Odpowiedzialność instruktora za wykroczenia i kolizje drogowe popełnione przez kursanta, a także ograniczenia ruchu pojazdom nauki jazdy, tzw. „elkom” w centrum miasta – to główne tematy poruszone podczas spotkania dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego z właścicielami i przedstawicielami ośrodków szkolenia kierowców. W sobotnich (5 grudnia) rozmowach uczestniczyli też policjanci.
Coroczne spotkanie w WORD nie obyło się bez statystyk, z których wynika, że egzaminów na prawo jazdy nie zdaje 33 proc. kandydatów na kierowców wszystkich kategorii. Najgorzej jest jednak z kategorią B, tu egzamin oblewa co czwarty kursant. Wśród przyczyn niepowodzeń dyrektor WORD wymienił m.in. słaby poziom kształcenia. Stąd jego pomysł na tworzenie pewnego rodzaju list rankingowych, w których ośrodki szkolenia kierowców podawałyby wyniki swoich uczniów, tzw. zdawalność, a tym samym efekty swojej pracy.
– Informowanie społeczeństwa o wynikach pozwoli na podniesienie poziomu kształcenia na zasadzie najzwyklejszej konkurencji między ośrodkami – uważa Stanisław Lecheta.
Przekazanie wyników przez ośrodki jest dobrowolne. Obecni na sobotnim spotkaniu instruktorzy otrzymali odpowiednie oświadczenia, część z nich podpisała je od razu. Dane publikowane będą na stronie WORD, a jeśli właściciele szkół jazdy wyrażą zgodę, to także w mediach.
„Elki” nie mogą zniknąć z centrum miasta
Dużo emocji, zarówno samego dyrektora WORD, jak i zebranych gości wywołały próby ograniczenia ruchu samochodom z literą „L” czy słowem „egzamin” na dachu. W kilku miastach władze lokalne zakazały poruszania się tym pojazdom po centrum w godzinach szczytu.
O wprowadzeniu takiego zakazu w Elblągu wspominał już przed dwoma laty wówczas radny Tadeusz Naguszewski. Twierdził wtedy, że zbyt duża liczba „elek” tamuje ruch na elbląskich ulicach. Temat nadal jest gorący. Pojawiają się nawet opinie, że samochody nauki jazdy stwarzają zagrożenie w ruchu drogowym. Przeciwnego zdania są instruktorzy i przedstawiciele WORD. – To niedorzeczne – twierdzą zgodnie i pytają, gdzie kursanci mają się uczyć jeździć?
Wiadomym jest, że kandydat na kierowcę powinien się szkolić w każdych warunkach. Nie może omijać zakorkowanych skrzyżowań czy zatłoczonych ulic. Kursant powinien oswoić się z jazdą w godzinach szczytu. Sam przecież wkrótce będzie uczestnikiem ruchu drogowego. Będzie poruszał się po drogach o różnych porach dnia i o różnym natężeniu ruchu. Kiedy, jeśli nie podczas kursu, ma nabyć wszelkie umiejętności? Kiedy ma się nauczyć, jak rodzić sobie w poszczególnych sytuacjach?
– To inni kierowcy nie stosują ostrożności wobec „elek”. Samochód nauki jazdy jedzie może wolniej od innych, ale zgodnie z przepisami, to pozostali łamią prawo, wyprzedzając nas – mówiła jedna z instruktorek.
Decyzje o wprowadzeniu ograniczeń może podjąć prezydent miasta. Zakaz może dotyczyć wyznaczonych stref lub godzin. Pojawiła się więc propozycja przygotowania petycji wyrażającej sprzeciw dla takich decyzji.
Przeciwny zakazom dyrektor WORD przekonywał instruktorów, by nie nadużywali cierpliwości innych kierowców. – Apeluję, żeby, jeśli nie ma potrzeby, nie pchać się w godzinach szczytu w zakorkowane centrum miasta. Niech to będzie próba wyciszenia tego problemu – nawoływał Lecheta.
Trzeba przyznać, że liczba „elek” w naszym mieście rośnie z dnia na dzień. W Elblągu istnieje blisko 30 ośrodków szkolenia kierowców. Do tego dochodzą szkoły z innych miejscowości m.in. Malborka, Sztumu, Pasłęka czy Braniewa. Zamiast wypychać kursantów na obrzeża miasta, można przecież znaleźć inne rozwiązanie.
