Władza swoje prawa ma, władza swoje prawa zna i choćby się paliło czy waliło, to żadna władza swoich atrybutów nie odpuści. Ponad prawem, w błysku fleszy, zawsze oni - wybrańcy Narodu.
Wszyscy wiemy – mamy zarazę. Zaraza niszczy nam płuca, portfele i system nerwowy. Aby zminimalizować jej skuteczność oraz skrócić okres drążenia mózgów i kieszeni, najważniejsza jest izolacja. Człowieka od człowieka. Wszędzie i pod każdym względem. Przemieszczanie się tylko konieczne, za niezbędną potrzebą lub „do” oraz „z” pracy. I nie ma że boli, bo jak nie słuchamy - mandaty. Chętnie i wysoko.
Na ulicach, w sklepach wszystko w porządku. Ludzie pełni zrozumienia, spokojni. Nawet podoba mi się czekanie w niewielkiej kolejce przed sklepem – nikt na plecach nie dyszy, brzuchem nie popycha, do ucha nie gada. W sklepie wszyscy w rękawiczkach, poza też. Nie ma macania gołymi łapskami towarów, nie ma ich wydawania z ręki do ręki. Wszystkie buzie zasłonięte. Ewidentnie wchodzą nowe obyczaje, co napawa lekkim optymizmem, że jesteśmy zdyscyplinowani i radzimy sobie nieźle, a zły czas niebawem minie. Po czym rzut oka na naszych prominentów i optymizm szlag jasny trafia.
Elbląski majestat poszerzył się ostatnio o ratownika medycznego. Mogło by się wydawać, że jak na ten czas wybrano najbardziej pożądanego fachowca. Miał szansę nobilitant rzucić do walki z wirusem swoją wiedzę i doświadczenie, realnie wspierając elblążan. Z kolegą szefem rzucił się, i owszem, ale front walki wizytować i podziwiać. Rozjechali się przed świętami miejscy dobroczyńcy z symbolicznymi, służbowymi koszami wielkanocnymi po szpitalach i do Hospicjum. Ponieważ słowami nie zdołali wyrazić swojej wdzięczności – wyrazili ją czekoladkami. Nie słyszałam co prawda, żeby zapotrzebowanie na czekoladki szpitale zgłaszały; choć na inne rzeczy owszem. Ale mniejsza, widocznie słuch wybiórczy.
W wojewódzkim szpitalu trochę drętwo wyglądało, spojrzenia niepewne, dystans, dłonie przy ciele. W miejskim za to pełnia szczęścia. Serdeczności, uśmiechy, uściski dłoni. Widzimy – nasz szpital-nasz magistrat – w tym pojednaniu rękawiczki zbędne, poza tym przecież ciągle ich brakuje. Ale partia z ludem a lud z partią; z wami, z czekoladkami, bohaterzy, ściskamy. I szczere, dlatego płatne - ogłoszenia z życzeniami. Dla nas, mieszkańców. Jak najwięcej - osobno od prezydenta, osobno od przewodniczącego rady. I media, i fotki. Elbląg świętuje, Elbląg potrafi.
Ten obraz dopełnia niestety mikroskali, w której nasz Elbląg od dawna wiruje. To wzruszające, kiedy prezydent cieszy się, że dzięki rewitalizacji parku Dolinka będziemy mogli konkurować z Pasłękiem. Bo nie ma to, jak właściwie ustawić sobie poprzeczkę i znaleźć punkt odniesienia. Unika się wtedy frustracji, że coś się nie udało, że jest za trudno. Dzisiaj Pasłęk, jutro np. Rychliki. Swoją drogą najwyższa pora, by miasto zechciało przystąpić do rywalizacji z Rychlikami – tam straż pożarna zaopatrzyła już w maseczki wszystkich mieszkańców gminy. Kętrzyn zaczyna wysyłkę pocztą. Przykładów jest więcej.
