- Mieliśmy takie przypadki, że formy znikały. Tak zaginęła m. in. forma Antoniego Milkowskiego To akurat przełom lat 80. i 90., kiedy prywatny właściciel kupił działkę z hotelem robotniczym przy placu Słowiańskim i przekształcił go w hotel Elzam - mówi Maciej Olewniczak z Galerii EL. Rozmawiamy m. in. o tym, których form przestrzennych "brakuje" w miejskich krajobrazie. Zobacz zdjęcia.
- Zacznijmy trochę prowokacyjnie. Po co nam te „tony złomu“? Przy czym wyraz „złom“ biorę w cudzysłów.
- Nie używałbym cudzysłowu. Wielu elblążanom formy przestrzenne się nie podobają. I nic dziwnego, bo one nie miały się podobać. Artyści chcieli, aby ktoś jakąkolwiek opinię na temat ich dzieł wyraził. Jeżeli w przestrzeni publicznej pojawiają się negatywne opinie, to dobrze jest mówić, że takie też występują. Sztuka abstrakcyjna nie jest łatwa. Artystom też nie chodziło o przedstawianie pewnych sytuacji za pomocą typowych dla tamtego okresu narzędzi, np. rzeźb figuratywnych. Polemikę chciano wywołać innymi sposobami niż „czystą estetyką“, gdzie widzimy wyrzeźbioną postać lub jej twarz.
Jeśli chodzi o samą nazwę „złomy“ to... Z jednej strony nie używałbym takiego stwierdzenia, z drugiej... sami twórcy tworzyli ze złomu udostępnionego przez Zamech. Przy czym czasami był to złom wysokiej jakości, jeżeli ktoś, jak np. Henryk Stażewski, sobie „wychodził“. Część jego pracy, dziś stoi przy placu Słowiańskim, została wykonana ze stali nierdzewnej.
Artyści sami, co do zasady, nie nadawali swoim dziełom nazw, niejako prowokując mieszkańców, odbiorców do nazywania ich „po swojemu“. Stąd „Żubr“ Lecha Kunki przy placu Słowiańskim, „Batman“ Zbigniewa Książkiewicza na skrzyżowaniu ul. płk Dąbka z al. Piłsudskiego czy też „Maszyna do tortur“ Jerzego Krechowicza na dziedzińcu Galerii EL.
Do udziału w I Biennale w 1965 r. zaproszono największych wówczas polskich artystów, zajmujących się sztuką awangardową. W większości byli to malarze, a nie jak można było przypuszczać rzeźbiarze, m. in. Henryk Starzewski, Marian Bogusz, Jerzy Jarnuszkiewicz, Zbigniew Gostomski. Artyści kolektywnie stwierdzili, że ciekawie byłoby wyjść spoza murów instytucji i dać mieszkańcom zupełnie nowy obraz sztuki. Przy czym zdawali sobie sprawę, że przyjechali do powiatowego miasta zniszczonego wojną, którego przyszłość nie była znana. I co za tym idzie, nie było też wiadomo, co stanie się z formami przestrzennymi, które powstaną. Świadomie unikano używania nazwy rzeźba na rzecz formy przestrzennej, dlatego że konkretne dzieło było przeznaczone do umiejscowienia w konkretnej przestrzeni.
.
- Mam jednak wrażenie, że „formy przestrzenne“ to nie jest projekt zamknięty... Część osób kojarzy, że powstały podczas kolejnych Biennale, tymczasem i w XXI wieku pojawiły się nowe...
- To nigdy nie był projekt zamknięty. W samej nazwie „Biennale“ chodziło o pewną okresowość. Artyści mieli spotykać się co dwa lata. Nie było wprost powiedziane, co ma powstać. Podczas „Zjazdu Marzycieli“ w 1971 r. [IV Biennale - przyp. SM] nie powstała żadna forma, narodziły się koncepcje w duchu tzw. „konceptualizmu“. W ramach „Kino Laboratorium“ powstawały formy filmowe - zupełnie inna projekcja działań w przestrzeni publicznej.
