wróciłem wieczorem do Elbląga z pracy w Bartoszycach, poczułem impuls, bo takie rzeczy działy się na Ukrainie i postanowiłem podjechać w tamto miejsce (pod tablicę na cmentarzu żołnierzy radzieckich – red.) - wyjaśniał przez sądem Paweł Ż.
Dopytywany przez sąd stwierdził, że nie wie, kto zniszczył tablicę oraz usunął sierp i młot, choć dodał, że widział usunięty już symbol. Nie był w stanie rozpoznać nikogo z nagrania wideo z niszczenia tablicy, które sąd odtworzył podczas rozprawy. Stwierdził za to, że popiera usuwanie symboli związanych z systemem komunistycznym z przestrzeni publicznej, a kwota dotycząca oszacowania skali zniszczeń w tym przypadku jest zawyżona.
- Moja rodzina mocno dotknięta została w swojej historii przez komunizm. Mój dziadek w 1943 roku trafił do łagrów na Ural, pracował w kopalni, udało mu się uciec. Moją prababcię w 1944 rozstrzelano na jej podwórku na oczach jej dzieci za to, że próbowała ukryć jedzenie. W 1947 roku moją babcię i dziadka deportowano w ramach akcji Wisła. A ja sam byłem świadkiem na kijowskim Majdanie, jak strzelano do ludzi i jak ci ludzie umierali. To wszystko symbolizuje symbol sierpa i młota – mówił przez sądem Paweł Ż.
Na wtorkowej rozprawie sąd chciał też wiedzieć, co stało się z symbolem sierpa i młota. - Jest schowany i trafi do muzeum – stwierdził Mateusz Kosiński.
- W czyim posiadaniu jest? – dopytywała prowadząca sprawę sędzia Katarzyna Słyś.
- Jest schowany
- Ale kto go schował?
- Ja.
- A to nie jest dowód rzeczowy w sprawie? Czy Pan sobie przywłaszczył rzecz? Czy ja dobrze rozumiem, że Pan z miejsca zdarzenia zabrał ten element?
- Nie zabrałem z miejsca zdarzenia tego elementu.
- Czy wie Pan, gdzie jest ten element?
- Odmawiam odpowiedzi, gdzie jest ten element – odpowiedział oskarżony. - Uważam, że takie elementy powinny trafiać do miejsc, w których są umieszczone w pewnym kontekście, czyli do muzeów – stwierdził Mateusz Kosiński.
Podczas dzisiejszej rozprawy sąd przesłuchał dwoje świadków z kierownictwa Zarządu Zieleni Miejskiej, które w imieniu samorządu opiekuje się terenem cmentarza Żołnierzy Radzieckich. Z zeznań jednego z nich wynika, że tablica została szybko naprawiona przez firmę kamieniarską, a koszt naprawy pokryło... dwóch mężczyzn.
- Zgłosili się do nas dwaj mężczyźni, nie byli to oskarżeni, którzy zaoferowali, że pokryją koszty naprawy tablicy, jeśli wycofamy zawiadomienie o zniszczeniach. Nie pamiętam, jak się nazywali, czy się przedstawiali. Koszty wyniosły ostatecznie 400 zł. Jako Zarząd Zieleni Miejskiej byliśmy w tej sprawie jedynie pośrednikiem między tymi mężczyznami a firmą kamieniarską. Tablica została naprawiona. Nie mamy dokumentacji związanej z tą naprawą, bo my jej nie prowadziliśmy. Zawiadomienia nie mogliśmy już wycofać, bo sprawą zajęła się prokuratura – zeznał kierownik działu, który ma pod opieką elbląskie nekropolie, dodając że wartość zniszczonego mienia określono szacunkowo na podstawie uzgodnień z firmą kamieniarską i własnego doświadczenia.
Obaj świadkowie zeznali, że Zarząd Zieleni Miejskiej jako administrator zajmuje się jedynie dbaniem o porządek na cmentarzu Żołnierzy Radzieckich.
- Nie prowadzimy przeglądów technicznych, ale jak zauważymy zniszczenia, to zgłaszamy do departamentu gospodarki miasta, któremu bezpośrednio podlegamy – zeznawali. A o zniszczeniu tablicy dowiedzieli się od Departamentu Zarządzania Kryzysowego.
Sąd zdecydował, że wystąpi do departamentu gospodarki miasta Urzędu Miejskiego o dokumentację związaną z tablicą. Niewykluczone, że wystąpi także do wojewody, który jako reprezentant Skarbu Państwa zlecił elbląskiemu samorządowi dbanie o wojenną nekropolię. Na podstawie otrzymanej dokumentacji (niewykluczone że również z pomocą rzeczoznawcy) ma być określona dokładna kwota zniszczeń, co ma duże znaczenie dla sprawy. Do kwoty 500 zł taki czyn stanowi wykroczenie, powyżej – przestępstwo.
Kolejna rozprawa w tym procesie odbędzie się 4 września.