Muzeum Archeologiczno-Historyczne na swoim profilu w mediach społecznościowych pochwaliło się pozyskaniem maszyny parowej z fabryki Franza Komnicka. Poszliśmy zobaczyć, co to takiego. Zobacz zdjęcia.
Maszyna wyprodukowana została w 1912 r. w elbląskiej fabryce Franza Komnicka: Elbinger Maschinenfabrick F. Komnick na zamówienie właściciela tartaku Łoboda k. Śliwic w powiecie tucholskim. Napędzała cztery traki pionowe produkcji bydgoskiej fabryki C. Blumwe & Sohn Eisengiesserei u. Special – Fabrik für Patentwagenachsen und Holzbearbeitungsmaschinen, trzy wahadłówki, obrzynaczkę oraz generator prądu wykorzystywany do oświetlenia tartaku. Moc maszyny określana była w dokumentach z 1955 r. na 150 koni mechanicznych.
- W pozyskaniu maszyny pomógł nam szereg osób. Zaczęło się od Władysława Glinieckiego,, mieszkańca Elbląga, który na jednym z urządzeń w tartaku dopatrzył się napisu Komnick Elbing . Poinformował nas o tym. W trakcie naszych działań dowiedzieliśmy się, że około 10 lat temu Dariusz Babojć próbować ściągnąć maszynę do Elbląga. Wówczas się nie udało. Jedna z dziennikarek Tygodnika Tucholskiego Elżbieta Doniecka pomogła nam dotrzeć do firmy Kronospan, która jest właścicielem tartaku. Udało się porozumieć z kadrą zarządzającą firmy. Dzięki wsparciu Tomasza Romana i Danuty Wiśniewskiej w efekcie kupiliśmy ją za naprawdę symboliczne pieniądze. To jest unikat – cieszy się Lech Trawicki, dyrektor Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu.
Obok silnika jego leży koło zamachowe o średnicy ponad trzech metrów. Zaskoczył nas fakt, że maszyna nie ma numeru fabrycznego. Prawdopodobnie był on na kotle, który został sprzedany razem z silnikiem. Niestety kocioł został zezłomowany.
Byli właściciele szukają w swoich archiwach wiadomości na temat maszyny. Prawdopodobnie była sprawna do 2012 r. - Do kiedy pracowała? Na razie nie wiemy – mówi Lech Trawicki. - Ale mamy zdjęcia z 2012 r., na których widać kompletny silnik.
Na razie silnik jest usadowiony na prowizorycznej podstawie. W planach jest usadowienie go na fundamencie podobnym do tego z Łobody, zamontowanie koła i wału oraz budowa wiaty zabezpieczającej przed wpływami atmosferycznymi.
A to nie jedyny artefakt związany z elbląską techniką, który możemy zobaczyć na dziedzińcu Muzeum Archeologiczno- Historycznego.
Młot z Elbląskiej Fabryki Urządzeń Kuziennych
Była kiedyś taka fabryka – Elbląska Fabryka Urządzeń Kuziennych. Powołano ją do życia w 1951 r., głównym produktem były maszyny do obróbki plastycznej metali. Ich produkcję uruchomiono w części hal przemysłowych na terenie dawnej Schichau Lokomotiv Fabrik przy ulicach Grunwaldzka – Lotnicza – Malborska. W 1960 r. z połączenia EFUK i Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego utworzono Zakład Urządzeń Technicznych, który rok później włączono do Zamechu jako wytwórnię W6.
I to z Elbląskiej Fabryki Urządzeń Kuziennych pochodzi zielony młot kowalski swobodnego kucia. Wyprodukowany w 1957 r. Waży niecałe 4 tony, z dokumentacji wynika, że korzystano z niego m. in. w warszawskich zakładach. Pewną ciekawostką jest fakt, że takie młoty do dziś pracują w wielu kuźniach na świecie. Na dziedzińcu muzeum stoi model MS 100.
- Od paru lat, od kiedy pracuję w Elblągu, próbuję dotrzeć do pracownika fabryki, który pamięta produkcję tych młotów i mógłby o tym coś więcej powiedzieć. Ostatnio dzięki grupie pasjonatów skupionych wokół grupy na FB „Zdjęcia Elbląga (współczesne, z dawnych lat, zapraszamy do dodawania – otrzymaliśmy od Dariusza Kufy unikatowy katalog/folder reklamowy młotów sprężarkowych mówi Lech Trawicki, dyrektor Muzeum Archeologiczno-Historycznego.
