To był dziwny sezon. Po ubiegłorocznych transferach większość kibiców nie spodziewała się tak dobrej formy zespołu jesienią. A kiedy ożyły nadzieje na pierwszą ligę – wiosną drużyna nie potrafiła podjąć walki o zaplecze ekstraklasy. Podsumowaliśmy sezon Olimpii w II lidze.
Jesień przyniosła zaskoczenie...
- Były obawy kibiców i dziennikarzy, czy ten zespół się utrzyma – przypomniał Paweł Guminiak, prezes Olimpii Elbląg na piątkowej konferencji podsumowującej sezon.
Przypomnijmy, że latem 2017 roku Olimpię odeszło ośmiu piłkarzy, w tym takie postaci jak Dawid Kubowicz, Łukasz Pietroń (król strzelców z tamtego sezonu) czy Paweł Piceluk. Można się było zastanawiać czy ich następcy udźwigną ciężar oczekiwań.
Zaczęło się dość kiepsko: bo tak należy ocenić odpadnięcie już w rundzie wstępnej Pucharu Polski z Ruchem Zdzieszowice. Po 120 minutach gry był remis 3:3, karne (które w poprzednim sezonie były żądłem drużyny) Olimpia przegrała 1:3. Jakimś usprawiedliwieniem był fakt, że mecz odbywał się w trakcie okresu przygotowawczego i drużyna nie była jeszcze tak zgrana jak powinna.
Brak zgrania było widać na początku rundy jesiennej. Oprócz dobrych meczów przytrafiła się np. katastrofa z Gryfem Wejherowo (porażka 1:3). Potencjał w drużynie był i wystrzelił po meczu z ŁKS-em. W Łodzi żółto-biało-niebiescy przegrywali 0:1, ale w drugiej połowie pozbierali się i ostatecznie wygrali 2:1.
Dość napisać, że 2017 rok Olimpijczycy zakończyli imponującą serią czterech zwycięstw i pięciu meczów bez porażki. Statystyka dobra, ale w niej znajduje się zarówno prawie doskonały mecz z Legionovią Legionowo (3:0) jak i pełne emocji spotkanie z ROW-em 1962 Rybnik (6:3), gdzie Olimpijczycy w kwadrans przeszli od prowadzenia 2:0 do stanu 2:3. Na szczęście udało się strzelić jeszcze cztery bramki i wygrać ten szalony mecz.
Najskuteczniejszym strzelcem rundy jesiennej został Damian Szuprytowski, który osiem razy pokonał bramkarza rywali. Pomocnik Olimpii miał też na koncie kilka asyst; na boisku przebywał wszędzie – niczym mały motorek przechodząc ze skrzydła na skrzydło i z obrony do ataku.
2017 rok Olimpia zakończyła na wysokim piątym miejscu ze stratą tylko dwóch punktów do miejsca barażowego. Wszyscy liczyli, że na wiosnę Olimpia podejmie walkę o awans na zaplecze ekstraklasy.
… wiosna – rozczarowania
Początek roku 2018 przyniósł odejście Damiana Szuprytowskiego do Radomiaka Radom (oprócz niego odeszli też Krzysztof Iwanowski i Szymon Klepacki, ale on nie mieli takiego wpływu na zespół). W jednym ze sparingów kontuzji (która wyeliminowała go z gry w rundzie wiosennej) doznał Maciej Rozumowski – podstawowy młodzieżowiec z rundy jesiennej. W zamian na wiosnę zaczęli grać młodzieżowcy z Akademii Olimpii. Jedynym transferem z zewnątrz był mający się odbudować w Elblągu Paweł Szołtys.
Wiosna pokazała główną słabość zespołu. Nie da się zdobywać punktów jak nie strzela się bramek. Strzelecki festiwal na wiosnę trwał tylko pierwsze 45 minut pierwszego meczu z Gwardią Koszalin (wygranym przez Olimpię 5:1). Po tym spotkaniu można było mieć nadzieję, że odblokował się Piotr Kurbiel, że Paweł Szołtys mimo transferu last minute będzie wzmocnieniem drużyny. Kolejne mecze boleśnie weryfikowały te nadzieje. W kolejnym meczu ze Stalą Stalowa Wola bramkę strzelił Krzysztof Niburski (który okaże się najbardziej skutecznym piłkarzem na wiosnę), a zwycięstwo wyrwał Wojciech Daniel broniąc rzut karny.
