O tym kiedy zawodnik „pali się”, dlaczego starsze panią wytykają ją palcami i jaka jest pierwsza rzecz, którą robią zawodniczki po skończonych zawodach opowie pięściarka Sandra Kruk, wicemistrzyni świata amatorek, zawodniczka klubu Kontra Elbląg. Zobacz fotoreportaż z treningu.
Mimo bardzo młodego wieku (ur. 1989 r.) ma na swoim koncie wiele sukcesów. Jest dwukrotną mistrzynią Polski, wicemistrzynią świata amatorek, jest także najwyżej sklasyfikowaną Polką w najnowszym rankingu Międzynarodowej Federacji Bokserskiej.
- Jak zaczęła się Twoja przygoda z boksem?
- Zaczynałam od kick boxingu, kiedy miałam 7 lat. Moje starsze rodzeństwo, brat i siostra, zaczęło trenować rok wcześniej ode mnie, ja też wtedy już chciałam, ale trener powiedział, że jestem jeszcze za mała. Później kolega mojego taty założył kolejny klub sportowy, wtedy też i rodzeństwo zaczęło u niego trenować, a później ja. Po 10 latach w kickboxingu, w wyniku różnych zawirowań zaczęłam trenować boks w Elblągu, było to w 2006 roku.
- Co na to wszystko Twoi najbliżsi, rodzice?
- Mam duże wsparcie ze strony rodziny, moje rodzeństwo też trenuje boks i kickboxing, więc cała rodzina wspiera się nawzajem. Kibicują nam rodzice, dziadek, któremu muszę nagrywać wszystkie walki i sparingi, chyba zna je wszystkie na pamięć. Kiedy wracam z zawodów muszę koniecznie od razu zgrać mu walkę, bo inaczej mówi „Nie mam Twojej walki, co ja będę oglądał!”. Babcia też mocno to wszystko przeżywa, ale przyzwyczaiła się, w sumie trenujemy już tak długo.
- Rówieśnicy wiedzieli, że trenujesz takie sporty? Nie zdarzały się z tej okazji zaczepki?
- Nic takiego się nie zdarzało, pochodzę z małej miejscowości, mieszkałam w Krośnie pod Pasłękiem, chodziłam do szkoły na wsi, tam wszyscy się znali, więc nie było takiego problemu. Zawsze było tak, że jeśli ktoś zaczepiał moich przyjaciół to oni mówili: „Bo przyjdzie Sandra” (śmiech), ale ja nigdy poza treningami z nikim się nie biłam. Wiadomo, że jeśli coś trenujesz twój organizm się uspokaja. Nawet jeśli najgorszy chuligan zacznie trenować i weźmie to na poważnie to później przyzwyczai się do faktu, że nie może uderzyć kogoś na ulicy, bo ma podstawy, ma technikę i może komuś zrobić krzywdę. Natomiast jeśli chodzi o zaczepki na ulicy to również nic mi się takiego nie zdarzyło, a nawet jeśli coś by się działo to mój narzeczony również trenuje różne sztuki walki i na pewno stanąłby w mojej obronie.
- Jak na początku reagowali Twoi koledzy z klubu kiedy zaczęłaś trenować boks, zdarzały się jakieś nieprzychylne komentarze?
- W moim przypadku było widać, że biorę to na poważnie. Początkowo chłopcy nie chcieli za bardzo ze mną walczyć, sparować, bo nie chcieli uderzyć dziewczyny, na co trener mówił im „Nie uderzysz jej? To ona ci odda, proste”. Później przyzwyczaili się, że muszą ze mną normalnie walczyć, bo ja inaczej się nie przygotuję. Bywało i tak, że przychodzili nowi zawodnicy, a wtedy ja akurat musiałam przygotowywać się do mistrzostw, więc walczyłam cztery rundy po dwie minuty bez przerwy, a oni zmieniali się co 30 sekund po to, by we mnie uderzała jak największa siła. Później niektórzy z nich nie chcieli przychodzić na treningi, bo było im wstyd, że dziewczyna tak ich „obiła”. Niemniej jednych ta przegrana motywowała do dalszej pracy nad sobą, innych nie. Jeśli już zdarza mi się słyszeć jakieś komentarze to ze strony starszych panów, którzy mówią „Ale kobieta? I się bije? To nie jest sport dla kobiet”. Ja uważam, że wcale tak nie jest. Na sali nie ma rozróżniania „facet-kobieta”, na sali jest zawodnik. Balet jest dla mężczyzn, taniec jest dla mężczyzn to dlaczego boks nie może być dla kobiet? Chociaż trzeba powiedzieć, że w wielu krajach kobiety mogą trenować boks dopiero od niedawna, przykładem może być Kuba.
