Kilka dni temu ukazał się na łamach portElu artykuł pt. „80 procent elblążan nie ufa partiom politycznym”. Autor artykułu, który sam kandyduje do Samorządu z ramienia lokalnego komitetu, przedstawił fałszywy i zniekształcony obraz Rady Miejskiej. Błędna jest przede wszystkim teza o konieczności odpartyjnienia Rady.
Pluralizm wywalczony przez „Solidarność” ponad 20 lat temu daje możliwość swobodnego zrzeszania się obywateli, czy to w partiach, czy w stowarzyszeniach. Gwarantuje to Konstytucja RP. To po pierwsze.
Po drugie, partie to nie bezosobowe twory sterowane z centrali, ale mieszkańcy miasta tworzący również Obywatelski Elbląg, ludzie aktywni, często z dużym doświadczeniem, pracujący w lokalnych firmach, działający w stowarzyszeniach, znający lokalne problemy. Trzeba tu postawić jeszcze pytania, czy zarząd jakiejkolwiek partii chce działać na szkodę społeczności lokalnej, czy steruje swoimi radnymi, zmuszając ich do nierozsądnych głosowań. Tak sugeruje autor artykułu, a przecież to nieprawda.
Po trzecie, każdy radny jest wybrany przez mieszkańców i reprezentuje interes miasta. Nie swój prywatny, nie partyjny, ale interes mieszkańców. Można się o tym przekonać podczas głosowań lub składania wniosków. Radni głosują nie tak, jak im każe centrala partii, ale zawsze szukają dobrych rozwiązań dla miasta. Nie wprowadzają też do debaty na sesjach ideologii partyjnej, lecz zajmują się wyłącznie sprawami lokalnymi.
Jeżeli ktoś mówi o nadmiernym upartyjnieniu Samorządu, to musiałby wskazać na konkretne przykłady działań radnych, w których interes partii przeważył nad dobrem miasta. Tak nie było.
Jakim kluczem kierują się partie przy układaniu list wyborczych? Otóż takim samym, jak lokalne komitety. Na czołowych miejscach umieszcza się z reguły kandydatów z większym doświadczeniem, dorobkiem zawodowym, ludzi aktywnych i bardziej znanych. Partie mają rozwinięte struktury i dlatego łatwiej się im organizować i wystawiać kandydatów, często bezpartyjnych, sympatyków, ludzi szanowanych w swoich środowiskach, którzy mają prawo utożsamiać się z programem danej partii. Komitety partyjne są często otwarte, a więc obywatelskie. Tego autor nie zauważa.
Członkowie ugrupowań politycznych nie stanowią zagrożenia dla lokalnych samorządów, gdyż można zweryfikować ich działalność na miejscu. Partie są potrzebne tak samo, jak organizacje pożytku publicznego i stowarzyszenia, o ile działają dla dobra wspólnego.
Autor artykułu pisze: „Cenimy partie, ale w wymiarze krajowym i regionalnym, w samorządach powinny być obecne przede wszystkim komitety obywatelskie, odpowiedzialne bezpośrednio przed mieszkańcami, a nie centralami partyjnymi”. Jeśli partie są potrzebne na szczeblu krajowym i regionalnym, to dlaczego nie mogą działać dla dobra gmin i miast? Partia to grupa ludzi zaangażowanych w ważne sprawy. Jeśli członkowie partii mogą rozwiązywać problemy szersze, to również z powodzeniem mogą rozwiązywać problemy lokalne i ponoszą podwójną odpowiedzialność – przed mieszkańcami i przed swoją partią. W całym demokratycznym świecie działają organizacje polityczne i pozarządowe, wzajemnie się przenikając, i nikt się nie dziwi, że wystawiają swoich kandydatów.
Jakie są faktyczne zagrożenia dla samorządności? Poważnym zagrożeniem jest brak czystych intencji i nieuczciwość wobec wyborców. Gdy na przykład kandydat składa szereg obietnic wyborczych, a później w ogóle nie stara się ich realizować. Zagrożeniem dla demokracji jest „kupczenie” stanowiskami w Radzie, co, niestety, miało miejsce na początku naszej kadencji. Kolejnym zagrożeniem jest kierowanie się interesem prywatnym w Radzie. Uważam, że to jest gorsze od racji partyjnych, jeśli ktoś wykorzystuje funkcję radnego do załatwienia swoich spraw. Takiego postępowania nie akceptują właśnie organizacje partyjne przestrzegające wysokich standardów. Wykluczają takich członków ze swego grona. Wbrew zasadom demokracji jest również niechęć do zawierania kompromisów i nieumiejętność współpracy ponad podziałami. Kolejnym zagrożeniem jest sytuacja, gdy radny chce wejść do Rady tylko po to, żeby otrzymywać dietę, a nie pracować na rzecz miasta.
