Piszę do redakcji, abyście ostrzegli wszystkich ludzi przed obecną sytuacją panującą w służbie zdrowia. Wszystkie przychodnie pozamykane. Brat, młody chłopak lat 30, miał już dwa razy odwoływaną operację na wycięcie woreczka żółciowego. Ostatnie dwa dni ledwo żyje, napuchnięty od wymiotów i bólu, żaden lekarz na NFZ nie przyjmuje. Operacje wstrzymane, na pogotowiu kolejka 50 osób we wtorek o godzinie 8 rano! - pisze nasza Czytelniczka w dramatycznym liście opisującym sytuację w służbie zdrowia. Po publikacji materiału szpital pomógł naszej Czytelniczce.
Po wielkich ekscesach lekarz rodzinny wypisuje skierowanie na gastroskopię. Szpital na Żeromskiego wiadomo - covidowy, na Komeńskiego - covidowy, w wojewódzkim nie idzie wejść praktycznie do holu. No ludzie! Zaraz wyjdzie na to, że w XXI wieku brat mi zejdzie na ostre zapalenie woreczka żółciowego w domu, bo COVID!
Apeluję do wszystkich, aby mieli świadomość, w jak fatalnym stanie jest obecna służba zdrowia. Ludzie naprawdę zaczynają umierać w domach i na ulicach. Jesteśmy zrezygnowani i załamani, bo nikt nie chce pomóc! Cofnęliśmy się do XIX wieku, na zapalenie wyrostka robaczkowego można umrzeć, bo COVID. Woreczek żółciowy? Umieraj, bo COVID! Chce mi się płakać...
O godzinie 11 ponowna próba dostania się na SOR. Brat już ledwo stoi na nogach. Na totalnym randomie pacjenci są przyjmowani: przyjęcia do szpitala razem z nagłymi przypadkami. Jest godzina 14 i nadal nas nie przyjęto. Wyszedł lekarz i stwierdził, cytuję: "W zasadzie to kamienie w woreczku żółciowym nie robią się od tak i pracuje się na nie miesiącami. Niech Pan idzie do domu i weźmie przeciwbólowe i rozkurczowe. Nikt Panu operacji tu nie zrobi od ręki, bo wszystko wstrzymane...”. Wkurzona pytam, czy po trzech odwołanych operacjach młody człowiek ma iść do domu i umrzeć, bo Covid? Nikt nie chce przeprowadzić tak prostego zabiegu jak laparoskopowe wycięcie woreczka żółciowego? Lekarz stwierdził, że mamy poczekać...
O godzinie 14:20 przyjęto nas na SOR, po czym lekarz odesłał do chirurga... Chirurg stwierdził, iż tak mocne mdłości, bóle i biegunka są spowodowane przez żołądek, a nie woreczek, który jest już martwy praktycznie. Zaleca USG plus pakiet badań z krwi. Trwa to wszystko kolejne 1,5 godziny, przy czym ludzi nie ma już wcale na korytarzu. Jesteśmy jedyni. Po badaniach doktor stwierdza, że woreczek jest do wycięcia, ale nie robią zabiegów, mimo że szpital pusty i trzeba zrobić pilną gastroskopię, ale oni wykonują tylko w sytuacjach krytycznych. Wkurzona pytam: co to jest sytuacja krytyczna? Brak odpowiedzi. Odesłali nas do domu! Bez żadnej pomocy z jednym zastrzykiem! W Elblągu funkcjonują cztery poradnie ze sprzętem gastroenterologicznym i żadna nie funkcjonuje
Ostatecznie spędziliśmy 6 godzin na SOR wychodząc z niczym, ledwo żyjąc, bez udzielenia żadnej pomocy (o przepraszam, jeden zastrzyk przeciwbólowy)! Ten szpital powinno się zamknąć!
Na środę udało nam się zapisać w Gdańsku na prywatną gastroskopię na 8 rano oraz - uwaga - na prywatne laparoskopowe wycięcie woreczka w najbliższy poniedziałek za „jedyne”... 7 tysięcy złotych. Nic tylko płakać. Na co idą nasze składki? Polska służba zdrowia nie istnieje. Oddziały puste, szpital widmo, pacjenci najlepiej jakby udali się do szamana po poradę...
Życzę wszystkim dużo zdrowia i cierpliwości.
