
Czy Rosjanie mieszkający w obwodzie kaliningradzkim umrą z głodu? Albo może zmęczeni brakiem żywności wyjdą na ulice i obalą rządy Putina? - pisze Tomasz Omanski w korespondencji z Kaliningradu.
Drodzy Państwo, mogę zapewnić, że nic takiego tutaj się nie dzieje. Niestety czy jak kto woli - na szczęście. Prawdą natomiast jest to, że życie kaliningradczyków, zresztą jak i większości Rosjan, zmieniło się na gorsze po wprowadzeniu sankcji wobec Rosji. Zresztą nie pierwszy już raz. Jak powiedział pewien znajomy Rosjanin, „bo my i tak żyjemy od jednego kryzysu do drugiego”.
Statystyki są nieubłagane. 51 procent mieszkańców Rosji zaczęło oszczędzać na jedzeniu, zwiększyła się sprzedaż wszelkiego rodzaju konserw, a zarazem wzrosło poparcie dla prezydenta Putina - taki szczegół. W samym Kaliningradzie wszędzie wyczuwalna jest atmosfera jakiegoś naprężonego oczekiwania na jeszcze gorsze czasy.
Obserwując ruch w sklepach, supermarketach można odnieść wrażenie, iż ludzie żyją jeszcze ze starych oszczędności. Ceny wzrosły faktycznie prawie o 100 procent, pensje oczywiście nie. W firmach zaczynają się masowe zwolnienia, niektórym grozić będzie widmo bezrobocia - zjawisko tak naprawdę tutaj nie znane.
W rozmowie ze mną znany kaliningradzki bloger Dmitrij Jewsiutkin stwierdził, że to właśnie obwód kaliningradzki będzie największą ofiarą tego kryzysu. - Chodzi o to, iż mieszkańcy obwodu w ciągu ostatnich 20 lat stopniowo odeszli od ogólnorosyjskiej tradycji ogródków działkowych - stwierdził Dmitrij.
I rzeczywiście - od Smoleńska aż po Władywostok w sezonie letnim Rosjanie na swych działkach uprawiają warzywa i owoce, które potem mogą stanowić pokaźny procent ich wyżywienia zimą. W Kaliningradzie ludzie od wielu lat, zresztą podobnie jak w Polsce, przyzwyczaili się do tanich warzyw i owoców „rosnących” na półkach supermarketów, może tylko z tą różnicą, że w Kaliningradzie to supermarkety rosyjskie, a w Polsce już nie koniecznie polskie.
Rządy państw wprowadzających sankcje przeciwko Rosji widocznie po cichu liczyły na bunty i protesty społeczne. Według mojej oceny raczej do żadnych buntów czy tym bardziej przewrotu tutaj nie dojdzie. Ludzie są zmęczeni codziennością, ale życie toczy się dalej...
Statystyki są nieubłagane. 51 procent mieszkańców Rosji zaczęło oszczędzać na jedzeniu, zwiększyła się sprzedaż wszelkiego rodzaju konserw, a zarazem wzrosło poparcie dla prezydenta Putina - taki szczegół. W samym Kaliningradzie wszędzie wyczuwalna jest atmosfera jakiegoś naprężonego oczekiwania na jeszcze gorsze czasy.
Obserwując ruch w sklepach, supermarketach można odnieść wrażenie, iż ludzie żyją jeszcze ze starych oszczędności. Ceny wzrosły faktycznie prawie o 100 procent, pensje oczywiście nie. W firmach zaczynają się masowe zwolnienia, niektórym grozić będzie widmo bezrobocia - zjawisko tak naprawdę tutaj nie znane.
W rozmowie ze mną znany kaliningradzki bloger Dmitrij Jewsiutkin stwierdził, że to właśnie obwód kaliningradzki będzie największą ofiarą tego kryzysu. - Chodzi o to, iż mieszkańcy obwodu w ciągu ostatnich 20 lat stopniowo odeszli od ogólnorosyjskiej tradycji ogródków działkowych - stwierdził Dmitrij.
I rzeczywiście - od Smoleńska aż po Władywostok w sezonie letnim Rosjanie na swych działkach uprawiają warzywa i owoce, które potem mogą stanowić pokaźny procent ich wyżywienia zimą. W Kaliningradzie ludzie od wielu lat, zresztą podobnie jak w Polsce, przyzwyczaili się do tanich warzyw i owoców „rosnących” na półkach supermarketów, może tylko z tą różnicą, że w Kaliningradzie to supermarkety rosyjskie, a w Polsce już nie koniecznie polskie.
Rządy państw wprowadzających sankcje przeciwko Rosji widocznie po cichu liczyły na bunty i protesty społeczne. Według mojej oceny raczej do żadnych buntów czy tym bardziej przewrotu tutaj nie dojdzie. Ludzie są zmęczeni codziennością, ale życie toczy się dalej...
Tomasz Omanski, Polskie Centrum Kultury Kaliningrad