Gwoli usprawiedliwienia naszych lokalnych herosów trzeba zauważyć, że to nie oni wprowadzili dziwaczne zasady z maseczkami czy ograniczaniem kontaktów do niezbędnego minimum. Trudno nawet zarzucać, że je naruszyli, bo nie zostało przecież zdefiniowane pojęcie „niezbędne” albo „minimum”. Ale jak tu usprawiedliwić publiczną manifestację rządowo-PIS-owską na okoliczność 10. rocznicy katastrofy smoleńskiej?
Katastrofa i śmierć brata była niewątpliwie osobistą tragedią Jarosława Kaczyńskiego. Była to jednocześnie tragedia narodowa, bowiem życie stracił prezydent Polski i 95 wyjątkowych Polaków. Rozumiem ból i potrzebę publicznej ekspiacji Jarosława Kaczyńskiego, dlatego przyjmuję, że musiał i mógł znaleźć się tego dnia pod pomnikiem. Nie rozumiem tylko, dlaczego potrzebował do tego towarzystwa członków rządu i zaakceptował samowysunięcie się ich spod stanowionego przez nich prawa. Naprawdę zaskoczyła mnie demonstracja niesolidaryzmu i wynoszenia się ponad Naród, i to w przededniu bolesnych świąt Wielkiej Nocy. Chyba niepotrzebnie sprezentowano nam obraz rządu, który pod płaszczykiem walki z epidemią, stosuje wobec zwykłych obywateli restrykcje niemal państwa policyjnego, ciesząc się przy tym ostentacyjnie swoją bezkarnością. Od razu nasuwa to wątpliwość, czy te dojmujące dla wszystkich obostrzenia faktycznie są konieczne. Bo jeśli rząd nie lęka się łamania własnych zakazów, to może i my nie mamy się czego bać. Brak solidnych wzorców raczej nie mobilizuje społeczeństwa. Mnie to zwyczajnie zniechęca.
Tymczasem przed nami kiepsko zapowiadający się weekend majowy. Nie dość, że w dalszej izolacji, to jeszcze pogoda ma nie dopisać. Ale że prognoza zmienną jest, optymizmu nie tracę. Liczę też na dobre strony ostatnich rządowych poczynań. Skoro przymusowo przyodziali nas w osłony na twarz i rękawiczki, pora wypuścić nas także do lasów, parków czy na plaże. Jeszcze trochę siedzenia w domu, a naprawdę zaczniemy wariować.
W stanie Nowy York gwałtownie wzrosła fala rozwodów – zamknięcie w czterech ścianach wymusza ponowne poznanie ludzi, z którymi się mieszka. Szok. Sama wyrywam się z rzeczywistości w książkowy świat, ale wracać przecież trzeba. Dlatego w ramach terapii małżeńskiej wyżywamy się dodatkowo jako całkiem sprawna ekipa remontowa. Ćwiczymy tolerancję i harmonię działań, ledwo z życiem uchodzimy, ale satysfakcja wielka.
Zostaje nam zatem cierpliwość i nadzieja. Mimo złych przykładów z góry, sami dbajmy o swoje bezpieczeństwo, nie bratajmy się i nie zbliżajmy. Nie ściskajmy, nie poklepujmy, nie odwiedzajmy. Róbmy tyle, ile możemy, ale od władzy zbyt wiele nie wymagajmy. I nie uczmy kota szczekać. Namęczymy się, rozczarujemy, a efekt i tak żaden.
Maria Kasprzycka
P.S. Na nadzwyczajnej sesji, w nadzwyczajnym tempie, nadzwyczajni radni przegłosowali likwidację pogotowia socjalnego. Bez analizy problemu, bez refleksji, bez zastanowienia, co dalej. Sobiepaństwo bez frasunku zadecydowało o losie pracowników, chorych czy bezdomnych. Z pełną świadomością wrzucili kolejny problem szpitalom i policji, które ledwo dyszą. Niepojęte, że w XXI wieku ludzie ludziom nadal gotują paskudny los.