Wybiera ich cały naród, a oni są elementem spajającym całość. Bywało i tak, że decyzje, które podejmowali prezydenci III RP były wynikiem sytuacji zewnętrznej, a nie tego, jak wyobrażali sobie swój urząd. O tym, dlaczego Lech Kaczyński nie znosił Prawa i Sprawiedliwości, co i na kim wymuszał Aleksander Kwaśniewski oraz jak generał Jaruzelski podpisał pewien ważny dokument w ciągu trzech godzin opowiadał Tomasz Nałęcz, historyk, były poseł i wicemarszałek Sejmu.
- Pracowałem nad tą książką przez dwa i pół roku, przekopałem się przez obszerną, choć różnej wartości literaturę, pracowałem w archiwum prezydenckim, psułem swoje oczy nad rocznikami gazet z tamtych lat – tak Tomasz Nałęcz opowiadał o pracy nad książką "Strażnicy Rzeczypospolitej", której jest autorem, podczas czwartkowego (7 grudnia) spotkania w Bibliotece Elbląskiej. - Co było ograniczeniem w trakcie pisania o polskich prezydentach? Baza materiałowa. I nie chodzi o to, że jest ona niedostępna, ale o to, że nowoczesny system funkcjonowania – telefony, SMS-y - sprawia, że bardzo ważne rzeczy nie są dokumentowane. Paradoksalnie najlepiej udokumentowana jest prezydentura generała Jaruzelskiego.
Tomasz Nałęcz tłumaczył również, jak badania źródłowe zmieniły jego perspektywę.
- Kiedy z dystansu ćwierćwiecza popatrzyłem na prezydenturę Lecha Wałęsy, to ona mi wypiękniała. Dałem tej książce tytuł "Strażnicy Rzeczypospolitej" i uważam, że Lech Wałęsa, jako prezydent RP, nim jest. Ta prezydentura się sprawdziła, czasy były wyjątkowe, a to był człowiek z genialną intuicją – wyjaśniał historyk, były poseł i wicemarszałek Sejmu za czasów Aleksandra Kwaśniewskiego.
Padło również pytanie o najważniejsze decyzje prezydentów.
- Dyktowała je nie tyle ich wola, pomysł na spełnienie urzędu czy koncepcja prowadzenia spraw Polski, a sytuacja zewnętrzna. Życie ich stawiało przed takimi wyborami – mówił Nałęcz. - Jaruzelski podpisał znowelizowaną konstytucję, która praktycznie kasowała PRL w Polsce, w ciągu trzech godzin. Te zmiany były niezbędne po to, żeby w życie wszedł plan Balcerowicza. Gdyby Jaruzelski poczekał dzień, dwa ze swoim podpisem, to trzeba by było wejście w życie planu Balcerowicza przesunąć co najmniej o miesiąc. A wtedy miesiąc, przy tej gospodarce, oznaczał żeglowanie bez steru. Praktycznie od stycznia 1990 r. Jaruzelski nie wykonuje swoich prerogatyw w tym sensie, że niczego nie blokuje, nie utrudnia.
Z kolei Aleksander Kwaśniewski, jak mówił Tomasz Nałęcz, "miał wielkie szczęście dziejowe, że Polsce w tym czasie przyszło podjąć najważniejsze decyzje, czyli członkostwo w NATO i w Unii Europejskiej".
- Ale to wcale tak nie musiało być. Pamiętam Sojusz Lewicy Demokratycznej, kierowany przez Kwaśniewskiego, z początku lat 90. Proszę sięgnąć do wypowiedzi i tekstów prof. Tadeusza Iwińskiego, że NATO "to narzędzie imperializmu, agresji, że owszem, Układ Warszawski rozwiązano, ale żeby było normalnie trzeba rozwiązać NATO". Aleksander Kwaśniewski był tą osobą, która wymuszała zmiany. To jest szok – opowiadał Tomasz Nałęcz. - Jako pierwszy dostrzegł niebezpieczeństwa związane z procesem, który politolodzy, socjologowie nazywają "oligarchizacją SLD". Leszek Miller, który stanął na czele partii,w końcu lat 90. gruntowanie przebudował SLD w partię oligarchiczną: wódz, wasale, baronowie. Kwaśniewski jako pierwszy zauważył, że to proces prowadzący do zdegenerowania tego obozu i zakończy się wielkim nieszczęściem. Próbował z tym walczyć, ale procesowi nie zapobiegł.
Tomasz Nałęcz podkreślał również, że niezwykle ceni Lecha Kaczyńskiego, m.in za to, że "działał tonująco na brata".