Runda wiosenna przebiegała pod znakiem bałaganu spowodowanego mrozami w marcu. Z tego powodu odwołano większą część marcowych spotkań. W związku z tym Olimpia (i inne drużyny) grały systemem sobota – środa – sobota, co powodowało np. kompletną dezorganizację planów treningowych.
Nie wiadomo jaki wpływ na takie, a nie inne wyniki zespołu Adama Borosa miały mecze rozgrywane w środy. Sytuacji Olimpii nie ułatwiały też kontuzje podstawowych zawodników i bardzo wąska kadra. Swoją szansę wykorzystała młodzież, która przebojem wdarła się do pierwszego składu. Boki obrony wzięli we władanie dwaj osiemnastolatkowie:; Michał Balewski (na wiosnę zagrał od pierwszej do ostatniej minuty) i Eryk Filipczyk (w międzyczasie powołany na konsultacje kadry narodowej U-18). W ostatnich meczach w składzie Olimpii grało nawet sześciu młodzieżowców. Stawianie na młodzież opłaciło się pod względem finansowym – w programie Pro Junior System żółto-biało-niebiescy zajęli czwarte miejsce, podczas sezonu punkty zdobywało ośmiu zawodników (dziewiąty Patryk Wieliczko zbyt mało czasu spędził na boisku, aby jego punkty liczyły się do kwalifikacji).
Statystyki nie kłamią
Wiosna przyniosła rozczarowanie z jednego powodu: braku walki o miejsce premiowane awansem. Szansa był duża, gdyż wszystkie zespoły czołówki punkty gubiły na potęgę. Tymczasem Olimpia punktów nie zdobywała, bo... nie strzelała bramek. Zespołom, które na koniec sezonu uplasowały się wyżej w tabeli niż Olimpia (z miejsc 1 – 5), żółto biało niebiescy nie potrafili strzelić na wiosnę gola; stracili – 13. Na zespołach z czołówki Olimpijczycy nie zdobyli żadnego punktu.
Wystarczy porównać statystyki strzeleckie z jesieni i wiosny: jesień 1,5 strzelonej bramki na mecz; wiosna – 0,9 gola na mecz. W przypadku bramek straconych nie wygląda to źle: jesienią Olimpia traciła – 1,2, wiosną 1,3 bramki na mecz. Trzeba pamiętać też o dwóch poważnych laniach na wiosnę 0:5 z ŁKS – em i 0:4 z Radomiakiem.
Warto też zwrócić uwagę na statystyki przebywania na boisku: Kamil Wenger opuścił tylko jeden mecz, Michał Balewski zadebiutował w pierwszej drużynie na wiosnę i nie opuścił żadnej minuty. Ponad dwa tysiące minut na boisku spędził też Radosław Stępień i Tomasz Lewandowski. Siedmiu piłkarzy zagrało w 30 i więcej spotkaniach; Olimpia zagrała 35 meczów w sezonie. Powstaje pytanie: byli niezastąpieni, czy nie było kim grać?
- Wypadliśmy w tej lidze dosyć pozytywnie i ciekawie – mówił Paweł Guminiak na konferencji prasowej podsumowującej sezon. - Można oczywiście krytykować pewne rzeczy, przede wszystkim wynik, że nie było walki, nie udało się wywalczyć awansu do pierwszej ligi.
- Uważam, że tego sezonu nie straciliśmy. Wprowadziliśmy szeroką grupę młodzieży. Nasi wychowankowie mieli okazję grać w drugiej lidze, czasami nawet w zbyt dużym wymiarze czasu. Było to spowodowane m. in urazami innych zawodników. Ale to jest nasz potencjał, coś czego nie wypracuje się w treningu. Nie powiódł się nam cel sportowy: awans do pierwszej ligi. Sytuacja na wiosnę mogła potoczyć się inaczej: wąska kadra, urazy. Nie chcę szukać usprawiedliwień, ale w sporcie wszystkie czynniki muszą się zgrać, łącznie ze sportowym fartem. Nam go zabrakło – mówił Adam Boros, trener Olimpii Elbląg na konferencji po ostatnim w sezonie meczu Olimpii.
W przyszłym roku podjęta będzie kolejna próba awansu na zaplecze ekstraklasy. Chociaż może raczej walki o zwycięstwo w każdym meczu, a co z tego wyjdzie, to się okaże na koniec sezonu.
- Walka o utrzymanie nas nie interesuje. Chcemy zbudować zespół, który będzie walczył o awans. Chcemy coraz lepiej kształtować tę drużynę – mówił prezes Olimpii.
