
„Biedroneczko, leć do nieba, przynieś mi kawałek chleba.” – powiedzenie polskie. „Biedroneczko, leć do nieba i nie wracaj!” – powiedzenie mieszkańca osiedla Nad Jarem. „Biedroneczka już nie musi lecieć do nieba, by przynieść kawałek chleba. Wystarczy skok przez płot.” – określenie brutalnej rzeczywistości.
W 2012 roku między ulice Łokietka i Krzywoustego ma zostać wciśnięty hipermarket „Biedronka”. Ma być czerwony i powodować wzrost przychodów sieci. Poza tym: wzrost frustracji mieszkańców, wzrost frustracji właścicieli okolicznych sklepików, wzrost natężenia decybeli czy ruchu samochodów oraz inne wzrosty, przekształcające się powoli w zrosty pooperacyjne. Po operacji „Biedronka za płotem”. Groźne dla życia i zdrowia.
O owo zdrowie martwię się najbardziej. Psychiczne i fizyczne. I chodzi oczywiście o mieszkańców osiedla Nad Jarem, a w szczególności tych, między domami których planowana jest budowa. Czyli sprawa także dotyczy mnie, moich sąsiadów, ich psa i pani sklepikarki, wybaczającej, gdy zabraknie w portfelu paru groszy. I zapewniam, że powstanie hipermarketu może spowodować trwałe uszczerbki.
Siedzenie w ogródku będzie zapewne dość osobliwą przyjemnością, gdy pod nosem będą co chwila przejeżdżały samochody dostawcze (znaczy się, wielkie tiry) czy gdy za przyjemny wietrzyk będzie robił wielki wiatrak od klimatyzacji. Wszystko to z odpowiednimi dźwiękami w tle, oczywiście. Pies nie będzie miał gdzie pobiegać, a i nie będzie pani sklepikarki, tylko kasjer deklamujący „Dzień dobry” i „Zapraszamy ponownie” (nie oszukujmy się, sklepy „po sąsiedzku” nie będą miały szans przy takim gigancie).
Pytam więc, jakie korzyści (poza wzrostem biedronkowych przychodów) przyniesie market w tym miejscu. Ucieszą się chyba tylko ci, którym za daleko do Lidla. Dodam tylko, że stoi on jakieś sto metrów dalej. Osiedle hipermarketów… Na zdrowie!
O owo zdrowie martwię się najbardziej. Psychiczne i fizyczne. I chodzi oczywiście o mieszkańców osiedla Nad Jarem, a w szczególności tych, między domami których planowana jest budowa. Czyli sprawa także dotyczy mnie, moich sąsiadów, ich psa i pani sklepikarki, wybaczającej, gdy zabraknie w portfelu paru groszy. I zapewniam, że powstanie hipermarketu może spowodować trwałe uszczerbki.
Siedzenie w ogródku będzie zapewne dość osobliwą przyjemnością, gdy pod nosem będą co chwila przejeżdżały samochody dostawcze (znaczy się, wielkie tiry) czy gdy za przyjemny wietrzyk będzie robił wielki wiatrak od klimatyzacji. Wszystko to z odpowiednimi dźwiękami w tle, oczywiście. Pies nie będzie miał gdzie pobiegać, a i nie będzie pani sklepikarki, tylko kasjer deklamujący „Dzień dobry” i „Zapraszamy ponownie” (nie oszukujmy się, sklepy „po sąsiedzku” nie będą miały szans przy takim gigancie).
Pytam więc, jakie korzyści (poza wzrostem biedronkowych przychodów) przyniesie market w tym miejscu. Ucieszą się chyba tylko ci, którym za daleko do Lidla. Dodam tylko, że stoi on jakieś sto metrów dalej. Osiedle hipermarketów… Na zdrowie!