Prokuratura postawiła zarzuty w sprawie katastrofy samolotu MIG-29, który rozbił się koło Pasłęka w lipcu ubiegłego roku – poinformowało radio RMF FM. Zginął w niej pilot, któremu podczas katapultowania nie otworzył się spadochron.
Podejrzanymi w tej sprawie, jak informuje RMF FM, są dwaj cywile, byli już pracownicy Wojskowych Zakładów Lotniczych w Bydgoszczy, którzy pracowali przy remoncie systemów ucieczkowych w myśliwcach. Postawiono im zarzuty narażenia na utratę życia i nieumyślnego spowodowania śmierci pilota.
- Odpowiadali za skonstruowanie specjalnego pierścienia w fotelu katapultowym. Wszystko wskazuje na to, że właśnie jego wadliwa konstrukcja przyczyniła się śmierci pilota, którego katapulta nie zadziałała właściwie. Pierścień wytworzono ze zbyt twardego metalu. Obaj mężczyźni nie przyznali się do zarzutów – informuje RMF FM.
Prokuratura bada teraz, czy odpowiedzialność za śmierć pilota poniesie także ktoś z wojskowych, kto odbierał po remoncie samoloty. Poza tym, otwarta wciąż zostaje kwestia samych przyczyn katastrofy.
Przypomnijmy, że do katastrofy samolotu MiG-29 z 22 Bazy Lotnictwa Taktycznego z Malborka doszło w nocy z 5 na 6 lipca 2018 roku. Maszyna spadła na pole uprawne pod Pasłękiem. Pilot zdołał się katapultować, ale spadochron nie otworzył się, w zderzeniu z ziemią zginął na miejscu.
Więcej na ten temat: RMF FM