Wiceadmirał Kazimierz Porębski jest jednym z twórców Marynarki Wojennej II Rzeczpospolitej. Przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 r. służył we flocie carskiej. Jednym z epizodów jego kariery była służba na krążowniku Nowik wyprodukowanemu przez Schichau-Werft Danzig. Część wyposażenia okrętu powstała w elbląskich zakładach Schichaua.
Wśród wielu okrętów wyprodukowanych przez stocznie Ferdynanda Schichaua warto zwrócić uwagę na krążownik Nowik. Nie tylko dlatego, że był to wówczas najszybszy okręt w swojej klasie, ale także ze względu na służącego na nim lejtnanta Kazimierza Porębskiego. Historia okrętu rozpoczyna się w czasie wzrostu napięć pomiędzy carską Rosją, a cesarstwem Japonii w ostatnich latach XIX w. Przyjęto wtedy program rozbudowy Floty Oceanu Spokojnego, a jednym z nowych okrętów miał być właśnie Nowik. Nawiasem mówiąc, nie była to pierwsza jednostka w carskiej flocie noszącym to miano. Poprzednio nazwę Nowik nosiła korweta, która zatonęła w 1863 r u wybrzeży Kalifornii.
- Rosjanie mieli wtedy politykę zamawiania różnych nowoczesnych okrętów w różnych stoczniach na terenie całego świata. To się później na nich zemściło, ponieważ flotę mieli nowoczesną, ale nie ustandaryzowaną, co w efekcie rodziło problemy z logistyką oraz serwisem – mówi Lech Trawicki, dyrektor Muzeum Archeologiczno – Historycznego w Elblągu i pasjonat historii okrętów.
Przetarg na wykonanie krążownika drugiej klasy wygrała Schichau-Werft Danzig - stocznia Ferdynanda Schichaua w Gdańsku. W pokonanym polu znalazły się oferty stoczni Howaldtswerke, Nevskij zavod (St Petersburg), Ansaldo (Genua) i Germania (Kilonia). Nowy krążownik miał mieć 3100 ton wyporności, rozwijać prędkość 25 węzłów. Wybiegając w przyszłość: w trakcie prób osiągnął prędkość 26 węzłów, co czyniło go wówczas najszybszym okrętem tej klasy na świecie.
- Krążowniki drugiej rangi były to okręty wyposażone w artylerię średniego kalibru, charakteryzujące się dużą prędkością. W porównaniu z krążownikami pierwszej klasy były słabiej opancerzone, za to wyróżniały się prędkością - wyjaśniał Lech Trawicki.
17 sierpnia 1899 r. w St. Petersburgu podpisano umowę – krążownik bez uzbrojenia kosztował 2,87 mln rubli.
Główne prace nad krążownikiem wykonywano w gdańskiej filii stoczni Ferdynanda Schichaua. Ale i w elbląskim zakładzie powstawało wyposażenie dla okrętu. Warto przypomnieć, że krążownik otrzymał w stoczni nr budowy 656. -W Elblągu wyprodukowano prawdopodobnie maszyny i kotły - wyjaśnia dyrektor muzeum.
Nowik był jednym z wielu okrętów zbudowanych przez stocznię Ferdynanda Schichaua dla carskiej floty. Historia krążownika ma jednak duże znaczenie dla... Polskiej Marynarki Wojennej powstałej po I wojnie światowej.
Oficer carskiej floty
Wśród oficerów wysłanych przez carską flotę do nadzoru nad budową Nowika do Gdańska był Kazimierz Porębski – jeden z wielu Polaków, którzy wybrali karierę w armii zaborców [podobne sytuacje występowały też w armii niemieckiej i austro – węgierskie].
- Dokładne dane, ilu oficerów polskiego pochodzenia było w carskiej flocie są niemożliwe do ustalenia. Opierając się na rocznikach oficerskich można na podstawie nazwiska i wyznania wskazać „kandydatów”. Ale po Wielkiej Wojnie różnie to bywało. Był we flocie miczman Piłsudski, który miał z marszałkiem wspólnego przodka w XVIII w., po Wielkiej Wojnie został w Czerwonej Flocie. Nie miał już nic wspólnego z polskością, zginął w 1937 r. podczas czystek stalinowskich. Z kolei prawosławny Jerzy Łądkiewicz stwierdził że jest Polakiem i wstąpił do polskiej marynarki. W mesach carskiej floty panował zakaz rozmów o wyznaniu i narodowości – zdradza Lech Trawicki. - Losy oficerów polskiego pochodzenia w marynarce wojennej Rosji to bardzo obszerny temat.
