- Rozmawialiśmy o świecie, o wartościach, o Bogu, ale to nie była "ciotka Kościoła". Była przeraźliwie normalna, bo świętość taka właśnie jest - tak Hannę Chrzanowską, działaczkę charytatywną i prekursorkę pielęgniarstwa rodzinnego, domowego i parafialnego, wspomina ks. Adam Boniecki. - To wspaniałe uczucie chodzić na beatyfikację znajomych. Hanna Chrzanowska zostanie ogłoszona błogosławioną 28 kwietnia. Uroczystość odbędzie się w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach.
Spotkanie z cyklu "Wstańmy z kanap według autorytetów" poświęcone Hannie Chrzanowskiej odbyło się wczoraj (5 kwietnia) w Ratuszu Staromiejskim w Elblągu - zobacz zdjęcia. Na zaproszenie sympatyków Tygodnika Powszechnego wzięli w nim udział Jadwiga Konarzewska-Kracik i Stanisław Kracik oraz ks. Adam Boniecki - współpracownicy działaczki charytatywnej, instruktorki oraz prekursorki pielęgniarstwa rodzinnego, domowego i parafialnego.
Najpierw skrót życiorysu: Hanna Chrzanowska (ur. 7 października 1902 w Warszawie, zm. 29 kwietnia 1973 w Krakowie) była córką profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, spokrewnionego z Joachimem Lelewelem i Henrykiem Sienkiewiczem. Jej matka pochodziła z rodziny znanych przemysłowców. Mimo znacznej zamożności nie pozostawali obojętni na los potrzebujących. Hanna również. Została pielęgniarką, działała społecznie, była pedagogiem, ale nade wszystko była prekursorką pielęgniarstwa rodzinnego, domowego i parafialnego.
- To były czasy, gdy rodzice dzieci niepełnosprawnych wyprowadzali je na spacery nocą, by nie narażać się na śmiech, kpiny, nieprzyjemności - wspominał ks. Adam Boniecki. - Hanna Chrzanowska chciała to zmienić. Szukała osób chorych, niepełnosprawnych, zapomnianych i organizowała dla nich pomoc. Początki były trudne - przyznał duchowny. - Gdy w duszpasterstwie akademickim próbowała zachęcić studentów do wolontariatu odzewu nie było. A to nie była nowa akcja, bo Hanna, Wojtyła i Machay (proboszcz Bazyliki Mariackiej w Krakowie - red.] już na tym polu działali. Jednak pozyskać nowe ręce do pracy nie było łatwo. Hanna mówiła studentom o odpowiedzialności za drugiego człowieka. Gdy podejmą się opieki, nie mogą chorego już zostawić. Mówiła o więzi, jaka tworzy się między opiekunem i podopiecznym, ale i o ciężkiej pracy. Była człowiekiem niezwykłym, ale nie była "ciotką Kościoła" - zapewniał ks. Adam Boniecki. - Rozmawialiśmy o świecie, o wartościach, o Bogu, czasem przy lampce wina (uśmiech). Promieniowała dobrocią, ale i była przeraźliwie normalna, bo świętość jest normalna.
W pomoc chorym i potrzebującym zaangażowała się Jadwiga Konarzewska-Kracik.
- To były lata 60. XX w. - wspominała. - Karmienie, transport, opatrunki, spacery, przyniesienie węgla - wskazywała na formy pomocy - ale najważniejsze było: nie zostawić ich. Hanna podkreślała odpowiedzialność za drugiego człowieka. Wiedziała, że najpierw trzeba zająć się ciałem, ale dbała też o potrzeby duchowe chory więc był czas na chodzenie do teatru, czytanie książek, rozmowy.
- Była niebywale konsekwentna - dodał Stanisław Kracik. - Profesjonalizm, duch i talent.
Małżonkowie kontynuują dzieło Hanny Chrzanowskiej, które - jak podkreślają - ono nadal promieniuje: - Stworzyła mechanizm, który nadal działa.
- Boję się, że zrobimy z niej świętą z obrazka wyciętą - żartował ks. Boniecki. - Była człowiekiem, który promował dobro i działanie na rzecz drugiego człowieka.
Hanna Chrzanowska zostanie ogłoszona błogosławioną 28 kwietnia.
- To wspaniałe uczucie chodzić na beatyfikację znajomych - z uśmiechem przyznał ks. Adam Boniecki.
Najpierw skrót życiorysu: Hanna Chrzanowska (ur. 7 października 1902 w Warszawie, zm. 29 kwietnia 1973 w Krakowie) była córką profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, spokrewnionego z Joachimem Lelewelem i Henrykiem Sienkiewiczem. Jej matka pochodziła z rodziny znanych przemysłowców. Mimo znacznej zamożności nie pozostawali obojętni na los potrzebujących. Hanna również. Została pielęgniarką, działała społecznie, była pedagogiem, ale nade wszystko była prekursorką pielęgniarstwa rodzinnego, domowego i parafialnego.
- To były czasy, gdy rodzice dzieci niepełnosprawnych wyprowadzali je na spacery nocą, by nie narażać się na śmiech, kpiny, nieprzyjemności - wspominał ks. Adam Boniecki. - Hanna Chrzanowska chciała to zmienić. Szukała osób chorych, niepełnosprawnych, zapomnianych i organizowała dla nich pomoc. Początki były trudne - przyznał duchowny. - Gdy w duszpasterstwie akademickim próbowała zachęcić studentów do wolontariatu odzewu nie było. A to nie była nowa akcja, bo Hanna, Wojtyła i Machay (proboszcz Bazyliki Mariackiej w Krakowie - red.] już na tym polu działali. Jednak pozyskać nowe ręce do pracy nie było łatwo. Hanna mówiła studentom o odpowiedzialności za drugiego człowieka. Gdy podejmą się opieki, nie mogą chorego już zostawić. Mówiła o więzi, jaka tworzy się między opiekunem i podopiecznym, ale i o ciężkiej pracy. Była człowiekiem niezwykłym, ale nie była "ciotką Kościoła" - zapewniał ks. Adam Boniecki. - Rozmawialiśmy o świecie, o wartościach, o Bogu, czasem przy lampce wina (uśmiech). Promieniowała dobrocią, ale i była przeraźliwie normalna, bo świętość jest normalna.
W pomoc chorym i potrzebującym zaangażowała się Jadwiga Konarzewska-Kracik.
- To były lata 60. XX w. - wspominała. - Karmienie, transport, opatrunki, spacery, przyniesienie węgla - wskazywała na formy pomocy - ale najważniejsze było: nie zostawić ich. Hanna podkreślała odpowiedzialność za drugiego człowieka. Wiedziała, że najpierw trzeba zająć się ciałem, ale dbała też o potrzeby duchowe chory więc był czas na chodzenie do teatru, czytanie książek, rozmowy.
- Była niebywale konsekwentna - dodał Stanisław Kracik. - Profesjonalizm, duch i talent.
Małżonkowie kontynuują dzieło Hanny Chrzanowskiej, które - jak podkreślają - ono nadal promieniuje: - Stworzyła mechanizm, który nadal działa.
- Boję się, że zrobimy z niej świętą z obrazka wyciętą - żartował ks. Boniecki. - Była człowiekiem, który promował dobro i działanie na rzecz drugiego człowieka.
Hanna Chrzanowska zostanie ogłoszona błogosławioną 28 kwietnia.
- To wspaniałe uczucie chodzić na beatyfikację znajomych - z uśmiechem przyznał ks. Adam Boniecki.
A