Kiepska praca dziekanatu, dodatkowe płatne zajęcia... - Płacimy za studia, a czujemy się, jak mało istotny element naszej uczelni - mówią studenci Szkoły Wyższej im. Bogdana Jańskiego.
Skargi - przede wszystkim na pracę dziekanatu - pojawiają się już od pewnego czasu, jednak, jak twierdzą studenci, wciąż niewiele się w tej materii zmieniło.
- Ile razy przyjdzie się do dziekanatu, np. w sprawie nieobecności wykładowców, nigdy niczego konkretnego nie można się dowiedzieć – mówią studenci. - Ma się wrażenie, że panuje tu chaos i nikt nic nie wie lub też, że nikomu nie chce się udzielić nam odpowiedzi. Zdarza się też, że panie w dziekanacie "zauważą" studenta dopiero po długiej chwili rozmowy lub picia kawy – dodają. Studenci skarżą się, że muszą po kilka razy odwiedzać dziekanat by podstemplować legitymację czy pobrać potrzebny formularz.
Nie mam teraz czasu...
- Za każdym razem słyszymy: "teraz nie mam czasu", tymczasem od kilku miesięcy mamy zajęcia w miasteczku szkolnym (dziekanat mieści się przy ul. Stoczniowej – przyp. aut.) i w czasie zajęć nie udaje się obrócić w dwie strony, kiedy zaś kończymy zajęcia, dziekanat jest już zamknięty - mówi jedna ze studentek.
Część osób ma także poważniejsze zarzuty.
- Poszłam zapytać panie w dziekanacie, jak wyglądają wymagania dotyczące stypendium socjalnego - usłyszeliśmy. - Dowiedziałam się jednak, że żadna z pań nic na ten temat nie wie oraz że i tak nie ma sensu składać podania. Byłam uparta i okazało się, że dostałam stypendium. Niedawno studentów studiów dziennych zaskoczyła informacja o liczebności grup na seminariach licencjackich. Na prawie 80 osób trzeci rok jednego z kierunków otrzymał tylko trzech promotorów.
Zajęcia uzupełniające
Ostatnio zaś okazało się, że osoby, które opuszczą więcej niż dwa zajęcia muszą obowiązkowo zapłacić kilkadziesiąt złotych za zajęcia uzupełniające (czesne w szkole wynosi ok. 250 zł miesięcznie – przyp. aut.). Studenci, z którymi na ten temat rozmawialiśmy, zastanawiają się np., co z tymi, którzy opuszczą zajęcia z powodu choroby.
- Tego również nie udało nam się dowiedzieć w dziekanacie - denerwują się. - Sporo płacimy za naukę, a wciąż jesteśmy czymś zaskakiwani – mówią rozżaleni. - A kiedy próbujemy rozmawiać o tym z dziekanem, słyszymy, że nie ma czasu, i że takie są zarządzenia rektora.
Dziekan jest zdziwiony
Dziekan elbląskiego wydziału uczelni, dr Janusz Hochleitner był zdziwiony zarzutami studentów. Powiedział, że uczelni zależy na tym, by studenci brali udział we wszystkich zajęciach.
- Są osoby, które uważają, że prywatne uczelnie dają dyplomy za darmo. W naszej szkole jest to nie do pomyślenia - mówi dziekan. - Zapis o tylko dwóch możliwych nieobecnościach istnieje od początku pracy uczelni W ubiegłym roku samorząd warszawskiego wydziału Szkoły poprosił rektora o to, by zamiast skreślenia z listy studentów osób, które będą miały więcej nieobecności, była możliwość skorzystania z innego wyjścia. Tak powstały płatne zajęcia uzupełniające. Poza tym, dochód z tego tytułu jest przeznaczony na samorząd studencki. Dziekan dodaje również, że zaświadczenia lekarskie zwalniają z konieczności odbycia dodatkowych zajęć, które można zaliczyć na bezpłatnych konsultacjach.
Zarządzenie rektora
O licznych grupach seminaryjnych:
- Tę sprawę reguluje zarządzenie rektora wydane w ubiegłym roku - mówi dr Hochleitner. - Mowa w nim o tym, że grupa seminaryjna powinna liczyć od 20 do 25 osób.
Na pytanie o efektywność pracy w takiej grupie, dziekan odpowiada, że system sprawdził się na studiach zaocznych. Nie potrafił jednak wyjaśnić, dlaczego studenci dzienni nie otrzymali - jak koledzy z zaocznych - możliwości zapisania się na seminarium nie do trzech, a kilkunastu wykładowców.
Większość zarzutów studentów Jańskiego, z którymi rozmawialiśmy, dotyczy pracowników dziekanatu. Hochleitner twierdzi jednak, że panie w dziekanacie pracują dobrze.
- Regularnie prowadzimy wewnętrzne szkolenia i jestem pewien, że obsługa studentów będzie przebiegać coraz sprawniej - zapewnia dziekan.
Nie udało nam się natomiast dowiedzieć, dlaczego od kilku miesięcy w Elblągu nie ma księgowej. Jak mówią studenci, skutek nieobecności księgowej jest taki, że osoba wezwana w sprawie finansowych niejasności albo tylko opłaty czesnego musi paniom w dziekanacie udowadniać, że nie ma zaległości. Nie ma również pewności, że sytuacja nie powtórzy się za miesiąc.
