Kolejnym alternatywnym wydarzeniem muzycznym, w którym mogliśmy uczestniczyć, był środowy koncert reprezentantów skandynawskiej szkoły gry - szwedzkich zespołów Set My Path oraz Meleeh. Scenicznego wsparcia udzielił im elbląski zespół As We Speak.
Elbląski kolektyw Depression Town Crew, który ma już na sumieniu kilka bardzo zręcznie popełnionych koncertów, tym razem zaprosił na deski elbląskiej sceny szwedzkie zespoły - Set My Path oraz Meleeh. Występ tych formacji poprzedził wymarsz na parkiet rodzimych posiłków - zespołu As We Speak. Słowo „posiłki” nie jest użyte tu przypadkowo. Obserwacja elbląskiej sceny alternatywnej nasuwa od jakiegoś czasu myśl, czy mierzone w kategoriach aktywności i mobilności elbląskie podziemie muzyczne, nie wywołuje - podobnego do wymierzonego w aparat elektrokardiografu przez mało aktywny już mięsień sercowy - obrazu ciągłej linii. Dowodem na to mogą być koncerty organizowane od pewnego czasu przez elbląskie środowiska alternatywne. Przestrzeń plakatów (bardzo ciekawych pod względem graficznym) oznajmiających o gigu, wypełniają z reguły nazwy dwóch-trzech zespołów przyjezdnych (często zagranicznych) oraz spełniający niemalże już misję epilogu, znany nam wszystkim akcencik ograniczający się do nazw As We Speak, Bangor czy The Wrath.
W żadnym wypadku nie staram się wystawić organizatorom zarzutu, którzy, posiadając minimalne środki, chcą oddać w ręce i uszy ludzi jak największy ładunek dobrej zabawy. W celu wydłużenia koncertu często wypełnia się skład koncertowy najczęściej lokalnymi tworami. No i w tym momencie dochodzimy do wniosku, że jest ich zdecydowanie mało. Wspomniane wyżej trzy zespoły są młode, prężne i dysponują dużą dawką energii, jednak ich częste występy na scenicznych deskach w naszym mieście mogą wskazywać, że miejsce, skąd wywodzą się takie nazwy, jak Trauma, Demise, Immemorial, Mistrust, Enter Chaos, Dar Semi, Melayna czy Exliser, przeżywa pewien muzyczny nieurodzaj. Część weteranów pisze kolejny rozdział współczesnej epopei narodowej, opowiadającej o życiu ludu na emigracji, z drugiej strony odczuwamy także brak młodych kapel, których w Elblągu powstało w ciągu ostatnich lat dosłownie kilka. Jednak te kapele są i szczerze przyjemną jest obserwacja ich technicznego upgrade’u, który następuje z każdym kolejnym koncertem.
Dobrym przykładem jest tu As We Speak, który rozpoczął koncert. Słuchając muzyki tego kwintetu, można odnieść wrażenie, że chłopcy zasilający jego szeregi spacerują gdzieś w myślach takimi alejami jak Hatebreed czy All That Remains, dokładając do tego polski, garażowy brud oraz melodyjną technikę gry na instrumentach strunowych. Muzyce tej formacji nie brakuje dynamiki, a kontakt z publicznością jest ciągle podtrzymywany. Myślę, że zespół dysponuje siłą na tyle dużą, by za jakiś czas, pracując przy okazji nad selektywnością gry, stanowić mocną podporę elbląskiego undergroundu.
Kolejny zaopiekował się sceną szwedzki Set My Path. I tutaj mieliśmy okazję spotkać się z Panem śpiewcem, który miał okazje wystąpić na scenie „muzycznego teatru Elbląg” 7 lipca tego roku w barwach grupy Through The Mist Of Tears. I tak, jak poprzednio, jego charyzmatyczna sylwetka bardzo dobrze podkreśliła charakter grupy, dysponującej mocnym i zdecydowanym warsztatem, zakorzenionym w muzyce HC. Koncert ciekawy i skupiający uwagę. Nic dodać, nic ująć.
Jako ostatni tego wieczoru na scenie zamocował się szwedzki Meleeh. Zespół ten przedstawił nam masę ciekawych utworów, z których część pochodzi z najnowszego krążka grupy: „Another low. Another hollow”. Twórczość Szwedów spisana jest zdecydowanie molową nutą, w której wartość riffów narzuca mi na myśl nostalgiczny i silny zarazem, choć mniej hard-core’owy, charakter dźwięków „Playing enemy make” Dawncore, uzupełniany przez drapieżny i niezwykle emocjonalny wrzask wokalisty, zbliżony do produkcji Amandy Woodward. Całość ujmuje i sprawia, że podsceniczny tłum z przyjemnością oddaje się kamieniowaniu i przyjmowaniu na głowy kolejnych hałd gruzu. Muzyka ekspresywna, mocna i zarazem delikatnie bujająca.
