W Elblągu, który stał się pierwszym ważnym wyborczym poligonem, przed kolejnymi wyborami, nikt nie wygrał do końca. W zasadzie „poligon Elbląg” potwierdził te wszystkie zjawiska, jakie od pewnego czasu obserwujemy w naszej polityce.
Liderem wśród partii i to już nieprzypadkowym, niekwestionowanym jest Prawo i Sprawiedliwość, ale do spełnienia się marzenia Jarosława Kaczyńskiego o samodzielnym rządzeniu jest jeszcze daleko. Być może będzie nawet tak, że po drugiej turze, w której zmierzą się Jerzy Wilk, kandydat PiS i Elżbieta Gelert kandydatka PO PiS prezydentury jednak nie dostanie, chociaż - i pokazała to pierwsza tura - zdolność mobilizacji elektoratu PiS jest ogromna, a druga tura przypadnie już w okresie wakacyjnym, kiedy zaczynają się urlopowe wyjazdy i typowy wyborca Platformy bardziej myśli o urlopie niż o wyborczej urnie. Być może PiS, które zdobyło najwięcej mandatów w radzie miasta nie będzie również w Elblągu rządzić, choć już zaleca się do SLD i niczego nie wyklucza.
To będzie jedna z ważniejszych prób rzeczywistej zdolności koalicyjnej partii Jarosława Kaczyńskiego. Można wprawdzie twierdzić, że w sprawach lokalnych należy się układać inaczej niż na szczeblu centralnym, ale sam proces przełamywania oporów i przeszłości jest wskazówką, co może zdarzyć w przyszłości, także na wyższych szczeblach.
Platforma oczywiście dostała w Elblągu lanie, choć nie takie na jakie zanosiło się po odwołaniu prezydenta i rady miasta. Miała 14 mandatów, teraz ma 7, ale zarazem ma zdolność do zawierania koalicji, a jej kandydatka realną szansę na prezydenturę, co będzie miało wpływ na przyszłe koalicje. Jeśli idzie o partyjne „uzyski”, SLD może ogłosić sukces. Ma 5 mandatów, jest pożądanym koalicjantem, ale jednak 11 proc. głosów oddanych na kandydata na prezydenta nie może Leszka Millera zadowalać. W sondażach miewa wszak więcej, a ambicje zdecydowanie o wiele większe. Satysfakcję może czerpać głównie z faktu, że konkurencja czyli Ruch Palikota ( w szerszym wcieleniu Europa Plus) poniósł w Elblągu kompletną klęskę. Kandydatka promowana przez Aleksandra Kwaśniewskiego, Ryszarda Kalisza i Marka Siwca, a więc samą czołówkę Europy Plus nie przekroczyła nawet bariery 5 proc. głosów, choć sam Palikot zapewniał, że wedle jego sondaży cieszy się ona 26 proc. poparciem. Teraz te jego 26 proc. jest już wyłącznie tematem żartów internautów. W realu Ruch Palikota nie zdobył ani jednego mandatu, chociaż to jego działacze zainicjowali referendum i doprowadzili do odwołania władz miasta, czyli już na wstępie mieli spory bonus. Czyli korzyści - zero.
Jeśli Platforma z trudem, bo z trudem, ale jakoś się jednak obroniła przed zupełnym upadkiem i może próbować składać trójbarwne koalicje przeciwko PiS, to Palikot znalazł się zupełnie poza grą. Na dodatek nie powiódł się „wyborczy sprawdzian Kwaśniewskiego”, jako tego, kto uczestnicząc czynnie w kampanii podnosi wagę i zarazem możliwości samego kandydata. Otóż nie podnosi, przynajmniej w Elblągu. A Elbląg jednak sporo odwzorował z ogólnych nastrojów. Jakie wnioski wyciągnie z tego były prezydent? Wydaje się, że ma o czym pomyśleć, zwłaszcza zaś tym, czy warto angażować wypracowany dziesięcioma latami udanej prezydentury osobisty autorytet w wątpliwe polityczne przedsięwzięcia.
Gdy o partyjnych rachunkach mowa, to powody do zadowolenia ma PSL. Kandydat tej partii uplasował się w partyjnym rankingu na trzecim miejscu z 17 proc. poparciem, wyprzedzając znacznie SLD, a w radzie miasta partia ma trzy mandaty. Zauważyć przy tym wypada, że ludowcy nie zaznaczyli się szczególnie w najazdach politycznych na miasto, które ściągnęło czasem po wielekroć całe partyjne czołówki, by sypać obietnicami lub przepraszać.
