Rozmowa o poszukiwaniach grobu Mikołaja Kopernika z Niną Mazurkiewicz, znawczynią problematyki kopernikańskiej, wieloletnią kurator muzeum „Dom Kopernika” w Toruniu.
Czy to dobrze, że rozpoczęto poszukiwania grobu Mikołaja Kopernika? Zapewne wiele osób, gdy o tym usłyszały, pomyślało: minęło już kilkaset lat, po co naruszać spokój zmarłego?
Nina Mazurkiewicz: Nie mam wątpliwości, że dobrze się stało. To jest bardzo, bardzo ważne, ponieważ lubimy mieć pewność. Pierwsze poszukiwania szczątków astronoma miały miejsce w 1942 roku. Prowadzili je Niemcy, którzy przygotowywali się wówczas do obchodów 400-letniej rocznicy śmierci Mikołaja Kopernika. Te prace nie przyniosły rezultatu, zrobiono tylko trochę zamieszania w warstwach archeologicznych - i na długie lata zapadła cisza. Do tematu postanowiono wrócić po wojnie, w 1953 roku, w czasie przygotowań do uroczystości z okazji 450. rocznicy Jego urodzin. Także i te badania nie zakończyły się sukcesem. Ich wyniki były zresztą publikowane, m.in. w miesięczniku popularnonaukowym „Problemy”. Teraz, po tylu latach, znacznie zmienił się i wzbogacił warsztat naukowy. Archeolodzy mają już np. do dyspozycji badania DNA, laserowe czy wreszcie antropologiczne, więc może sprawa posunie się do przodu. Im pełniejsza będzie biografia tego jednego z najwybitniejszych uczonych i im więcej o nim będziemy wiedzieli, tym większy będzie nasz prestiż w świecie.
Pytanie, czy sam Kopernik chciałby, żeby zakłócano mu wieczny sen? Podobno był bardzo skromnym człowiekiem.
Możliwe. Dużo jest takich właśnie tajemnic. W Toruniu mamy np. pewną tajemnicę dotyczącą domu, w którym przyszedł na świat. W ostatnim czasie jest zresztą z tego powodu sporo zamieszania, historycy prowadzą bowiem różne dociekania. Profesor Mikulski ustalił, że to sąsiednia, okazalsza i większa kamieniczka z zespołu przy ul. Kopernika 15-17 jest domem urodzin, ponieważ prof. Karol Górski w swej publikacji z 1948 roku pomylił parcele. Z kolei wybitny „kopernikolog”, prof. Marian Biskup w ostatnim wydaniu historii Torunia sądzi, że Kopernik urodził się w trzecim, należącym do jego ojca i rodziny Watzenrode, domostwie przy Starym Rynku pod numerem 56, obok pięknej, barokowej kamieniczki „Pod Gwiazdą”. Ta zaś kamienica została wchłonięta przez dziewiętnastowieczne przebudowy i nie ma już po niej śladu... Ojciec Kopernika, ławnik, osiemnaście razy wybierany, co znaczy, że cieszył się szacunkiem, mimo że był przybyszem z Krakowa, mógł sobie pozwolić na mieszkanie w bardziej reprezentacyjnym miejscu. Wiele jest też zagadek związanych z samym dziełem uczonego. My byśmy tutaj teraz nie rozmawiały, gdyby nie Joachim Retyk. To on, po przeczytaniu powstałego około 1510 roku zarysu i krążącego w odpisach po Europie dzieła Kopernika, przyjechał do Fromborka i namówił skromnego kanonika, który sam by na pewno tego dzieła nie wydał, choć zdawał sobie sprawę z jego ważkości i tego, że dokona ono wielu, wielu zmian w całej filozofii późnego Średniowiecza i Renesansu.
Książka, której podobno nikt nie przeczytał...