Sezon Olimpia skończyła na szóstym miejscu z 50 punktami na koncie. Bilans bramek: 43 – 42 (najwięcej strzelił Anton Kolosov – 8). Drużyna zanotowała 14 zwycięstw, 8 remisów i 12 porażek.
- Były obawy kibiców i dziennikarzy, czy ten zespół się utrzyma – przypomniał Paweł Guminiak, prezes Olimpii Elbląg na piątkowej konferencji podsumowującej sezon.
Przypomnijmy, że latem 2017 roku Olimpię odeszło ośmiu piłkarzy, w tym takie postaci jak Dawid Kubowicz, Łukasz Pietroń (król strzelców z tamtego sezonu) czy Paweł Piceluk. Można się było zastanawiać czy ich następcy udźwigną ciężar oczekiwań.
Zaczęło się dość kiepsko: bo tak należy ocenić odpadnięcie już w rundzie wstępnej Pucharu Polski z Ruchem Zdzieszowice. Po 120 minutach gry był remis 3:3, karne (które w poprzednim sezonie były żądłem drużyny) Olimpia przegrała 1:3. Jakimś usprawiedliwieniem był fakt, że mecz odbywał się w trakcie okresu przygotowawczego i drużyna nie była jeszcze tak zgrana jak powinna.
Brak zgrania było widać na początku rundy jesiennej. Oprócz dobrych meczów przytrafiła się np. katastrofa z Gryfem Wejherowo (porażka 1:3). Potencjał w drużynie był i wystrzelił po meczu z ŁKS-em. W Łodzi żółto-biało-niebiescy przegrywali 0:1, ale w drugiej połowie pozbierali się i ostatecznie wygrali 2:1.
Dość napisać, że 2017 rok Olimpijczycy zakończyli imponującą serią czterech zwycięstw i pięciu meczów bez porażki. Statystyka dobra, ale w niej znajduje się zarówno prawie doskonały mecz z Legionovią Legionowo (3:0) jak i pełne emocji spotkanie z ROW-em 1962 Rybnik (6:3), gdzie Olimpijczycy w kwadrans przeszli od prowadzenia 2:0 do stanu 2:3. Na szczęście udało się strzelić jeszcze cztery bramki i wygrać ten szalony mecz.
Najskuteczniejszym strzelcem rundy jesiennej został Damian Szuprytowski, który osiem razy pokonał bramkarza rywali. Pomocnik Olimpii miał też na koncie kilka asyst; na boisku przebywał wszędzie – niczym mały motorek przechodząc ze skrzydła na skrzydło i z obrony do ataku.
2017 rok Olimpia zakończyła na wysokim piątym miejscu ze stratą tylko dwóch punktów do miejsca barażowego. Wszyscy liczyli, że na wiosnę Olimpia podejmie walkę o awans na zaplecze ekstraklasy.
… wiosna – rozczarowania
Początek roku 2018 przyniósł odejście Damiana Szuprytowskiego do Radomiaka Radom (oprócz niego odeszli też Krzysztof Iwanowski i Szymon Klepacki, ale on nie mieli takiego wpływu na zespół). W jednym ze sparingów kontuzji (która wyeliminowała go z gry w rundzie wiosennej) doznał Maciej Rozumowski – podstawowy młodzieżowiec z rundy jesiennej. W zamian na wiosnę zaczęli grać młodzieżowcy z Akademii Olimpii. Jedynym transferem z zewnątrz był mający się odbudować w Elblągu Paweł Szołtys.
Wiosna pokazała główną słabość zespołu. Nie da się zdobywać punktów jak nie strzela się bramek. Strzelecki festiwal na wiosnę trwał tylko pierwsze 45 minut pierwszego meczu z Gwardią Koszalin (wygranym przez Olimpię 5:1). Po tym spotkaniu można było mieć nadzieję, że odblokował się Piotr Kurbiel, że Paweł Szołtys mimo transferu last minute będzie wzmocnieniem drużyny. Kolejne mecze boleśnie weryfikowały te nadzieje. W kolejnym meczu ze Stalą Stalowa Wola bramkę strzelił Krzysztof Niburski (który okaże się najbardziej skutecznym piłkarzem na wiosnę), a zwycięstwo wyrwał Wojciech Daniel broniąc rzut karny.
Runda wiosenna przebiegała pod znakiem bałaganu spowodowanego mrozami w marcu. Z tego powodu odwołano większą część marcowych spotkań. W związku z tym Olimpia (i inne drużyny) grały systemem sobota – środa – sobota, co powodowało np. kompletną dezorganizację planów treningowych.
