
Do swojej pracy przychodzi chętnie. Nie przytłacza go ona, bo wie, że ktoś musi ją wykonać. Śmierci się nie boi, choć styka się z nią codziennie. Wie, że pomaga bliskim pożegnać się ze zmarłym. Rozmawiamy z Marcinem Heidą, elbląskim żałobnikiem.
- Dominika Kiejdo: Boi się Pan śmierci?
- Marcin Heida: Nie boję się. Zobaczymy, jak to będzie po śmierci.
- Nie tylko chowa Pan ludzi, lecz także ubiera ich przed pogrzebem. W tym celu odbył Pan specjalne szkolenie zwane tanatokosmetyką lub tanatopraksją. Jako jedyny w firmie ubiera pan zmarłych, a także wykonuje makijaż...
- W zakres moich obowiązków wchodzi przede wszystkim pochówek, jednak rzeczywiście zajmuję się także przygotowywaniem ciała do pogrzebu. Skończyłem specjalne szkolenie, dzięki któremu mogę wykonywać tzw. toaletę pośmiertną.
- Jak wygląda taka toaleta?
- Ciało leży na specjalnym stole, który ma odpływy. Do tego stołu doprowadzona jest woda. Woda polewana jest na osobę zmarłą, następnie myje się ciało gąbką, potem ubiera się osobę zmarłą, goli, czesze, kobiecie robi się makijaż. Spełniamy też specjalne życzenia rodziny w zależności od upodobań osoby zmarłej.
- Jak to się stało, że został Pan grabarzem?
- Powiedziałbym, że jestem raczej żałobnikiem lub pracownikiem zakładu pogrzebowego. To jest właściwa nazwa mojego zawodu. A jak zostałem żałobnikiem? Chodziło się za pracą tu i tam i akurat trafiła mi się taka praca.
- Jakie uczucia towarzyszą Panu podczas wykonywania takich czynności jak mycie i ubieranie zmarłego?
- Jest to praca jak każda inna. Nie zastanawiam się nad tym, co robię. Nie przychodzi żadna refleksja.
- Przygotowuje Pan do pogrzebu różne osoby i młodsze i starsze. Z pewnością trafiają się też ofiary z wypadków...
- Oczywiście, zdarzają się ciała na przykład po wypadku motocyklowym. Wtedy trzeba ciało zszyć.
- Czym Pan zszywa?
- Specjalną dratwą i igłą chirurgiczną.
- Niech mi Pan nie mówi, że nie robi to na Panu żadnego wrażenia?
- Żadnego.
- Leży zmarły bez rąk, bez nóg i głowy...
- I trzeba umiejętnie go ułożyć w trumnie.
Grzegorz Michalewicz, kierownik zakładu pogrzebowego: - Marcin podchodzi do tego w ten sposób, że swoją pracą pomaga osobom bliskim zmarłego. Nie robi tego dla siebie. Nie raz otrzymuje od rodziny podziękowania za toaletę pośmiertną, bo dzięki jego pracy można było osobę zmarłą w kaplicy zobaczyć i ją pożegnać. My swoją pracą pomagamy bliskim i ta świadomość jest bezcenna.
- A co z ubieraniem dzieci przed pogrzebem? Też jest Pan taki twardy?
- Wtedy jest zupełnie inaczej.
- Łezka w oku się zakręci?
- Tak, klucha w gardle staje. Sam mam dzieci, więc...
- Z pewnością nie każdy może wykonywać Pana pracę. Jakie osoby predysponują do tego zawodu?
- Na pewno musi być to człowiek o silnej psychice.
- Lubi Pan przychodzić do swojej pracy?
- Pewnie. To zawód, który wykonuję z pasją.
- Mimo że zawód ten napawa smutkiem?
- Praca jak praca. Toaleta pośmiertna to tylko część moich obowiązków. Do moich obowiązków należy także przewożenie ciała do kościoła, wykopanie, zasypanie grobu, asystowanie w pogrzebach. Toaleta pośmiertna to tylko część pracy żałobnika.
- Udziela się Panu nastrój ludzi na pogrzebach?
- Nie, specjalnie nie zwracam na to uwagi. Czasami śpiewam z księdzem.
- Czy odreagowuje Pan jakoś swoją pracę?
- Chodzę na ryby. Tak odpoczywam psychicznie.
- Czy Pana praca kojarzy się Panu ze stresem?
- Zero stresu.
- Nie rozumiem.
- Dlaczego?
- Ja boję się śmierci, pogrzebów i kontaktu ze zmarłymi. To nigdy nie jest przyjemne, a wręcz zawsze nieprzyjemne.
