Nie ukrywają, że ich praca jest trudna, za to podkreślają, że są jej pasjonatkami. szer. Olga Łatanyszyn i szer. Agnieszka Pieńkosz są dwiema z czterech pań, które pracują jako strażniczki działu ochrony w Areszcie Śledczym w Elblągu. W zakładach, gdzie osadzonymi są mężczyźni, przepisy pozwalają na to od niedawna. Zdjęcia.
Kajdanki, gaz i klucze
Olga Łatanyszyn ma lat 28, Agnieszka Pienikosz - 31, jako strażniczki w dziale ochrony w Areszcie Śledczym w Elblągu pełnią służbę od niedawna. Przepisy pozwalają na tych stanowiskach zatrudniać kobiety w zakładach dla mężczyzn od 2023 roku. W elbląskim areszcie są to obecnie cztery panie na 74 pracowników działu ochrony.
- Mówiąc bardzo zwięźle, nasza praca polega na kontroli bezpieczeństwa nad ruchem osadzonych. Jest to także wspieranie oddziałowego i wychowawców, jeżeli osadzeni chodzą na wizytację. Przy każdorazowym wyjściu z celi osadzony musi zostać skontrolowany. Możemy wykonać to tylko pobieżnie, wzrokowo oraz za pomocą urządzeń. Nie wolno nam dotykać osadzonych, ponieważ jest to zakład męski – mówi pani Agnieszka.
Każdą swoją zmianę rozpoczynają od odprawy z dowódcą.
- Wówczas wydawane są polecenia na bieżący dzień i dowiadujemy się, co się działo w poprzednim dniu. Pobieramy także środki bezpośredniego przymusu. Na wyposażeniu mam kajdanki, pałkę służbową, gaz pieprzowy, radiotelefon i specjalne klucze, które otwierają przejścia oraz kraty – mówi pani Olga.
- Każdy ma wyznaczone stanowisko. Ja na przykład dzisiaj nadzoruję spacery osadzonych, koleżanka jest monitorową. Co dokładnie to oznacza? Przykładowo, jeśli osadzony znajduje się w celi izolacyjnej, czyli ma karę dyscyplinarną, to my nadzorujemy cały czas, co on w niej robi. Gdy zauważymy, że osadzony podejmuje jakieś kroki, wskazujące na to, że chciał coś sobie zrobić, wtedy dzwonię jak najszybciej na oddział i informuję o tym. O takiej sytuacji informację przekazuję także dowódcy zmiany – mówi pani Olga.
"Jestem tu z powołania"
Obie panie zgodnie twierdzą, że ta praca jest ich pasją. Jak do niej trafiły?
- Tematyka przestępczości zawsze mnie ciekawiła. Po ukończeniu liceum odbywałam staż w Prokuraturze Rejonowej w Bartoszycach, skąd pochodzę, potem także w wydziale karnym w sądzie. Wiedziałam, że najbardziej odpowiednią służbą mundurową będzie dla mnie służba więzienna. Ciekawiła mnie. Ludzie tak naprawdę nie znają świata, który jest za murami zakładów karnych i aresztów. Stanowi on poniekąd enklawę, a służba więzienna nie jest też często doceniana przez społeczeństwo. Nie widzi ono naszej pracy na co dzień. Praca tutaj była dla mnie celem, spełnieniem marzeń i jest to praca z powołania. Podjęłam studia licencjackie na kierunku pedagogicznym, później magisterskie z bezpieczeństwa narodowego, potem były jeszcze dwie podyplomówki. Złożyłam podanie do pracy w Areszcie Śledczym w Elblągu, przeszłam pozytywnie rekrutację: test wiedzy, ćwiczenia i rozmowę kwalifikacyjną. Gdy mnie przyjęto, była wielka radość – mówi pani Olga.
Pani Agnieszka służbą więzienną „zaraziła się” od sąsiadki.
- Gdy dorastałam i kończyłam szkołę w Bartoszycach, skąd pochodzę, miałam sąsiadkę, która była wychowawczynią w areszcie śledczym. Opowiadała mi o tej pracy. Mówiła, że trzeba mieć szereg miękkich kompetencji, by do osadzonych umieć dotrzeć. Trzeba umieć jednocześnie wyznaczyć im granicę. Zrodziła się we mnie myśl, dlaczego ja miałaby nie spróbować. Składałam podanie w elbląskim areszcie na wychowawcę, nie udało się jednak. Zajęłam drugie miejsce. Zaproponowano mi, aby przyjąć pracę strażnika działu ochrony. Zgodziłam się i nie żałuję – wspomina pani Agnieszka.
Zespół to podstawa
Dla niej, jak i dla pani Olgi, ważne było wsparcie innych funkcjonariuszy. Stanowią zgrany zespół.
- Od pierwszego dnia odczuwałam wsparcie kolegów wobec mnie. Wiem, że w swoich codziennych wyzwaniach mam ludzi obok, którzy pchają mnie do przodu. Zawieszają mi poprzeczkę jeszcze wyżej i jednocześnie wspierają – mówi pani Agnieszka.
- Koledzy przyjęli mnie w zespole serdeczne, tak samo kierownictwo jednostki. Wszyscy byli bardzo pomocni, pokazywali na czym dokładnie polega ta praca. Można było na spokojnie się wszystkiego nauczyć – mówi pani Olga.
