- Tamte bolesne wydarzenia pozostają w naszej pamięci jako wyraz odwagi i męstwa ludzi pracy, którzy również w latach osiemdziesiątych próbowali obalić ten zbrodniczy system. Udało się to 1989 roku, jednakże z perspektywy czasu możemy stwierdzić, że zwycięstwo to było połowiczne. Do dziś nie zostały ostatecznie rozliczone rachunki krzywd – mówił Grzegorz Adamowicz, przewodniczący elbląskiej Solidarności podczas uroczystych obchodów wydarzeń Grudnia '70. Zobacz więcej zdjęć.
- Zebraliśmy się dzisiaj przy pomniku Grudnia '70, żeby wspomnieć krwawe wydarzenia, jakie miały miejsce na Wybrzeżu 49 lat temu. Zapisały się one na czarnych kartach naszej historii – powiedział Grzegorz Adamowicz, szef elbląskiej Solidarności, który przybliżył historię Wydarzeń Grudniowych: - Fala strajków i manifestacji ulicznych, wywołanych przez sfrustrowane społeczeństwo, było odpowiedzią na przemówienie radiowo – telewizyjne Władysława Gomułki z 12 grudnia 1970 r. Poinformował on w niej Polaków o zmianach cen towarów. Władze komunistyczne liczyły na to, że niezadowolone z podwyżek społeczeństwo pogodzi się z cenami. Stało się jednak inaczej. 14 grudnia 1970 r. zastrajkowali robotnicy gdańskiej Stoczni im. Lenina. Około godz. 10 rano przed budynkiem dyrekcji rozpoczął się wiec, w którym udział wzięło ok. trzech tysięcy robotników, domagających się zniesienia podwyżek, zmian personalnych w kierownictwie partii. Przedstawiciele władz partyjnych nie podjęli żadnych rozmów z wyłonioną przez strajkujących reprezentacją, a służby porządkowe do późnych godzin nocnych brutalnie rozpraszały tłum. Padły pierwsze strzały. Setki osób zostały pobitych i zatrzymanych. 15 grudnia kolejne strajki wybuchły w Gdyni, Elblągu, Słupsku i Szczecinie. Władysław Gomułka podjął decyzję o zezwoleniu na użycie broni. Przekazana telefonicznie informacja potwierdzona została zarządzenie i formalnie weszła w życie. W stoczni zaczął się strajk okupacyjny. Władze wprowadziły godzinę milicyjną, od godz. 18 do 6 rano. Tego dnia w starciach z siłami porządkowymi, według oficjalnego komunikatu, zginęło sześć osób, a 300 zostało rannych. W nocy z 15 na 16 grudnia wojsko obsadziło ważniejsze punkty w Gdańsku oraz zablokowało stoczniowy port, władze zdecydowały się zaprowadzić porządek siłą, bez względu na cenę. Przez cały dzień, 16 grudnia, trwały demonstracje w Gdańsku. Tymczasem fala strajków rozlewała się na całe Wybrzeże, przybierając charakter powstania robotniczego. 17 grudnia 1970 r. doszło do masakry w Gdyni, wojsko stanęło naprzeciw robotników, idących do pracy, nieświadomych zagrożenia bezbronnych ludzi i otworzyło do nich ogień. Było to najtragiczniejsze wydarzenie w czasie pacyfikacji robotniczych protestów na Wybrzeżu, dokonanych przez władze komunistyczne. W jej wyniku zginęło 45 osób, a 1165 odniosło rany – przypominał Grzegorz Adamowicz w środowy (18 grudnia) wieczór pod pomnikiem Ofiar Grudnia 1970. - Tragicznym symbolem elbląskiego Grudnia '70 są trzy ofiary śmiertelne. Tadeusz Marian Sawicz, pracownik Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Elblągu, zastrzelony 18 grudnia, podczas wyjścia z baru mlecznego przy ul. 1 Maja, postrzelony w głowę przez nieznanego do dzisiaj funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej. Waldemar Rebinin, pracownik Wojewódzkiej Kolumny Transportu Sanitarnego, zastrzelony w Gdańsku 15 grudnia, w okolicach dworca kolejowego, podczas pełnienia służby jako sanitariusz ambulansu wiozącego zaopatrzenie medyczne do przychodni kolejowej. Zbyszek Godlewski, pracownik Stoczni Gdyńskiej im. Komuny Paryskiej, zastrzelony 17 grudnia w Gdyni, nieopodal przystanku Szybkiej Kolei Miejskiej Gdynia Stocznia, bohater "Ballady o Janku Wiśniewskim".
- Minęło pół wieku od Czarnego Czwartku, blisko pół wieku od tej masakry, jaka się rozegrała w grudniu 1970 r. Zginęło wówczas, łącznie z tymi, którzy zmarli w wyniku obrażeń, 44 robotników. Blisko 1200 osób zostało rannych. To nie były rany jak z kolizji drogowej, a rany postrzałowe. Mogliśmy usłyszeć od lekarzy, którzy wtedy przyjmowali tych wszystkich rannych, że dochodziło do amputacji kończyn, a więc ci ludzie, uczestnicy tej masakry, są kalekami do dziś. Do dzisiejszego dnia nie mogą doczekać się tego, aby ta masakra grudniowa została osądzona – mówił Tadeusz Majchrowicz, zastępca przewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. - Można by zapytać, dlaczego ciągle się spotykamy i przychodzimy w te szczególne miejsca. Jesteśmy winni to tym, którzy polegli po to, abyśmy mogli żyć w wolnym, demokratycznym kraju.
Nie obyło się bez komentarzy do obecnych wydarzeń, czyli protestu sędziów wobec projektu autorstwa posłów klubu Prawa i Sprawiedliwości.
- Kilka dni temu słyszeliśmy, że projekt ustawy, która ma dyscyplinować sędziów w Polsce to jest "stan wojenny". Jakim prawem ci, którzy nie potrafili w przeciągu blisko 50 lat uczciwie osądzić katów, dziś mówią o stanie wojennym? - mówił Tadeusz Majchrowicz. W dalszej części swojego przemówienia uznał, że ci, którzy dziś "wymachują Konstytucją" to "potomkowie, których dziadek utrzymywał i nagle zabrano mu nienależne świadczenia".