
Elbląg i Kaliningrad dzieli około stu kilometrów, do Bałtijska jest 150. Większość podróżnych z naszego regionu tutaj nie dociera, ich celem są stacje paliw zaraz za granicą. A szkoda, bo warto zobaczyć, jak zmieniają się partnerskie miasta Elbląga, które za cztery lata będą gościły uczestników mistrzostw świata w piłce nożnej. Zobacz zdjęcia.
Nielzja!
Na granicy w Gronowie kolejki nie ma. Szybko przechodzimy odprawę po polskiej stronie. Po drodze mijamy dwa długie rzędy aut, czekających na wjazd do naszego kraju. Przeważają Rosjanie – jadą na zakupy lub zwiedzanie, auta w większości nowe i wysokiej klasy. Po rosyjskiej stronie odprawa też idzie migiem. Pogranicznicy ustawiają podróżnych w dwa rzędy, po lewej – rosyjskie numery rejestracyjne, po prawej polskie. Oczami wyobraźni widzę już Kaliningrad, ostatnio byłem tam dwa lata temu, ciekawe co się zmieniło? Z błogiego nastroju wyrywa głos kierowcy naszego busa: „szef mi powiedział, że wszystko załatwione! Nie mówił nic o żadnych dodatkowych dokumentach!”. Rosyjscy pogranicznicy wzruszają ramionami – bez eurolisty i specjalnej zielonej książeczki do Rosji „nielzja”! Kierowca nie ma pojęcia, że takie papiery trzeba mieć, jeśli przewozi się więcej niż osiem osób. Zaczyna się nerwówka. – Dowieziemy dokumenty z Olsztyna! – słyszymy w telefonie zapewnienia szefa kierowcy. To co najmniej dwie-trzy godziny czekania! Za chwilę telefon kierowcy dzwoni ponownie: „Dokumentów nie będzie, niech kierowca wraca!”
A co z nami?! Kilka szybkich telefonów organizatora wyprawy do Urzędu Marszałkowskiego w Olsztynie, który podpisał umowę z tą „świetną” firmą. Po chwili odpowiedź: załatwiajcie innego przewoźnika z papierami, a kosztami obciążymy firmę z umowy! Mamy szczęście, wolny jest akurat autokar z Pieniężna, będzie na granicy za godzinę.
Rosyjscy pogranicznicy dziwnie nam się przyglądają. Co chwila któryś podchodzi i zwraca uwagę, każdy mówi co innego w zależności od stopnia: „usiądźcie tu na ławce i poczekajcie”, „na ławce nie wolno, wejdźcie do poczekalni albo do busa”, „nie wychodźcie z budynku, bo będzie 2000 rubli kary”. Do toalety na szczęście można.
Kaliningrad: brzydki i piękny
Wreszcie jest! Nowy autokar przyjeżdża na granicę około 15. Mija czwarta godzina czekania na przejściu. Przepakowujemy puchary i nagrody z busa do autokaru i po szybkiej odprawie ruszamy do Kaliningradu. Ponad 400-tysięczne miasto na osobie, która przyjeżdża tutaj pierwszy raz, może wywrzeć przygnębiające wrażenie. Wkoło wiele zaniedbanych szarych budynków z wielkiej płyty, mnóstwo wybrukowanych nierównych ulic, na których auta niemal podskakują. W centrum podróżnych wita opustoszały Dom Sowietów, który powstał w miejscu dawnego zamku krzyżackiego jako przykład sowieckiej myśli budowniczej. Domu Partii nigdy nie ukończono, gwoździem do trumny był niestabilny grunt. Przed jedną z wizyt Władimira Putina szary pustostan pomalowano na niebiesko. I tak już zostało. Mieszkańcy Kaliningradu śmieją się, że problemy z budowlaną maszkarą to zemsta Krzyżaków za zburzenie zamku.