Czy w ich pracy jest miejsce na strach? Zgodnie mówią, że nie. Trzeba być czujnym, stanowczym i jednocześnie się nie bać. Pracują w zespole, który zapewnia im siłę. Podstawą jest także przestrzeganie regulaminu.
- Jeżeli człowiek czuje się pewnie i odważnie, to jak najbardziej sprosta zadaniu. Trzeba czuć się na siłach, że się podoła. Przede wszystkim nie można się bać osadzonych – mówi pani Olga.
- Myślę, że to zależy też od naszych predyspozycji. Kiedyś koleżanka z innego działu spytała się mnie, czy ja się nie boję. Mi może się stać krzywda pod moim blokiem, gdy jest ciemno, nikt mnie nie widzi i jestem sama. W areszcie do tej pory nie przydarzyła mi się żadna niebezpieczna sytuacja – mówi pani Agnieszka.
Jak dodaje kpt. Marcin Grodek, który pełni stanowisko wychowawcy w elbląskim areszcie, trzeba zawsze mieć na uwadze, gdzie się pracuje i przestrzegać obowiązujących procedur.
- Areszt to miejsce, w którym zawsze potencjalnie istnieje niebezpieczeństwo. Po to mamy procedury, a panie są wyszkolone jako strażniczki działu ochrony, żeby radzić sobie. Mamy świadomość tego z kim się tutaj pracuje. Mamy na uwadze, że różne rzeczy mogą się wydarzyć. Osadzeni to osoby często impulsywne, nieprzewidywalne, a sytuacja może być dynamiczna - mówi Marcin Grodek.
"Na strach nie ma tu miejsca"
- Trzeba uważać, ale nie bać się.
- Nie możemy myśleć o strachu, po prostu idziemy, wykonujemy swoje czynności. Z tyłu głowy mam to, że muszę uważać, zachować rozsądek. Trzeba pozostawić za sobą strach i stereotypy. Strach ma tylko wielkie oczy, to nie jest zła służba, mimo nierzadko złej renomy. Społeczeństwo do końca po prostu nie wie jak ona wygląda – mówi pani Agnieszka.
Obie pani podkreślają, że ich praca, jak i każdego z funkcjonariuszy jest społecznie bardzo ważna. Osadzony po odbyciu kary musi wrócić do społeczeństwa, umieć w nim funkcjonować, przestrzegać norm.
- Nasza praca ma sens. Wierzymy w to, że dzięki pracy całego zespołu jest możliwy taki powrót osadzonego do społeczeństwa – mówi pani Agnieszka.
Obie pani mają również wsparcie w rodzinie i przyjaciołach. Chociaż nie o wszystkich aspektach swojej pracy mogą z nimi rozmawiać. Kto, jaki i za co ma wyrok, to pozostać musi tajemnicą. Tak samo jak wyposażenie aresztu, czy procedury, które w nim obowiązują.
- Rodzina wiedziała o moim pomyśle od dawna. Cieszą się, że mi się udało i się spełniam w tym zawodzie – mówi pani Olga.
- Ja nie zaskoczyłam ich tym pomysłem, bo zawsze interesowałam się tą tematyką. Mój chłopak jak tylko usłyszał, że robię magisterkę w tym kierunku, to powiedział, że chyba zwariowałam i nie ma takiej możliwości. Później zmienił zdanie i wspiera mnie we wszystkim – dodaje pani Agnieszka.
"Ważny jest dystans"
Mimo krótkiego stażu pracy mają już swoje metody.
- Ja stosuję zasadę zachowywania dystansu między mną a osadzonymi. Po pierwsze, dlatego, że jestem kobietą, po drugie funkcjonariuszem. Nie spoufalać się, nie wdawać w dyskusję. Taki dystans jest konieczny ze względu na bezpieczeństwo własne oraz całej jednostki. Jasno wyznaczam granice osadzonemu. Mamy też określony regulamin i ściśle się go trzymamy. Skoro oni trafili do aresztu, to musieli się dopuścić czynu zabronionego. Trafili tutaj za karę, a nie w nagrodę - mówi pani Olga.
- Ja też określam ściśle granicę, to jest relacja osadzony-funkcjonariusz. Nie wdaję się w dyskusje – dodaje pani Agnieszka.
Jak podkreśla kierownik działu ochrony kpt. Tomasz Czaplicki (w służbie 22 lata), zatrudnianie funkcjonariuszek w aresztach dla mężczyzn to dobry kierunek.
- Powiem szczerze jest to dla nas nowość. Jako kierownik działu ochrony nie miałem jednak żadnych obaw. Bardziej było to dla nas wyzwaniem, ale pozytywnym. To jednostka typu zamkniętego dla mężczyzn i w dziale ochrony zawsze służyli mężczyźni. Jednak uważam to za dobry trend. Są to bardzo kompetentne funkcjonariuszki, rozwijają się cały czas. Mają krótki czas pracy, a przyswoiły perfekcyjnie przepisy. Zauważam to w ich codziennej pracy. Można powiedzieć, że osadzeni są ciut łagodniejsi, widzą, że są to kobiety. Przed ich przybyciem powiedziałem do funkcjonariuszy: będą teraz panie, to musicie ich nauczyć waszej pracy, proszę tę wiedzę przekazać fachowo, ale może musicie też nabyć nowe umiejętności – mówi kpt. Tomasz Czaplicki.