Kampania przed pierwszą turą była bowiem szaleńcza. Elblążan nie tylko najechano tak licznie, że nawet gdyby mieszkańcy chcieli (a przeważnie nie chcieli) to i tak nie zdołaliby „obsłużyć” swoją obecnością wszystkich mitingów, ale także zasypano obietnicami. Szczególnie aktywne na tym polu było PiS, którego lider obiecywał nie tylko przekopanie Mierzei Wiślanej i budowę czwartego wielkiego portu na polskim Wybrzeżu, nie tylko obniżki czynszów czy cen komunikacji miejskiej, rozgonienie wszystkich miejskich klik, ale nawet całkowity zanik bezrobocia. W mieście, z którego 20 tys. mieszkańców wyruszyło po pracę zagranicą takie hasło jak „Elbląg miastem bez bezrobocia” powinno brzmieć dobrze. Może jednak jest już tak, że wprawdzie obietnic mile się słucha, ale mało się w nie wierzy?
Partie, które już wzięły co było w mandatach radnych do wzięcia liczą teraz zyski i straty, ale główni aktorzy są nadal na scenie. Toczy się ten trwale wpisany w polską rzeczywistość ostatnich lat pojedynek PiS – PO. Ogólny nastrój, czekanie na zmianę, powiększający się lęk przed przyszłością sprzyja partii Jarosława Kaczyńskiego, który naciera na będącą ciągle w defensywie Platformę i tracącego społeczne zaufanie premiera. Działacze Platformy jednak nieco odetchnęli, liczyli, że w Elblągu może być gorzej, że mieszkańcy wymierzą partii ostrzejszą karę. Czy będzie gorzej czy nieco wyjaśni się za dwa tygodnie. Przynajmniej w Elblągu. Ale potem przyjdą dalsze zmagania, w tym najbardziej emocjonująca politycznie bitwa warszawska, czyli z jednego poligonu przeniesiemy się na następny i tak aż do 2014 roku, który będzie już prawdziwym rokiem wyborczym, bo to i wybory do Parlamentu Europejskiego i samorządowe. Wszyscy mają więc coraz mniej czasu, aby coś, co zaniedbano odpracować, albo na coś zapracować. Nastroje wyborców stają się coraz bardziej zmienne, a huśtających społecznymi nastrojami przybywa. Intensywność kampanii przed wyborami w Elblągu zapowiada co będzie się działo, gdy przyjdzie do zmagań większych. Czy wyborca to wytrzyma? Czy też powie: dajcie mi święty spokój. W Elblągu, ku zaskoczeniu wszystkich obserwatorów, frekwencja była jednak wysoka. Czyli jednak to społeczeństwo obywatelskie polityki całkiem nie odrzuca. I to jest przesłanie optymistyczne ze zdarzeń mało optymistycznych.
To będzie jedna z ważniejszych prób rzeczywistej zdolności koalicyjnej partii Jarosława Kaczyńskiego. Można wprawdzie twierdzić, że w sprawach lokalnych należy się układać inaczej niż na szczeblu centralnym, ale sam proces przełamywania oporów i przeszłości jest wskazówką, co może zdarzyć w przyszłości, także na wyższych szczeblach.
Platforma oczywiście dostała w Elblągu lanie, choć nie takie na jakie zanosiło się po odwołaniu prezydenta i rady miasta. Miała 14 mandatów, teraz ma 7, ale zarazem ma zdolność do zawierania koalicji, a jej kandydatka realną szansę na prezydenturę, co będzie miało wpływ na przyszłe koalicje. Jeśli idzie o partyjne „uzyski”, SLD może ogłosić sukces. Ma 5 mandatów, jest pożądanym koalicjantem, ale jednak 11 proc. głosów oddanych na kandydata na prezydenta nie może Leszka Millera zadowalać. W sondażach miewa wszak więcej, a ambicje zdecydowanie o wiele większe. Satysfakcję może czerpać głównie z faktu, że konkurencja czyli Ruch Palikota ( w szerszym wcieleniu Europa Plus) poniósł w Elblągu kompletną klęskę. Kandydatka promowana przez Aleksandra Kwaśniewskiego, Ryszarda Kalisza i Marka Siwca, a więc samą czołówkę Europy Plus nie przekroczyła nawet bariery 5 proc. głosów, choć sam Palikot zapewniał, że wedle jego sondaży cieszy się ona 26 proc. poparciem. Teraz te jego 26 proc. jest już wyłącznie tematem żartów internautów. W realu Ruch Palikota nie zdobył ani jednego mandatu, chociaż to jego działacze zainicjowali referendum i doprowadzili do odwołania władz miasta, czyli już na wstępie mieli spory bonus. Czyli korzyści - zero.