- Grzegorz Michalewicz: Musiałaby Pani przyjść do nas do pracy i po miesiącu na pewno przełamałaby Pani stereotyp, że jest to coś strasznego. Po miesiącu zrozumiałaby Pani, że jest to normalna praca, którą trzeba fachowo wykonać. Zmarłych nie należy się bać, bardziej żywych. Ludzie nadal stereotypowo postrzegają zawód żałobnika. Dziś jednak patrzy się na niego inaczej. To wykonanie ostatniej posługi wobec osoby zmarłej, pomoc rodzinie w pożegnaniu z bliską osobą. Trzeba ten stereotyp odczarować.
- Coś Pana w tej pracy zaskoczyło?
- Nie.
- Które pogrzeby są dla Pana szczególnie trudne?
- Wszystkie są jednakowe.
- Chyba nie.
- Wszystkie są jednakowe.
- A pogrzeby dzieci?
- Nie uczestniczę w pogrzebach dzieci. Koledzy uczestniczą.
- I tu Pana mam! To jest jednak Pana czuły punkt.
- Mam dzieci i wiem, jak to jest. Klucha w gardle staje. A koledzy są kawalerami, więc...
- A ubiera Pan dzieci?
- Tak, ktoś musi.
- Czy kształtuje się jakoś Pana światopogląd przez wzgląd na to, że jest Pan żałobnikiem i na co dzień styka się ze śmiercią?
- Cały czas jest taki sam. Jak byłem wierzący, tak jestem.
- Większość pogrzebów to pogrzeby katolickie. Jak często zdarzają się pogrzeby typowo świeckie? Bez udziału księdza.
- Takie pogrzeby zdarzają się dość rzadko. Bierze w nich udział tylko rodzina, przyjaciele i znajomi, którzy odprowadzają trumnę na miejsce pochówku, ktoś z rodziny przemawia, a potem wkłada się trumnę z ciałem do grobu. Są też pogrzeby odprawiane w innej wierze: protestanckie czy Świadków Jehowy.
- Jak wiele jest obecnie kremacji ciał?
- Grzegorz Michalewicz: Stanowią one około jedną trzecią pochówków czyli dość dużo i jest ich coraz więcej. Nie zawsze jest to jednak podyktowane samą chęcią zmarłego. Czasami jest to konieczność, gdy na przykład zmarły chciał za życia być pochowany obok małżonka, a w grobie nie ma miejsca na kolejne ciało, jak to na przykład najczęściej bywa na cmentarzu Agrykola. Wtedy właśnie dokonuje się kremacji i zakopuje urnę z prochami zmarłego w grobie obok małżonka.
- Można rozsypać prochy zmarłego zgodnie z jego wolą?
- W Polsce jest zakaz. Prochy można albo zakopać w grobie albo złożyć w kolumbarium.
- Jaki jest koszt pochówku skremowanych zwłok?
- Jest zbliżony do tradycyjnego pochówku.
- Marcin Heida: Nie boję się. Zobaczymy, jak to będzie po śmierci.
- Nie tylko chowa Pan ludzi, lecz także ubiera ich przed pogrzebem. W tym celu odbył Pan specjalne szkolenie zwane tanatokosmetyką lub tanatopraksją. Jako jedyny w firmie ubiera pan zmarłych, a także wykonuje makijaż...
- W zakres moich obowiązków wchodzi przede wszystkim pochówek, jednak rzeczywiście zajmuję się także przygotowywaniem ciała do pogrzebu. Skończyłem specjalne szkolenie, dzięki któremu mogę wykonywać tzw. toaletę pośmiertną.
- Jak wygląda taka toaleta?
- Ciało leży na specjalnym stole, który ma odpływy. Do tego stołu doprowadzona jest woda. Woda polewana jest na osobę zmarłą, następnie myje się ciało gąbką, potem ubiera się osobę zmarłą, goli, czesze, kobiecie robi się makijaż. Spełniamy też specjalne życzenia rodziny w zależności od upodobań osoby zmarłej.
- Jak to się stało, że został Pan grabarzem?
- Powiedziałbym, że jestem raczej żałobnikiem lub pracownikiem zakładu pogrzebowego. To jest właściwa nazwa mojego zawodu. A jak zostałem żałobnikiem? Chodziło się za pracą tu i tam i akurat trafiła mi się taka praca.
- Jakie uczucia towarzyszą Panu podczas wykonywania takich czynności jak mycie i ubieranie zmarłego?
- Jest to praca jak każda inna. Nie zastanawiam się nad tym, co robię. Nie przychodzi żadna refleksja.
- Przygotowuje Pan do pogrzebu różne osoby i młodsze i starsze. Z pewnością trafiają się też ofiary z wypadków...
- Oczywiście, zdarzają się ciała na przykład po wypadku motocyklowym. Wtedy trzeba ciało zszyć.
- Czym Pan zszywa?
- Specjalną dratwą i igłą chirurgiczną.
- Niech mi Pan nie mówi, że nie robi to na Panu żadnego wrażenia?
- Żadnego.
- Leży zmarły bez rąk, bez nóg i głowy...
- I trzeba umiejętnie go ułożyć w trumnie.