Artykuł jest obraźliwy i nieobiektywny. Według autora wszyscy jesteśmy leniwi, lojalni tylko wobec partii, hermetyczni i mało kreatywni. Szkoda, że autor nie dokonał analizy, ile radni złożyli interpelacji w sprawach mieszkańców, ilu elblążanom pomogli, ile złożyli wniosków, poprawek dla lepszego stanowienia lokalnego prawa. Szkoda, że nie dostrzega, że praca w radzie jest stabilna, pozbawiona agresji i awantur politycznych, że potrafimy się porozumieć. Jedną z inicjatyw radnych opozycyjnych jest powołanie Konwentu Seniorów, komisji ułatwiającej taką współpracę.
Autor wprowadza w błąd mieszkańców, przypisując Radzie wyolbrzymione kompetencje. To prezydent jest reprezentantem miasta, to on przedkłada projekty uchwał w tym budżet. To on jest głównym kreatorem rozwoju miasta. Tak wynika z ustawy o samorządzie gminnym. Nie zwalnia to radnych od wypełniania swoich zadań. Składamy interpelacje, inicjujemy i wdrażamy dobre dla miasta rozwiązania, możemy blokować te projekty, które uważamy za gorsze, zabieramy merytoryczny głos w dyskusji, wielu z nas bierze aktywny udział w pracach komisji, spotyka się z mieszkańcami podczas dyżurów. Zgadzam się z tym, że wiele pomysłów radnych, szczególnie opozycyjnych, nie udało się zrealizować, ale takie są konsekwencje bycia opozycją. Ale niektóre się udało. W samorządzie jest tak, że prawie wszystkie uchwały prezydenta zyskują poparcie radnych, bo nikt przecież nie będzie negował inwestycji drogowych, realizacji projektów unijnych, remontów szkół itd. Czyżby autor o tym zapomniał? Sam przecież był radnym i popierał uchwały prezydenta. Czy wtedy też czuł się, „jak przycięty listek figowy Pana Prezydenta”?
Fakt, że autor artykułu startuje teraz w wyborach w stworzonym przez siebie komitecie, obniża wiarygodność jego przemyśleń i uczciwość intencji.
Taki fałszywy obraz funkcjonowania Samorządu może tylko zniechęcać mieszkańców do pójścia na wybory. To działanie szkodzące poczuciu obywatelskiej odpowiedzialności za losy swojego miasta. Jestem ciekaw, co autor sądzi o komentarzach po swoim artykule, nawołujących do bojkotu wyborów.
W kampanii wyborczej powinniśmy stosować zasady fair play. Unikajmy socjotechniki opartej na fałszowaniu rzeczywistości lub dyskredytowaniu innych komitetów wyborczych. Przedstawiajmy program najlepszy dla Elbląga i uczciwych kandydatów. Mieszkańcy Elbląga mają prawo wybrać, kogo chcą. Podczas wyborów samorządowych dla wyborcy ważna jest nie tylko nazwa komitetu wyborczego, ale bardziej nazwisko osoby, którą zna i do której ma zaufanie.
Szanujmy się, a w przyszłości będzie nam łatwiej współpracować.
Polemika z tekstem „80 procent elblążan nie ufa partiom politycznym”.
Po drugie, partie to nie bezosobowe twory sterowane z centrali, ale mieszkańcy miasta tworzący również Obywatelski Elbląg, ludzie aktywni, często z dużym doświadczeniem, pracujący w lokalnych firmach, działający w stowarzyszeniach, znający lokalne problemy. Trzeba tu postawić jeszcze pytania, czy zarząd jakiejkolwiek partii chce działać na szkodę społeczności lokalnej, czy steruje swoimi radnymi, zmuszając ich do nierozsądnych głosowań. Tak sugeruje autor artykułu, a przecież to nieprawda.
Po trzecie, każdy radny jest wybrany przez mieszkańców i reprezentuje interes miasta. Nie swój prywatny, nie partyjny, ale interes mieszkańców. Można się o tym przekonać podczas głosowań lub składania wniosków. Radni głosują nie tak, jak im każe centrala partii, ale zawsze szukają dobrych rozwiązań dla miasta. Nie wprowadzają też do debaty na sesjach ideologii partyjnej, lecz zajmują się wyłącznie sprawami lokalnymi.
Jeżeli ktoś mówi o nadmiernym upartyjnieniu Samorządu, to musiałby wskazać na konkretne przykłady działań radnych, w których interes partii przeważył nad dobrem miasta. Tak nie było.
Jakim kluczem kierują się partie przy układaniu list wyborczych? Otóż takim samym, jak lokalne komitety. Na czołowych miejscach umieszcza się z reguły kandydatów z większym doświadczeniem, dorobkiem zawodowym, ludzi aktywnych i bardziej znanych. Partie mają rozwinięte struktury i dlatego łatwiej się im organizować i wystawiać kandydatów, często bezpartyjnych, sympatyków, ludzi szanowanych w swoich środowiskach, którzy mają prawo utożsamiać się z programem danej partii. Komitety partyjne są często otwarte, a więc obywatelskie. Tego autor nie zauważa.
Członkowie ugrupowań politycznych nie stanowią zagrożenia dla lokalnych samorządów, gdyż można zweryfikować ich działalność na miejscu. Partie są potrzebne tak samo, jak organizacje pożytku publicznego i stowarzyszenia, o ile działają dla dobra wspólnego.