- Jeśli popatrzymy na lata 2005- 2007, kiedy to Prawo i Sprawiedliwość rządziło po raz pierwszy, to widać wszystko to, co PiS robi dzisiaj. Jeśli PiS się cofał, wyhamowywał i tonował różne sprawy, to nie ma wątpliwości, że pod wpływem Lecha Kaczyńskiego – mówił Nałęcz. - Co było dla mnie szokiem: z przekazów źródłowych jednoznacznie wynika, że Lech Kaczyński... nie lubił PiS-u, nie znosił partii politycznych, jako instytucji. Uważał, że partie polityczne to taka nowotworowa narośl na zdrowym ciele organizmu. Ale ze wszystkich partii politycznych nie znosił PiS-u, bo ją najlepiej znał.
Tomasz Nałęcz tłumaczył również, jak badania źródłowe zmieniły jego perspektywę.
- Kiedy z dystansu ćwierćwiecza popatrzyłem na prezydenturę Lecha Wałęsy, to ona mi wypiękniała. Dałem tej książce tytuł "Strażnicy Rzeczypospolitej" i uważam, że Lech Wałęsa, jako prezydent RP, nim jest. Ta prezydentura się sprawdziła, czasy były wyjątkowe, a to był człowiek z genialną intuicją – wyjaśniał historyk, były poseł i wicemarszałek Sejmu za czasów Aleksandra Kwaśniewskiego.
Padło również pytanie o najważniejsze decyzje prezydentów.
- Dyktowała je nie tyle ich wola, pomysł na spełnienie urzędu czy koncepcja prowadzenia spraw Polski, a sytuacja zewnętrzna. Życie ich stawiało przed takimi wyborami – mówił Nałęcz. - Jaruzelski podpisał znowelizowaną konstytucję, która praktycznie kasowała PRL w Polsce, w ciągu trzech godzin. Te zmiany były niezbędne po to, żeby w życie wszedł plan Balcerowicza. Gdyby Jaruzelski poczekał dzień, dwa ze swoim podpisem, to trzeba by było wejście w życie planu Balcerowicza przesunąć co najmniej o miesiąc. A wtedy miesiąc, przy tej gospodarce, oznaczał żeglowanie bez steru. Praktycznie od stycznia 1990 r. Jaruzelski nie wykonuje swoich prerogatyw w tym sensie, że niczego nie blokuje, nie utrudnia.
Z kolei Aleksander Kwaśniewski, jak mówił Tomasz Nałęcz, "miał wielkie szczęście dziejowe, że Polsce w tym czasie przyszło podjąć najważniejsze decyzje, czyli członkostwo w NATO i w Unii Europejskiej".
- Ale to wcale tak nie musiało być. Pamiętam Sojusz Lewicy Demokratycznej, kierowany przez Kwaśniewskiego, z początku lat 90. Proszę sięgnąć do wypowiedzi i tekstów prof. Tadeusza Iwińskiego, że NATO "to narzędzie imperializmu, agresji, że owszem, Układ Warszawski rozwiązano, ale żeby było normalnie trzeba rozwiązać NATO". Aleksander Kwaśniewski był tą osobą, która wymuszała zmiany. To jest szok – opowiadał Tomasz Nałęcz. - Jako pierwszy dostrzegł niebezpieczeństwa związane z procesem, który politolodzy, socjologowie nazywają "oligarchizacją SLD". Leszek Miller, który stanął na czele partii,w końcu lat 90. gruntowanie przebudował SLD w partię oligarchiczną: wódz, wasale, baronowie. Kwaśniewski jako pierwszy zauważył, że to proces prowadzący do zdegenerowania tego obozu i zakończy się wielkim nieszczęściem. Próbował z tym walczyć, ale procesowi nie zapobiegł.
Tomasz Nałęcz podkreślał również, że niezwykle ceni Lecha Kaczyńskiego, m.in za to, że "działał tonująco na brata".
- Jeśli popatrzymy na lata 2005- 2007, kiedy to Prawo i Sprawiedliwość rządziło po raz pierwszy, to widać wszystko to, co PiS robi dzisiaj. Jeśli PiS się cofał, wyhamowywał i tonował różne sprawy, to nie ma wątpliwości, że pod wpływem Lecha Kaczyńskiego – mówił Nałęcz. - Co było dla mnie szokiem: z przekazów źródłowych jednoznacznie wynika, że Lech Kaczyński... nie lubił PiS-u, nie znosił partii politycznych, jako instytucji. Uważał, że partie polityczne to taka nowotworowa narośl na zdrowym ciele organizmu. Ale ze wszystkich partii politycznych nie znosił PiS-u, bo ją najlepiej znał.
mw