- Nie męczą Cię te siniaki, kontuzje, opuchnięta twarz?
- Jeśli kobieta chce trenować nie może zwracać na to uwagi. Ja już od dawna o tym nie myślę, nie zwracam uwagi na siniaki ani na to, co mówią ludzie. Na przykład starsze panie, kiedy jestem po walce i mam opuchniętą twarz, a idę z narzeczonym ulicą, pokazują na mnie, na niego i mówią „On na pewno ją bije!” (śmiech).
- Czym jest dla Ciebie boks, co Ci się w nim podoba? Technika, siła uderzenia, adrenalina?
- Nie jestem technikiem i tak jak mówią trenerzy przede wszystkim mam kondycję i „serce do walki”. Nie lubię spokojnie walczyć, lubię od razu iść do przodu, energicznie. Bardzo pociąga mnie adrenalina, która z tym wszystkim się wiąże. Wiadomo, że liczy się również taktyka. Nagrywam swoje sparingi, walki, po to, by wspólnie z trenerem i moim narzeczonym analizować różne sytuacje, zakładamy co trzeba będzie zrobić, ale w walce często trzeba zmieniać taktykę. Trzeba szybko myśleć. Kiedyś boks był pasją, teraz praktycznie jest całym moim życiem, z tego się utrzymuję, oddałam mu serce. To moja pierwsza miłość, narzeczonego poznałam później (śmiech).
- Czym byś się zajmowała, gdybyś nie mogła boksować?
- Szczerze? Nigdy nie dopuszczałam takiej myśli. Od zawsze był sport, nie ma na razie innej opcji. Często borykam się z kontuzją kolana, mam je osłabione, próbuję nadbudować mięsień nad kolanem, żeby lepiej trzymały się chrząstki i stawy. Jakby to „siadło” to nie wiem, co by się działo. Nie mogłabym pracować na przykład w biurze, od 8 do 16, nie wysiedziałabym w pracy bez ruchu.
- A co jest dla Ciebie najtrudniejsze w boksie, najbardziej męczące?
- Najtrudniejsza jest ta systematyczność treningów, bo czasami wkrada się monotonia, a praktycznie cały czas trzeba trzymać formę. Dlatego staram się urozmaicać swoje treningi- chodzę na siłownię czy basen, biegam, a ostatnio chodzę na ściankę. Poza tym każdy, kto zajmuje się boksem powie, że najgorszą rzeczą w tym sporcie jest waga. Są kategorie wagowe, trzeba się tego ściśle trzymać. Jeżeli je przekroczysz przechodzisz do wyższej wagi. Na zawodach trzeba trzymać wagę, na przykład nie można jej przekroczyć nawet o 100 gram. Najbardziej optymalne jest dobicie do wagi albo o dwa kilogramy wyższej albo niższej, jednakże te wszystkie zmiany związane z wagą trzeba robić umiejętnie, by nie stracić siły i szybkości. Bardzo rzadko zdarza się tak, że zawodniczka nie musi tego robić. Trzeba trzymać dietę, a wiadomo, że wtedy zaczyna się myśleć o tym, co by się zjadło. Ile razy jest tak, że skończymy zawody i od razu pada pytanie „Co zamawiamy?” (śmiech), ale zjesz dwa, trzy kęsy i tyle tego jedzenia, bo żołądek nie jest jeszcze przyzwyczajony po diecie.
- Niektórzy uważają boks za sport prymitywny, łatwy, coś, czym każdy może się zajmować, a jak jest naprawdę?
