Obaj ubiegają się o urząd Prezydenta Elbląga, odwołują się do podobnego elektoratu, znają się od co najmniej od trzydziestu lat. Najostrzejszym konfliktem tej kampanii wyborczej jest konflikt Henryk Słonina – Witold Gintowt-Dziewałtowski. W środę miała miejsce jego kolejna odsłona.
– Parę dni temu w mediach pojawiła się wypowiedź Pana Prezydenta Henryka Słoniny, który, oceniając kadencję 1994-1998, gdy ja byłem prezydentem miasta, on wiceprezydentem, zasugerował, że w zasadzie prezydent niewiele robił, pracą w urzędzie zajmował się wiceprezydent Henryk Słonina. Przyznam, że bardzo mnie to zaskoczyło i zasmuciło. Zasmuciło, albowiem przynajmniej wtedy wydawało mi się, że jestem oceniany inaczej – stwierdził poseł Witold Gintowt-Dziewałtowski, kandydat na prezydenta Elbląga. To drugi wątek wczorajszej (17 listopada) jego konferencji prasowej.
Świadek Janusz Nowak
W konferencji wziął udział Janusz Nowak, wieloletni współpracownik obu prezydentów, polityk SLD, przewodniczący Rady Miejskiej kończącej się kadencji.
– Muszę powiedzieć, że z ubolewaniem i zażenowaniem przeczytałem wystąpienie Pana Prezydenta Henryka Słoniny, który mówi, że to głównie na nim spoczywał ciężar pracy w kadencji, w której był wiceprezydentem – zaczął „świadek”. – Byłem bliskim współpracownikiem Pana Dziewałtowskiego w czasach, kiedy był prezydentem i później posłem i prezydentem, oraz Pana Henryka Słoniny. Pamiętam ostatnie spotkanie po bardzo udanej kadencji 1994-1998, w której Witold Gintowt-Dziewałtowski jako prezydent musiał dźwigać miasto z potężnego kryzysu finansowego i udało mu się to z bardzo dobrym skutkiem, zresztą, przy udziale wiceprezydentów – nie tylko jednego – i wszystkich pracowników Urzędu Miejskiego i podległych jednostek i instytucji.
Tak to należy traktować – jeden człowiek nie może zrobić wszystkiego, tylko zespół. Z tego, co pamiętam, prezydentura Witolda Gintowt-Dziewałtowskiego to była współpraca bliskich mu ludzi i współpracowników. Pamiętam również, że kiedy dziękowaliśmy Panu Dziewałtowskiemu za udaną kadencję, ówczesny kandydat na prezydenta Henryk Słonina – poproszony o kandydowanie przez SLD, prezydent wybierany był wtedy przez Radę Miejską – uznał, że była to bardzo udana kadencja i ciężko mu będzie, jeśli zostanie wybrany, poprowadzić miasto w taki sposób, w jaki było prowadzone do tej pory. To się Panu Prezydentowi Słoninie, przy udziale współpracowników, udało, jego rządy były korzystne dla miasta, choć nie ustrzeżono się błędów - to jest naturalne. Dlatego, słysząc tamte słowa, które jeszcze dźwięczą mi w uszach, dziwne dla mnie jest to sformułowanie, które dzisiaj czytam. Rozumiem, że jest kampania wyborcza, że nie jest w interesie żadnego z kandydatów chwalić swojego konkurenta, ale wydaje mi się, że wszyscy kandydaci powinni powstrzymać się od tego typu komentarzy, negujących zasługi swoich rywali.
Wspólna przeszłość, przyszłość raczej nie
– To jest dla mnie tym bardziej przykre, że Pana Prezydenta Słoninę znam od lat – kontynuował wspomnienia Witold Gintowt-Dziewałtowski. – Razem pracowaliśmy w Urzędzie Wojewódzkim, potem, na początku lat 80., Pan Słonina stracił pracę jako wicekurator. Wówczas zwrócił się do mnie i do mojego przyjaciela z prośba o pomoc w znalezieniu pracy. I my mu takiej pomocy udzieliliśmy – Pan Prezydent Słonina został inspektorem oświaty w Urzędzie Miasta.
Drugi raz Pan Prezydent Słonina stracił pracę, kiedy prezydentem Elbląga został Józef Gburzyński [w 1990 roku – red.]. Henryk Słonina przestał być wiceprezydentem miasta. Ja byłem wtedy prezesem Spółdzielni Mieszkaniowej „Zakrzewo”, budowaliśmy Spółdzielczy Dom Handlowy „Jantar”, wykonawcą była firma „Elbrol” kierowana przez Pana Janusza Nowaka. I wówczas zatrudniłem Henryka Słoninę na stanowisku kierownika odpowiedzialnego za nadzór inwestorski.
Trzeci raz, gdy było wiadomo, że mam być prezydentem Elbląga – takie zapadły uzgodnienia między ugrupowaniami lewicowymi tworzącymi koalicję w Radzie Miasta – w dużym stopniu za namową Marka Gliszczyńskiego, zaproponowałem Panu Henrykowi Słoninie, żeby objął stanowisko jednego z moich zastępców.