– Lepszym wyjściem byłoby utworzenie ośrodków egzaminacyjnych w tych miejscowościach. Wtedy kursanci nie musieliby trenować w miastach, gdzie znajduje się wojewódzki ośrodek ruchu drogowego, w którym zdawać będą egzamin – podpowiada właściciel jednej ze szkół.
Zapomniał wół, jak cielęciem był
Drugą sprawą jest brak kultury u kierowców, na których „elka” na dachu działa jak płachta na byka. Trąbią i gestykulują w kierunku i tak zestresowanego już kursanta. Czyżby zapomnieli, że sami też się uczyli?
– Normalnie kursant radzi sobie z jazdą, rusza bez problemu, ale gdy dochodzi element stresu, w mieście samochód gaśnie mu kilkakrotnie – mówił kolejny instruktor.
Taka sytuacja może zdarzyć się przecież każdemu kierowcy. Nawet temu najbardziej doświadczonemu auto może odmówić posłuszeństwa w najmniej spodziewanym momencie, wtedy sam narażony zostanie na ostrzał klaksonów i niecenzuralne uwagi. Może więc warto, drodzy kierowcy, oprócz brawury wprowadzić na nasze drogi odrobinę tolerancji dla początkujących? Przypomnijmy sobie, czy na początku tez tak świetnie sobie ze wszystkim radziliśmy?
Kursant czy instruktor – kto tu rządzi?
Odpowiedź wydaje się prosta. Choć w samochodzie nauki jazdy to instruktor decyduje o przebiegu jazdy, wskazuje trasę, kontroluje prędkość, przekazuje polecenia kursantowi, kontrolując jego poczynania – to trudno jednoznacznie stwierdzić, kto ponosi winę za jakiekolwiek przewinienie. Tę kwestię podczas sobotniego spotkania próbował wyjaśnić mł. insp. Marek Kąkolewski z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji.
– Zarówno instruktor, jak i egzaminator są osobami współprowadzącymi pojazd, więc w większości przypadków to oni ponoszą odpowiedzialność za wykroczenia – podkreślał policjant z Warszawy, dodając jednocześnie, że egzaminator jest w lepszej sytuacji, ponieważ kierujący pojazdem jest już po egzaminie wewnętrznym.
Jeśli instruktor zna warunki panujące na drodze, widzi, jaka jest pogoda, czy pada śnieg, czy deszcz, jest mgła, jest ślisko i wie, z jak doświadczonym kursantem ma do czynienia, może przewidzieć, czy kandydat na kierowcę poradzi sobie w takiej sytuacji w mieście. Jeśli nie ma pewności, powinien wybrać plac manewrowy lub inne mniej ryzykowne manewry. Gdy kursant nabierze wprawy, można go wtedy wypróbować w trudnych warunkach. Gdyby, mimo tej wiedzy, instruktor zdecydował się na jazdę z mało doświadczonym kursantem, a ten spowodowałby jakąś niebezpieczną sytuację, odpowiedzialność ponosi instruujący. Mówiąc krótko, przy złych warunkach na drodze instruktor nie powinien dopuszczać do jazdy niedoświadczonego kierowcy. W sytuacjach, w których instruktor nie mógł przewidzieć skutków, winę ponosi kursant.
Przykładowo, mandat za przekroczenie prędkości płaci instruktor. Chyba, że są to lekcje dodatkowe. Dlatego ważne jest, by kierowca wykupujący dodatkowe godziny jazdy odbywał je w samochodzie bez oznaczenia z literką „L”. W takim wypadku za przewinienia zapłaci sam.
Przy rozstrzyganiu spraw policja i sąd bierze pod uwagę liczbę godzin „wyjeżdżonych” przez kursanta.
Ponadto Kąkolewski zaznaczał wyraźnie, że instruktor nie może być traktowany jak pasażer i nie może się za takiego uważać. Miał tu na myśli m.in. „prowadzenie biura w samochodzie”, a więc ustalanie następnych kursów, rozmawianie przez telefon i pisanie sms-ów w trakcie jazdy. Kolejnym błędem, jaki wytknął instruktorom, było przewożenie innych osób.