Gerard Kwiatkowski poprzez Biennale nas ukierunkował, a Galeria EL stała się rozpoznawalna w świecie sztuki współczesnej na całym świecie. Mamy największą w Europie kolekcję dzieł sztuki w przestrzeni publicznej. To są dzieła wybitnych artystów, o których się dziś nie mówi. Tak wygląda, niestety, nasza edukacja na temat sztuki współczesnej w Polsce. Bardziej pozytywnie nasze formy odbierają turyści spoza Elbląga. Dla elblążan to „złom“, wśród innych wzbudzają fascynację.
"Żubr" Lecha Kunki na placu Słowiańskim (fot. Anna Dembińska)
.
- Co było po Biennale?
- Początkowo cisza... Dopiero w 1986 r. zorganizowano plener „What now?“, podczas którego powstały cztery formy. Pomysłodawcą był Gerard Kwiatkowski, który do współpracy zaprosił ówczesnego dyrektora Galerii Ryszarda Tomczyka. Panowie znali się już wcześniej i mieli na koncie już wspólne działania artystyczne. Ryszard Tomczyk pomysł podchwycił i zaprosił do Elbląga artystów, związanych z Akademią Sztuki Współczesnej w Kampen w Holandii. Między innymi Ewerdta Hilgemanna, który stworzył wówczas dwie formy przestrzenne, obie dziś znajdują się na dziedzińcu. Jedna z nich to „zgnieciony prostopadłościan“, druga to mniejszy „zgnieciony sześcian“ przeniesiony z Zawady. Ciekawe prace wykonane w Zamechu. Formy powstały na skutek wyssania powietrza z wnętrza bryły. W ten sposób powstały załomy i tak naprawdę do końca nikt nie wiedział, jaki kształt będzie miała forma. Artysta do dziś tworzy rzeźby w taki sposób.
Potem formy zostały trochę zapomniane. Dopiero za czasów dyrektora Zbyszka Opalewskiego Jarek Denisiuk napisał monografię na temat form przestrzennych. Był to bodziec do tego, aby znów nawiązać kontakt z Gerardem Kwiatkowskim, wrócić do idei budowania form przestrzennych w przestrzeni publicznej. Jarek Denisiuk zaprosił wówczas wybitnych artystów. Powstał wtedy m. in. Reproduktor światła słonecznego Jana Chwałczyka. Dziś można go oglądać w Parku Dolinka. Od wewnątrz jest pomalowany specjalną farbą, kiedy padają promienie słoneczne, pojawia się różnobarwna emanacja słońca. W pewnym okresie swojej twórczości artysta miał etap eksperymentowania ze światłem słonecznym. W przyszłym roku będziemy wnioskować o pieniądze na jego odnowienie.
W 2012 r. w ramach projektu „Artists in Residence“ - powstały kolejne trzy. Tu chciałbym zwrócić uwagę na opatentowany przez Janusza Kapustę „Jedenastościan“. Też stoi na dziedzińcu Galerii. Dwie pozostałe to praca Rolanda de Jonga z Holandii, stoi przy ul. Hetmańskiej oraz Carlesa Valverde z Katalonii. Ta prezentuje się w Parku Dolinka.; łatwo ją rozpoznać, to ta czerwona, obecnie ładnie się komponuje z czerwonymi lampami.
Ciekawą inicjatywą było „Poruszenie formy przestrzennej“. Jarek Denisiuk chciał stworzyć kilka form nawiązujących do ruchu, acz niekoniecznie ruchomych. W 2014 r. powstała forma japońskiego twórcy Kaoru Matsumoto; znajduje się w sąsiedztwie Elbląskiego Parku Technologicznego na Modrzewinie. Forma przy wietrze wykonuje bardzo ciekawe akrobacje, przy czym jest bardzo cicha. Dostaliśmy gwarancję, że do końca jego życia będzie działać. Artysta słynie z tego, że wykonuje monumentalne formy przestrzenne poruszane wiatrem. To jest jedyna rzeźba Kaoru Matsumoto wykonana w Europie. Generalnie raczej tworzy w Australii, Japonii, Stanach Zjednoczonych, krajach Ameryki Południowej.
.
