Zatrzymanie byłego prezesa Lotosu wywołało w Elblągu sporą sensację. Paweł Olechnowicz, to człowiek mocno związany z naszym miastem i nie bójmy się tego powiedzieć bardzo dla niego zasłużony. Nigdy nie zapomniał o mieście, w którym dorastał i piął się od zera po stopniach zawodowej kariery. Można oczywiście różnie oceniać sposób redystrybucji funduszy reklamowych państwowych spółek, ale faktem jest, że Elbląg był beneficjentem tych środków. Wiele imprez i przedsięwzięć kulturalnych nie miałoby szans na realizację, gdyby nie przychylność prezesa Olechnowicza.
Niczyje największe nawet zasługi nie usprawiedliwiają rzecz jasna ewentualnych przewinień i naruszeń prawa. Nie nam oceniać czy zarzuty jakie postawiono panu Olechnowiczowi są zasadne. Od tego mamy niezawisłe sądy i możemy mieć tylko nadzieję, że w trakcie procesu obroni swoje dobre imię. Choć to truizm, to warto pamiętać, że do czasu wydania prawomocnego wyroku obowiązuje zasada domniemania niewinności.
To co mnie zaskakuje, to tryb postępowania jaki prokuratura i CBA przyjęły w stosunku do byłego prezesa Lotosu. Jak dowiadujemy się z prasy, śledztwo w sprawie zarzucanych mu nieprawidłowości toczy się od 2011 roku. Przez cały czas był on do dyspozycji śledczych, nie było ryzyka, że zbiegnie za granicę. Kwota dwustu tysięcy, o którą toczy się sprawa, to dla każdego z nas duże pieniądze, ale nie na tyle żeby z jej powodu uciekać na Bermudy.
Tak często podnoszona przez prokuraturę w podobnych przypadkach obawa o mataczenie, po tylu latach nie ma większego sensu. Zastanawia więc to, dlaczego zamiast wysłać panu Olechnowiczowi zwykłe wezwanie do stawienia się w prokuraturze, wysłano na południe Polski ekipę oficerów CBA. Wydawałoby się, że znaczek pocztowy wychodzi znacznie taniej i jest równie skuteczny. Panowie oficerowie jednak pojechali i zapewne zgodnie ze swoim zwyczajem wyrwali prezesa o świcie z łóżka i powiedli niczym zwykłego zbója, nie wiem czy nie w kajdanach, na drugi koniec kraju, przed oblicze prokuratora w Gdańsku.
Chciałbym wierzyć, że takie środki mają mocne umocowanie w materiale dowodowym i stoi za nimi wyłącznie decyzja prokuratora prowadzącego śledztwo, który nagle doszedł do wniosku, że bez wcześniejszego osadzenia w areszcie śledczym nie da się sprawiedliwie osądzić byłego prezesa Lotosu. Prokuratura, to jak wiadomo organizacja hierarchiczna, a na jej szczycie stoi człowiek, którego formacja polityczna ostatnio grzęźnie w kolejnych aferach. Dlatego trudno uciec od przypuszczeń, że była to zwykła „pokazucha” przeprowadzona na polecenie z góry, dzięki której nasi sympatyczni koledzy z TVP Info mogli bez trudu udowodnić jak bardzo skuteczna jest nasza władza w ściganiu „groźnych przestępców” i odwrócić choć na chwilę uwagę telewidzów od bieżących problemów rządzącej partii.
Stawiam dolary przeciwko orzechom, że sąd wkrótce pozwoli Pawłowi Olechnowiczowi odpowiadać z wolnej stopy. Jakiś rzecznik prokuratury rozłoży w telewizorze ręce i znacząco mrugnie do kamery – takie mamy sądy. Cel został osiągnięty – pokazaliśmy suwerenowi jak skutecznie walczymy z przestępczością i jak wielkiej reformy wymagają sądy. A że ucierpiała przy tym godność jakiegoś człowieka, to nie ma dla nikogo żadnego znaczenia. Przecież nas to nie dotyczy, my nigdy nie znajdziemy się w podobnej sytuacji...
To co mnie zaskakuje, to tryb postępowania jaki prokuratura i CBA przyjęły w stosunku do byłego prezesa Lotosu. Jak dowiadujemy się z prasy, śledztwo w sprawie zarzucanych mu nieprawidłowości toczy się od 2011 roku. Przez cały czas był on do dyspozycji śledczych, nie było ryzyka, że zbiegnie za granicę. Kwota dwustu tysięcy, o którą toczy się sprawa, to dla każdego z nas duże pieniądze, ale nie na tyle żeby z jej powodu uciekać na Bermudy.
Tak często podnoszona przez prokuraturę w podobnych przypadkach obawa o mataczenie, po tylu latach nie ma większego sensu. Zastanawia więc to, dlaczego zamiast wysłać panu Olechnowiczowi zwykłe wezwanie do stawienia się w prokuraturze, wysłano na południe Polski ekipę oficerów CBA. Wydawałoby się, że znaczek pocztowy wychodzi znacznie taniej i jest równie skuteczny. Panowie oficerowie jednak pojechali i zapewne zgodnie ze swoim zwyczajem wyrwali prezesa o świcie z łóżka i powiedli niczym zwykłego zbója, nie wiem czy nie w kajdanach, na drugi koniec kraju, przed oblicze prokuratora w Gdańsku.
Chciałbym wierzyć, że takie środki mają mocne umocowanie w materiale dowodowym i stoi za nimi wyłącznie decyzja prokuratora prowadzącego śledztwo, który nagle doszedł do wniosku, że bez wcześniejszego osadzenia w areszcie śledczym nie da się sprawiedliwie osądzić byłego prezesa Lotosu. Prokuratura, to jak wiadomo organizacja hierarchiczna, a na jej szczycie stoi człowiek, którego formacja polityczna ostatnio grzęźnie w kolejnych aferach. Dlatego trudno uciec od przypuszczeń, że była to zwykła „pokazucha” przeprowadzona na polecenie z góry, dzięki której nasi sympatyczni koledzy z TVP Info mogli bez trudu udowodnić jak bardzo skuteczna jest nasza władza w ściganiu „groźnych przestępców” i odwrócić choć na chwilę uwagę telewidzów od bieżących problemów rządzącej partii.
Stawiam dolary przeciwko orzechom, że sąd wkrótce pozwoli Pawłowi Olechnowiczowi odpowiadać z wolnej stopy. Jakiś rzecznik prokuratury rozłoży w telewizorze ręce i znacząco mrugnie do kamery – takie mamy sądy. Cel został osiągnięty – pokazaliśmy suwerenowi jak skutecznie walczymy z przestępczością i jak wielkiej reformy wymagają sądy. A że ucierpiała przy tym godność jakiegoś człowieka, to nie ma dla nikogo żadnego znaczenia. Przecież nas to nie dotyczy, my nigdy nie znajdziemy się w podobnej sytuacji...