Autor artykułu pisze: „Cenimy partie, ale w wymiarze krajowym i regionalnym, w samorządach powinny być obecne przede wszystkim komitety obywatelskie, odpowiedzialne bezpośrednio przed mieszkańcami, a nie centralami partyjnymi”. Jeśli partie są potrzebne na szczeblu krajowym i regionalnym, to dlaczego nie mogą działać dla dobra gmin i miast? Partia to grupa ludzi zaangażowanych w ważne sprawy. Jeśli członkowie partii mogą rozwiązywać problemy szersze, to również z powodzeniem mogą rozwiązywać problemy lokalne i ponoszą podwójną odpowiedzialność – przed mieszkańcami i przed swoją partią. W całym demokratycznym świecie działają organizacje polityczne i pozarządowe, wzajemnie się przenikając, i nikt się nie dziwi, że wystawiają swoich kandydatów.
Jakie są faktyczne zagrożenia dla samorządności? Poważnym zagrożeniem jest brak czystych intencji i nieuczciwość wobec wyborców. Gdy na przykład kandydat składa szereg obietnic wyborczych, a później w ogóle nie stara się ich realizować. Zagrożeniem dla demokracji jest „kupczenie” stanowiskami w Radzie, co, niestety, miało miejsce na początku naszej kadencji. Kolejnym zagrożeniem jest kierowanie się interesem prywatnym w Radzie. Uważam, że to jest gorsze od racji partyjnych, jeśli ktoś wykorzystuje funkcję radnego do załatwienia swoich spraw. Takiego postępowania nie akceptują właśnie organizacje partyjne przestrzegające wysokich standardów. Wykluczają takich członków ze swego grona. Wbrew zasadom demokracji jest również niechęć do zawierania kompromisów i nieumiejętność współpracy ponad podziałami. Kolejnym zagrożeniem jest sytuacja, gdy radny chce wejść do Rady tylko po to, żeby otrzymywać dietę, a nie pracować na rzecz miasta.
Artykuł jest obraźliwy i nieobiektywny. Według autora wszyscy jesteśmy leniwi, lojalni tylko wobec partii, hermetyczni i mało kreatywni. Szkoda, że autor nie dokonał analizy, ile radni złożyli interpelacji w sprawach mieszkańców, ilu elblążanom pomogli, ile złożyli wniosków, poprawek dla lepszego stanowienia lokalnego prawa. Szkoda, że nie dostrzega, że praca w radzie jest stabilna, pozbawiona agresji i awantur politycznych, że potrafimy się porozumieć. Jedną z inicjatyw radnych opozycyjnych jest powołanie Konwentu Seniorów, komisji ułatwiającej taką współpracę.
Autor wprowadza w błąd mieszkańców, przypisując Radzie wyolbrzymione kompetencje. To prezydent jest reprezentantem miasta, to on przedkłada projekty uchwał w tym budżet. To on jest głównym kreatorem rozwoju miasta. Tak wynika z ustawy o samorządzie gminnym. Nie zwalnia to radnych od wypełniania swoich zadań. Składamy interpelacje, inicjujemy i wdrażamy dobre dla miasta rozwiązania, możemy blokować te projekty, które uważamy za gorsze, zabieramy merytoryczny głos w dyskusji, wielu z nas bierze aktywny udział w pracach komisji, spotyka się z mieszkańcami podczas dyżurów. Zgadzam się z tym, że wiele pomysłów radnych, szczególnie opozycyjnych, nie udało się zrealizować, ale takie są konsekwencje bycia opozycją. Ale niektóre się udało. W samorządzie jest tak, że prawie wszystkie uchwały prezydenta zyskują poparcie radnych, bo nikt przecież nie będzie negował inwestycji drogowych, realizacji projektów unijnych, remontów szkół itd. Czyżby autor o tym zapomniał? Sam przecież był radnym i popierał uchwały prezydenta. Czy wtedy też czuł się, „jak przycięty listek figowy Pana Prezydenta”?
Fakt, że autor artykułu startuje teraz w wyborach w stworzonym przez siebie komitecie, obniża wiarygodność jego przemyśleń i uczciwość intencji.
Taki fałszywy obraz funkcjonowania Samorządu może tylko zniechęcać mieszkańców do pójścia na wybory. To działanie szkodzące poczuciu obywatelskiej odpowiedzialności za losy swojego miasta. Jestem ciekaw, co autor sądzi o komentarzach po swoim artykule, nawołujących do bojkotu wyborów.
W kampanii wyborczej powinniśmy stosować zasady fair play. Unikajmy socjotechniki opartej na fałszowaniu rzeczywistości lub dyskredytowaniu innych komitetów wyborczych. Przedstawiajmy program najlepszy dla Elbląga i uczciwych kandydatów. Mieszkańcy Elbląga mają prawo wybrać, kogo chcą. Podczas wyborów samorządowych dla wyborcy ważna jest nie tylko nazwa komitetu wyborczego, ale bardziej nazwisko osoby, którą zna i do której ma zaufanie.
Szanujmy się, a w przyszłości będzie nam łatwiej współpracować.
Polemika z tekstem „80 procent elblążan nie ufa partiom politycznym”.
Marek Pruszak