UWAGA!

W dawnej komendzie Żubr hasa

 Elbląg, W dawnej komendzie Żubr hasa
fot. Anna Dembińska

Komenda Miejska Państwowej Straży Pożarnej i Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza nr 1 przeniosły się do nowej siedziby przy ul. Łęczyckiej już ponad rok temu. Pustostan przy ul. Bema teoretycznie powinien zostać zabezpieczony przed osobami postronnymi. Teoretycznie, bo... w środku widać, że teren jest przez kogoś odwiedzany. Zobacz zdjęcia.

- Wiecie, że na teren byłej komendy strażackiej przy ul. Bema można wejść bez problemu – poinformował nas jeden z Czytelników i wysłał nam zdjęcia, na których widać otwarte drzwi do byłej remizy od strony ul. Bema.

Postanowiliśmy przekonać się na własne oczy, jak ten obiekt jest zabezpieczony przed wizytą osób postronnych. Obiekt, który miasto otrzymało od Skarbu Państwa za symboliczną złotówkę w zamian za przekazanie Skarbowi Państwa budynku po prokuraturze przy bulwarze Zygmunta Augusta. Teoretycznie budynek po remizie powinien być zabezpieczony, tak aby nikt „z ulicy” nie mógł wejść. Praktycznie... Nie trzeba odkrywać koła od nowa, żeby zobaczyć co zostało po elbląskich strażakach. Ale od początku...

Podchodzimy pod czerwone wejścia do byłych garaży, gdzie kiedyś czekały na wyjazd strażackie samochody. Drzwi pozamykane. Jedne co prawda na łańcuch, ale tuż obok leży ręczna piłka do metalu, w razie gdyby ktoś jednak chciał ten łańcuch przeciąć.

W pobliskich krzakach obok mnóstwa śmieci leży jeszcze tabliczka „JRG nr 1. Obcym wstęp wzbroniony”. Brama na dziedziniec zamknięta. Kolejne drzwi zabite deską. Obok w kartonie przygotowane szklaneczki i pokale do piwa. Nie wiemy czy przed imprezą czy już po. Wejść do garażu można przez rozbite okno, w środku butelka z piwem „Żubr”. (chyba jednak jest po imprezie).

Na dziedziniec byłej siedziby strażaków można wejść od ul. Orzeszkowej. Brama otwarta na oścież, po lewej stronie urzęduje Departament Zarządzania Kryzysowego. Znalezienie wejścia do środka byłej komendy zajmuje nam trzy minuty. Tylko dlatego, że najpierw sprawdziliśmy, czy zamknięte są drzwi od klatki schodowe (są zamknięte). Jedne z drzwi od garaży są jedynie podparte... rurką. Odkładamy rurkę i "sezam" otwiera swoje podwoje.

 

W środku

- Wchodzimy? - pyta koleżanka.

- Oczywiście – podejmuję decyzję.

  Elbląg, W dawnej komendzie Żubr hasa
fot. Anna Dembińska

I tu naszym Czytelnikom należy się wyjaśnienie: dlaczego tam weszliśmy. Chcieliśmy zobaczyć, jak wygląda miejskie mienie, czy zagraża zdrowiu lub życiu osobom, które tam wejdą, czy jest użytkowane np. przez osoby w kryzysie bezdomności lub osoby w kryzysie uzależnienia od alkoholu. Naszym zdaniem obiekt powinien być porządnie zabezpieczony przed dostępem osób postronnym. A nie jest.

Wchodzimy do hali garażowej. Syf, śmieci mnóstwo, stare butelki i wejście do piwnicy.

Idziemy dalej, przechodzimy przez kolejne garaże. Z drugiej strony wspomnianego wcześniej rozbitego okna widzimy podstawioną drabinę. Jak się można domyślać, garaż ma swoich stałych użytkowników. Jeden z nich zostawił żółty sweterek. Chyba też dba o czystość, ponieważ widać też butelkę z Pronto...

Kolejne drzwi prowadzą do części biurowej... Mijamy toaletę (w środku została tylko umywalka), w kolejnych pomieszczeniach kolejne śmieci. Zwracamy uwagę na kaloryfery. Część jest przymocowana do ściany, części już nie ma. Nie wiemy, czy wynieśli je zbieracze złomu czy ktoś inny. Gdzieś leży kaloryfer, jakby „przygotowany” do wywiezienia.

Wiszące urwane przewody są wszechobecne, nie sprawdzamy, czy są pod napięciem. W jednym miejscu znajduje się rozbebeszona skrzynka elektryczna i oczywiście mnóstwo urwanych przewodów. Obok tradycyjnie góra śmieci...

Wchodzimy do kolejnego pokoju i serce na chwilę przestaje bić. Na podłodze leży jakiś facet w panterce. Uff... na szczęście to tylko manekin w otoczeniu góry śmieci... Efekt jak z kiepskiego escape roomu, ale na chwilę mrozi krew w żyłach.

Przy wejściu do niektórych pomieszczeń zachowały się jeszcze tabliczki z ich użytkownikami. Na korytarzu oparta tablica informacyjna, w pomieszczeniu po siłowni zostało kilka przedmiotów. Wracamy...

 

W piwnicy

Na koniec oczywiście wchodzimy do piwnicy, ale... żałujemy, że nie wzięliśmy ze sobą porządnej latarki. Niestety latarka w telefonie daje zbyt słabe światło. W piwnicy jest jeszcze większy bałagan niż na powierzchni. Korci, żeby iść dalej, ale... zbyt mało widać, żeby zachować choć minimum bezpieczeństwa.

Nie możemy napisać, że nikt się nami nie zainteresował. Podczas gdy ja badam piwniczne zakamarki, moja koleżanka rozmawia z Tomaszem Świniarskim, dyrektorem Departamentu Zarządzania Kryzysowego, który mieści się tuż obok pustostanu. Dyrektora interesuje, czy Zarząd Budynków Komunalnych (administruje budynkiem w imieniu samorządu) wie, że tu jesteśmy. Koleżanka odpowiada, że pewnie wie, skoro szef redakcji nas tu wysłał. Ja wiem, że ZBK nie wiedział, ale zanim wyszedłem z podziemi, dyrektora już nie było.

Zamykamy drzwi, przystawiamy rurkę do drzwi i wracamy do redakcji.

Publikujemy ten tekst, aby pokazać, że ten obiekt nie jest odpowiednio zabezpieczony przed osobami postronnymi i każdy może tam wejść. Naszym zdaniem tak nie powinno być. Liczymy, że po publikacji odpowiednie komórki w Urzędzie Miejskim zareagują. Jak zareagują, sprawdzimy wkrótce.

 

O tym, co może się stać z tym pustostanem pisaliśmy w styczniu 2024 roku w tym artykule.

Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama