Gdy miał 7 lat już wiedział, że chce mieć tatuaż. Gdy miał lat 14 sam skonstruował maszynkę i ... ozdobił swoją łydkę. Postanowił też, że będzie tatuował innych. Rodzice postawili ostre "veto", szczególnie ojciec. Jednak, gdy syn zdawał na Akademię Sztuk Pięknych to właśnie tata był jednym z jego modeli, którzy prezentowali wydziarane dzieła. Z Maciejem "Kosą" Koseckim rozmawiamy o sztuce tatuażu. Bo dziś tatuaż to sztuka.
Tatuaż artystyczny, profesjonalnie wykonany jest jak biżuteria. Jego właściciele niechętnie go zasłaniają, ale są zawody, w których eksponowanie wytatuowanych miejsc jest nie na miejscu. W regulaminie musztry w policji można znaleźć zapis, że umundurowanemu policjantowi zabrania się "noszenia lub eksponowania elementów naruszających powagę munduru". Jednym z tych elementów jest tatuaż znajdujący się w widocznym miejscu.
Tatuażu w miejscach odsłoniętych podczas wykonywania pracy nie może mieć także personel pokładowy w Polskich Liniach Lotniczych LOT.
- Tatuaż to sztuka czy rzemiosło?
Maciej "Kosa" Kosecki: - Można być dobrym fachowcem i umieć rysować, ale i można być dobrym fachowcem i nie umieć rysować. Ja umiem.
- Jesteś więc artystą.
- Studiowałem na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, ale wyrzucili mnie dyscyplinarnie.
- Za tatuaże?
- Nie (śmiech). Dużo osób z ASP tatuuje. Dużo osób studiuje właśnie po to, by podnieść swój warsztat plastyczny, a tym samym wartość swoich prac.
- Swój warsztat wypracowałeś na sobie? Masz liczne tatuaże.
- Zawsze podobał mi się tatuaż, ale kiedyś to była sztuka-mit. Można powiedzieć, z pogranicza dobrego smaku. Pierwszy tatuaż zrobiłem sobie, gdy miałem 14 czy 15 lat. Tak byłem zdeterminowany, że sam skonstruowałem sprzęt i zrobiłem sobie tatuaż na łydce. Dziś dziwnie bym się czuł, gdybym tatuaży nie miał.
- Nigdy ci nie przeszkadzały?
- Nie, a zdarzało mi się pracować pod krawatem i negocjować kontrakty. Tatuaż nawet czasem pomagał, by odciągnąć klienta od ciężkich tematów finansowych.
- Bo teraz tatuaże wyszły z undergroundu, noszą je już i biznesmeni, i politycy, i pracownicy korporacji.
- Fakt. Kiedyś tatuaż szufladkował ludzi do różnych grup społecznych – ten to siedział, a ten to pływał. Teraz, ku mojej, ale nie tylko mojej uciesze to jest walor estetyczny. Społeczeństwo robi się weselsze, nie podchodzi do tatuażu, że musi on koniecznie coś znaczyć. Mniej istotna jest też kwestia wypada – nie wypada. Po prostu, robię tatuaż, bo mi się podoba i chcę go mieć.
To też pokazuje, że jest w Polsce lepiej, jeśli chodzi o gospodarkę. Tatuaż, jako jednorazowy wydatek, nie jest tanią zabawą.
- Ale zdobienie skóry w ten sposób nie jest sprawą nową. Ma swoją wiekową historię.
- Ten proceder, przez niektórych niechciany, przez innych kochany, ciągnie się od wielu tysięcy lat. To nie jest "wow" i hit naszych czasów. Czy samo zło, co chętnie podkreślają babcie. Gdyby trochę zagłębiły się w historię to w naukowych pismach doczytałyby, że na terenach słowiańskich mamy najstarsze tatuaże na świecie. Zwykło się przyjmować, że japoński tatuaż jest stary, ale już dużo wcześniej w ten sposób zdobiono skórę w dzisiejszej Polsce, w Rosji. Z kolei w Austrii, w Alpach znaleziono człowieka – naukowcy nazwali go "Pielgrzymem", który miał wytatuowany znak krzyża na plecach. Wiadomo, 5 tysięcy lat temu krzyż nie oznaczał chrześcijaństwa, ale takie ładnie zachowane ciało znaleziono w lodowcu.
- Dużo wiesz o tatuażu.
- Jest taka książka pt. "Tatuaż" – biblia dla ludzi z branży. Jej autor pokazuje, jak tatuaż rozwijał się na przestrzeni wieków w różnych miejscach na świecie. W Gliwicach jest prywatne muzeum tatuażu, które też warto odwiedzić. Jest również Internet. To nie jest wiedza tajemna, różne źródła mówią o tatuażu. Są też konwenty, które, po pierwsze, służą temu, że w jednym miejscu można spotkać całą scenę tatuażu z Polski. Można robić "na żywo" tatuaże, wypromować się, poznać artystów dużo lepszych od siebie. Po drugie, dla zwiedzających to super plus, bo nie trzeba jechać na Śląsk tylko umówić się na tatuowanie na konwencji. Też tatuujemy się tam po koleżeńsku. Są przecież miejsca niedostępne, kolega robił mi np. przedramię.
- Co dziś ludzie lubią sobie wytatuować?
- Ciężko powiedzieć o trendach, bo możliwości, jakie daje technologia, czyli precyzyjniejsze igły, maszyny, są nieograniczone. Wiadomo, jak w każdej sztuce jest jakiś wyznacznik, który pokazuje, w jakim kierunku sztuka zmierza. Kiedyś robiło się tribale, tygrysy, american old school. Teraz popularne są połączenia – mocnej abstrakcji, czegoś, co wygląda bardzo malarsko z formą realistyczną.
Staram się robić wzory, które sam zaprojektowałem, bo tak jest najlepiej dla wszystkich. Wiadomo, czasami klienci przychodzą ze swoimi wzorami, albo bierze się coś z Internetu, ale staram się żeby to jednak była praca indywidualna. Każdy wzór powinien mieć swój rytm, swoją formę, żeby nie wyglądał jak zlep przypadków.
- Można wszystko, ale czy wszędzie?
- Kiedyś najczęściej tatuowało się ramię, łopatkę, u kobiet dół pleców, a teraz ciężko stwierdzić. Przez to, że ta sztuka się spopularyzowała, ludzie decydują się na tatuaż w miejscach widocznych, na dłoniach, na przedramionach, stopach czy na szyi. Twarze też tatuowałem, ale nie za często i nie w Polsce. Zdarzało się także tatuować okolice intymne.
- Piękno wymaga poświęcenia, a tatuaż boli.
- Wiadomo, bardzo wrażliwe są boki, żebra, okolice kąta pachowego, stopa, boli też wszędzie tam, gdzie skóra jest delikatna, chociaż wszystko zależy od człowieka. Są ludzie, którzy tatuują sobie ramię, niby uznawane za mało bolesne, a cierpią katusze. Jest też prawidłowość - im więcej mamy tatuaży, tym nasz próg bólu – i psychiczny, i fizyczny – idzie do góry. Ja dziś mogę siedzieć 9 godzin i później normalnie idę do domu i lepiej mi się śpi (śmiech).
- Tatuaż wymaga też czasu.
- Ja akurat pracuję szybko. Nie rozpraszam się. Ogólnie przyjmuje się, że nieduży tatuaż pochłonie godzinę. Wiadomo jednak, gdy tatuaż jest wielkości centymetra to dłużej trwa rozkładanie stanowiska pracy niż tatuowanie. Ale cały rękaw, czyli część od ramienia do nadgarstka – potrwa 11 godzin. Raz mi się tak udało pracować. To był tatuaż z figur prostych, biomechanika, ale miał szerokie, rozległe cienie.
- Ważna jest też skóra.
- Oczywiście, jeśli weźmiemy zdrową, młodą dziewczynę i 60-latka, którego skóra dostała od życia swoje baty. Podejście jest inne. U młodego można pozwolić sobie na więcej, starsi bardziej rozsądnie podchodzą do siebie
- Sześćdziesięciolatkowie też chcą się tatuować?
- Przykład, zaprzyjaźniona pani kucharka, lat 62 zdecydowała się na pierwszy tatuaż. Mega odważny wzór, akwarela, malowana róża nad kostką. A teraz jesteśmy w trakcie obmyślania pomysłu na następny tatuaż (śmiech).
- Tatuaż wciąga?
- Miałem klienta – dawno temu w piwnicy u jakiegoś Gepetta zrobił tatuaż, a w ciągu roku chyba z osiem zrobił sobie u mnie. Dziś jest mocno wytatuowany - ręce, plecy. Jak ktoś wpadnie w rytm to może się uzależnić.
- O czym myślisz, gdy tatuujesz przez kilka godzin?
- Dużo słucham muzyki. Różnej, choć najbardziej lubię Pink Floyd. To najlepsza kapela na świecie (śmiech). Staram się jednak skupić na tatuażu. Czasami klienci mają "100 pytań do", ale są też i tacy, którzy wolą znosić męki w ciszy. Wówczas słychać, jak maszynka chodzi to muzyka jest wypełnieniem. Dużo słucham też muzyki klasycznej, bo fajnie nastraja i uspokaja.
- Jak na twoją pasję zapatruje się rodzina?
- Miałem 7 lat, gdy już wiedziałam, że będę miał tatuaż. Gdy miałem lat 14 zrobiłem sobie tatuaż. Wiedziałem też, że będę tatuował innych. Mama przyjęła to ostrożnie, ale uważała, że dzieci muszą się rozwijać. Tata miał zdecydowanie konserwatywne podejście do życia. Oboje początkowo starali się zgasić we mnie tę pasję. Kiedy jednak przekonali się, że ja tak na poważnie to postawili warunek – muszę mieć dobry sprzęt, musi być czysto. Załatwienie maszynki do tatuażu to był wyczyn niemożliwy, ale kupiłem. Wtedy chyba się kompletnie załamali (śmiech). Ojciec kategorycznie powiedział "nie". No, ale ludzie boją się tego, czego nie znają. Dziś ojciec jest mocno wytatuowanym człowiekiem (śmiech) i jest moim największym kibicem. Gdy starowałem na ASP to nie przedstawiałem obrazów malarskich tylko zrobiłem wystawę z ludzi. Ojciec był jednym z modeli. Brat, mama, tata są wydziargani. Babcia chciała, ale z racji wieku – 87 lat -stwierdziła, że chyba jednak nie.