- Tak mówi wiele osób. Jednak żeby coś osiągnąć, żeby coś udało się zrobić trzeba ciężko trenować. Na przykład na początek sezonu trzeba zrobić porządne treningi na siłę i wydolność, bo wytrzymałość to podstawa. Ja mam wrodzoną wytrzymałość, bardzo dobrą kondycję, więc nie muszę tak bardzo nad tym pracować, ale wciąż próbuję zwiększyć siłę. W styczniu zaczynamy przygotowanie do sezonu i przez dwa pierwsze miesiące robimy porządne treningi na siłę, później przechodzimy na technikę, a w ostatnim etapie na szybkość. Treningi są ciężkie, robi się jeden albo dwa treningi dziennie, zdarza się, że na siłowni spędzam do trzech godzin. Poza tym wiele ludzi mówi „A co to takiego, tylko iść i się bić”, a to wcale tak nie wygląda. Zawodnicy są wyszkoleni, zrobią podczas walki podwójną gardę i się nie przebijesz, trzeba pomyśleć jak go rozproszyć. Musisz wiedzieć jak zadać cios, jak się obronić i jak uderzyć żeby zdobyć punkt, a potem wygrać. Wiele daje psychika, bo dużo zawodników „pali się” to znaczy, że na sparingach jest super, technicznie wszystko gra, a kiedy taki zawodnik wychodzi do walki wygląda to tak, jakby nic nie potrafił, może to publiczność, może trema, może świadomość walki o tytuł…
- A Tobie się coś takiego przydarzyło?
- Nie, ja nie patrzę co dzieje się naokoło, widzę tylko przeciwnika, sędziego, ring i słyszę swój narożnik. Nauczyłam się tego „wyłączenia”, długo trenuję, od dziecka walczę, więc dla mnie to wszystko wokół nie jest niczym dziwnym. Przyzwyczaiłam się do tego i podczas walki nie interesuje mnie nic poza nią. To jest bardzo przydatne, bo tak jak było na przykład na Mistrzostwach Świata w Chinach, gdzie trybuny były pełne, nie przeszkadzała mi publiczność, skupiłam się na walce. Przegrałam ten medal Mistrzostw Świata dlatego, że za spokojnie zaczęłam. Wcześniej miałam walkę z Angielką, walczyłam spokojnym stylem, takim jakby nie swoim, bo ja lubię „iść do przodu”, ale w jej przypadku wybrałam taki a nie inny, bo miałam z nią sparingi, wiedziałam co muszę robić, nie trzeba było zwiększać tempa. Tak samo wyszłam do Amerykanki, a gdybym zrobiła to tak jak zawsze, od razu poszłabym do przodu pokonałabym ją już w pierwszej rundzie. Ona sama była zaskoczona wygraną, bo do końca nie było wiadomo która z nas zwycięży, przegrałam tylko dwoma punktami.
- Czy rywalki na ringu mogą być przyjaciółkami, koleżankami poza nim?
- Wszystko zależy od tego, jak kto do tego podchodzi. Miałam takie sytuacje, że wychodziłam w jednej wadze z moją przyjaciółką, z którą trzymałam się na kadrze, rywalizowałyśmy ze sobą o wyjazdy na zawody, a i tak byłyśmy przyjaciółkami. Kiedyś był u nas lekarz, który robił nam badania i został na sparingu, a my sparowałyśmy często razem, gdzie jedna z drugą ostro walczyła, bo sparingi są ważne, trzeba się przykładać. Później ten lekarz powiedział do nas „Wy się chyba nie lubicie”, a wszyscy mu odpowiedzieli „Przecież to są najlepsze przyjaciółki na kadrze!” (śmiech). Na ringu nie ma przyjaźni, trzeba walczyć, ale nie przenoszę tego poza ring.
- Która z tych wszystkich nagród, które zdobyłaś jest dla Ciebie najcenniejsza?
- Ważny jest dla mnie ten ostatni srebrny medal z Mistrzostw Świata, ale każdy który był wcześniej też ma swoje specjalne miejsce, swoją historię, bo dzięki nim zdobyłam ten srebrny. Na przykład medal z moich pierwszych Mistrzostw Polski jest dla mnie cenny, bo pojechałam na te Mistrzostwa po miesiącu treningu, kiedy przeszłam z kickboxing na boks i od razu zdobyłam złoto, zostałam najlepszą zawodniczką juniorek, to był duży sukces. Marzy mi się olimpiada, chyba tak jak każdemu sportowcowi, to największy prestiż. Chciałabym pojechać do Rio de Janeiro [to tam ma odbyć się następna olimpiada w 2016 roku-przyp.red.], gdzie boks kobiet ma się rozszerzyć o kilka kategorii, w tym o moją wagę. Czeka mnie zatem bardzo wiele pracy.
