Założyła się o pizzę, że w trzy miesiące nauczy się utrzymywać równowagę w kajaku. Od lat świetnie radzi sobie w wodzie, lecz jej początki z wiosłem w rękach nie były łatwe. Marta Witkowska nie tylko wygrała zakład, ale dostała się do kajakarskiej kadry narodowej. Dziś spełnia swoje sportowe marzenia.
Marta Witkowska: - Sportem interesuje się od kiedy pamiętam. Moja mama jest trenerem pływania, więc od dziecka dużo czasu spędzam w wodzie. Zaczęłam trenować pływanie w drugiej klasy szkoły podstawowej. Na początku nie byłam przekonana do tej dyscypliny. Z niewolnika nie ma pracownika, więc najpierw się buntowałam i nie wkładałam serca w ten sport. Dopiero po czasie zauważyłam, że jest to dla mnie ważne i chcę to robić. Wtedy zaczęłam osiągać lepsze wyniki i pojawiły się pierwsze nagrody. Zdobyłam m.in. I, II i III miejsce na mistrzostwach Warmii i Mazur. Grałam jeszcze w koszykówkę. Do tej pory biegam, jeżdżę na nartach zjazdowych i biegowych. Jeżdżę także na rolkach.
- Skąd pomysł na kajakarstwo?
- To był zbieg okoliczności. Dwa lata temu wraz z grupą pływaków przyszłam na siłownię. Spędziłam tam ferie zimowe, trenując. Ich trener zabrał mnie na basenik wiosłowy, gdzie bardzo mi się podobało. Gdy pojawiłam się w klubie kajakarskim, założyłam się o pizzę z kolegą, który już trenował kajakarstwo, że ja nauczę się utrzymywać równowagę w kajaku, a on nauczy się poprawnych nawrotów pływackich. Mieliśmy na to trzy miesiące. Zakład wygrałam (śmiech). Tym sposobem zostałam w klubie Olimpii Elbląg.
- Początki zapewne nie były łatwe.
- Zdecydowanie (śmiech). Kajaki są bardzo wywrotne, co na początku było dla mnie problemem. Treningi na rzece rozpoczęłam, gdy roztopił się lód. Było bardzo zimno, a wpadanie do lodowatej wody nie należało do najprzyjemniejszych przeżyć (śmiech). Na początku było mi ciężko również dlatego, że musiałam pogodzić obie dyscypliny. Chodziłam na basen i na kajaki. Wracałam do domu bardzo późno i byłam zmęczona dwoma treningami.
- W końcu musiałaś wybrać i zdecydowałaś się na kajakarstwo. Skąd taka decyzja? Nie żałowałaś, rezygnując z pływania?
- Bardzo było mi żal, że muszę zrezygnować z pływania. Myślę, że kajakarstwo bardziej mnie do przekonało, bo było dla mnie wyzwaniem. Zawsze musiałam dobrze radzić sobie w wodzie, a potem musiałam się nauczyć, jak utrzymać się nad wodą.
- I opłaciło się. Masz już na koncie kilka sukcesów.
- Półtora roku temu, czyli pół roku od momentu, gdy rozpoczęłam swoją przygodę w kajakarstwie, zdobyłam wraz z Marceliną Kreczman trzecie miejsce na Międzynarodowych Mistrzostwach Polski w Maratonie Kajakowym w 2014 r. W tym roku osiągnęłam mój pierwszy cel – dostałam się do kadry.
- Opowiedz, jak to wyglądało.
- Co pół roku mamy konsultację, na które jedziemy do Wałcza. Mamy tam testy, m.in. pokonujemy kajakami odległości od 1 do 2 km, biegamy, pływamy w basenie, ćwiczymy na siłowni. Oczywiście jesteśmy obserwowani przez trenerów kadry, a nasze wyniki są zapisywane. Analizują również skład naszego ciała. Najpierw dostałam się do dalszego składu kadry. Myślę, że głównie dlatego, że miałam dobre warunki fizyczne i świetne wyniki ze sprawdzianów. Jednak nie byłam jeszcze dobrze obeznana z kajakiem. Teraz były konsultacje jesienne, na których w testach kajakarskich załapałam się do pierwszej dziesiątki. Był to dla mnie olbrzymi sukces. Najpierw byłam na końcu listy, a później na jej początku. Cieszy mnie, że jestem wśród dziewczyn, które reprezentują tak wysoki poziom. One trenują po 8 lat, ja niecały drugi rok. Dziewczyny, które są w kadrze, trenują w Szkołach Mistrzostwa Sportowego. Takie szkoły w Polsce mamy trzy: w Wałczu, Olsztynie, Poznaniu. Te dziewczyny codziennie mają dwa treningi i pod te treningi mają ustawiane zajęcia szkolne. Ja mieszkam i trenuję w Elblągu, więc muszę ćwiczyć więcej, aby poziom był wyrównany. Dużo czasu spędziłam na doskonaleniu się. Miesiąc temu byłam na zgrupowaniu, na którym trener kadry pokazał mi, jakie błędy popełniam i od razu lepiej mi się pływa.
- Wiążesz swoją przyszłość z kajakarstwem?
- Nie wyobrażam sobie swojej przyszłości bez sportu. Kocham trenować. Jestem związana z wysiłkiem fizycznym, to mnie napędza. Po dwóch dniach siedzenia w domu mam drgawki i czuję, że muszę coś zrobić. Chciałabym związać swoją przyszłość z kajakarstwem, ale wszystko zależy od moich wyników. Nikt nie zatrudnia osób, które przegrywają. Jeżeli będę dawać z siebie wszystko i będę w światowej czołówce, to będę szczęśliwa. Na ten czas innej opcji dla siebie nie widzę. Myślę, że sprawdziłabym się również jako trener. Uważam, że progres dziecka jest dla trenera największą dumą. Obserwuję moich trenerów i bardzo ich podziwiam. Na początku moim trenerem była pani Agnieszka Banaś. Później pod swoje skrzydła wziął mnie pan Mirosław Kreczman, u którego trenuję do tej pory. Bardzo dobrze mnie motywuje. Wyraża jasno, czego ode mnie oczekuje. Zawsze chce usłyszeć ode mnie, jaki mam cel. Nawet jeśli zapomnę, to mój trener uzmysławia mi, że gdzieś w kraju jest taka dziewczyna, która ma takie możliwości jak ja, ale trenuje więcej.
Wiem, że nie jestem Mount Everestem, na który ktoś chce się wspiąć. To ja powinnam się wspinać i starać się być coraz lepsza w tej wspinaczce.