Kto z nas nie czuł kiedyś przysłowiowych motyli w brzuchu? Kogo nie trafiła kiedyś strzała Amora? Chylimy czoła temu, kto potrafi na dłużej zatrzymać stan zakochania. Przyjemnie jest bowiem czuć się ciągle, jak po zażyciu euforyzującego narkotyku. A może zamiast zakochać się, warto po prostu kochać? O tym w rozmowie z Ewą Malanowską, elbląską psycholog. Z okazji walentynek zapraszamy też do udziału w konkursie.
Dominika Kiejdo: Czy można obronić się jakoś przed zakochaniem? Dlaczego zakochanie tak „ogłupia”?
Ewa Malanowska: - Hm…, być może można się obronić, tylko po co? (uśmiech). Badania wskazują, że wystarczy jedynie kilka godzin, a czasami dosłownie kilka sekund, byśmy wiedzieli, czy druga osoba odpowiada nam, czy nie, i w ciągu tego krótkiego kontaktu z nią możemy się zakochać. Nie do końca mamy wpływ na ten stan naszej świadomości - przede wszystkim dlatego, że zakochanie – tu przepraszam wszystkich niepoprawnych romantyków - angażuje przede wszystkim procesy chemiczne w naszym układzie nerwowym. W pierwszej, najbardziej intensywnej fazie zakochania w naszym mózgu szaleją hormony, wpływając na wiele obszarów mózgu, w tym te odpowiadające za intelekt, pamięć i inne. Trudno mieć nad tym kontrolę. Nie bez powodu mówi się na przekład, że między dwiema osobami „zadziałała chemia”. Niektórzy psychiatrzy mają definicję zakochania - oceniają, że jest to stan zawężenia pola świadomości, chwiejność emocjonalna i upośledzenie władzy umysłowej, które utrudniają normalne procesy przewidywania. Pamiętajmy, że święty Walenty-patron zakochanych, jest również patronem osób chorych psychicznie, szalonych.
- Po jakim czasie uczucie zakochania mija i kiedy ma szansę przeobrażenia się w coś głębszego?
- Według badań pierwsza faza zakochania przypomina stan podobny do tego, jaki obserwujemy po zażyciu euforyzującego narkotyku. Tak działają uwalniające się hormony-endorfina, serotonina, i inne, które sprawiają, że czujemy się szczęśliwi, spełnieni, jesteśmy w stanie „przenosić góry”. Każdego dnia budzimy się z uśmiechem na ustach, lubimy przebywać z ukochaną osobą, czujemy, że życie ma sens, a nasze nastawienie do codziennych spraw jest optymistyczne. Jesteśmy na „endorfinowym haju”. Niektórzy porównują ten stan do stanu po zjedzeniu tabliczki czekolady, która też powoduje uwalnianie się hormonów szczęścia - serotoniny i endorfin.
Sama chemia jednak nie jest nigdy gwarantem spełnionego, udanego związku. Po około dwóch latach - jak twierdzą badacze - mija euforyzujący wpływ hormonów i w ciągu tego czasu jest właśnie miejsce na to, by budować trwałe, satysfakcjonujące więzi z naszą wybraną osobą, w której się zakochaliśmy.
- Zakochanie a miłość, co wyróżnia jedno, a co drugie?
- Jak mówi buddyjskie powiedzenie: „jeśli podoba ci się kwiat, to go zrywasz. Jeśli go kochasz - podlewasz go codziennie i dbasz o niego”. Kluczem do powstania trwałej miłości jest zaangażowanie. Gdy minie wpływ narkotyzującego działania hormonów szczęścia i przyzwyczajamy się do obecności drugiej osoby, do głosu dochodzi nasz umysł racjonalny. Nie patrzymy już na partnera przez różowe okulary, jesteśmy coraz bardziej świadomi tego, że prócz zalet ma także wady. Uczymy się je akceptować, wzajemnie dopasowywać. Pojawiają się myśli o tym, by budować coś wspólnie, myśli o tworzeniu trwałego związku. Jeśli trwa miłość, wówczas jesteśmy skłonni do kompromisów, dbania również o dobro nie tylko własne, ale też partnera. I nasze „Ja” rozszerzamy na „My”. Moja ulubiona definicja miłości mówi, że oznacza ona „bycie z kimś w taki sposób, by mógł się on stać najlepszą wersją samego siebie”.
