Organizatorzy nie wywiązali się zupełnie z obowiązku informowania publiczności o przebiegu regat. Nie wykorzystali oni również doskonałej okazji do propagowania sportów wodnych, informował Dziennik Bałtycki z 14 października 1962 r.
Od jednego z obserwatorów regat żeglarskich, które odbyły się przy końcu sezonu o Błękitną Wstęgę Zalewu Wiślanego, otrzymaliśmy następujące uwagi, które podajemy dlatego, że nie są odosobnione i pochodzą od znanego działacza, który w swoim czasie zdobył kilkanaście mistrzostw krajowych i zagranicznych.
Na marginesie tradycyjnych regat żeglarskich w Krynicy Morskiej należy zwrócić uwagę na dwie zasadnicze bolączki, które z całą pewnością występują także na innych imprezach żeglarskich.
Organizatorzy nie wywiązali się zupełnie z obowiązku informowania publiczności o przebiegu regat. Nie wykorzystali oni również doskonałej okazji do propagowania sportów wodnych.
A przecież można było bez żadnych dodatkowych kosztów podawać przez nadajnik na molo w Krynicy Morskiej bieżące szczegóły o klasach i ożeglowaniu jachtów, wypływających z portu na start, o trasie poszczególnych biegów i o ich przebiegu, o warunkach atmosferycznych, które szczególnie w pierwszym dniu regat były trudne, tym samym uatrakcyjnić imprezę, a zarazem zmobilizować zawodników i publiczność.
Drugie zagadnienie – to zawodnicy. Zwracał uwagę młody wiek wszystkich załóg, którym powierzono bardzo drogi sprzęt jachtowy dużych jednostek oraz zupełny brak opieki nad tymi przeważnie niepełnoletnimi zawodnikami. Ci młodzi żeglarze zdają się nie wiedzieć, że żeglarstwo wymaga od nich nie tylko hartu i brawury, lecz bardzo dużej wiedzy teoretycznej, ciągłego dokształcania się i dużej finezji technicznej. Jest to sport wysoce techniczny. A poziom na regatach był niestety, słaby.
Poza tym nie można żadną miarą tolerować rażących braków zachowania i dyscypliny treningowej, która zdaje się jest w żeglarstwie dotąd nieznana.
Notoryczne nocne awantury, wywracanie kiosku, spóźnianie się na start, niesłuchanie, nonszalanckie traktowanie drogiego sprzętu i posługiwanie się odrażająco rubasznym językiem – to braki, które trzeba wyplenić.
Nie widziałem żadnego kompetentnego delegata, który by ukrócił ten stan. Przykro stwierdzić, że celowały w tym załogi dwóch klubów gdyńskich. Trzeba wymagać, ażeby imprezy żeglarskie kształciły zarówno zawodników jak i publiczność.
Na marginesie tradycyjnych regat żeglarskich w Krynicy Morskiej należy zwrócić uwagę na dwie zasadnicze bolączki, które z całą pewnością występują także na innych imprezach żeglarskich.
Organizatorzy nie wywiązali się zupełnie z obowiązku informowania publiczności o przebiegu regat. Nie wykorzystali oni również doskonałej okazji do propagowania sportów wodnych.
A przecież można było bez żadnych dodatkowych kosztów podawać przez nadajnik na molo w Krynicy Morskiej bieżące szczegóły o klasach i ożeglowaniu jachtów, wypływających z portu na start, o trasie poszczególnych biegów i o ich przebiegu, o warunkach atmosferycznych, które szczególnie w pierwszym dniu regat były trudne, tym samym uatrakcyjnić imprezę, a zarazem zmobilizować zawodników i publiczność.
Drugie zagadnienie – to zawodnicy. Zwracał uwagę młody wiek wszystkich załóg, którym powierzono bardzo drogi sprzęt jachtowy dużych jednostek oraz zupełny brak opieki nad tymi przeważnie niepełnoletnimi zawodnikami. Ci młodzi żeglarze zdają się nie wiedzieć, że żeglarstwo wymaga od nich nie tylko hartu i brawury, lecz bardzo dużej wiedzy teoretycznej, ciągłego dokształcania się i dużej finezji technicznej. Jest to sport wysoce techniczny. A poziom na regatach był niestety, słaby.
Poza tym nie można żadną miarą tolerować rażących braków zachowania i dyscypliny treningowej, która zdaje się jest w żeglarstwie dotąd nieznana.
Notoryczne nocne awantury, wywracanie kiosku, spóźnianie się na start, niesłuchanie, nonszalanckie traktowanie drogiego sprzętu i posługiwanie się odrażająco rubasznym językiem – to braki, które trzeba wyplenić.
Nie widziałem żadnego kompetentnego delegata, który by ukrócił ten stan. Przykro stwierdzić, że celowały w tym załogi dwóch klubów gdyńskich. Trzeba wymagać, ażeby imprezy żeglarskie kształciły zarówno zawodników jak i publiczność.
oprac. Olaf B.