Trzymajcie kciuki za brata, aby wytrwał do poniedziałku...
Czytelniczka (imię i nazwisko do wiadomości redakcji)
Aktualizacja z godz. 13: Po publikacji listu Czytelniczki, z naszą redakcją skontaktowała się rzeczniczka prasowa szpitala Magdalena Rubczewska. Zadeklarowała pomoc w wyjaśnieniu sytuacji. - Dziękuję za pomoc. Rzeczniczka pomogła, zaoferowali wycięcie woreczka w każdej chwili. Brat jest w tym momencie po wizycie i gastroskopiii w Gdańsku z silnym stanem zapalnym żołądka i krwawieniem spowodowanym wymiotami. Jestem zadowolona z postawy szpitala "po fakcie", bo przeproszono za zaistniałą sytuację oraz dano kontakt do wykonania operacji po zaleczeniu obecnego stanu. Bardzo dziękuję za interwencję - napisała do nas Czytelniczka. - Władze szpitala poczuły się zobowiązane do rekompensaty wczorajszej sytuacji z piekła rodem
Od redakcji: List Czytelniczki opublikowaliśmy nie w celu krytyki szpitala wojewódzkiego czy lekarzy, ale w celu zwrócenia uwagi na problem dotyczący funkcjonowania służby zdrowia w dobie pandemii koronawirusa. Cieszymy się, że po tej publikacji sprawa z pacjentem została wyjaśniona, tylko na tym nam zależało, to był stan wyższej konieczności. Wysłaliśmy również pytania do rzecznika prasowego placówki:
1. Dlaczego pacjent, który jest bratem Czytelniczki, nie został zakwalifikowany do przyjęcia do szpitala? W Gdańsku w prywatnej klinice zakwalifikowali go na zabieg na najbliższy poniedziałek...
2. Jak obecnie wygląda sytuacja z przeprowadzaniem zabiegów w szpitalu wojewódzkim? Czy wszystkie oddziały działają w normalnym trybie, wykonując również planowe zabiegi? Jaki procent zabiegów (jeśli macie Państwo takie dane) są odwoływane z powodu pandemii koronawirusa?
3. Jaki szpital odniesie się do zarzutów Czytelniczki w sprawie nieudzielania - jej zdaniem - niewystarczającej pomocy pacjentowi?
4. Co w podobnych sytuacjach powinni zrobić pacjenci?
Oto odpowiedzi szpitala w tej sprawie:
"Każdy pacjent, który zgłosi się do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego bez skierowania poddawany jest konsultacji lekarskiej i w zależności od potrzeb kierowany jest na badania lekarskie, ambulatoryjne i radiologiczne. Na podstawie wyników kwalifikowany jest jako przypadek pilny, ostry lub zakwalifikowany do kolejki. Jest nam niezmiernie przykro, że takie jest odczucie pacjentów, jak opisane w liście do redakcji, niestety diagnozowanie chorych na SOR trwa i musimy uzbroić się w cierpliwość.
Co do placówki w Gdańsku nie potrafimy się odnieść, jest to prywatna klinika.
Decyzja o odroczeniu terminu zabiegu jest podejmowana indywidualnie w odniesieniu do każdego pacjenta, u którego ma być wykonana operacja. Proszę pamiętać, że w pierwszej kolejności zawsze operowani są pacjenci w stanie zagrażającym życiu. Zabiegi onkologiczne odbywają się zgodnie z zaplanowanymi terminami. Jeśli terminy zabiegów ulegają przesunięciu, najczęściej jest to spowodowane chorobą personelu medycznego (dokonuje się tego przede wszystkim z myślą o bezpieczeństwie pacjentów), bądź infekcją pacjenta.
Jeśli pacjenci mają zastrzeżenia do jakości świadczeń udzielanych przez szpital, w pierwszej kolejności od razu powinni zgłosić ten fakt ustnie lub pisemnie bezpośrednio dyrekcji jednostki, bądź za pośrednictwem koordynatora ds. praw pacjenta. Aby móc zainterweniować, odnieść się do sytuacji i uniknąć podobnych zdarzeń w przyszłości musimy znać zakres problemu bezpośrednio od pacjenta, bądź jego rodziny, której on dotyczy" - napisała do nas Magdalena Rubczewska, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Elblągu.