
-- Kiedyś trafiłem do szpitala w Elblągu. Przyszły dwie pielęgniarki i mówią: „Panie Zenku, Pan nas pewnie nie poznaje, ale my Pana tak. To Pan nauczył nas pływać” - wspomina Zenon Mizerski, człowiek o którym mówi się, że nauczył elblążan pływać. Wspominamy, jak doszło do powszechnej nauki pływania i jak powstawały elbląskie baseny.
- Wszystko zaczęło się w Warcie...
- Pochodzę z Poznania, więc na Wartę byłem, można powiedzieć, skazany. Klub miał wówczas jedną z najlepszych sekcji pływackich w Polsce. A do pływania ciągnęło mnie od najmłodszych lat. Poznań miał to szczęście, że funkcjonowała tam kryta pływalnia, co w latach tuż po II wojnie światowej nie było normą. Zrobili nią Niemcy w czasach okupacji z żydowskiej synagogi. Zimą trenowaliśmy więc pod dachem, a jak robiło się cieplej przenosiliśmy się nad rzekę. Mnie najbardziej urzekły długie dystanse. Chciałem też zostać ratownikiem i instruktorem pływania.
- Pierwszy kontakt z Elblągiem nie wskazywał na to, że zwiąże Pan swoje życie z naszym miastem.
- Pierwszy raz trafiłem do Elbląga w 1955 r. na wojskowe zawody pokazowe. Służyłem w Marynarce Wojennej na ORP Sęp – bliźniaku słynnego Orła. Sęp II wojnę światową spędził na internowaniu w Szwecji, a potem wrócił do Polski. W trakcie służby trenowałem we Flocie Gdynia i pewnego dnia ktoś wpadł na pomysł organizacji zawodów pokazowych w Elblągu. Dlaczego akurat w tym mieście? Elbląg miał doskonały, duży basen odkryty, na którym można było przeprowadzić rywalizację. Była skocznia, tory pływackie... Muszę się przyznać, że zakochałem się w tym basenie od razu. Były zawody pływackie, mecze w piłkę wodną... Zawody się skończyły, a my wróciliśmy do swoich jednostek.
- To jak pan trafił do Elbląga na stałe?
- Po zakończeniu służby wojskowej wróciłem do Poznania i rozpocząłem dorosłe życie. Ożeniłem się, poszedłem do pracy... Byłem tokarzem, nie chwaląc się bardzo dobrym tokarzem. Problem był z mieszkaniem, którego z różnych przyczyn w Poznaniu nie mogłem dostać. Pamiętam taką scenę: idę do kina i po drodze kupiłem Głos Wielkopolski. W środku było ogłoszenie, że Zamech szuka pracowników, a po dwóch latach obiecują mieszkanie. Długo się nie zastanawialiśmy, spakowaliśmy dobytek i pociągiem przyjechaliśmy do Elbląga. W Zamechu, tak jak obiecywał Głos Wielkopolski, dostałem pracę. Dość szybko mnie docenili i własne mieszkanie otrzymałem już po pół roku. I od 1961 r. jestem elblążaninem.
- A co z pływaniem?
- Tu musimy się cofnąć w przeszłość. Po powrocie z wojska, zrobiłem uprawnienia ratownika i instruktora pływania. Wracamy do Elbląga. Co roku w okresie wakacji Zamech organizował kolonie w Borkowie. Pewnego dnia otrzymałem propozycję wyjazdu w charakterze opiekuna. I tam zacząłem uczyć dzieciaki pływać. Niezmiernie cieszy mnie fakt, że dorośli dziś ludzie jeszcze to pamiętają i potrafią na ulicy dziękować za naukę pływania na koloniach.
- Warto w tym miejscu wspomnieć, że ówczesny Elbląg nie miał krytego basenu.