Pod sam koniec koncertu pod sceną znajdowało się o wiele mniej osób niż na początku, co spowodowane było zapewne szkolnymi obowiązkami co poniektórych delikwentów. A szkoda. Taki to urok montowania koncertów w środku tygodnia.
Niemniej jednak koncert był udany i pozostaje tylko życzyć grupie DTC powodzenia oraz sił w walce z depresją…
W żadnym wypadku nie staram się wystawić organizatorom zarzutu, którzy, posiadając minimalne środki, chcą oddać w ręce i uszy ludzi jak największy ładunek dobrej zabawy. W celu wydłużenia koncertu często wypełnia się skład koncertowy najczęściej lokalnymi tworami. No i w tym momencie dochodzimy do wniosku, że jest ich zdecydowanie mało. Wspomniane wyżej trzy zespoły są młode, prężne i dysponują dużą dawką energii, jednak ich częste występy na scenicznych deskach w naszym mieście mogą wskazywać, że miejsce, skąd wywodzą się takie nazwy, jak Trauma, Demise, Immemorial, Mistrust, Enter Chaos, Dar Semi, Melayna czy Exliser, przeżywa pewien muzyczny nieurodzaj. Część weteranów pisze kolejny rozdział współczesnej epopei narodowej, opowiadającej o życiu ludu na emigracji, z drugiej strony odczuwamy także brak młodych kapel, których w Elblągu powstało w ciągu ostatnich lat dosłownie kilka. Jednak te kapele są i szczerze przyjemną jest obserwacja ich technicznego upgrade’u, który następuje z każdym kolejnym koncertem.
Dobrym przykładem jest tu As We Speak, który rozpoczął koncert. Słuchając muzyki tego kwintetu, można odnieść wrażenie, że chłopcy zasilający jego szeregi spacerują gdzieś w myślach takimi alejami jak Hatebreed czy All That Remains, dokładając do tego polski, garażowy brud oraz melodyjną technikę gry na instrumentach strunowych. Muzyce tej formacji nie brakuje dynamiki, a kontakt z publicznością jest ciągle podtrzymywany. Myślę, że zespół dysponuje siłą na tyle dużą, by za jakiś czas, pracując przy okazji nad selektywnością gry, stanowić mocną podporę elbląskiego undergroundu.
Kolejny zaopiekował się sceną szwedzki Set My Path. I tutaj mieliśmy okazję spotkać się z Panem śpiewcem, który miał okazje wystąpić na scenie „muzycznego teatru Elbląg” 7 lipca tego roku w barwach grupy Through The Mist Of Tears. I tak, jak poprzednio, jego charyzmatyczna sylwetka bardzo dobrze podkreśliła charakter grupy, dysponującej mocnym i zdecydowanym warsztatem, zakorzenionym w muzyce HC. Koncert ciekawy i skupiający uwagę. Nic dodać, nic ująć.
Jako ostatni tego wieczoru na scenie zamocował się szwedzki Meleeh. Zespół ten przedstawił nam masę ciekawych utworów, z których część pochodzi z najnowszego krążka grupy: „Another low. Another hollow”. Twórczość Szwedów spisana jest zdecydowanie molową nutą, w której wartość riffów narzuca mi na myśl nostalgiczny i silny zarazem, choć mniej hard-core’owy, charakter dźwięków „Playing enemy make” Dawncore, uzupełniany przez drapieżny i niezwykle emocjonalny wrzask wokalisty, zbliżony do produkcji Amandy Woodward. Całość ujmuje i sprawia, że podsceniczny tłum z przyjemnością oddaje się kamieniowaniu i przyjmowaniu na głowy kolejnych hałd gruzu. Muzyka ekspresywna, mocna i zarazem delikatnie bujająca.
Pod sam koniec koncertu pod sceną znajdowało się o wiele mniej osób niż na początku, co spowodowane było zapewne szkolnymi obowiązkami co poniektórych delikwentów. A szkoda. Taki to urok montowania koncertów w środku tygodnia.
Niemniej jednak koncert był udany i pozostaje tylko życzyć grupie DTC powodzenia oraz sił w walce z depresją…
Orzeu