Policja zatrzymała czterech nieletnich. Mimo iż Damian, Krzysztof, Robert i Daniel mają zaledwie po 11-12 lat, udowodniono im szereg przestępstw. Dokonali m.in. trzech kradzieży torebek na tzw. "wyrwę" - na swoje ofiary wybierali samotnie idące kobiety.
Młodzi przestępcy na koncie mają również wiele podpaleń - m.in. Peugeota zaparkowanego przy ul. Janowskiej i Fiata 125p przy ul. Leśmiana. Przyznali się również do podpalenia pomieszczenia mieszkalnego w jednym z budynków przy ul. Grottgera i toalety miejskiej.
Cała czwórka jest doskonale znana policji. Byli już wielokrotnie zatrzymywani i za każdym razem są odstawiani do pogotowia opiekuńczego. Nie spędzają tam jednak zbyt wiele czasu.
- Uciekają zaraz po wyjściu policjantów, którzy ich dostarczają - mówi Franciszek Dawgul, dyrektor pogotowia. - My nie możemy ich w żaden sposób zatrzymać. Nie można stosować wobec nich środków przymusu bezpośredniego.
Zdaniem dyrektora Dawgula jedynym wyjściem z sytuacji jest umieszczenie ich w zakładzie zamkniętym. Na to są jednak za młodzi. Dlatego nieletni przestępcy czują się po prostu bezkarnie.
Ta sytuacja przypomina podobną sprzed półtora roku. Wówczas nie można było znaleźć sposobu na powstrzymanie 12-letniego Radka. Chłopak miał na koncie liczne rozboje i podpalenia (w tym podpalenie hali fabrycznej przy ul. Piławskiej, gdzie straty oszacowano na ponad 100 tysięcy zł). Radek trafiał do pogotowia opiekuńczego skąd bez problemów uciekał. W końcu umieszczono go w ośrodku w Debrznie.
Wydaje się, że to jedyna metoda na małoletnich przestępców - odesłać ich do ośrodków oddalonych od miejsca zamieszkania. Niestety ośrodki wychowawcze są przepełnione i na wolne miejsce trzeba czekać miesiącami. W tym czasie młodzi przestępcy mogą się dopuszczać kolejnych przestępstw - Radek oczekując na miejsce w Debrznie podpalił pociąg.
Cała czwórka jest doskonale znana policji. Byli już wielokrotnie zatrzymywani i za każdym razem są odstawiani do pogotowia opiekuńczego. Nie spędzają tam jednak zbyt wiele czasu.
- Uciekają zaraz po wyjściu policjantów, którzy ich dostarczają - mówi Franciszek Dawgul, dyrektor pogotowia. - My nie możemy ich w żaden sposób zatrzymać. Nie można stosować wobec nich środków przymusu bezpośredniego.
Zdaniem dyrektora Dawgula jedynym wyjściem z sytuacji jest umieszczenie ich w zakładzie zamkniętym. Na to są jednak za młodzi. Dlatego nieletni przestępcy czują się po prostu bezkarnie.
Ta sytuacja przypomina podobną sprzed półtora roku. Wówczas nie można było znaleźć sposobu na powstrzymanie 12-letniego Radka. Chłopak miał na koncie liczne rozboje i podpalenia (w tym podpalenie hali fabrycznej przy ul. Piławskiej, gdzie straty oszacowano na ponad 100 tysięcy zł). Radek trafiał do pogotowia opiekuńczego skąd bez problemów uciekał. W końcu umieszczono go w ośrodku w Debrznie.
Wydaje się, że to jedyna metoda na małoletnich przestępców - odesłać ich do ośrodków oddalonych od miejsca zamieszkania. Niestety ośrodki wychowawcze są przepełnione i na wolne miejsce trzeba czekać miesiącami. W tym czasie młodzi przestępcy mogą się dopuszczać kolejnych przestępstw - Radek oczekując na miejsce w Debrznie podpalił pociąg.
RM