- Czy mamy wpływ na to, w kim się zakochujemy?
- Mogłoby się pozornie wydawać, że nie mamy wpływu na to, w kim się zakochamy. Przykładem może być wiele tak zwanych „nieszczęśliwych miłości”, związków, które nie mogą być spełnione, z uwagi na liczne przeszkody. Jednakże okazuje się, że istnieją czynniki, które sprawiają, że przyciągają nas do siebie konkretne typy osób, cechy, które działają na nas w sposób szczególny. Przede wszystkim jesteśmy wrażliwi na podobieństwo. Osoba, która prezentuje podobne do naszych cechy, zainteresowania, osobowość, ma szanse nas zainteresować. Nie bez znaczenia jest atrakcyjność fizyczna. Jak wskazują badania, bardziej istotna w przypadku mężczyzn, którzy są szczególnie wrażliwi na odbiór bodźców wzrokowych i atrakcyjne cechy powierzchowności partnerki. Ważne jest też to, jak często przebywamy z daną osobą. Jeśli mamy z nią częsty kontakt, istnieje większa szansa na to, że do głosu może dojść uczucie. Bardziej po prostu lubimy tych, z którymi się często spotykamy, mamy więcej okazji do kontaktu. Co ciekawe, jak wskazują psychologowie, na to, czy zainteresujemy się daną osobą wpływ ma także otoczenie, w którym się widzimy. Jeśli postrzegamy je jako przyjemne, atrakcyjne, istnieją większe szanse na to, że spotkaną osobę ocenimy jako odpowiadającą nam.
- Zakochanie od pierwszego wejrzenia? Jak to się dzieje, że tak nagle trafia nas strzała Amora?
- Naukowcy badający tak zwaną „miłość od pierwszego wejrzenia” twierdzą, że należy ją raczej nazwać wybuchem zauroczenia, które bywa nazywana „miłością” raczej we własnych wspomnieniach. O dziwo, taka miłość od pierwszego wejrzenia dość często bywa nieodwzajemniona. Działa tu znów wspomniany poprzednio mechanizm. Jesteśmy skłonni „zakochać się” w osobie, którą postrzegamy jako podobną do siebie, atrakcyjną fizycznie. Nie bez znaczenia jest też, w jakiej sytuacji się spotykamy. Badania wskazują, że na „wybuch uczucia” wpływ może mieć fakt, że nasze pierwsze spotkanie ma miejsce w sytuacji np. zagrożenia lub innej sytuacji, angażującej silnie nasze emocje. Na koniec - znów chemia - badania wykazują, że jesteśmy niemal bezbronni wobec wpływu feromonów osobniczych. Jeśli spotykamy osobę o odpowiadającym nam składzie feromonów, czujemy silne przyciąganie. Wspomniany Amor zanurza więc swoją strzałę w substancjach chemicznych.
- Czemu ten stan trwa tak krótko i nie można go "przedłużyć"?
- Ten stan „miłosnego haju” trwa stosunkowo krótko. Być może, na całe szczęście. W naszym układzie nerwowym trwa burza hormonalna. Wspomniane serotonina, endorfiny, noradrenalina, dopamina szaleją w naszym organizmie, powodując stan, porównywalny do stanu po zażyciu narkotyku. Z tego punktu widzenia miłość przypomina uzależnienie, a dla każdego uzależnienia charakterystyczny jest stopniowy proces tolerancji na substancję, która powoduje euforię. Z czasem przyzwyczajamy się do wpływu tych substancji, a euforia wygasa. Zaczynamy widzieć drugą osobę taką, jaka jest naprawdę. I to jest czas na to, by budować miłość i trwały związek lub - u osób, które nie mogą żyć bez intensywnych wrażeń - szukania innego partnera, który spowoduje znów, że będziemy oszołomieni uczuciem.
- A jak to jest z nieszczęśliwą miłością?