- Najmłodszą jest...
- Forma Gerarda Kwiatkowskiego wykonana u schyłku jego życia, ostatnia którą wykonał. Znajduje się na dziedzińcu Galerii. Nawiązuje do charakterystycznych dla niego układów geometrycznych. Została podarowana przez syna Gerarda - Marka Bluma w 2016 r. Ciekawostką jest fakt, że wyeksponowano ją niedaleko dębu "Gerard", poświęconemu twórcy Galerii EL.
.
- Wcześniej mówiłeś, że każda forma była przygotowywana pod konkretne miejsce. W praktyce jest z tym różnie.
- Najlepszym przykładem jest praca Magdaleny Abakanowicz, jedyna forma przestrzenna w dorobku artystki. Czterokrotnie przenoszono ją z miejsca na miejsce, pod tym względem jest chyba rekordzistką w naszej kolekcji. Oryginalnie stała przy Urzędzie Miejskim, niedaleko rzeźby Achillesa. Potem znalazła się przy Grocie w Parku Planty, następnie przy Bramie Targowej, ostatecznie „z okazji“ budowy kamienicy przywędrowała przed Galerię. Relokacje poszczególnych form przestrzennych czasem są, a czasem nie są uzgadniane z Galerią EL. Jednym z najbardziej. moim zdaniem, nieudanych relokacji formy Antoniego Starczewskiego. To ogromna pajęczyna w kole, która początkowo stała przy wejściu do Galerii. W związku z budową kamienic została przeniesiona pomiędzy garaże i śmietniki przy al. Odrodzenia. Straszne miejsce.
Forma przestrzenna Antoniego Starczewskiego przy ul. Odrodzenia (fot. Anna Dembińska)
.
.
- Ile jest form przestrzennych?
- Łatwa odpowiedź to 55. Ale to nie jest takie proste, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Galeria EL merytorycznie opiekuje się spuścizną Gerarda Kwiatkowskiego i Biennale. Ale formalnie właścicielem większości form przestrzennych jest miasto. I tu jest kolejne ale... Z różnych przyczyn wynikających z przeszłości większość form przestrzennych nie jest wpisanych w księgi inwentarzowej... W ramach programu „Rzeźba w przestrzeni publicznej dla Niepodległej“, realizowanym wspólnie z Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, zaoferowaliśmy miastu, że wykonamy renowacje poszczególnych form pod warunkiem, że na 10 lat zostaną one przekazane w depozyt Galerii. Żeby tak się stało, formy muszą być najpierw „ujawnione“ w majątku miasta. A do tego potrzebna jest wycena. (ten pomysł jest obecnie realizowany - przyp. red.).
.
- To jaka jest ich wartość finansowa?
- Formy są generalnie trudne do wyceny, dlatego że są nieruchomościami. Z jednym wyjątkiem: formy Magdaleny Więcek-Wnuk, można ją oglądać na dziedzińcu Galerii, która „miała okazję“ pojechać na wystawę do Warszawy w 2017 r. Pierwotnie ta forma była umiejscowiona na placu Dworcowym. Wracamy do wycen. Najbardziej cenna, wg rzeczoznawcy z DESY, jest praca Magdaleny Abakanowicz. Myślę, że po części zadziałało nazwisko artystki; też ze względu na jej dorobek artystyczny. Nam wycena jest potrzebna tylko do realizacji projektu. Ale dzięki temu „ujawniamy“ kolejne formy w majątku miasta. Z kolei najwięcej pieniędzy, jeżeli chodzi o renowację, pochłania „Batman“ Zbigniewa Książkiewicza.
.
- Moim zdaniem formy są „niesprzedawalne“.
- Też mi się tak wydaje. Swego czasu też martwiliśmy się, czy ktoś nie wpadnie na „genialny plan“ sprzedaży. Wydaje mi się, że to nie będzie takie łatwe. Formy przestrzenne są na tyle związane z Elblągiem, że sama próba sprzedaży pewnie skończyłaby się niezłym skandalem.
.
- Wyjaśnijmy jedną rzecz. Większość form nie jest własnością Galerii. Ale w opinii społecznej, to wy funkcjonujecie jako instytucja za nie odpowiedzialna...