Wróćmy do Kazimierza Porębskiego. W 1900 roku, kiedy przybył do Gdańska, miał stopień lejtnanta. Był doświadczonym oficerem, który służył na różnych okrętach, na różnych stanowiskach, pod dowództwem wielu oficerów. Warto zwrócić uwagę na ekspedycję geograficzną po Morzu Białym w 1894 r., którą Kazimierz Porębski przepływał jako dowódca wachty na transportowcu „Bakan”. Studia Skończył w Szkole Morskiej w St. Petersburgu, która to uczelnia w tzw. międzyczasie została przekształcona w Morski Korpus Kadetów.
17 grudnia 1901 r. na Nowiku podniesiono banderę carskiej marynarki wojennej. W maju następnego roku okręt popłynął do Kronsztadu. A już pod koniec września został skierowany przez Kanał Sueski na Daleki Wschód. W Port Artur krążownik zameldował się w kwietniu 1903 r. I rozpoczął normalną służbę okrętu wojennego. Kazimierz Porębski na Nowiku pełnił funkcje oficera minowo – torpedowego i starszego oficera (zastępcy dowódcy okrętu).
Panowie, przebijamy się!
W nocy z 8 na 9 lutego 1904 r. okręty japońskie bez wypowiedzenia wojny zaatakowały flotę rosyjską stacjonującą w Port Artur. Rozpoczęła się wojna rosyjsko-japońska, w trakcie której krążownik Nowik i Kazimierz Porębski mieli przejść do historii.
10 sierpnia dowodzący rosyjską eskadrą w Port Artur kontradmirał Wilhelm Witgeft podjął decyzję o przebijaniu się przez japońską blokadę do Władywostoku. Rosyjskie okręty ruszyły w szyku torowym najpierw pancerniki: flagowy „Cesariewicz”, „Retwizan”, „Pobieda”, „Pierieswiet”, „Sewastopol” i „Połtawa”, za nimi krążowniki. Do spotkania wrogich flot doszło na Morzu Żółtym.
Pierwsze strzały padły o 12.15. Początkowo Rosjanom sprzyjało szczęście, zdołali oderwać się od nieprzyjaciela i kontynuować ucieczkę w kierunku Cieśniny Koreańskiej. O 16.30 flota japońska dogoniła Rosjan. - Może i by się udało przebić, gdyby nie fakt nieprawdopodobnego wprost szczęścia Japończyków. Już w pierwszych minutach bitwy udało im się jednym pociskiem zabić kontradmirała Wilhelma Witgefta i jego sztab na Cesarewiczu. Okręt zaczął zmieniać kurs w lewo, zanim powtórzyły to kolejne jednostki eskadry i same wystawiły się na ostrzał Japończyków – wyjaśnia dyrektor elbląskiego muzeum. -
Japończykom nie udało się zatopić żadnego okrętu rosyjskiego, ale jednostki cara zostały zmuszone do powrotu do Port Artur. Wszystkie... z wyjątkiem dwóch. Udaną próbę przebicia podjęły krążowniki Askold i Nowik. I z Nowikiem wiąże się romantyczna historia. - Karol Olgierd Borchadt opisał jak to Kazimierz Porębski nie zgadza się z decyzją dowódcy okrętu o powrocie do Port Artur, przejmuje dowództwo i szaleńczym manewrem przebija się przez okręty japońskie. Potem za tę decyzję dostaje wyrok śmierci zamieniony na dwa tygodnie twierdzy i szablę za odwagę. Tylko, że to morska legenda, jakich wiele krążyło w polskiej flocie w owym czasie – mówi Lech Trawicki.
Co by nie mówić o carskiej flocie, to biurokrację miała na najwyższym poziomie. Każdy oficer miał swój zeszyt ewidencyjny, w którym odnotowywano wszystkie wydarzenia związane z jego służbą: na jakim okręcie służył, pod czyim dowództwem, co tam robił, ile, jakich rejsów odbył. Na ich podstawie można odtworzyć oficerską służbę niemal co do dnia. I w zeszycie Kazimierza Porębskiego nie ma wzmianki o wyroku śmierci, zresztą o żadnej karze za bitwę na Morzu Żółtym.