Aaaa, taki tytuł nosi książka profesora Gingericha. On miał taką idee fixe, że połowę swojego naukowego życia spędził na tropieniu pierwszego i drugiego wydania dzieła „O obrotach...”. Jak się okazało ci, którzy twierdzili, iż tej księgi nikt nie przeczytał, nie mieli racji! Może nie czytano jej w całości, ale jeśli nawet ktoś przeczyta tylko wspaniały, cudownie napisany wstęp do „De revolutionibus”, to już wiele. Kopernik był zresztą lepszym matematykiem niż obserwatorem. On nie przeprowadził zbyt wielu obserwacji. Pierwszą, jak wiadomo, wykonał podczas studiów w Bolonii i potem, już na Warmii, było ich jeszcze około pięćdziesięciu tylko. A więc całe dowodzenie dotyczące systemu heliocentrycznego oparte jest o obliczenia matematyczne i trygonometryczne.
Zastanawiam się, na ile realne jest odnalezienie szczątków uczonego. Od jego śmierci minęło przecież tyle czasu.
Dlatego ja sama mam mieszane uczucia. Cieszy mnie jednak, że mimo wątpliwości i braku pewności sukcesu podjęto badania. Może los, genius loci i duch Mikołaja Kopernika będą łaskawi i sprawią, że coś uda się naszym archeologom znaleźć i posunąć badania w dziedzinie biografii astronoma.
Jest to też okazja do lepszego poznania archikatedry.
Wiadomo. Tam jest przecież wiele warstw kulturowych, może więc będziemy wiedzieli więcej np. o pochówkach siedemnasto-, osiemnastowiecznych kanoników i biskupów, co również może zaowocować cennymi opracowaniami naukowymi.
Profesor Jerzy Gąssowski, który wraz ze swoimi współpracownikami już kolejny sezon prowadził poszukiwania, mówi, że katedra co chwilę go zaskakuje. Czy i Pani zdarzyło się coś podobnego?
W 1972 roku byłam we Fromborku razem z ekipą fotografików. Przyjechaliśmy, by sfotografować znajdujące się w katedrze pamiątki po Koperniku. Mieliśmy potwierdzoną u miejscowych władz zgodę ministerstwa kultury i sztuki i pozwolono nam pracować w nocy. W trakcie zdjęć w pewnej chwili zgasło światło. Było to, gdy staliśmy przy epitafium Mikołaja Kopernika, tym tak zwanym „kromerowskim”. Była nas czwórka, poczuliśmy się nieswojo. Wiedzieliśmy, gdzie są tzw. korki, ale musieliśmy jakoś do nich dotrzeć. Wzięliśmy więc świecę z ołtarza i zapaliliśmy ją. Wtedy kolega spojrzał na zegarek: była północ - i jeszcze bardziej poczuliśmy powagę tego niezwykłego miejsca. Pamiętam tę noc do dziś, choć z Kopernikiem jestem „w kontakcie” już od wielu lat. To się rozpoczęło w 1960 roku, wraz z pierwszą stałą wystawą, jaka została zorganizowana w Muzeum Mikołaja Kopernika w Toruniu. Tamtej nocy poczułam jakąś niezwykłą więź z tą wielką postacią.
Szczerze mówiąc, trudno jest mi wyobrazić sobie, że oto nagle dowiadujemy się, iż zostały znalezione szczątki Astronoma - i trudno wyobrazić sobie też to, co by się wówczas zaczęło dziać.
No, byłaby to ogromna sensacja, po prostu, rewelacja na cały świat! Miałaby ona przełożenie na wiele ciekawych problemów, a także na ożywienie zainteresowania Fromborkiem i w ogóle Polską.
Również w mediach rozpętałaby się prawdziwa burza, której skutki byłyby nieprzewidywalne. Może więc jednak lepiej, żeby nic się takiego nie wydarzyło?
To by się nie rozwijała nauka! Naukowcy muszą szperać, dociekać... Świat musi się posuwać naprzód. Jestem za prowadzeniem badań, będę je śledziła i bacznie obserwowała ich wyniki. Ciekawi mnie to tym bardziej, że nasze toruńskie muzeum gromadzi wszelkie dowody kultu Mikołaja Kopernika. Na pewno badania, które prowadzi Wyższa Szkoła Humanistyczna w Pułtusku, także przysporzą nam trochę zbiorów, np. w postaci przekazów medialnych, choć one oczywiście mają różną wartość, bo niektóre tylko węszą sensację. Inna sprawa, że w czasie sierpniowej wizyty we Fromborku poznałam młodych ludzi, którzy zaczęli myśleć o tym, by studiować archeologię. Już to jest więc spory sukces tych wykopalisk. Panta rhei!