Młot stojący na dziedzińcu jeszcze kilka lat temu pracował w jednej z gdańskich kuźni. Ta musiała zakończyć działalność, co wykorzystali elbląscy muzealnicy i tym sposobem urządzenie trafiło to naszego miasta. Oryginalnie młot stał na betonowym fundamencie o wysokości około 3 metrów. Bijak można było wymieniać, obecnie założony jest typowy zestaw służący do podstawowych operacji kowalskich. Dzięki takim młotom obróbka plastyczna metali była bardziej efektywna, takie urządzenie „kuło” szybciej i lepiej efektywniej niż człowiek zastępując pracę wielu robotników.
- Oprócz młotów w EFUK-u produkowano gilotyny, prasy, giętarki. Chcielibyśmy skatalogować cały zakres produkcji tego zakładu i odtworzyć jego historię – mówi Lech Trawicki.
Kotwica z Zamechu
Tuż obok stoi czarna kotwica patentowa typu Halla, dość często wykorzystywana na polskich jednostkach pływających. Na pierwszy rzut oka zwyczajna, ale dla mieszkańców pracowników byłego Zamechu szczególna. Została bowiem wyprodukowana w ich zakładzie. Wyciągnięto ją podczas prac nad pogłębieniem toru wodnego Szczecin – Świnoujście. Nadzór archeologiczny nad pracami miało Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu. Wystawę artefaktów z tych prac można było oglądać w elbląskiej placówce.
Andrzej Rybicki, były pracownik Polskiego Rejestru Statków, rozpoznał inicjały Michała Rosnowskiego (ma w Elblągu swoją ulicę na Modrzewinie - red.), inżyniera, który dopuścił kotwicę do użytkowania. Z wygrawerowanych na kotwicy napisów można dowiedzieć się, że dokładnie 17 października 1959 r. kotwicę przetestowano i oddano do użytku. - Próby polegały na rozciąganiu dwóch łap na specjalnej maszynie zwanej rozciągarką. Sprawdzano odległość wyznaczonych punktów na łapach kotwicy przed i po rozciąganiu. Jeżeli łapy rozciągnęły się za mocno, to kotwica nie była dopuszczana do użytku – wyjaśnia Andrzej Rybicki.
Rozciągarka mieściła się w hali Zamechu przy rzece. Dziś w tej hali znajduje się siedziba firmy Stokota. Kilka lat temu została zezłomowana. Nie robiono przeglądów i maszyna przestała pełnić swoje funkcje. Pewną ciekawostką jest numer fabryczny kotwicy, który wynosi 7381. Biorąc pod uwagę, że numeracja dotyczy tylko kotwic (pozostałe wyroby Zamechu miały oddzielną numerację) wynika, że w Zamech do 1959 r. produkował dwie kotwice dziennie...
Kotwica waży ponad dwie tony.
Pamiątka czynu partyjnego
Czyny partyjne „...były to wierne kopie tzw. subotnika czyli stricte propagandowej akcji wykonywania różnych prac na rzecz społeczeństwa. Na większą skalę czyn społeczny rozpowszechnił się w drugiej połowie lat pięćdziesiątych jako manifestacja poparcia dla rządzącej ekipy Władysława Gomułki. Przez kolejne lata PRL czyny społeczne nabierały coraz większego rozmachu, osiągnąwszy swoje (przynajmniej deklarowane w liczbach) apogeum w latach siedemdziesiątych. We wszystkich większych miastach Polski, na wezwanie I sekretarza KC Edwarda Gierka, swój czas wolny „spontanicznie” poświęcało już nie dziesiątki, a setki tysięcy Polaków, w skali kraju były to miliony.” - czytamy na stronie Przystanek Historia
Jeden z takich czynów w wykonaniu załogi Zamechu upamiętnia kolejny artefakt na dziedzińcu muzeum. - To koło łopatkowe z turbiny, które produkował Zamech – wyjaśnia Lech Trawicki. - Takie łopatki były wielokrotnie wykorzystywane do upamiętnienia różnego rodzaju wydarzeń. Ta akurat upamiętnia czyn partyjny z 21 maja 1978 r. Jest to depozyt „Muzeum obywatela XX w.” – muzeum w organizacji, który do MAH dostarczył Piotr Kukliński.
Czekamy na kolejne.