Jeśli Platforma z trudem, bo z trudem, ale jakoś się jednak obroniła przed zupełnym upadkiem i może próbować składać trójbarwne koalicje przeciwko PiS, to Palikot znalazł się zupełnie poza grą. Na dodatek nie powiódł się „wyborczy sprawdzian Kwaśniewskiego”, jako tego, kto uczestnicząc czynnie w kampanii podnosi wagę i zarazem możliwości samego kandydata. Otóż nie podnosi, przynajmniej w Elblągu. A Elbląg jednak sporo odwzorował z ogólnych nastrojów. Jakie wnioski wyciągnie z tego były prezydent? Wydaje się, że ma o czym pomyśleć, zwłaszcza zaś tym, czy warto angażować wypracowany dziesięcioma latami udanej prezydentury osobisty autorytet w wątpliwe polityczne przedsięwzięcia.
Gdy o partyjnych rachunkach mowa, to powody do zadowolenia ma PSL. Kandydat tej partii uplasował się w partyjnym rankingu na trzecim miejscu z 17 proc. poparciem, wyprzedzając znacznie SLD, a w radzie miasta partia ma trzy mandaty. Zauważyć przy tym wypada, że ludowcy nie zaznaczyli się szczególnie w najazdach politycznych na miasto, które ściągnęło czasem po wielekroć całe partyjne czołówki, by sypać obietnicami lub przepraszać.
Kampania przed pierwszą turą była bowiem szaleńcza. Elblążan nie tylko najechano tak licznie, że nawet gdyby mieszkańcy chcieli (a przeważnie nie chcieli) to i tak nie zdołaliby „obsłużyć” swoją obecnością wszystkich mitingów, ale także zasypano obietnicami. Szczególnie aktywne na tym polu było PiS, którego lider obiecywał nie tylko przekopanie Mierzei Wiślanej i budowę czwartego wielkiego portu na polskim Wybrzeżu, nie tylko obniżki czynszów czy cen komunikacji miejskiej, rozgonienie wszystkich miejskich klik, ale nawet całkowity zanik bezrobocia. W mieście, z którego 20 tys. mieszkańców wyruszyło po pracę zagranicą takie hasło jak „Elbląg miastem bez bezrobocia” powinno brzmieć dobrze. Może jednak jest już tak, że wprawdzie obietnic mile się słucha, ale mało się w nie wierzy?
Partie, które już wzięły co było w mandatach radnych do wzięcia liczą teraz zyski i straty, ale główni aktorzy są nadal na scenie. Toczy się ten trwale wpisany w polską rzeczywistość ostatnich lat pojedynek PiS – PO. Ogólny nastrój, czekanie na zmianę, powiększający się lęk przed przyszłością sprzyja partii Jarosława Kaczyńskiego, który naciera na będącą ciągle w defensywie Platformę i tracącego społeczne zaufanie premiera. Działacze Platformy jednak nieco odetchnęli, liczyli, że w Elblągu może być gorzej, że mieszkańcy wymierzą partii ostrzejszą karę. Czy będzie gorzej czy nieco wyjaśni się za dwa tygodnie. Przynajmniej w Elblągu. Ale potem przyjdą dalsze zmagania, w tym najbardziej emocjonująca politycznie bitwa warszawska, czyli z jednego poligonu przeniesiemy się na następny i tak aż do 2014 roku, który będzie już prawdziwym rokiem wyborczym, bo to i wybory do Parlamentu Europejskiego i samorządowe. Wszyscy mają więc coraz mniej czasu, aby coś, co zaniedbano odpracować, albo na coś zapracować. Nastroje wyborców stają się coraz bardziej zmienne, a huśtających społecznymi nastrojami przybywa. Intensywność kampanii przed wyborami w Elblągu zapowiada co będzie się działo, gdy przyjdzie do zmagań większych. Czy wyborca to wytrzyma? Czy też powie: dajcie mi święty spokój. W Elblągu, ku zaskoczeniu wszystkich obserwatorów, frekwencja była jednak wysoka. Czyli jednak to społeczeństwo obywatelskie polityki całkiem nie odrzuca. I to jest przesłanie optymistyczne ze zdarzeń mało optymistycznych.