- Czy walka w sporcie przekłada się na walkę w życiu?
- Trochę na pewno. Żeby walczyć trzeba być upartym, dążyć do swojego celu, inaczej się nie da. W życiu jest podobnie, jeśli sobie coś założę to dążę do tego małymi krokami póki tego nie osiągnę.
- Jak zaczęła się Twoja przygoda z boksem?
- Zaczynałam od kick boxingu, kiedy miałam 7 lat. Moje starsze rodzeństwo, brat i siostra, zaczęło trenować rok wcześniej ode mnie, ja też wtedy już chciałam, ale trener powiedział, że jestem jeszcze za mała. Później kolega mojego taty założył kolejny klub sportowy, wtedy też i rodzeństwo zaczęło u niego trenować, a później ja. Po 10 latach w kickboxingu, w wyniku różnych zawirowań zaczęłam trenować boks w Elblągu, było to w 2006 roku.
- Co na to wszystko Twoi najbliżsi, rodzice?
- Mam duże wsparcie ze strony rodziny, moje rodzeństwo też trenuje boks i kickboxing, więc cała rodzina wspiera się nawzajem. Kibicują nam rodzice, dziadek, któremu muszę nagrywać wszystkie walki i sparingi, chyba zna je wszystkie na pamięć. Kiedy wracam z zawodów muszę koniecznie od razu zgrać mu walkę, bo inaczej mówi „Nie mam Twojej walki, co ja będę oglądał!”. Babcia też mocno to wszystko przeżywa, ale przyzwyczaiła się, w sumie trenujemy już tak długo.
- Rówieśnicy wiedzieli, że trenujesz takie sporty? Nie zdarzały się z tej okazji zaczepki?
- Nic takiego się nie zdarzało, pochodzę z małej miejscowości, mieszkałam w Krośnie pod Pasłękiem, chodziłam do szkoły na wsi, tam wszyscy się znali, więc nie było takiego problemu. Zawsze było tak, że jeśli ktoś zaczepiał moich przyjaciół to oni mówili: „Bo przyjdzie Sandra” (śmiech), ale ja nigdy poza treningami z nikim się nie biłam. Wiadomo, że jeśli coś trenujesz twój organizm się uspokaja. Nawet jeśli najgorszy chuligan zacznie trenować i weźmie to na poważnie to później przyzwyczai się do faktu, że nie może uderzyć kogoś na ulicy, bo ma podstawy, ma technikę i może komuś zrobić krzywdę. Natomiast jeśli chodzi o zaczepki na ulicy to również nic mi się takiego nie zdarzyło, a nawet jeśli coś by się działo to mój narzeczony również trenuje różne sztuki walki i na pewno stanąłby w mojej obronie.
- Jak na początku reagowali Twoi koledzy z klubu kiedy zaczęłaś trenować boks, zdarzały się jakieś nieprzychylne komentarze?
- W moim przypadku było widać, że biorę to na poważnie. Początkowo chłopcy nie chcieli za bardzo ze mną walczyć, sparować, bo nie chcieli uderzyć dziewczyny, na co trener mówił im „Nie uderzysz jej? To ona ci odda, proste”. Później przyzwyczaili się, że muszą ze mną normalnie walczyć, bo ja inaczej się nie przygotuję. Bywało i tak, że przychodzili nowi zawodnicy, a wtedy ja akurat musiałam przygotowywać się do mistrzostw, więc walczyłam cztery rundy po dwie minuty bez przerwy, a oni zmieniali się co 30 sekund po to, by we mnie uderzała jak największa siła. Później niektórzy z nich nie chcieli przychodzić na treningi, bo było im wstyd, że dziewczyna tak ich „obiła”. Niemniej jednych ta przegrana motywowała do dalszej pracy nad sobą, innych nie. Jeśli już zdarza mi się słyszeć jakieś komentarze to ze strony starszych panów, którzy mówią „Ale kobieta? I się bije? To nie jest sport dla kobiet”. Ja uważam, że wcale tak nie jest. Na sali nie ma rozróżniania „facet-kobieta”, na sali jest zawodnik. Balet jest dla mężczyzn, taniec jest dla mężczyzn to dlaczego boks nie może być dla kobiet? Chociaż trzeba powiedzieć, że w wielu krajach kobiety mogą trenować boks dopiero od niedawna, przykładem może być Kuba.