- To jest bardzo trafne spojrzenie. Galeria powinna funkcjonować jako instytucja zajmująca się formami pod względem merytorycznym. I tak jest... Bo to my, sami z siebie, piszemy programy, pozyskujemy pieniądze na remonty kolejnych form. Nie oszukujmy się - one „non stop“ potrzebują ingerencji. Średnio, co 10 lat, wracamy do każdej formy, żeby przeprowadzić renowację. To są obiekty wystawione na działanie warunków atmosferycznych, często przy głównych drogach, co też ma niekorzystny wpływ. Nie możemy zapomnieć o działaniach o charakterze chuligańskim, zanieczyszczeniu środowiska itp. Trochę syzyfowa praca, ale sprawia dużo frajdy... I tu przy okazji zdradzę, że mamy też „pół rzeźby“.
.
- A gdzie jest „drugie pół“?
- To od początku. Przy al. Tysiąclecia niemalże naprzeciwko Komendy Miejskiej Policji znajduje się forma Gerarda Kwiatkowskiego. Już nie pamiętam, w którym to było roku, ale forma została poddana renowacji. Najpierw firma zewnętrzna pracę ładnie wypiaskowała, następnego dnia my, pracownicy Galerii przyszliśmy ją pomalować. Przychodzimy i... połowy formy nie ma. Wczoraj była cała, dziś połowy brakuje... Zgłosiliśmy kradzież na policję, po kilku latach dostaliśmy decyzję o umorzeniu śledztwa z powodu niewykrycia sprawcy. A ktoś się musiał natrudzić, bo skradziony fragment był zrobiony z tzw. „blachy czołgowej“ i sporo ważył. Złodziej musiał przyjechać z dźwigiem, żeby go załadować. Pewnie żadnych podejrzeń nie wzbudził, wszyscy widzieli jak forma była remontowana. I pewnie trafiła na jakieś złomowisko. Nie wiadomo.
Forma przestrzenna Gerarda Kwiatkowskiego przy al. Tysiąclecia (fot. Anna Dembińska)
.
.
- Formy przestrzenne to też atrakcja turystyczna naszego miasta.
- Jestem w trakcie realizacji „Nieprzewodnika po formach przestrzennych“. To mój „prywatny“ niezwiązany z Galerią projekt, w którym na bazie aplikacji echoes chce stworzyć dźwiękowy „Nieprzewodnik“. Tak, aby każdy użytkownik aplikacji mógł stojąc przy określonej formie wysłuchać opowieści o niej. Jedna część będzie historyczna: kto, kiedy i z kim współpracował przy powstawaniu rzeźby.
Musimy pamiętać, że przy powstawaniu form, zwłaszcza z okresu PRL współpracowali robotnicy z Zamechu. Bardzo często ich sugestie były przez artystów uwzględniane i projekt zmieniali. Współpraca artysty z robotnikiem miała w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej doskonały grunt i była wykorzystywana propagandowo jako przykład współpracy inteligencji z ludem pracującym. Przy okazji rodziły się przyjaźnie „międzyklasowe“ jak np. pomiędzy Marianem Boguszem, jednym z „prowodyrów“ Biennale i Józefem Grdeniem, spawaczem z Zamechu. Powstawanie tych przyjaźni nie było związane z ówczesnym ustrojem. Gerard Kwiatkowski po prostu taki był. Też był robotnikiem z Zamechu, lubił zarażać swoją ideą wszystkich bez względu na to kim byli. Dziś... takie przedsięwzięcie jak Biennale byłoby niemożliwe.
W latach dwutysięcznych wraz z Jarkiem Denisiukiem realizowaliśmy różne projekty. To już była zupełnie inna sytuacja. Już nie było kolektywnego poruszenia. Za wykonawstwo form przestrzennych trzeba było zapłacić. Zarówno za materiały, jak i za robociznę.
.
- To od której formy najlepiej zacząć zwiedzanie?