- Kojarzy nam się z uczuciem, które z jakichś powodów nie znajduje spełnienia, dlatego, że nasza wymarzona osoba nie odwzajemnia naszych uczuć lub też nie możemy z innych względów kontynuować takiej relacji. Najlepiej byłoby, gdybyśmy wówczas dopuścili jednak do głosu nasz zdrowy rozsądek i zrezygnowali z relacji, która nie wpływa dobrze na nasze życie. Nieszczęśliwa miłość może być destrukcyjna. Angażowanie się w związek, który nie ma przyszłości, może też ranić inne osoby, jeśli np. nasz wymarzony partner jest już "zajęty". Jeśli związek się rozpadł, musimy przejść proces swoistej żałoby, połączony początkowo z uczuciem gniewu, żalu, rozpaczy, by w końcu stopniowo uzyskiwać akceptację nowej sytuacji i dojść do równowagi we własnym życiu. A później, po pewnym czasie, poszukać nowego, spełnionego uczucia.
- Czy internet ułatwia czy utrudnia nawiązywanie relacji?
- Internet ułatwia nawiązywanie relacji. Pytanie jednak brzmi, jakie to są relacje? Często można spotkać się ze stwierdzeniami, że mamy setki znajomych na Facebooku, a nie mamy nikogo, z kim moglibyśmy pójść do kina czy na spacer. Z drugiej strony, popularność witryn randkowych takich jak np. Tinder wskazuje, że ten sposób poznawania innych osób się sprawdza. Jednakże na to, by z takiej wirtualnej znajomości powstało zauroczenie lub głębsza więź potrzeba czegoś więcej. Zwykle musimy spotkać się „w realu”, by mogły zadziałać czynniki, które często wymykają się naszej ocenie racjonalnej, czyli wspomniany wpływ podobieństwa, atrakcyjność emocjonalna. W sieci oceniamy ewentualnego partnera głównie przez pryzmat jego atrakcyjności fizycznej, jednakże, jak się okazuje, nie jest to cecha decydująca przy budowaniu trwałych związków. Bardziej wiąże bowiem wspólnota zainteresowań, poglądów, preferencje co do spędzania czasu, ambicje życiowe i inne cechy.
Wszystkim Czytelnikom PortElu życzę szczęśliwej i spełnionej miłości!
Ewa Malanowska: - Hm…, być może można się obronić, tylko po co? (uśmiech). Badania wskazują, że wystarczy jedynie kilka godzin, a czasami dosłownie kilka sekund, byśmy wiedzieli, czy druga osoba odpowiada nam, czy nie, i w ciągu tego krótkiego kontaktu z nią możemy się zakochać. Nie do końca mamy wpływ na ten stan naszej świadomości - przede wszystkim dlatego, że zakochanie – tu przepraszam wszystkich niepoprawnych romantyków - angażuje przede wszystkim procesy chemiczne w naszym układzie nerwowym. W pierwszej, najbardziej intensywnej fazie zakochania w naszym mózgu szaleją hormony, wpływając na wiele obszarów mózgu, w tym te odpowiadające za intelekt, pamięć i inne. Trudno mieć nad tym kontrolę. Nie bez powodu mówi się na przekład, że między dwiema osobami „zadziałała chemia”. Niektórzy psychiatrzy mają definicję zakochania - oceniają, że jest to stan zawężenia pola świadomości, chwiejność emocjonalna i upośledzenie władzy umysłowej, które utrudniają normalne procesy przewidywania. Pamiętajmy, że święty Walenty-patron zakochanych, jest również patronem osób chorych psychicznie, szalonych.
- Po jakim czasie uczucie zakochania mija i kiedy ma szansę przeobrażenia się w coś głębszego?
- Według badań pierwsza faza zakochania przypomina stan podobny do tego, jaki obserwujemy po zażyciu euforyzującego narkotyku. Tak działają uwalniające się hormony-endorfina, serotonina, i inne, które sprawiają, że czujemy się szczęśliwi, spełnieni, jesteśmy w stanie „przenosić góry”. Każdego dnia budzimy się z uśmiechem na ustach, lubimy przebywać z ukochaną osobą, czujemy, że życie ma sens, a nasze nastawienie do codziennych spraw jest optymistyczne. Jesteśmy na „endorfinowym haju”. Niektórzy porównują ten stan do stanu po zjedzeniu tabliczki czekolady, która też powoduje uwalnianie się hormonów szczęścia - serotoniny i endorfin.