Bardziej prawdziwą wersję przedstawił Georgy Stiepanow, wg którego starszy oficer Kazimierz Porębski zaproponował dowódcy Nowika kapitanowi drugiej rangi Maksymilianowi Schultzowi przebijanie się. Dowódca się zgodził. Kazimierz Porębski za wojnę rosyjsko – japońską został odznaczony orderami: św. Anny III klasy, św. Stanisława II klasy i św. Jerzego IV klasy oraz złotą szablą za odwagę.
Nowikowi nie udało się dostać do zbawczego Władywostoku. 20 sierpnia japońskie krążowniki Tsushima i Chitose przechwyciły rosyjski okręt w okolicy portu Korsakow na Sachalinie. W wyniku starcia Nowik został poważnie uszkodzony, dowódca podjął decyzję o zdemontowaniu uzbrojenia, okopania się w rejonie Korsakowa i samozatopieniu okrętu. Potem Kazimierz Porębski poprowadził pieszo część załogi okrętu do Władywostoku – bagatela 700 wiorst przez bezludne tereny Sachalinu.
Co się stało z Nowikiem? Japończycy podnieśli go z dna, wyremontowali, przezbroili i wcielili do swojej floty pod nazwą „Suzuya“. Niestety po remoncie to już nie była jednostka spełniająca wymagania japońskiej marynarki. Najpierw został przekwalifikowany na okręt łącznikowy, później dozorowy, w efekcie skończył jak okręt obrony wybrzeża drugiej klasy. Kariera we flocie Kraju Kwitnącej Wiśni była stosunkowo krótka: wszedł do służby w grudniu 1908 r., a w kwietniu 1913 r. został z niej wycofany i podjęto decyzję o zezłomowaniu jednostki. Za złom kadłuba byłego Nowika wraz z awizem „Katsuragi“ uzyskano równowartość 273 tys. marek niemieckich.
Pod biało-czerwoną
Ciekawiej prezentują się losy Kazimierza Porębskiego. Zmieniał okręty, stanowiska. Wybuch I wojny światowej zastał go na stanowisku dowódcy pancernika „Imperatica Marija“ - najnowocześniejszym drednocie w carskiej marynarce. Potem przyszły kolejne jednostki, zespoły okrętów. W 1916 r. otrzymał awans na kontradmirała.
Służbę w rosyjskiej marynarce skończył jednak w stopniu marynarza; zdegradowano go w ramach demokratyzacji floty po Rewolucji Październikowej. Zupełnie legalnie zwolnił się ze służby i przyjechał do Warszawy, aby tworzyć marynarkę wojenną w państwie, które jeszcze nie miało dostępu do morza.
- Po powrocie do Polski został założycielem stowarzyszenia „Bandera Polska“, które zapoczątkowało akcję popularyzacji problematyki morskiej i rzecznej w społeczeństwie polskim. Stowarzyszenie stworzyli ludzie związani z flotą i gospodarką morską - wyjaśnia Lech Trawicki.
Na razie jednak trwały działania wojenne. Od 5 listopada 1918 r. Kazimierz Porębski pracował w sztabie komisji odbioru od Niemców robót regulacyjnych i mostowych na Wiśle. Kilka dni wcześniej w Galicji rozpoczęło się przejmowanie floty rzecznej Austro-Węgier. W ten sposób rozpoczęła się historia polskiej Marynarki Wojennej, w których to działaniach Kazimierz Porębski odegrał jedną z kluczowych ról.
W trakcie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. był odpowiedzialny za organizację żeglugi wojennej na odcinku Zegrze - Dębe. To była przerwa w w sprawowaniu funkcji szefa Departamentu ds. Morskich Ministerstwa Spraw Wojskowych. Departament w miarę upływu czasu zmieniał swoje nazwy. 19 maja 1925 r. został zwolniony z funkcji szefa Komisji Marynarki Wojennej w związku z tzw. „aferą minową“. Już po zamachu majowym został oczyszczony z zarzutów i przeniesiony do rezerwy. Karierę wojskową skończył w stopniu wiceadmirała. Zmarł w Warszawie 20 stycznia 1933 r.
- Kazimierz Porębski poprzez swoje doświadczenia z wielkimi okrętami, dowodzeniem dużymi zespołami, miał wizję stworzenia bardzo dużej, wręcz imperialnej floty. Jego plany z początku lat 20. zakładały budowę pancerników, krążowników, ponad 20 okrętów podwodnych. I to wszystko na 70 kilometrach wybrzeża. Plany zupełnie nierealistyczne - mówi Lech Trawicki.