- Od drogowskazu przy ul. Kowalskiej przy wlocie na Stare Miasto. Forma przestrzenna Jerzego Jarnuszkiewicza, przeznaczona w tym roku do restaurowania, wraca do swojego pierwotnego blasku. Już w samym założeniu miała być „witaczem“. Sam autor nazwał ją „Kompozycja drogowskazowa/Witacz“.
Forma początkowo znajdowała się w okolicy ul. Sopockiej, Rycerskiej i al. Tysiąclecia. Miała niejako symbolicznie otwierać „galerię“ form zlokalizowanych przy al. Tysiąclecia. W 2006 roku miasto sprzedało ten teren pod stację paliw. Któregoś dnia zadzwonił do nas nowy właściciel terenu i mówi mniej więcej tak: „Kupiłem teren, ale jest tu coś, co chyba jest wasze“. Forma przestrzenna nie była ujęta w majątku miasta, na umowie sprzedaży też jej pewnie nie było. Dobrze że właściciel domyślił się, że to jednak obiekt artystyczny i dał nam znać. Rozpoczęło się szybkie szukanie miejsca, na które można by było Drogowskaz przenieść. Dziś „wita“ wchodzących na Stare Miasto.
.
- A co by było, gdyby nie zadzwonił?
- Mieliśmy takie przypadki, że formy znikały. Tak zaginęła m. in. forma Antoniego Milkowskiego To akurat przełom lat 80. i 90., kiedy prywatny właściciel kupił działkę z hotelem robotniczym przy placu Słowiańskim i przekształcił go w hotel Elzam. To jest cezura, potem już nic nie wiemy o dalszych losach tej formy. Szukaliśmy, ale bezskutecznie. Przypuszczamy, że mogła zostać wywieziona na złom. Ale mamy też historię z happy endem. Druga forma Jerzego Jarnuszkiewicza, początkowo stała w okolicy Bramy Targowej. Zniknęła w latach 70.
W 2010 roku idę sobie do ówczesnej Elbląskiej Uczelni Humanistyczno-Ekonomicznej i na dziedzińcu widzę... zaginioną formę. Nie wierzyłem własnym oczom, uszczypnięcie nie pomaga, forma nie znika. Wysłałem zdjęcie do Jarka Denisiuka, ten mi odpisał „Bardzo dobry fotomontaż“. Ja mu na to, „To nie jest fotomontaż, ona tu stoi“. 10 minut potrzebował, żeby przyjechać do EUHE. Okazało się, że władze uczelni odkupiły od wojska teren, na którym znajdowały się hangary. I w tym hangarze ładnie zapakowana stała sobie nasza forma, o której przez prawie 40 lat nikt nic nie wiedział. A że była wykonana ze stali nierdzewnej, to przetrwała w dobrym stanie. Dziś można ja oglądać na dziedzińcu Akademii Medycznych i Społecznych Nauk Stosowanych w Elblągu. Mam nadzieję, że i forma Antoniego Milkowskiego się odnajdzie. Ale te przykłady najlepiej pokazują, że trzeba wpisać formy „do majątku“ miasta.
Forma przestrzenna Jerzego Jarnuszkiewicza na dziedzińcu AMiSNS przy ul. Lotniczej (fot. Anna Dembińska)
.
- Wracamy do zwiedzania form.
- Część form jest ulokowana na naszym dziedzińcu. Kilka z nich została wykonana z myślą właśnie o tej przestrzeni. Te przeniesione to praca Magdaleny Abakanowicz, o której rozmawialiśmy wcześniej. Drugi to „prostopadłościan“ Ewerdta Hilgemanna przeniesiony z Zawady.
Trzecia to forma Henryka Berliewiego przeniesiona z dziedzińca ówczesnej Szkoły Podstawowej nr 25 przy ul. Kopernika. Dziś znajduje się tam Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy. To ten ażurowy sześcian. Ciekawostka jest fakt, że został wykonany po śmierci artysty. Formy generalnie powstawały w ten sposób, że artysta miał pomysł i wstępne założenia formy. Samo wykonanie należało już do kogoś innego, najczęściej wyspecjalizowanych w obróbce metali firm.
.
- Ciekawym projektem jest "Batman", który miał być jeszcze większy.