Jednak, jak sam przyznał po chwili zastanowienia, taka sytuacja, choć niezgodna z przepisami, może mieć w efekcie korzystny wpływ na kursanta. Jako kierowca będzie on przecież przewoził na tylnim siedzeniu pasażerów, którzy będą ograniczali mu widoczność. Ponadto już w czasie kursu może przyzwyczaić się do obecności osób trzecich w aucie, co pozwoli mu bardziej skupić się na jeździe.
– Informowanie społeczeństwa o wynikach pozwoli na podniesienie poziomu kształcenia na zasadzie najzwyklejszej konkurencji między ośrodkami – uważa Stanisław Lecheta.
Przekazanie wyników przez ośrodki jest dobrowolne. Obecni na sobotnim spotkaniu instruktorzy otrzymali odpowiednie oświadczenia, część z nich podpisała je od razu. Dane publikowane będą na stronie WORD, a jeśli właściciele szkół jazdy wyrażą zgodę, to także w mediach.
„Elki” nie mogą zniknąć z centrum miasta
Dużo emocji, zarówno samego dyrektora WORD, jak i zebranych gości wywołały próby ograniczenia ruchu samochodom z literą „L” czy słowem „egzamin” na dachu. W kilku miastach władze lokalne zakazały poruszania się tym pojazdom po centrum w godzinach szczytu.
O wprowadzeniu takiego zakazu w Elblągu wspominał już przed dwoma laty wówczas radny Tadeusz Naguszewski. Twierdził wtedy, że zbyt duża liczba „elek” tamuje ruch na elbląskich ulicach. Temat nadal jest gorący. Pojawiają się nawet opinie, że samochody nauki jazdy stwarzają zagrożenie w ruchu drogowym. Przeciwnego zdania są instruktorzy i przedstawiciele WORD. – To niedorzeczne – twierdzą zgodnie i pytają, gdzie kursanci mają się uczyć jeździć?
Wiadomym jest, że kandydat na kierowcę powinien się szkolić w każdych warunkach. Nie może omijać zakorkowanych skrzyżowań czy zatłoczonych ulic. Kursant powinien oswoić się z jazdą w godzinach szczytu. Sam przecież wkrótce będzie uczestnikiem ruchu drogowego. Będzie poruszał się po drogach o różnych porach dnia i o różnym natężeniu ruchu. Kiedy, jeśli nie podczas kursu, ma nabyć wszelkie umiejętności? Kiedy ma się nauczyć, jak rodzić sobie w poszczególnych sytuacjach?
– To inni kierowcy nie stosują ostrożności wobec „elek”. Samochód nauki jazdy jedzie może wolniej od innych, ale zgodnie z przepisami, to pozostali łamią prawo, wyprzedzając nas – mówiła jedna z instruktorek.
Decyzje o wprowadzeniu ograniczeń może podjąć prezydent miasta. Zakaz może dotyczyć wyznaczonych stref lub godzin. Pojawiła się więc propozycja przygotowania petycji wyrażającej sprzeciw dla takich decyzji.
Przeciwny zakazom dyrektor WORD przekonywał instruktorów, by nie nadużywali cierpliwości innych kierowców. – Apeluję, żeby, jeśli nie ma potrzeby, nie pchać się w godzinach szczytu w zakorkowane centrum miasta. Niech to będzie próba wyciszenia tego problemu – nawoływał Lecheta.
Trzeba przyznać, że liczba „elek” w naszym mieście rośnie z dnia na dzień. W Elblągu istnieje blisko 30 ośrodków szkolenia kierowców. Do tego dochodzą szkoły z innych miejscowości m.in. Malborka, Sztumu, Pasłęka czy Braniewa. Zamiast wypychać kursantów na obrzeża miasta, można przecież znaleźć inne rozwiązanie.
– Lepszym wyjściem byłoby utworzenie ośrodków egzaminacyjnych w tych miejscowościach. Wtedy kursanci nie musieliby trenować w miastach, gdzie znajduje się wojewódzki ośrodek ruchu drogowego, w którym zdawać będą egzamin – podpowiada właściciel jednej ze szkół.
Zapomniał wół, jak cielęciem był
Drugą sprawą jest brak kultury u kierowców, na których „elka” na dachu działa jak płachta na byka. Trąbią i gestykulują w kierunku i tak zestresowanego już kursanta. Czyżby zapomnieli, że sami też się uczyli?
– Normalnie kursant radzi sobie z jazdą, rusza bez problemu, ale gdy dochodzi element stresu, w mieście samochód gaśnie mu kilkakrotnie – mówił kolejny instruktor.
Taka sytuacja może zdarzyć się przecież każdemu kierowcy. Nawet temu najbardziej doświadczonemu auto może odmówić posłuszeństwa w najmniej spodziewanym momencie, wtedy sam narażony zostanie na ostrzał klaksonów i niecenzuralne uwagi. Może więc warto, drodzy kierowcy, oprócz brawury wprowadzić na nasze drogi odrobinę tolerancji dla początkujących? Przypomnijmy sobie, czy na początku tez tak świetnie sobie ze wszystkim radziliśmy?
Kursant czy instruktor – kto tu rządzi?
Odpowiedź wydaje się prosta. Choć w samochodzie nauki jazdy to instruktor decyduje o przebiegu jazdy, wskazuje trasę, kontroluje prędkość, przekazuje polecenia kursantowi, kontrolując jego poczynania – to trudno jednoznacznie stwierdzić, kto ponosi winę za jakiekolwiek przewinienie. Tę kwestię podczas sobotniego spotkania próbował wyjaśnić mł. insp. Marek Kąkolewski z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji.
– Zarówno instruktor, jak i egzaminator są osobami współprowadzącymi pojazd, więc w większości przypadków to oni ponoszą odpowiedzialność za wykroczenia – podkreślał policjant z Warszawy, dodając jednocześnie, że egzaminator jest w lepszej sytuacji, ponieważ kierujący pojazdem jest już po egzaminie wewnętrznym.
Jeśli instruktor zna warunki panujące na drodze, widzi, jaka jest pogoda, czy pada śnieg, czy deszcz, jest mgła, jest ślisko i wie, z jak doświadczonym kursantem ma do czynienia, może przewidzieć, czy kandydat na kierowcę poradzi sobie w takiej sytuacji w mieście. Jeśli nie ma pewności, powinien wybrać plac manewrowy lub inne mniej ryzykowne manewry. Gdy kursant nabierze wprawy, można go wtedy wypróbować w trudnych warunkach. Gdyby, mimo tej wiedzy, instruktor zdecydował się na jazdę z mało doświadczonym kursantem, a ten spowodowałby jakąś niebezpieczną sytuację, odpowiedzialność ponosi instruujący. Mówiąc krótko, przy złych warunkach na drodze instruktor nie powinien dopuszczać do jazdy niedoświadczonego kierowcy. W sytuacjach, w których instruktor nie mógł przewidzieć skutków, winę ponosi kursant.
Przykładowo, mandat za przekroczenie prędkości płaci instruktor. Chyba, że są to lekcje dodatkowe. Dlatego ważne jest, by kierowca wykupujący dodatkowe godziny jazdy odbywał je w samochodzie bez oznaczenia z literką „L”. W takim wypadku za przewinienia zapłaci sam.
Przy rozstrzyganiu spraw policja i sąd bierze pod uwagę liczbę godzin „wyjeżdżonych” przez kursanta.
Ponadto Kąkolewski zaznaczał wyraźnie, że instruktor nie może być traktowany jak pasażer i nie może się za takiego uważać. Miał tu na myśli m.in. „prowadzenie biura w samochodzie”, a więc ustalanie następnych kursów, rozmawianie przez telefon i pisanie sms-ów w trakcie jazdy. Kolejnym błędem, jaki wytknął instruktorom, było przewożenie innych osób.
Jednak, jak sam przyznał po chwili zastanowienia, taka sytuacja, choć niezgodna z przepisami, może mieć w efekcie korzystny wpływ na kursanta. Jako kierowca będzie on przecież przewoził na tylnim siedzeniu pasażerów, którzy będą ograniczali mu widoczność. Ponadto już w czasie kursu może przyzwyczaić się do obecności osób trzecich w aucie, co pozwoli mu bardziej skupić się na jeździe.
Olga Kaszubska