Kaliningrad urzeka też swoim pięknem. Szczególnie okolice Katedry św. Wojciecha i Najświętszej Marii Panny, w której mieści się muzeum i grób Immanuela Kanta. Katedra nie pełni już roli kościoła, odbywają się tutaj cykliczne koncerty muzyki poważnej. Warto także wybrać się na zwiedzanie Muzeum Bursztynu, a także statków, które cumują w porcie, koniecznie trzeba odwiedzić przyległe Muzeum Wielkiego Oceanu, czyli kaliningradzkie oceanarium, przejść się mostami zakochanych i obejrzeć Wioskę Rybacką - kamienice nawiązujące do historycznej kaliningradzkiej starówki, po której dzisiaj nie został ślad. Rolę centrum miasta pełni obecnie Plac Zwycięstwa z gigantyczną kolumną zakończoną sowiecką gwiazdą i napisem CCCP. Spoglądając na kolumnę, można podziwiać położoną naprzeciwko cerkiew – Sobór Chrystusa Zbawiciela, która jest jedną z najpiękniejszych świątyń w Rosji. Prawie z każdej strony cerkiew otaczają centra handlowe. Cóż, znak czasów.
Na zwiedzanie czasu jednak nie mamy przez przygodę na granicy. Ruszamy do odległego o 50 km Bałtijska, po drodze mijamy stadion Baltiki, obwieszony reklamami FIFA, przypominającymi, że to tutaj za cztery lata swoje mecze rozegrają uczestnicy mistrzostw świata w piłce nożnej. Stadion na mistrzostwa dopiero będzie zbudowany. Bliżej już mundialu nie będzie, no chyba że w Polsce.
Miasto zamknięte
30-tysięczny Bałtijsk to nadal miasto zamknięte, bo tutaj mieści się główna siedziba Floty Bałtyckiej. Nie ma już co prawa szlabanów na rogatkach, ale nadal cudzoziemcy muszą mieć zgodę na wjazd do miasta, organizator wyprawy musiał wcześniej wysłać do władz nasze nazwiska. Z okien autokaru widać pozostałości po dawnej świetności miasta – po lewej i prawej stronie place zapełnione wojskowym sprzętem z demobilu. Główna ulica nadal nosi imię Lenina, pomnik wodza rewolucji wita nas z wyciągniętą ręką, a prospekt jego imienia prowadzi wprost do portu, gdzie na cokole „rządzi”… car Piotr Wielki.
Port w Bałtijsku to okno na świat obwodu kaliningradzkiego. Cieśnina Pilawska jest na wyciągnięcie ręki, na pełne morze podczas naszego pobytu wypływa wielki masowiec pod holenderską banderą. A przez samą cieśninę pływa regularnie prom... Wisła! Zabiera pasażerów do tej części Mierzei, z której podczas wojny startowały i lądowały wodne samoloty. Do dzisiaj w tym miejscu straszą pozostałości hangarów i samolotowych wyrzutni.

Nie ma się jednak co łudzić. Bałtijsk i okolice to nadal naszpikowany bronią i wojskiem region. O historii rosyjskiej Marynarki Wojennej przypomina muzeum, w którym możemy oglądać m.in. zdobytą przez marynarzy łódź somalijskich piratów. A co roku pod koniec lipca, w święto Marynarki Wojennej, o rosyjskim potencjale militarnym przypomina wielka parada okrętów. Można ją oglądać z trybun ustawionych w porcie i z promenady, która ciągnie się aż do Bałtyku. Spacerując promenadą mijamy aquapark, a na jej końcu, tuż przed piaszczystą plażą, dumnie w morze spogląda z cokołu, siedząc na koniu, caryca Elżbieta Pietrowna Romanowa, czyli córka Piotra Wielkiego i carycy Katarzyny.
Chałwa na koniec
Zakończenie regat odbyło się zgodnie z programem, możemy wracać. Obładowani rosyjskimi słodyczami i chałwą, które kupiliśmy w sklepiku przed granicą, wjeżdżamy do Polski już bez przygód.
Relację z 5. Regat o Puchar Trzech Marszałków znajdziesz tutaj.