Nakładem Urzędu Miejskiego i Centrum Informacji Europejskiej i Turystycznej ukazał się cd-rom zatytułowany "Elbląg".
Nie od dziś i urzędy, i prywatni przedsiębiorcy skarżą się na regularne najazdy przedstawicieli firm z całego kraju, które - oczywiście za pieniądze i to zazwyczaj spore - oferują umieszczenie informacji o firmie czy instytucji a to na mapie, a to przewodniku, kalendarzu albo np. na... cd-romie. Niektórzy dają się skusić, inni odmawiają.
Elbląski Urząd Miejski skusił się na pomoc jednej z bydgoskich firm. Efektem współpracy jest cd-rom zatytułowany po prostu "Elbląg". Wszystko wskazuje na to, że celem tego wydawnictwa było pokazanie miasta potencjalnym inwestorom, a może i turystom. Bliższe oględziny płyty każą jednak wątpić, czy cel zostanie osiągnięty.
Informacje zawarte na płycie zostały podzielone na siedem działów: "położenie", "historia", "turystyka", "dla inwestorów", "gospodarka", "inicjatywy" i "Urząd Miejski". Obejrzeć je można po wybraniu jednego z pięciu języków. Na tym jednak kończą się walory wydawnictwa. Już po chwili uderzają: uboga kolorystyka i brak pomysłu na wizualną stronę multimedialnej w założeniu prezentacji. Wszystko razi tym rodzajem prostoty, którego raczej nie uświadczy się już oglądając strony internetowe; większości - z niewielkiej zresztą liczby zdjęć - nie można powiększyć, a większość linków, zamiast wciągać uczestnika w rodzaj zabawy w wędrowanie po nieznanym mieście, prowadzi tylko w jedną stronę – z powrotem. Najbardziej jednak rażą lakoniczne informacje o Elblągu. W każdym z działów znaleźć można tylko po kilka krótkich notatek, które zawierają bardzo podstawowe wiadomości w rodzaju: liczba mieszkańców położenie, krótka lista obcych inwestorów czy kilka linijek na temat herbu Elbląga lub miejskiej pieczęci. Więcej szczegółów przedstawia dział z terenami pod inwestycje, ale nawet ta zwiększona liczba informacji ginie z powodu mało czytelnej czcionki.
Jedną z dłuższych informacji jest kopia uchwały Rady Miejskiej o ulgach w podatku od nieruchomości. Na jej początku zostało napisane "władze Elbląga zabiegają o inwestorów", ale sama - jedna - uchwała to chyba zbyt mało, żeby pisać o "zabieganiu o inwestorów". Pewien znajomy przedsiębiorca powiedział, że aby mógł w to uwierzyć, obok uchwały powinna się jeszcze znaleźć np. informacja o tym, w jaki sposób miasto ułatwia przedsiębiorcy zarejestrowanie działalności, bądź czy uruchomiło tzw. szybką ścieżkę dla firm w załatwianiu ich spraw. Czy coś takiego w Elblągu istnieje? Z cd-romu nie można się tego dowiedzieć.
Płyta niewiele mówi o specyfice miasta, o jego aspiracjach, przeszłości. Może zaboleć, że historię Elbląga autor płyty przedstawił w... siedmiu datach. W dodatku daty te oznaczające: powstanie miasta, otrzymanie praw miejskich czy wstąpienie do Związku Pruskiego, pozbawiono wyjaśnień – i może dalszych odsyłaczy. Wyrwane z kontekstu nie mówią właściwie nic. To samo dotyczy "Galerii fotografii" - kilku zdjęć z mniej niż lakonicznymi podpisami w rodzaju: "makieta średniowiecznej osady Truso". Czym owo "Truso" było i gdzie się znajdowało dla autora płyty okazało się już nieważne. Podobnie zresztą jest ze zdjęciami przedstawiającymi "znaleziska archeologiczne z terenu Starego Miasta". Niestety niczego więcej o znajdujących się na nich dzbanach i innych przedmiotach się nie dowiemy. Całość wygląda na zrobioną na kolanie, bez serca - i chyba za spore, jak często bywa, gdy płatnikiem jest samorząd – pieniądze.
