Kolejne raporty alarmują w ostatnich dniach o złej sytuacji na Żuławach. Są jednak miejsca, gdzie woda stoi od jesieni, a ludzie płaczą...
Jedno z takich miejsc znajduje się niedaleko Markus - w Kępniewie. Prosta, czarna droga; po obu stronach wąskie, prawie niewidoczne kanały - jak mówi Wacław Wielesik, wójt gminy Markusy - te kanały należą do zarządu dróg powiatowych. Należą, znaczy: ich utrzymaniem, czyszczeniem tak, by przyjęły nadmiar wody, której na Żuławach chyba tyle samo co ziemi, powinien zająć się zarząd dróg. Powinien, ale chyba nie się zajmuje, bo po lewej stronie, jak okiem sięgnąć, jeziora z wysepkami i wierzbami. Takich wierzb bliżej głównych dróg już nie zobaczysz. Zarządy dróg - powiatowych czy wojewódzkich - wycięły.
Z tych jezior, też jak wyspy, wystają stare żuławskie terpy - górki, na których po gospodarsku rozkładają się wciąż piękne chaty. W ciemnych domach o niskich powałach smutek. Już ludzie spotkani na drodze prawie płaczą. A może to taki łatwy płacz do mikrofonu i kamery?
- Tyle pracy, ziemniaki, pszenica, łąki - wszystko zalane, u sąsiadów woda już na podwórku i w piwnicy, i nie ma pomocy - skarży się staruszka.
Podobne skargi słyszymy na jednym podwórku, na kolejnym. Wszędzie czarne błoto, omszałe płoty, wilgotno i woda.
- Chodziliśmy do wójta, do pompiarza (człowieka obsługującego stację pomp - przyp. aut.), ale nic nie zrobili – słyszę.
Przy pompie rower, w środku niewielkiego budynku - pompiarz Dąbrowski. Kiedy pytamy, kto jest winny za tę wodę, pokazuje ręką szeroki na kilka metrów rów.
- Mówiłem, że rów dawno nie czyszczony, krzakami zarasta i trzeba oczyścić, ale nie ma pieniędzy.
Wójt Wielesik, kiedy go na drugi dzień na telefon łapię (może oglądał pola, kiedy byliśmy w gminie, a może bał się dziennikarzy, bo firmowa kurtka i telefon leżały na stole?), mówi, że to nie zarząd melioracji w Elblągu, a rolnicy winni temu potopowi w Kępniewie. Po chwili rozmowy okazuje się, że prawda nie jest taka prosta. Ani melioracja, ani zarząd dróg, ani rolnicy nie mogą mieć czystego sumienia z tym dbaniem o rowy. A może to wina żuławskiej ziemi, nasiąkniętej wodą jak gąbka?
Jeden z kępniewian stoi przede mną w gumiakach i wyrzeka, bo gdzie postawi krowy, jak woda już do stodoły się wdziera?
Tu nie widać, że pomoc jest możliwa, że nadchodzi, że w ogóle nadejdzie. No, chyba, że z góry...
Z tych jezior, też jak wyspy, wystają stare żuławskie terpy - górki, na których po gospodarsku rozkładają się wciąż piękne chaty. W ciemnych domach o niskich powałach smutek. Już ludzie spotkani na drodze prawie płaczą. A może to taki łatwy płacz do mikrofonu i kamery?
- Tyle pracy, ziemniaki, pszenica, łąki - wszystko zalane, u sąsiadów woda już na podwórku i w piwnicy, i nie ma pomocy - skarży się staruszka.
Podobne skargi słyszymy na jednym podwórku, na kolejnym. Wszędzie czarne błoto, omszałe płoty, wilgotno i woda.
- Chodziliśmy do wójta, do pompiarza (człowieka obsługującego stację pomp - przyp. aut.), ale nic nie zrobili – słyszę.
Przy pompie rower, w środku niewielkiego budynku - pompiarz Dąbrowski. Kiedy pytamy, kto jest winny za tę wodę, pokazuje ręką szeroki na kilka metrów rów.
- Mówiłem, że rów dawno nie czyszczony, krzakami zarasta i trzeba oczyścić, ale nie ma pieniędzy.
Wójt Wielesik, kiedy go na drugi dzień na telefon łapię (może oglądał pola, kiedy byliśmy w gminie, a może bał się dziennikarzy, bo firmowa kurtka i telefon leżały na stole?), mówi, że to nie zarząd melioracji w Elblągu, a rolnicy winni temu potopowi w Kępniewie. Po chwili rozmowy okazuje się, że prawda nie jest taka prosta. Ani melioracja, ani zarząd dróg, ani rolnicy nie mogą mieć czystego sumienia z tym dbaniem o rowy. A może to wina żuławskiej ziemi, nasiąkniętej wodą jak gąbka?
Jeden z kępniewian stoi przede mną w gumiakach i wyrzeka, bo gdzie postawi krowy, jak woda już do stodoły się wdziera?
Tu nie widać, że pomoc jest możliwa, że nadchodzi, że w ogóle nadejdzie. No, chyba, że z góry...
AJ