Czuję pewien niedosyt pomnąc zapowiedzi hucznego i godnego świętowania odzyskania niepodległości zarówno w Elblągu jak i w całej Polsce. Pomijając imprezy odbywające się corocznie 11 listopada takie jak przemarsz przez miasto, bieg uliczny a także różne akademie tematyczne w szkołach, wydaje mi się, że nie za bardzo przyłożyliśmy się do świętowania tej rocznicy. Mimo zacnego grona w Komitecie Organizacyjnym Obchodów.
Gdy od dłuższego czasu słychać było zapowiedzi polityków, że rok 2018 będzie rokiem wyjątkowym, to oczekiwania z każdą taką opinią rosły. Niekiedy urosły do wysokości ponad 30- metrowej, by jak nasi przodkowie z XIX w. zostawić symbol dla potomnych. Lokalnie natomiast, nadzieje na „pomnik trwalszy niż ze spiżu” znacznie mniejszych rozmiarów.
Nadzieję pokładałem także w naszych parlamentarzystach, którzy brylując na warszawskich salonach mogli przywieźć do Elbląga wieści, jak świętować mamy. Jednak z jednej strony sądząc po organizacji na chybcika pochodu w Warszawie, a z drugiej strony negowaniu dokonań Mieszka I przez elbląskiego tuza intelektualno – historycznego, może i dobrze, że wielkie sprawy nie goszczą u nas na prowincji.
Elbląg raczej zbliża się do Polski powiatowej, przez co odbywa się tu mało ważnych wydarzeń. Zresztą w przeszłości też nie było ich za wiele. Jednak te, które wpisały się w naszą historię, są odpowiednio oprawione. Weźmy na ten przykład pomnik JP II, obelisk ofiar „Sprawy Elbląskiej” czy pomnik „Ofiar Grudnia”. Ba, nawet postacie niezwiązane bezpośrednio z Elblągiem jak Romuald Traugutt czy król Kazimierz Jagiellończyk upamiętnione są jak należy. Wydawać by się mogło, że pod koniec roku dla potomnych odsłonięte zostanie z wielką pompą dzieło jak obelisk, pomnik lub choćby tablica pamiątkowa. Niestety moja wyobraźnia wykazała się bardzo przyziemna, gdyż okazało się, że tym dziełem będzie … wiadukt!
Przed wyborami, w trakcie kampanii wyborczej, kandydaci na prezydenta przychylali nieba organizacjom pozarządowym, a przyszli radni opowiadali, jak ważne jest dla nich zdanie elblążan. Trudno się spodziewać, aby włodarze pytali się mieszkańców o szczegóły budżetu czy zapisów w Wieloletniej Prognozie Finansowej, ale w sprawach dotyczących nazw ulic, wręcz powinni. Co więcej powinni kierować się tylko zdaniem mieszkańców. Oczywiście tak nigdy nie było. Przypomnę tylko nazwy nadane bez szerokich konsultacji ulicy 13. Pułku czy skwerowi Zamenhofa. Taka możliwość dla władzy jest umocowana ustawowo, choć w tym samym akcie jest zapis dot. konsultacji społecznych, jak to miało miejsce w przypadku ubiegłorocznej, dekomunizacyjnej zmiany nazw.
Po kilkumiesięcznym oczekiwaniu radni na najbliżej sesji poprą prezydencki pomysł ws. nadania nazwy wiaduktowi. Zapewne gdyby przeprowadzone były konsultacje czy nawet głosowanie okazałoby się, że i ta nazwa „Wiadukt 100-lecia Odzyskania Niepodległości” przypadła do gustu większości elblążan. Niemniej jednak byłaby to decyzja zwykłych ludzi (tych, którzy wstawiali krzyżyk przy nazwisku), a nie władzy (tych, których nazwiska były przy krzyżyku). A tak, mimo nowych i młodych radnych, wraca stare!
Nadzieję pokładałem także w naszych parlamentarzystach, którzy brylując na warszawskich salonach mogli przywieźć do Elbląga wieści, jak świętować mamy. Jednak z jednej strony sądząc po organizacji na chybcika pochodu w Warszawie, a z drugiej strony negowaniu dokonań Mieszka I przez elbląskiego tuza intelektualno – historycznego, może i dobrze, że wielkie sprawy nie goszczą u nas na prowincji.
Elbląg raczej zbliża się do Polski powiatowej, przez co odbywa się tu mało ważnych wydarzeń. Zresztą w przeszłości też nie było ich za wiele. Jednak te, które wpisały się w naszą historię, są odpowiednio oprawione. Weźmy na ten przykład pomnik JP II, obelisk ofiar „Sprawy Elbląskiej” czy pomnik „Ofiar Grudnia”. Ba, nawet postacie niezwiązane bezpośrednio z Elblągiem jak Romuald Traugutt czy król Kazimierz Jagiellończyk upamiętnione są jak należy. Wydawać by się mogło, że pod koniec roku dla potomnych odsłonięte zostanie z wielką pompą dzieło jak obelisk, pomnik lub choćby tablica pamiątkowa. Niestety moja wyobraźnia wykazała się bardzo przyziemna, gdyż okazało się, że tym dziełem będzie … wiadukt!
Przed wyborami, w trakcie kampanii wyborczej, kandydaci na prezydenta przychylali nieba organizacjom pozarządowym, a przyszli radni opowiadali, jak ważne jest dla nich zdanie elblążan. Trudno się spodziewać, aby włodarze pytali się mieszkańców o szczegóły budżetu czy zapisów w Wieloletniej Prognozie Finansowej, ale w sprawach dotyczących nazw ulic, wręcz powinni. Co więcej powinni kierować się tylko zdaniem mieszkańców. Oczywiście tak nigdy nie było. Przypomnę tylko nazwy nadane bez szerokich konsultacji ulicy 13. Pułku czy skwerowi Zamenhofa. Taka możliwość dla władzy jest umocowana ustawowo, choć w tym samym akcie jest zapis dot. konsultacji społecznych, jak to miało miejsce w przypadku ubiegłorocznej, dekomunizacyjnej zmiany nazw.
Po kilkumiesięcznym oczekiwaniu radni na najbliżej sesji poprą prezydencki pomysł ws. nadania nazwy wiaduktowi. Zapewne gdyby przeprowadzone były konsultacje czy nawet głosowanie okazałoby się, że i ta nazwa „Wiadukt 100-lecia Odzyskania Niepodległości” przypadła do gustu większości elblążan. Niemniej jednak byłaby to decyzja zwykłych ludzi (tych, którzy wstawiali krzyżyk przy nazwisku), a nie władzy (tych, których nazwiska były przy krzyżyku). A tak, mimo nowych i młodych radnych, wraca stare!