Sama chemia jednak nie jest nigdy gwarantem spełnionego, udanego związku. Po około dwóch latach - jak twierdzą badacze - mija euforyzujący wpływ hormonów i w ciągu tego czasu jest właśnie miejsce na to, by budować trwałe, satysfakcjonujące więzi z naszą wybraną osobą, w której się zakochaliśmy.
- Zakochanie a miłość, co wyróżnia jedno, a co drugie?
- Jak mówi buddyjskie powiedzenie: „jeśli podoba ci się kwiat, to go zrywasz. Jeśli go kochasz - podlewasz go codziennie i dbasz o niego”. Kluczem do powstania trwałej miłości jest zaangażowanie. Gdy minie wpływ narkotyzującego działania hormonów szczęścia i przyzwyczajamy się do obecności drugiej osoby, do głosu dochodzi nasz umysł racjonalny. Nie patrzymy już na partnera przez różowe okulary, jesteśmy coraz bardziej świadomi tego, że prócz zalet ma także wady. Uczymy się je akceptować, wzajemnie dopasowywać. Pojawiają się myśli o tym, by budować coś wspólnie, myśli o tworzeniu trwałego związku. Jeśli trwa miłość, wówczas jesteśmy skłonni do kompromisów, dbania również o dobro nie tylko własne, ale też partnera. I nasze „Ja” rozszerzamy na „My”. Moja ulubiona definicja miłości mówi, że oznacza ona „bycie z kimś w taki sposób, by mógł się on stać najlepszą wersją samego siebie”.
- Czy mamy wpływ na to, w kim się zakochujemy?
- Mogłoby się pozornie wydawać, że nie mamy wpływu na to, w kim się zakochamy. Przykładem może być wiele tak zwanych „nieszczęśliwych miłości”, związków, które nie mogą być spełnione, z uwagi na liczne przeszkody. Jednakże okazuje się, że istnieją czynniki, które sprawiają, że przyciągają nas do siebie konkretne typy osób, cechy, które działają na nas w sposób szczególny. Przede wszystkim jesteśmy wrażliwi na podobieństwo. Osoba, która prezentuje podobne do naszych cechy, zainteresowania, osobowość, ma szanse nas zainteresować. Nie bez znaczenia jest atrakcyjność fizyczna. Jak wskazują badania, bardziej istotna w przypadku mężczyzn, którzy są szczególnie wrażliwi na odbiór bodźców wzrokowych i atrakcyjne cechy powierzchowności partnerki. Ważne jest też to, jak często przebywamy z daną osobą. Jeśli mamy z nią częsty kontakt, istnieje większa szansa na to, że do głosu może dojść uczucie. Bardziej po prostu lubimy tych, z którymi się często spotykamy, mamy więcej okazji do kontaktu. Co ciekawe, jak wskazują psychologowie, na to, czy zainteresujemy się daną osobą wpływ ma także otoczenie, w którym się widzimy. Jeśli postrzegamy je jako przyjemne, atrakcyjne, istnieją większe szanse na to, że spotkaną osobę ocenimy jako odpowiadającą nam.
- Zakochanie od pierwszego wejrzenia? Jak to się dzieje, że tak nagle trafia nas strzała Amora?
- Naukowcy badający tak zwaną „miłość od pierwszego wejrzenia” twierdzą, że należy ją raczej nazwać wybuchem zauroczenia, które bywa nazywana „miłością” raczej we własnych wspomnieniach. O dziwo, taka miłość od pierwszego wejrzenia dość często bywa nieodwzajemniona. Działa tu znów wspomniany poprzednio mechanizm. Jesteśmy skłonni „zakochać się” w osobie, którą postrzegamy jako podobną do siebie, atrakcyjną fizycznie. Nie bez znaczenia jest też, w jakiej sytuacji się spotykamy. Badania wskazują, że na „wybuch uczucia” wpływ może mieć fakt, że nasze pierwsze spotkanie ma miejsce w sytuacji np. zagrożenia lub innej sytuacji, angażującej silnie nasze emocje. Na koniec - znów chemia - badania wykazują, że jesteśmy niemal bezbronni wobec wpływu feromonów osobniczych. Jeśli spotykamy osobę o odpowiadającym nam składzie feromonów, czujemy silne przyciąganie. Wspomniany Amor zanurza więc swoją strzałę w substancjach chemicznych.