Oczywiście, mam świadomość, że wdzięczność bywa na ogół sierotą, ale jest to jednak dla mnie niespodziewana przykrość. Źle to odebrałem, poczułem się jak człowiek spoliczkowany, naprawdę. Tym bardziej, że wówczas nie wszystkim zajmował się Pan Henryk Słonina, wiceprezydentów było dwóch, był także Zarząd Miasta i zadania było podzielone nieco inaczej niż teraz.
Świadek Janusz Nowak
W konferencji wziął udział Janusz Nowak, wieloletni współpracownik obu prezydentów, polityk SLD, przewodniczący Rady Miejskiej kończącej się kadencji.
– Muszę powiedzieć, że z ubolewaniem i zażenowaniem przeczytałem wystąpienie Pana Prezydenta Henryka Słoniny, który mówi, że to głównie na nim spoczywał ciężar pracy w kadencji, w której był wiceprezydentem – zaczął „świadek”. – Byłem bliskim współpracownikiem Pana Dziewałtowskiego w czasach, kiedy był prezydentem i później posłem i prezydentem, oraz Pana Henryka Słoniny. Pamiętam ostatnie spotkanie po bardzo udanej kadencji 1994-1998, w której Witold Gintowt-Dziewałtowski jako prezydent musiał dźwigać miasto z potężnego kryzysu finansowego i udało mu się to z bardzo dobrym skutkiem, zresztą, przy udziale wiceprezydentów – nie tylko jednego – i wszystkich pracowników Urzędu Miejskiego i podległych jednostek i instytucji.
Tak to należy traktować – jeden człowiek nie może zrobić wszystkiego, tylko zespół. Z tego, co pamiętam, prezydentura Witolda Gintowt-Dziewałtowskiego to była współpraca bliskich mu ludzi i współpracowników. Pamiętam również, że kiedy dziękowaliśmy Panu Dziewałtowskiemu za udaną kadencję, ówczesny kandydat na prezydenta Henryk Słonina – poproszony o kandydowanie przez SLD, prezydent wybierany był wtedy przez Radę Miejską – uznał, że była to bardzo udana kadencja i ciężko mu będzie, jeśli zostanie wybrany, poprowadzić miasto w taki sposób, w jaki było prowadzone do tej pory. To się Panu Prezydentowi Słoninie, przy udziale współpracowników, udało, jego rządy były korzystne dla miasta, choć nie ustrzeżono się błędów - to jest naturalne. Dlatego, słysząc tamte słowa, które jeszcze dźwięczą mi w uszach, dziwne dla mnie jest to sformułowanie, które dzisiaj czytam. Rozumiem, że jest kampania wyborcza, że nie jest w interesie żadnego z kandydatów chwalić swojego konkurenta, ale wydaje mi się, że wszyscy kandydaci powinni powstrzymać się od tego typu komentarzy, negujących zasługi swoich rywali.
Wspólna przeszłość, przyszłość raczej nie
– To jest dla mnie tym bardziej przykre, że Pana Prezydenta Słoninę znam od lat – kontynuował wspomnienia Witold Gintowt-Dziewałtowski. – Razem pracowaliśmy w Urzędzie Wojewódzkim, potem, na początku lat 80., Pan Słonina stracił pracę jako wicekurator. Wówczas zwrócił się do mnie i do mojego przyjaciela z prośba o pomoc w znalezieniu pracy. I my mu takiej pomocy udzieliliśmy – Pan Prezydent Słonina został inspektorem oświaty w Urzędzie Miasta.
Drugi raz Pan Prezydent Słonina stracił pracę, kiedy prezydentem Elbląga został Józef Gburzyński [w 1990 roku – red.]. Henryk Słonina przestał być wiceprezydentem miasta. Ja byłem wtedy prezesem Spółdzielni Mieszkaniowej „Zakrzewo”, budowaliśmy Spółdzielczy Dom Handlowy „Jantar”, wykonawcą była firma „Elbrol” kierowana przez Pana Janusza Nowaka. I wówczas zatrudniłem Henryka Słoninę na stanowisku kierownika odpowiedzialnego za nadzór inwestorski.
Trzeci raz, gdy było wiadomo, że mam być prezydentem Elbląga – takie zapadły uzgodnienia między ugrupowaniami lewicowymi tworzącymi koalicję w Radzie Miasta – w dużym stopniu za namową Marka Gliszczyńskiego, zaproponowałem Panu Henrykowi Słoninie, żeby objął stanowisko jednego z moich zastępców.
Oczywiście, mam świadomość, że wdzięczność bywa na ogół sierotą, ale jest to jednak dla mnie niespodziewana przykrość. Źle to odebrałem, poczułem się jak człowiek spoliczkowany, naprawdę. Tym bardziej, że wówczas nie wszystkim zajmował się Pan Henryk Słonina, wiceprezydentów było dwóch, był także Zarząd Miasta i zadania było podzielone nieco inaczej niż teraz.
Piotr Derlukiewicz