Grzegorz Michalewicz, kierownik zakładu pogrzebowego: - Marcin podchodzi do tego w ten sposób, że swoją pracą pomaga osobom bliskim zmarłego. Nie robi tego dla siebie. Nie raz otrzymuje od rodziny podziękowania za toaletę pośmiertną, bo dzięki jego pracy można było osobę zmarłą w kaplicy zobaczyć i ją pożegnać. My swoją pracą pomagamy bliskim i ta świadomość jest bezcenna.
- A co z ubieraniem dzieci przed pogrzebem? Też jest Pan taki twardy?
- Wtedy jest zupełnie inaczej.
- Łezka w oku się zakręci?
- Tak, klucha w gardle staje. Sam mam dzieci, więc...
- Z pewnością nie każdy może wykonywać Pana pracę. Jakie osoby predysponują do tego zawodu?
- Na pewno musi być to człowiek o silnej psychice.
- Lubi Pan przychodzić do swojej pracy?
- Pewnie. To zawód, który wykonuję z pasją.
- Mimo że zawód ten napawa smutkiem?
- Praca jak praca. Toaleta pośmiertna to tylko część moich obowiązków. Do moich obowiązków należy także przewożenie ciała do kościoła, wykopanie, zasypanie grobu, asystowanie w pogrzebach. Toaleta pośmiertna to tylko część pracy żałobnika.
- Udziela się Panu nastrój ludzi na pogrzebach?
- Nie, specjalnie nie zwracam na to uwagi. Czasami śpiewam z księdzem.
- Czy odreagowuje Pan jakoś swoją pracę?
- Chodzę na ryby. Tak odpoczywam psychicznie.
- Czy Pana praca kojarzy się Panu ze stresem?
- Zero stresu.
- Nie rozumiem.
- Dlaczego?
- Ja boję się śmierci, pogrzebów i kontaktu ze zmarłymi. To nigdy nie jest przyjemne, a wręcz zawsze nieprzyjemne.
- Grzegorz Michalewicz: Musiałaby Pani przyjść do nas do pracy i po miesiącu na pewno przełamałaby Pani stereotyp, że jest to coś strasznego. Po miesiącu zrozumiałaby Pani, że jest to normalna praca, którą trzeba fachowo wykonać. Zmarłych nie należy się bać, bardziej żywych. Ludzie nadal stereotypowo postrzegają zawód żałobnika. Dziś jednak patrzy się na niego inaczej. To wykonanie ostatniej posługi wobec osoby zmarłej, pomoc rodzinie w pożegnaniu z bliską osobą. Trzeba ten stereotyp odczarować.
- Coś Pana w tej pracy zaskoczyło?
- Nie.
- Które pogrzeby są dla Pana szczególnie trudne?
- Wszystkie są jednakowe.
- Chyba nie.
- Wszystkie są jednakowe.
- A pogrzeby dzieci?
- Nie uczestniczę w pogrzebach dzieci. Koledzy uczestniczą.
- I tu Pana mam! To jest jednak Pana czuły punkt.
- Mam dzieci i wiem, jak to jest. Klucha w gardle staje. A koledzy są kawalerami, więc...
- A ubiera Pan dzieci?
- Tak, ktoś musi.
- Czy kształtuje się jakoś Pana światopogląd przez wzgląd na to, że jest Pan żałobnikiem i na co dzień styka się ze śmiercią?
- Cały czas jest taki sam. Jak byłem wierzący, tak jestem.
- Większość pogrzebów to pogrzeby katolickie. Jak często zdarzają się pogrzeby typowo świeckie? Bez udziału księdza.
- Takie pogrzeby zdarzają się dość rzadko. Bierze w nich udział tylko rodzina, przyjaciele i znajomi, którzy odprowadzają trumnę na miejsce pochówku, ktoś z rodziny przemawia, a potem wkłada się trumnę z ciałem do grobu. Są też pogrzeby odprawiane w innej wierze: protestanckie czy Świadków Jehowy.
- Jak wiele jest obecnie kremacji ciał?
- Grzegorz Michalewicz: Stanowią one około jedną trzecią pochówków czyli dość dużo i jest ich coraz więcej. Nie zawsze jest to jednak podyktowane samą chęcią zmarłego. Czasami jest to konieczność, gdy na przykład zmarły chciał za życia być pochowany obok małżonka, a w grobie nie ma miejsca na kolejne ciało, jak to na przykład najczęściej bywa na cmentarzu Agrykola. Wtedy właśnie dokonuje się kremacji i zakopuje urnę z prochami zmarłego w grobie obok małżonka.
- Można rozsypać prochy zmarłego zgodnie z jego wolą?
- W Polsce jest zakaz. Prochy można albo zakopać w grobie albo złożyć w kolumbarium.
- Jaki jest koszt pochówku skremowanych zwłok?
- Jest zbliżony do tradycyjnego pochówku.