- Zaczniemy od ciekawostki, do której dotarł mój syn Tomasz. W niemieckim Elblągu funkcjonował kryty basen przy dzisiejszej ul. Czerwonego Krzyża, na miejscu Mody Polskiej. Po wojnie nie był bardzo zniszczony i zdaniem Tomasza można było spróbować go odbudować, ale podjęto inne decyzje. Tu ciekawostka. Niemal do końca na tym basenie trenowała Ursula Happe – przyszła mistrzyni olimpijska z Melbourne 1956 r. na 200 metrów stylem klasycznym i mistrzyni Europy z Turynu z 1954 r. w tej samej konkurencji. Po wojnie pływacy mieli do dyspozycji tylko basen otwarty przy ul. Spacerowej, który z wiadomych względów mógł funkcjonować tylko w okresie letnim. Pierwszy kryty basen w 1977 r. zbudowało wojsko w Ośrodku Szkolenia Wojsk Lądowych przy dzisiejszej ul. Królewieckiej. „Delfin” był basenem sportowym przeznaczonym do rozgrywania na nim zawodów. Przypadkowo spotkałem wówczas dwóch znajomych, którzy mieli skończoną Akademię Wychowania Fizycznego i dzięki nim trafiłem do „Delfina”. Niemal od razu wiedziałem, że będziemy dzieci uczyć pływać. Jestem dumny z tego, że trwa do dziś. Pierwsza placówką, od której rozpoczęła się ta inicjatywa był Szkoła Podstawowa nr 2 przy ul. Robotniczej.
- Drugim basenem jest Kryta Pływalnia przy ul. Robotniczej.
- Gospodarzem „Delfina” było wojsko, które udostępniało cywilom obiekt. Druga sprawa, to jak wspomniałem wcześniej ten basen był stworzony pod rywalizację sportową, a nam był potrzebny obiekt, gdzie maluchy mogły spokojnie rozpocząć swoją przygodę z wodą. Decyzja o budowie basenu przy ul. Robotniczej zapadła w 1981 r. Miał być zbudowany zgodnie z sugestiami elbląskiego środowiska pływackiego: przystosowanym dla potrzeb osób z niepełnosprawnościami, z niecką dla osób rozpoczynających naukę pływania i z niecką „sportową”. Chodziłem koło tej budowy, jakby mi mieli własny dom postawić. Z różnych przyczyn, lata 80 – te to przecież czas kryzysu gospodarczego – budowa się ślimaczyła i ostatecznie basen otwarto dopiero w 1988 r. Zostałem jego kierownikiem i mogłem wdrażać swoje pomysły.
- Przypomnijmy jeszcze przepłynięcie Zalewu Wiślanego.
- Jeszcze w Poznaniu okazało się, że uwielbiam pływanie długodystansowe. Lubiłem wejść do Warty i przepłynąć te 6 kilometrów. Pomysł na przepłynięcie Zalewu Wiślanego pojawił się nad jeziorem Kierskim w Poznaniu. Odbywały się tam zawody w pływaniu długodystansowym będące jednocześnie sprawdzianem na „żółty czepek”. Żeby zdobyć „żółty czepek” trzeba przepłynąć 1500 metrów, nie będziemy wchodzić w szczegóły. Na zawodach startowała Bożena Ruszkowska, dziś szefowa elbląskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Moja wychowanka dość niespodziewanie dla mnie wygrała te zawody i została mistrzynią Poznania. Wtedy zakiełkowała pierwsza myśl o zmierzeniu się z Zalewem Wiślanym. Udało się zorganizować zespół wspomagający i w 1973 r. trzy osoby wystartowały z Krynicy Morskiej do Tolkmicka. Łatwo nie było, ale ostatecznie zakończyło się sukcesem.
- Wspomnień nie brakuje...
- Kiedyś trafiłem do szpitala w Elblągu. Przyszły dwie pielęgniarki i mówią: „Panie Zenku, Pan nas pewnie nie poznaje, ale my Pana tak. To Pan nauczył nas pływać”. Z tego jestem najbardziej dumny: że po latach na ulicy poznają mnie moi wychowankowie z kolonii w Borkowie i ci, których nauczyłem pływać w Elblągu. Moi synowie również są trenerami pływania. Tomasza wychowankami są bracia Karasiowie. Ich nie trzeba przedstawiać. Elbląg jest znaczącym ośrodkiem na pływackiej mapie Polski. A całkiem niedawno mogliśmy się cieszyć ze złotych medali Ani Doroszkiewicz z elbląskiej Jedynki na Mistrzostwach Polski Juniorów.