***
Otrzymaliśmy informacje, że w Szkole prowadzone jest śledztwo zmierzające do wykrycia osób, które rozmawiały z nami o kłopotach studentów. Jesteśmy w kontakcie z tymi studentami i będziemy na bieżąco informować, jeśli wydarzy się coś niepokojącego.
- Ile razy przyjdzie się do dziekanatu, np. w sprawie nieobecności wykładowców, nigdy niczego konkretnego nie można się dowiedzieć – mówią studenci. - Ma się wrażenie, że panuje tu chaos i nikt nic nie wie lub też, że nikomu nie chce się udzielić nam odpowiedzi. Zdarza się też, że panie w dziekanacie "zauważą" studenta dopiero po długiej chwili rozmowy lub picia kawy – dodają. Studenci skarżą się, że muszą po kilka razy odwiedzać dziekanat by podstemplować legitymację czy pobrać potrzebny formularz.
Nie mam teraz czasu...
- Za każdym razem słyszymy: "teraz nie mam czasu", tymczasem od kilku miesięcy mamy zajęcia w miasteczku szkolnym (dziekanat mieści się przy ul. Stoczniowej – przyp. aut.) i w czasie zajęć nie udaje się obrócić w dwie strony, kiedy zaś kończymy zajęcia, dziekanat jest już zamknięty - mówi jedna ze studentek.
Część osób ma także poważniejsze zarzuty.
- Poszłam zapytać panie w dziekanacie, jak wyglądają wymagania dotyczące stypendium socjalnego - usłyszeliśmy. - Dowiedziałam się jednak, że żadna z pań nic na ten temat nie wie oraz że i tak nie ma sensu składać podania. Byłam uparta i okazało się, że dostałam stypendium. Niedawno studentów studiów dziennych zaskoczyła informacja o liczebności grup na seminariach licencjackich. Na prawie 80 osób trzeci rok jednego z kierunków otrzymał tylko trzech promotorów.
Zajęcia uzupełniające
Ostatnio zaś okazało się, że osoby, które opuszczą więcej niż dwa zajęcia muszą obowiązkowo zapłacić kilkadziesiąt złotych za zajęcia uzupełniające (czesne w szkole wynosi ok. 250 zł miesięcznie – przyp. aut.). Studenci, z którymi na ten temat rozmawialiśmy, zastanawiają się np., co z tymi, którzy opuszczą zajęcia z powodu choroby.
- Tego również nie udało nam się dowiedzieć w dziekanacie - denerwują się. - Sporo płacimy za naukę, a wciąż jesteśmy czymś zaskakiwani – mówią rozżaleni. - A kiedy próbujemy rozmawiać o tym z dziekanem, słyszymy, że nie ma czasu, i że takie są zarządzenia rektora.
Dziekan jest zdziwiony
Dziekan elbląskiego wydziału uczelni, dr Janusz Hochleitner był zdziwiony zarzutami studentów. Powiedział, że uczelni zależy na tym, by studenci brali udział we wszystkich zajęciach.
- Są osoby, które uważają, że prywatne uczelnie dają dyplomy za darmo. W naszej szkole jest to nie do pomyślenia - mówi dziekan. - Zapis o tylko dwóch możliwych nieobecnościach istnieje od początku pracy uczelni W ubiegłym roku samorząd warszawskiego wydziału Szkoły poprosił rektora o to, by zamiast skreślenia z listy studentów osób, które będą miały więcej nieobecności, była możliwość skorzystania z innego wyjścia. Tak powstały płatne zajęcia uzupełniające. Poza tym, dochód z tego tytułu jest przeznaczony na samorząd studencki. Dziekan dodaje również, że zaświadczenia lekarskie zwalniają z konieczności odbycia dodatkowych zajęć, które można zaliczyć na bezpłatnych konsultacjach.
Zarządzenie rektora
O licznych grupach seminaryjnych:
- Tę sprawę reguluje zarządzenie rektora wydane w ubiegłym roku - mówi dr Hochleitner. - Mowa w nim o tym, że grupa seminaryjna powinna liczyć od 20 do 25 osób.
Na pytanie o efektywność pracy w takiej grupie, dziekan odpowiada, że system sprawdził się na studiach zaocznych. Nie potrafił jednak wyjaśnić, dlaczego studenci dzienni nie otrzymali - jak koledzy z zaocznych - możliwości zapisania się na seminarium nie do trzech, a kilkunastu wykładowców.
Większość zarzutów studentów Jańskiego, z którymi rozmawialiśmy, dotyczy pracowników dziekanatu. Hochleitner twierdzi jednak, że panie w dziekanacie pracują dobrze.
- Regularnie prowadzimy wewnętrzne szkolenia i jestem pewien, że obsługa studentów będzie przebiegać coraz sprawniej - zapewnia dziekan.
Nie udało nam się natomiast dowiedzieć, dlaczego od kilku miesięcy w Elblągu nie ma księgowej. Jak mówią studenci, skutek nieobecności księgowej jest taki, że osoba wezwana w sprawie finansowych niejasności albo tylko opłaty czesnego musi paniom w dziekanacie udowadniać, że nie ma zaległości. Nie ma również pewności, że sytuacja nie powtórzy się za miesiąc.
***
Otrzymaliśmy informacje, że w Szkole prowadzone jest śledztwo zmierzające do wykrycia osób, które rozmawiały z nami o kłopotach studentów. Jesteśmy w kontakcie z tymi studentami i będziemy na bieżąco informować, jeśli wydarzy się coś niepokojącego.
AJ