Nie wiadomo jaki wpływ na takie, a nie inne wyniki zespołu Adama Borosa miały mecze rozgrywane w środy. Sytuacji Olimpii nie ułatwiały też kontuzje podstawowych zawodników i bardzo wąska kadra. Swoją szansę wykorzystała młodzież, która przebojem wdarła się do pierwszego składu. Boki obrony wzięli we władanie dwaj osiemnastolatkowie:; Michał Balewski (na wiosnę zagrał od pierwszej do ostatniej minuty) i Eryk Filipczyk (w międzyczasie powołany na konsultacje kadry narodowej U-18). W ostatnich meczach w składzie Olimpii grało nawet sześciu młodzieżowców. Stawianie na młodzież opłaciło się pod względem finansowym – w programie Pro Junior System żółto-biało-niebiescy zajęli czwarte miejsce, podczas sezonu punkty zdobywało ośmiu zawodników (dziewiąty Patryk Wieliczko zbyt mało czasu spędził na boisku, aby jego punkty liczyły się do kwalifikacji).
Statystyki nie kłamią
Wiosna przyniosła rozczarowanie z jednego powodu: braku walki o miejsce premiowane awansem. Szansa był duża, gdyż wszystkie zespoły czołówki punkty gubiły na potęgę. Tymczasem Olimpia punktów nie zdobywała, bo... nie strzelała bramek. Zespołom, które na koniec sezonu uplasowały się wyżej w tabeli niż Olimpia (z miejsc 1 – 5), żółto biało niebiescy nie potrafili strzelić na wiosnę gola; stracili – 13. Na zespołach z czołówki Olimpijczycy nie zdobyli żadnego punktu.
Wystarczy porównać statystyki strzeleckie z jesieni i wiosny: jesień 1,5 strzelonej bramki na mecz; wiosna – 0,9 gola na mecz. W przypadku bramek straconych nie wygląda to źle: jesienią Olimpia traciła – 1,2, wiosną 1,3 bramki na mecz. Trzeba pamiętać też o dwóch poważnych laniach na wiosnę 0:5 z ŁKS – em i 0:4 z Radomiakiem.
Warto też zwrócić uwagę na statystyki przebywania na boisku: Kamil Wenger opuścił tylko jeden mecz, Michał Balewski zadebiutował w pierwszej drużynie na wiosnę i nie opuścił żadnej minuty. Ponad dwa tysiące minut na boisku spędził też Radosław Stępień i Tomasz Lewandowski. Siedmiu piłkarzy zagrało w 30 i więcej spotkaniach; Olimpia zagrała 35 meczów w sezonie. Powstaje pytanie: byli niezastąpieni, czy nie było kim grać?
- Wypadliśmy w tej lidze dosyć pozytywnie i ciekawie – mówił Paweł Guminiak na konferencji prasowej podsumowującej sezon. - Można oczywiście krytykować pewne rzeczy, przede wszystkim wynik, że nie było walki, nie udało się wywalczyć awansu do pierwszej ligi.
- Uważam, że tego sezonu nie straciliśmy. Wprowadziliśmy szeroką grupę młodzieży. Nasi wychowankowie mieli okazję grać w drugiej lidze, czasami nawet w zbyt dużym wymiarze czasu. Było to spowodowane m. in urazami innych zawodników. Ale to jest nasz potencjał, coś czego nie wypracuje się w treningu. Nie powiódł się nam cel sportowy: awans do pierwszej ligi. Sytuacja na wiosnę mogła potoczyć się inaczej: wąska kadra, urazy. Nie chcę szukać usprawiedliwień, ale w sporcie wszystkie czynniki muszą się zgrać, łącznie ze sportowym fartem. Nam go zabrakło – mówił Adam Boros, trener Olimpii Elbląg na konferencji po ostatnim w sezonie meczu Olimpii.
W przyszłym roku podjęta będzie kolejna próba awansu na zaplecze ekstraklasy. Chociaż może raczej walki o zwycięstwo w każdym meczu, a co z tego wyjdzie, to się okaże na koniec sezonu.
- Walka o utrzymanie nas nie interesuje. Chcemy zbudować zespół, który będzie walczył o awans. Chcemy coraz lepiej kształtować tę drużynę – mówił prezes Olimpii.
Sezon Olimpia skończyła na szóstym miejscu z 50 punktami na koncie. Bilans bramek: 43 – 42 (najwięcej strzelił Anton Kolosov – 8). Drużyna zanotowała 14 zwycięstw, 8 remisów i 12 porażek.
Sebastian Malicki