- Czemu ten stan trwa tak krótko i nie można go "przedłużyć"?
- Ten stan „miłosnego haju” trwa stosunkowo krótko. Być może, na całe szczęście. W naszym układzie nerwowym trwa burza hormonalna. Wspomniane serotonina, endorfiny, noradrenalina, dopamina szaleją w naszym organizmie, powodując stan, porównywalny do stanu po zażyciu narkotyku. Z tego punktu widzenia miłość przypomina uzależnienie, a dla każdego uzależnienia charakterystyczny jest stopniowy proces tolerancji na substancję, która powoduje euforię. Z czasem przyzwyczajamy się do wpływu tych substancji, a euforia wygasa. Zaczynamy widzieć drugą osobę taką, jaka jest naprawdę. I to jest czas na to, by budować miłość i trwały związek lub - u osób, które nie mogą żyć bez intensywnych wrażeń - szukania innego partnera, który spowoduje znów, że będziemy oszołomieni uczuciem.
- A jak to jest z nieszczęśliwą miłością?
- Kojarzy nam się z uczuciem, które z jakichś powodów nie znajduje spełnienia, dlatego, że nasza wymarzona osoba nie odwzajemnia naszych uczuć lub też nie możemy z innych względów kontynuować takiej relacji. Najlepiej byłoby, gdybyśmy wówczas dopuścili jednak do głosu nasz zdrowy rozsądek i zrezygnowali z relacji, która nie wpływa dobrze na nasze życie. Nieszczęśliwa miłość może być destrukcyjna. Angażowanie się w związek, który nie ma przyszłości, może też ranić inne osoby, jeśli np. nasz wymarzony partner jest już "zajęty". Jeśli związek się rozpadł, musimy przejść proces swoistej żałoby, połączony początkowo z uczuciem gniewu, żalu, rozpaczy, by w końcu stopniowo uzyskiwać akceptację nowej sytuacji i dojść do równowagi we własnym życiu. A później, po pewnym czasie, poszukać nowego, spełnionego uczucia.
- Czy internet ułatwia czy utrudnia nawiązywanie relacji?
- Internet ułatwia nawiązywanie relacji. Pytanie jednak brzmi, jakie to są relacje? Często można spotkać się ze stwierdzeniami, że mamy setki znajomych na Facebooku, a nie mamy nikogo, z kim moglibyśmy pójść do kina czy na spacer. Z drugiej strony, popularność witryn randkowych takich jak np. Tinder wskazuje, że ten sposób poznawania innych osób się sprawdza. Jednakże na to, by z takiej wirtualnej znajomości powstało zauroczenie lub głębsza więź potrzeba czegoś więcej. Zwykle musimy spotkać się „w realu”, by mogły zadziałać czynniki, które często wymykają się naszej ocenie racjonalnej, czyli wspomniany wpływ podobieństwa, atrakcyjność emocjonalna. W sieci oceniamy ewentualnego partnera głównie przez pryzmat jego atrakcyjności fizycznej, jednakże, jak się okazuje, nie jest to cecha decydująca przy budowaniu trwałych związków. Bardziej wiąże bowiem wspólnota zainteresowań, poglądów, preferencje co do spędzania czasu, ambicje życiowe i inne cechy.
Wszystkim Czytelnikom PortElu życzę szczęśliwej i spełnionej miłości!
Bukiety kwiatów wygrali: Danuta Szulc, Mateusz Rudzik i Ewa Preuss. Gratulujemy, potwierdzenie wysłaliśmy mailem. Konkurs ufundowany przez kwiaciarnię Romantyczna.
rozmawiała Dominika Kiejdo