Chyba jednak więcej nie można się spodziewać, jeśli o mieście próbuje opowiedzieć ktoś spoza tego miasta. Można się przy tym zastanowić, czy w Elblągu nie ma informatyków, którzy lepiej potrafiliby sprostać postawionemu przez elbląski Urząd i Centrum Informacji zadaniu. Skoro mówi się o popieraniu lokalnej przedsiębiorczości...
Elbląski Urząd Miejski skusił się na pomoc jednej z bydgoskich firm. Efektem współpracy jest cd-rom zatytułowany po prostu "Elbląg". Wszystko wskazuje na to, że celem tego wydawnictwa było pokazanie miasta potencjalnym inwestorom, a może i turystom. Bliższe oględziny płyty każą jednak wątpić, czy cel zostanie osiągnięty.
Informacje zawarte na płycie zostały podzielone na siedem działów: "położenie", "historia", "turystyka", "dla inwestorów", "gospodarka", "inicjatywy" i "Urząd Miejski". Obejrzeć je można po wybraniu jednego z pięciu języków. Na tym jednak kończą się walory wydawnictwa. Już po chwili uderzają: uboga kolorystyka i brak pomysłu na wizualną stronę multimedialnej w założeniu prezentacji. Wszystko razi tym rodzajem prostoty, którego raczej nie uświadczy się już oglądając strony internetowe; większości - z niewielkiej zresztą liczby zdjęć - nie można powiększyć, a większość linków, zamiast wciągać uczestnika w rodzaj zabawy w wędrowanie po nieznanym mieście, prowadzi tylko w jedną stronę – z powrotem. Najbardziej jednak rażą lakoniczne informacje o Elblągu. W każdym z działów znaleźć można tylko po kilka krótkich notatek, które zawierają bardzo podstawowe wiadomości w rodzaju: liczba mieszkańców położenie, krótka lista obcych inwestorów czy kilka linijek na temat herbu Elbląga lub miejskiej pieczęci. Więcej szczegółów przedstawia dział z terenami pod inwestycje, ale nawet ta zwiększona liczba informacji ginie z powodu mało czytelnej czcionki.
Jedną z dłuższych informacji jest kopia uchwały Rady Miejskiej o ulgach w podatku od nieruchomości. Na jej początku zostało napisane "władze Elbląga zabiegają o inwestorów", ale sama - jedna - uchwała to chyba zbyt mało, żeby pisać o "zabieganiu o inwestorów". Pewien znajomy przedsiębiorca powiedział, że aby mógł w to uwierzyć, obok uchwały powinna się jeszcze znaleźć np. informacja o tym, w jaki sposób miasto ułatwia przedsiębiorcy zarejestrowanie działalności, bądź czy uruchomiło tzw. szybką ścieżkę dla firm w załatwianiu ich spraw. Czy coś takiego w Elblągu istnieje? Z cd-romu nie można się tego dowiedzieć.
Płyta niewiele mówi o specyfice miasta, o jego aspiracjach, przeszłości. Może zaboleć, że historię Elbląga autor płyty przedstawił w... siedmiu datach. W dodatku daty te oznaczające: powstanie miasta, otrzymanie praw miejskich czy wstąpienie do Związku Pruskiego, pozbawiono wyjaśnień – i może dalszych odsyłaczy. Wyrwane z kontekstu nie mówią właściwie nic. To samo dotyczy "Galerii fotografii" - kilku zdjęć z mniej niż lakonicznymi podpisami w rodzaju: "makieta średniowiecznej osady Truso". Czym owo "Truso" było i gdzie się znajdowało dla autora płyty okazało się już nieważne. Podobnie zresztą jest ze zdjęciami przedstawiającymi "znaleziska archeologiczne z terenu Starego Miasta". Niestety niczego więcej o znajdujących się na nich dzbanach i innych przedmiotach się nie dowiemy. Całość wygląda na zrobioną na kolanie, bez serca - i chyba za spore, jak często bywa, gdy płatnikiem jest samorząd – pieniądze.
Chyba jednak więcej nie można się spodziewać, jeśli o mieście próbuje opowiedzieć ktoś spoza tego miasta. Można się przy tym zastanowić, czy w Elblągu nie ma informatyków, którzy lepiej potrafiliby sprostać postawionemu przez elbląski Urząd i Centrum Informacji zadaniu. Skoro mówi się o popieraniu lokalnej przedsiębiorczości...
Joanna Torsh