Nina Mazurkiewicz: Nie mam wątpliwości, że dobrze się stało. To jest bardzo, bardzo ważne, ponieważ lubimy mieć pewność. Pierwsze poszukiwania szczątków astronoma miały miejsce w 1942 roku. Prowadzili je Niemcy, którzy przygotowywali się wówczas do obchodów 400-letniej rocznicy śmierci Mikołaja Kopernika. Te prace nie przyniosły rezultatu, zrobiono tylko trochę zamieszania w warstwach archeologicznych - i na długie lata zapadła cisza. Do tematu postanowiono wrócić po wojnie, w 1953 roku, w czasie przygotowań do uroczystości z okazji 450. rocznicy Jego urodzin. Także i te badania nie zakończyły się sukcesem. Ich wyniki były zresztą publikowane, m.in. w miesięczniku popularnonaukowym „Problemy”. Teraz, po tylu latach, znacznie zmienił się i wzbogacił warsztat naukowy. Archeolodzy mają już np. do dyspozycji badania DNA, laserowe czy wreszcie antropologiczne, więc może sprawa posunie się do przodu. Im pełniejsza będzie biografia tego jednego z najwybitniejszych uczonych i im więcej o nim będziemy wiedzieli, tym większy będzie nasz prestiż w świecie.
Pytanie, czy sam Kopernik chciałby, żeby zakłócano mu wieczny sen? Podobno był bardzo skromnym człowiekiem.
Możliwe. Dużo jest takich właśnie tajemnic. W Toruniu mamy np. pewną tajemnicę dotyczącą domu, w którym przyszedł na świat. W ostatnim czasie jest zresztą z tego powodu sporo zamieszania, historycy prowadzą bowiem różne dociekania. Profesor Mikulski ustalił, że to sąsiednia, okazalsza i większa kamieniczka z zespołu przy ul. Kopernika 15-17 jest domem urodzin, ponieważ prof. Karol Górski w swej publikacji z 1948 roku pomylił parcele. Z kolei wybitny „kopernikolog”, prof. Marian Biskup w ostatnim wydaniu historii Torunia sądzi, że Kopernik urodził się w trzecim, należącym do jego ojca i rodziny Watzenrode, domostwie przy Starym Rynku pod numerem 56, obok pięknej, barokowej kamieniczki „Pod Gwiazdą”. Ta zaś kamienica została wchłonięta przez dziewiętnastowieczne przebudowy i nie ma już po niej śladu... Ojciec Kopernika, ławnik, osiemnaście razy wybierany, co znaczy, że cieszył się szacunkiem, mimo że był przybyszem z Krakowa, mógł sobie pozwolić na mieszkanie w bardziej reprezentacyjnym miejscu. Wiele jest też zagadek związanych z samym dziełem uczonego. My byśmy tutaj teraz nie rozmawiały, gdyby nie Joachim Retyk. To on, po przeczytaniu powstałego około 1510 roku zarysu i krążącego w odpisach po Europie dzieła Kopernika, przyjechał do Fromborka i namówił skromnego kanonika, który sam by na pewno tego dzieła nie wydał, choć zdawał sobie sprawę z jego ważkości i tego, że dokona ono wielu, wielu zmian w całej filozofii późnego Średniowiecza i Renesansu.
Książka, której podobno nikt nie przeczytał...
Aaaa, taki tytuł nosi książka profesora Gingericha. On miał taką idee fixe, że połowę swojego naukowego życia spędził na tropieniu pierwszego i drugiego wydania dzieła „O obrotach...”. Jak się okazało ci, którzy twierdzili, iż tej księgi nikt nie przeczytał, nie mieli racji! Może nie czytano jej w całości, ale jeśli nawet ktoś przeczyta tylko wspaniały, cudownie napisany wstęp do „De revolutionibus”, to już wiele. Kopernik był zresztą lepszym matematykiem niż obserwatorem. On nie przeprowadził zbyt wielu obserwacji. Pierwszą, jak wiadomo, wykonał podczas studiów w Bolonii i potem, już na Warmii, było ich jeszcze około pięćdziesięciu tylko. A więc całe dowodzenie dotyczące systemu heliocentrycznego oparte jest o obliczenia matematyczne i trygonometryczne.