- Nie męczą Cię te siniaki, kontuzje, opuchnięta twarz?
- Jeśli kobieta chce trenować nie może zwracać na to uwagi. Ja już od dawna o tym nie myślę, nie zwracam uwagi na siniaki ani na to, co mówią ludzie. Na przykład starsze panie, kiedy jestem po walce i mam opuchniętą twarz, a idę z narzeczonym ulicą, pokazują na mnie, na niego i mówią „On na pewno ją bije!” (śmiech).
- Czym jest dla Ciebie boks, co Ci się w nim podoba? Technika, siła uderzenia, adrenalina?
- Nie jestem technikiem i tak jak mówią trenerzy przede wszystkim mam kondycję i „serce do walki”. Nie lubię spokojnie walczyć, lubię od razu iść do przodu, energicznie. Bardzo pociąga mnie adrenalina, która z tym wszystkim się wiąże. Wiadomo, że liczy się również taktyka. Nagrywam swoje sparingi, walki, po to, by wspólnie z trenerem i moim narzeczonym analizować różne sytuacje, zakładamy co trzeba będzie zrobić, ale w walce często trzeba zmieniać taktykę. Trzeba szybko myśleć. Kiedyś boks był pasją, teraz praktycznie jest całym moim życiem, z tego się utrzymuję, oddałam mu serce. To moja pierwsza miłość, narzeczonego poznałam później (śmiech).
- Czym byś się zajmowała, gdybyś nie mogła boksować?
- Szczerze? Nigdy nie dopuszczałam takiej myśli. Od zawsze był sport, nie ma na razie innej opcji. Często borykam się z kontuzją kolana, mam je osłabione, próbuję nadbudować mięsień nad kolanem, żeby lepiej trzymały się chrząstki i stawy. Jakby to „siadło” to nie wiem, co by się działo. Nie mogłabym pracować na przykład w biurze, od 8 do 16, nie wysiedziałabym w pracy bez ruchu.
- A co jest dla Ciebie najtrudniejsze w boksie, najbardziej męczące?
- Najtrudniejsza jest ta systematyczność treningów, bo czasami wkrada się monotonia, a praktycznie cały czas trzeba trzymać formę. Dlatego staram się urozmaicać swoje treningi- chodzę na siłownię czy basen, biegam, a ostatnio chodzę na ściankę. Poza tym każdy, kto zajmuje się boksem powie, że najgorszą rzeczą w tym sporcie jest waga. Są kategorie wagowe, trzeba się tego ściśle trzymać. Jeżeli je przekroczysz przechodzisz do wyższej wagi. Na zawodach trzeba trzymać wagę, na przykład nie można jej przekroczyć nawet o 100 gram. Najbardziej optymalne jest dobicie do wagi albo o dwa kilogramy wyższej albo niższej, jednakże te wszystkie zmiany związane z wagą trzeba robić umiejętnie, by nie stracić siły i szybkości. Bardzo rzadko zdarza się tak, że zawodniczka nie musi tego robić. Trzeba trzymać dietę, a wiadomo, że wtedy zaczyna się myśleć o tym, co by się zjadło. Ile razy jest tak, że skończymy zawody i od razu pada pytanie „Co zamawiamy?” (śmiech), ale zjesz dwa, trzy kęsy i tyle tego jedzenia, bo żołądek nie jest jeszcze przyzwyczajony po diecie.
- Niektórzy uważają boks za sport prymitywny, łatwy, coś, czym każdy może się zajmować, a jak jest naprawdę?
- Tak mówi wiele osób. Jednak żeby coś osiągnąć, żeby coś udało się zrobić trzeba ciężko trenować. Na przykład na początek sezonu trzeba zrobić porządne treningi na siłę i wydolność, bo wytrzymałość to podstawa. Ja mam wrodzoną wytrzymałość, bardzo dobrą kondycję, więc nie muszę tak bardzo nad tym pracować, ale wciąż próbuję zwiększyć siłę. W styczniu zaczynamy przygotowanie do sezonu i przez dwa pierwsze miesiące robimy porządne treningi na siłę, później przechodzimy na technikę, a w ostatnim etapie na szybkość. Treningi są ciężkie, robi się jeden albo dwa treningi dziennie, zdarza się, że na siłowni spędzam do trzech godzin. Poza tym wiele ludzi mówi „A co to takiego, tylko iść i się bić”, a to wcale tak nie wygląda. Zawodnicy są wyszkoleni, zrobią podczas walki podwójną gardę i się nie przebijesz, trzeba pomyśleć jak go rozproszyć. Musisz wiedzieć jak zadać cios, jak się obronić i jak uderzyć żeby zdobyć punkt, a potem wygrać. Wiele daje psychika, bo dużo zawodników „pali się” to znaczy, że na sparingach jest super, technicznie wszystko gra, a kiedy taki zawodnik wychodzi do walki wygląda to tak, jakby nic nie potrafił, może to publiczność, może trema, może świadomość walki o tytuł…
- A Tobie się coś takiego przydarzyło?
