
Przed pierwszą turą wyborów nasi Czytelnicy w sondażu portElu bezbłędnie wytypowali pierwszą trójkę. Teraz sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana. Od samego początku oboje kandydaci idą łeb w łeb, dzieli ich różnica zaledwie kilku punktów procentowych.
Nie znaczy to jednak, że podobnego wyniku można oczekiwać po podliczeniu oficjalnych wyników. Należy bowiem podejrzewać, że wyborcy jednego z kandydatów raczej rzadko zaglądają na portEl, w związku z czym wyniki drugiego są mocno przeszacowane. Osobiście, jako pracodawca, gdybym miał zatrudnić jednego z kandydatów na prezydenta Elbląga, to po przejrzeniu ich CV nie miałbym wątpliwości kogo przyjąć do pracy. Wyborcą jednak bardzo rzadko kierują racjonalne wybory. Na niedzielny wynik wpływ będą miały emocje i zaszłości związane z poprzednią ekipą oraz ogólny spadek zaufania do Platformy Obywatelskiej jako partii, która jest w stanie przeprowadzić skuteczne reformy w kraju. Tylko jakaś nadzwyczajna mobilizacja wyborców PO, na która się nie zanosi, mogłaby dać tej partii korzystny wynik.
Ktokolwiek wygra w najbliższą niedzielę, będzie to otrąbione w całym kraju jako wielkie zwycięstwo. Niezależnie od tego, kto to będzie, to już teraz proponuję więcej pokory. Wszystko wskazuje na to, że frekwencja będzie niższa niż w pierwszej turze. Ostatnia afera taśmowa, chociaż nie zaważy w sposób istotny na samym wyniku, to pogłębi brak zaufania do polityków i spowoduje, że elblążanie w niedzielę wybiorą... wyjazd do Kadyn lub Krynicy. W efekcie będziemy mieli panią lub pana prezydenta z bardzo słabiutkim mandatem, wybranego przez kilkanaście procent uprawnionych do głosowania. Już pierwsza tura pokazała, że dla przeważającej większości elblążan jest zupełnie obojętne kto zasiądzie w ratuszu. Mieszkańcy Elbląga najwyraźniej stracili wiarę w to, że którykolwiek z kandydatów jest w stanie w istotny sposób zmienić ich życie. Zapowiada się ogromna porażka całej klasy politycznej i systemu demokratycznych wyborów. No, ale jak wiadomo, do tej pory nie wymyślono niczego lepszego.
Ktokolwiek wygra w najbliższą niedzielę, będzie to otrąbione w całym kraju jako wielkie zwycięstwo. Niezależnie od tego, kto to będzie, to już teraz proponuję więcej pokory. Wszystko wskazuje na to, że frekwencja będzie niższa niż w pierwszej turze. Ostatnia afera taśmowa, chociaż nie zaważy w sposób istotny na samym wyniku, to pogłębi brak zaufania do polityków i spowoduje, że elblążanie w niedzielę wybiorą... wyjazd do Kadyn lub Krynicy. W efekcie będziemy mieli panią lub pana prezydenta z bardzo słabiutkim mandatem, wybranego przez kilkanaście procent uprawnionych do głosowania. Już pierwsza tura pokazała, że dla przeważającej większości elblążan jest zupełnie obojętne kto zasiądzie w ratuszu. Mieszkańcy Elbląga najwyraźniej stracili wiarę w to, że którykolwiek z kandydatów jest w stanie w istotny sposób zmienić ich życie. Zapowiada się ogromna porażka całej klasy politycznej i systemu demokratycznych wyborów. No, ale jak wiadomo, do tej pory nie wymyślono niczego lepszego.