- Trzecie Biennale Form Przestrzennych. Zafascynowany lotnictwem Zbigniew Książkiewicz chciał tę formę zrobić w gigantycznych rozmiarach i umieścić ją na Wysoczyźnie Elbląskiej, tak by górowała nad okolicą. Sam twórca swoje dzieło nazywał Upadłym Ikarem. Ostatecznie z różnych powodów musiał zmniejszyć swoje dzieło, ale i tak jest to największa forma w naszej kolekcji. Przysparza to nam wielu problemów przy jej renowacji. Raz nawet, ze względów finansowych, nie udało nam się jej poddać renowacji w całości. Często też sami jako pracownicy Galerii malowaliśmy różne formy przestrzenne.
.
- Była też forma, która się rozpadła.
- Praca Henryka Morela usadowiona na Górze Chrobrego. Już w założeniu artysty miała się rozpaść i zniknąć z krajobrazu miasta. Przez wiele lat Galeria EL była oskarżana, że nie dbała o tę formę i dopuściła do jej zniszczenia. Ostatecznie chyba złomiarze dokonali dzieła: rozebrali ją i wywieźli.
.
- To wracamy na dziedziniec Galerii EL.
- Forma Edwarda Krasińskiego. W projekcie miała wyglądać inaczej: to miało być półkole z małą przerwą. Ale podczas montażu się wygięła i wygląda tak, jak wygląda. Mieszkańcy domu sąsiadującego z Galerią, pieszczotliwie ochrzcili ją „Dupą Dominiakowej z Amorkiem“. Nazwa już stara jeszcze z czasów, kiedy był tu tylko ten jeden budynek i dookoła łąka. To ten, w którym mieści się restauracja Strzecha. Przy czym zapraszam jeszcze do elbląskich parków, gdzie form jest mnóstwo.
.
- To jednak nie koniec niespodzianek związanych z formami przestrzennymi.
- Jest jedna forma, która funkcjonuje poza Otwartą Galerią w przestrzeni miejskiej. Oyvind Suul z Norwegii wykonał formę przestrzenną, która stoi na dziedzińcu jednej z firm przy ul. Dębowej. To taka dość pokaźnych rozmiarów ławeczka. Początkowo miała powstać dla naszej Otwartej Galerii, współpracowałem z artystą, kiedy przyjechał do Elbląga i... coś na końcu nie wypaliło. Forma przyjechała na dziedziniec Galerii, po czym bardzo szybko z niego wyjechała. Szczegółów nie znam, bo byłem wtedy na urlopie. Na pamiątkę została mi dokumentacja fotograficzna z procesu powstawania formy. Można jedynie się domyślać, dlaczego nie trafiła pod naszą opiekę. W czasach dyrekcji Ady Kotyńskiej próbowaliśmy porozmawiać z aktualnym właścicielem formy przestrzennej, aby włączyć ją do miejskiej kolekcji. Bez rezultatu i trzeba będzie chyba wrócić do tematu.
Forma przestrzenna Oyvinda Suula przy ul. Dębowej (fot. Anna Dembińska)
.
.
- To na koniec: na ile formy przestrzenne definiują Elbląg?
- Nie wiadomo, jaka byłaby przyszłość Galerii EL, gdyby Gerard Kwiatkowski nie nawiązał współpracy z Boguszem i nie wymyśliliby Biennale. Dzięki formom Galeria EL stała się rozpoznawalna na świecie. Dziś, w tych warunkach ustrojowych, takiego wydarzenia nie można byłoby przeprowadzić. Z formami przestrzennymi wiąże się szereg ciekawych historii. Rinus Roelofs z Holandii, autor „Polyhedron” (stoi przy Centrum Handlowym „Ogrody“) oprócz rzeźby zajmuje się też naukowo matematyką. Znalazł on m. in. błąd matematyczny na jednym z rysunków Leonarda da Vinci. Takich historii jest bez liku. Zapraszam więc do spacerów z nami, podczas których przybliżamy historie związane z naszymi formami.
.
- I czekamy na „Nieprzewodnik“. Dziękuję za rozmowę.