- Nie, ja nie patrzę co dzieje się naokoło, widzę tylko przeciwnika, sędziego, ring i słyszę swój narożnik. Nauczyłam się tego „wyłączenia”, długo trenuję, od dziecka walczę, więc dla mnie to wszystko wokół nie jest niczym dziwnym. Przyzwyczaiłam się do tego i podczas walki nie interesuje mnie nic poza nią. To jest bardzo przydatne, bo tak jak było na przykład na Mistrzostwach Świata w Chinach, gdzie trybuny były pełne, nie przeszkadzała mi publiczność, skupiłam się na walce. Przegrałam ten medal Mistrzostw Świata dlatego, że za spokojnie zaczęłam. Wcześniej miałam walkę z Angielką, walczyłam spokojnym stylem, takim jakby nie swoim, bo ja lubię „iść do przodu”, ale w jej przypadku wybrałam taki a nie inny, bo miałam z nią sparingi, wiedziałam co muszę robić, nie trzeba było zwiększać tempa. Tak samo wyszłam do Amerykanki, a gdybym zrobiła to tak jak zawsze, od razu poszłabym do przodu pokonałabym ją już w pierwszej rundzie. Ona sama była zaskoczona wygraną, bo do końca nie było wiadomo która z nas zwycięży, przegrałam tylko dwoma punktami.
- Czy rywalki na ringu mogą być przyjaciółkami, koleżankami poza nim?
- Wszystko zależy od tego, jak kto do tego podchodzi. Miałam takie sytuacje, że wychodziłam w jednej wadze z moją przyjaciółką, z którą trzymałam się na kadrze, rywalizowałyśmy ze sobą o wyjazdy na zawody, a i tak byłyśmy przyjaciółkami. Kiedyś był u nas lekarz, który robił nam badania i został na sparingu, a my sparowałyśmy często razem, gdzie jedna z drugą ostro walczyła, bo sparingi są ważne, trzeba się przykładać. Później ten lekarz powiedział do nas „Wy się chyba nie lubicie”, a wszyscy mu odpowiedzieli „Przecież to są najlepsze przyjaciółki na kadrze!” (śmiech). Na ringu nie ma przyjaźni, trzeba walczyć, ale nie przenoszę tego poza ring.
- Która z tych wszystkich nagród, które zdobyłaś jest dla Ciebie najcenniejsza?
- Ważny jest dla mnie ten ostatni srebrny medal z Mistrzostw Świata, ale każdy który był wcześniej też ma swoje specjalne miejsce, swoją historię, bo dzięki nim zdobyłam ten srebrny. Na przykład medal z moich pierwszych Mistrzostw Polski jest dla mnie cenny, bo pojechałam na te Mistrzostwa po miesiącu treningu, kiedy przeszłam z kickboxing na boks i od razu zdobyłam złoto, zostałam najlepszą zawodniczką juniorek, to był duży sukces. Marzy mi się olimpiada, chyba tak jak każdemu sportowcowi, to największy prestiż. Chciałabym pojechać do Rio de Janeiro [to tam ma odbyć się następna olimpiada w 2016 roku-przyp.red.], gdzie boks kobiet ma się rozszerzyć o kilka kategorii, w tym o moją wagę. Czeka mnie zatem bardzo wiele pracy.
- Czy walka w sporcie przekłada się na walkę w życiu?
- Trochę na pewno. Żeby walczyć trzeba być upartym, dążyć do swojego celu, inaczej się nie da. W życiu jest podobnie, jeśli sobie coś założę to dążę do tego małymi krokami póki tego nie osiągnę.
rozmawiała Marta Wiloch