„4 listopada potrącił mnie samochód, gdy jechałam na rowerze, 14 listopada przeszłam operację gardła, 16 listopada gdy wyszłam ze szpitala, spaliło się nasze mieszkanie. Ja i mój mąż straciliśmy dobytek całego życia oraz naszego wieloletniego przyjaciela – psa Cygana” - tak zaczynał się mail, który otrzymaliśmy od pani Barbary, mieszkanki budynku przy ul. Dolnej, w którym dwa tygodnie temu wybuchł pożar. Pogorzelcom pomogła rodzina, urzędnicy i wiele osób dobrej woli, ale pomoc nadal jest potrzebna. Zobacz zdjęcia spalonego mieszkania.
Na miejsce szybko przyjechały służby ratunkowe, strażacy z pomocą podnośnika uratowali rodzinę mieszkającą nad państwem Sulewskimi. Nikomu z mieszkańców się nic nie stało, życie stracił niestety pies Cygan, który zaczadził się dymem.
- Dostaliśmy 500 złotych zasiłku od MOPS-u i tymczasowe mieszkanie socjalne w hotelowcu przy Związku Jaszczurczego, jakoś się tu urządzamy. Dostaliśmy od ludzi meble, talerze, mikrofalę. Pracownicy OHP ufundowali nam codzienne obiady. Jesteśmy wszystkim bardzo wdzięczni, ludzie są fantastyczni. Jedyne, o co jeszcze prosimy, to żywność. 11 grudnia otrzymamy dary z Banku Żywności, ale do tego czasu nie mamy za co kupić jedzenia na inne posiłki. Przed pożarem nie byliśmy biedni, żyliśmy z męża emerytury w wysokości 1740 złotych, dorabiałam szyciem i wykonywaniem paznokci hybrydowych, ale cały sprzęt spłonął w pożarze. Pieniądze z emerytury męża musimy przeznaczyć na spłatę kredytu za to spalone mieszkanie, drugi kredyt i opłaty za media w tymczasowym mieszkaniu socjalnym. Bank nie chce nam zawiesić spłat na jakiś czas – żali się pani Barbara.
Pogorzelcom, jak przyznają, pomaga rodzina. Mają szóstkę dorosłych dzieci. - Dzieci mieszkają w Trójmieście, mają małe dzieci. Nie stać ich na finansowe wsparcie. Robią, co mogą, by nam pomóc. Rozpoczęli akcję na Facebooku, założyli konto na serwisie pomagam.pl Moja siostra pożyczyła mi samochód, byśmy mogli załatwiać sprawy. W weekend rodzina przyjedzie, by nam pomóc posprzątać to pogorzelisko. Do tej pory nie mogliśmy tego zrobić, bo trwały badania miejsca pożaru – dodaje pani Barbara.
Państwo Sulewscy mieli ubezpieczone mieszkanie, ale w związku z kredytem polisa jest scedowana na bank. Czekają na wypłatę odszkodowania, ale nie wiadomo, czy je dostaną. - W banku powiedzieli nam, że to od nich zależy, czy pieniądze z ubezpieczenia nam przekażą czy nie. A poza tym żądają, byśmy remont zrobili w trzy miesiące. Pan zobaczy, jak to wszystko wygląda! Przez ten czas nie zdążymy... - dodaje nasza Czytelniczka.
Pracownicy portEl.pl wczoraj i dzisiaj kupili pani Barbarze i panu Andrzejowi jedzenie na kilka dni. Osoby, które w ten sposób również chcą pomóc, proszone są o kontakt z naszą redakcją (mail: redakcja@portel.pl, z podaniem swojego telefonu komórkowego). Rodzinę można wesprzeć też przez portal pomagam.pl
- Gdyby ktoś miał też niepotrzebną, nawet starą, maszynę do szycia... - ma nadzieję pani Barbara.