Rozmowa ze Zbigniewem Dębogórskim, członkiem Towarzystwa Miłośników Lwowa, Wilna i Ziemi Wołyńskiej, byłym mieszkańcem Wołynia
Joanna Torsh: Wczoraj zakończyły się obchody 60 - rocznicy tragedii polskiej ludności na Wołyniu i w Galicji. Jak Pan pamięta tamten okres?
Urodziłem się na Wołyniu i tam spędziłem swoje dziecinne lata. Pamiętam dokładnie śmierć wujka, którego przywieziono z roztrzaskaną głową tylko dlatego, że pojechał do swojej miejscowości, dlatego tylko, że był Polakiem. Utkwił mi też w pamięci obraz, kiedy wieczorami wychodziliśmy przed domy i oglądaliśmy łuny pożarów. Dookoła paliły się polskie wsie. Niszczono wszystko, co tylko zniszczyć się uda.
Swoje krzywdy i rachunki strat ma także naród ukraiński.
Oczywiście, choć uważam, że jest to wygodny sposób, by nie mówić o odpowiedzialności za to, co się wówczas stało. Nie słyszałem o zorganizowanych akcjach odwetowych Polaków. Takie akcje na pewno były, bo jeśli spalono całą wieś, a część jej mieszkańców uratowała się, na pewno próbowali odwety, ale skala, intencje i pobudki tych akcji są nieporównywalne z tym, co zrobili partyzanci nacjonalistycznej Ukraińskiej Armii Powstańczej. Polacy nie zaczęli tej tragedii. Polacy byli bezbronni, tak, jak cała ukraińska wieś, która znajdowała się wtedy pod okupacją niemiecką i za posiadanie broni groziła śmierć. Polacy nie byli zorganizowani. Dopiero po akcji masowych morderstw rozpoczęła swoje działania Armia Krajowa.
Wydaje mi się, że ani Polacy, ani Ukraińcy nie mają w sprawie tragedii z roku 1943 monopolu na prawdę.
Oczywiście tak, ale przy przebaczeniu obowiązuje zasada, że ten, który dokonał krzywd, powinien wyznać swoje winy. Ja ze strony ukraińskiej nie słyszę takich głosów. Słyszę tylko głosy obrony, zrzucania odpowiedzialności na druga stronę.
Ja należę do tego pokolenia, które okrucieństwa wojny nie doświadczyło. Doświadczyli jej moi dziadkowie. Zastanawiam się, czy możliwe jest przebaczenie. Tak do końca? Czy Pan wybaczy?
Jestem w stanie wybaczyć i wyciągnąć rękę, ale pod warunkiem, że oni uznają swoje winy i powiedzą, iż to oni byli sprawcami tych nieszczęść. Jeśli to zostanie wyraźnie wypowiedziane, jestem w stanie dyskutować i rozmawiać. Na terenie Elbląga i powiatu elbląskiego mieszka wielu Ukraińców. Ukraińców nie z Wołynia, a z Rzeszowszczyzny, przesiedlonych tu w ramach akcji "Wisła". Podejmowaliśmy próby nawiązania dyskusji na te tematy i mimo, że nie oni byli sprawcami tamtych mordów, takiej dyskusji nie zgodzili się przeprowadzić.
Urodziłem się na Wołyniu i tam spędziłem swoje dziecinne lata. Pamiętam dokładnie śmierć wujka, którego przywieziono z roztrzaskaną głową tylko dlatego, że pojechał do swojej miejscowości, dlatego tylko, że był Polakiem. Utkwił mi też w pamięci obraz, kiedy wieczorami wychodziliśmy przed domy i oglądaliśmy łuny pożarów. Dookoła paliły się polskie wsie. Niszczono wszystko, co tylko zniszczyć się uda.
Swoje krzywdy i rachunki strat ma także naród ukraiński.
Oczywiście, choć uważam, że jest to wygodny sposób, by nie mówić o odpowiedzialności za to, co się wówczas stało. Nie słyszałem o zorganizowanych akcjach odwetowych Polaków. Takie akcje na pewno były, bo jeśli spalono całą wieś, a część jej mieszkańców uratowała się, na pewno próbowali odwety, ale skala, intencje i pobudki tych akcji są nieporównywalne z tym, co zrobili partyzanci nacjonalistycznej Ukraińskiej Armii Powstańczej. Polacy nie zaczęli tej tragedii. Polacy byli bezbronni, tak, jak cała ukraińska wieś, która znajdowała się wtedy pod okupacją niemiecką i za posiadanie broni groziła śmierć. Polacy nie byli zorganizowani. Dopiero po akcji masowych morderstw rozpoczęła swoje działania Armia Krajowa.
Wydaje mi się, że ani Polacy, ani Ukraińcy nie mają w sprawie tragedii z roku 1943 monopolu na prawdę.
Oczywiście tak, ale przy przebaczeniu obowiązuje zasada, że ten, który dokonał krzywd, powinien wyznać swoje winy. Ja ze strony ukraińskiej nie słyszę takich głosów. Słyszę tylko głosy obrony, zrzucania odpowiedzialności na druga stronę.
Ja należę do tego pokolenia, które okrucieństwa wojny nie doświadczyło. Doświadczyli jej moi dziadkowie. Zastanawiam się, czy możliwe jest przebaczenie. Tak do końca? Czy Pan wybaczy?
Jestem w stanie wybaczyć i wyciągnąć rękę, ale pod warunkiem, że oni uznają swoje winy i powiedzą, iż to oni byli sprawcami tych nieszczęść. Jeśli to zostanie wyraźnie wypowiedziane, jestem w stanie dyskutować i rozmawiać. Na terenie Elbląga i powiatu elbląskiego mieszka wielu Ukraińców. Ukraińców nie z Wołynia, a z Rzeszowszczyzny, przesiedlonych tu w ramach akcji "Wisła". Podejmowaliśmy próby nawiązania dyskusji na te tematy i mimo, że nie oni byli sprawcami tamtych mordów, takiej dyskusji nie zgodzili się przeprowadzić.
rozmawiała Joanna Torsh