Zastanawiam się, na ile realne jest odnalezienie szczątków uczonego. Od jego śmierci minęło przecież tyle czasu.
Dlatego ja sama mam mieszane uczucia. Cieszy mnie jednak, że mimo wątpliwości i braku pewności sukcesu podjęto badania. Może los, genius loci i duch Mikołaja Kopernika będą łaskawi i sprawią, że coś uda się naszym archeologom znaleźć i posunąć badania w dziedzinie biografii astronoma.
Jest to też okazja do lepszego poznania archikatedry.
Wiadomo. Tam jest przecież wiele warstw kulturowych, może więc będziemy wiedzieli więcej np. o pochówkach siedemnasto-, osiemnastowiecznych kanoników i biskupów, co również może zaowocować cennymi opracowaniami naukowymi.
Profesor Jerzy Gąssowski, który wraz ze swoimi współpracownikami już kolejny sezon prowadził poszukiwania, mówi, że katedra co chwilę go zaskakuje. Czy i Pani zdarzyło się coś podobnego?
W 1972 roku byłam we Fromborku razem z ekipą fotografików. Przyjechaliśmy, by sfotografować znajdujące się w katedrze pamiątki po Koperniku. Mieliśmy potwierdzoną u miejscowych władz zgodę ministerstwa kultury i sztuki i pozwolono nam pracować w nocy. W trakcie zdjęć w pewnej chwili zgasło światło. Było to, gdy staliśmy przy epitafium Mikołaja Kopernika, tym tak zwanym „kromerowskim”. Była nas czwórka, poczuliśmy się nieswojo. Wiedzieliśmy, gdzie są tzw. korki, ale musieliśmy jakoś do nich dotrzeć. Wzięliśmy więc świecę z ołtarza i zapaliliśmy ją. Wtedy kolega spojrzał na zegarek: była północ - i jeszcze bardziej poczuliśmy powagę tego niezwykłego miejsca. Pamiętam tę noc do dziś, choć z Kopernikiem jestem „w kontakcie” już od wielu lat. To się rozpoczęło w 1960 roku, wraz z pierwszą stałą wystawą, jaka została zorganizowana w Muzeum Mikołaja Kopernika w Toruniu. Tamtej nocy poczułam jakąś niezwykłą więź z tą wielką postacią.
Szczerze mówiąc, trudno jest mi wyobrazić sobie, że oto nagle dowiadujemy się, iż zostały znalezione szczątki Astronoma - i trudno wyobrazić sobie też to, co by się wówczas zaczęło dziać.
No, byłaby to ogromna sensacja, po prostu, rewelacja na cały świat! Miałaby ona przełożenie na wiele ciekawych problemów, a także na ożywienie zainteresowania Fromborkiem i w ogóle Polską.
Również w mediach rozpętałaby się prawdziwa burza, której skutki byłyby nieprzewidywalne. Może więc jednak lepiej, żeby nic się takiego nie wydarzyło?
To by się nie rozwijała nauka! Naukowcy muszą szperać, dociekać... Świat musi się posuwać naprzód. Jestem za prowadzeniem badań, będę je śledziła i bacznie obserwowała ich wyniki. Ciekawi mnie to tym bardziej, że nasze toruńskie muzeum gromadzi wszelkie dowody kultu Mikołaja Kopernika. Na pewno badania, które prowadzi Wyższa Szkoła Humanistyczna w Pułtusku, także przysporzą nam trochę zbiorów, np. w postaci przekazów medialnych, choć one oczywiście mają różną wartość, bo niektóre tylko węszą sensację. Inna sprawa, że w czasie sierpniowej wizyty we Fromborku poznałam młodych ludzi, którzy zaczęli myśleć o tym, by studiować archeologię. Już to jest więc spory sukces tych wykopalisk. Panta rhei!
Rozmawiała Joanna Torsh