UWAGA!

Ryszard Biel: Być we właściwym miejscu we właściwym czasie

 Elbląg, Ryszard Biel.
Ryszard Biel. Fot. Anna Dembińska, arch. portEl.pl

- Jak jeszcze żyli rodzice Zbyszka Godlewskiego, pamiętam, że odwiedzał ich Jarosław Kaczyński, były zaproszone media. Wpuszczali nas po kolei do pokoju, gdzie było ich spotkanie, bo tam było mało miejsca. Mama i tata Janka Wiśniewskiego na mój widok stwierdzili, że "o, my tego pana znamy", bo już wcześniej im robiłem zdjęcia. Prezes spojrzał na mnie i powiedział "ja tego pana też znam". Z tymi moimi włosami ja się nie mogę ukryć, zaraz mnie gdzieś wypatrzą i rozpoznają – śmieje się Ryszard Biel, elbląski fotoreporter. Rozmawiamy o fotografii, o latach jego pracy w elbląskich mediach... i o tym, że ważne są relacje z ludźmi. Zobacz też zdjęcia naszego rozmówcy w galerii.

- Gdy umawialiśmy się na rozmowę, wspomniał Pan o swoim upływającym w tym roku 25-leciu pracy.

- ... chodziło o założenie działalności gospodarczej, wtedy była taka moda w gazetach, a ja podejmowałem właśnie współpracę z Gazetą Olsztyńską. Staż samej pracy zawodowej jest oczywiście dłuższy. W 1991 r. wróciłem do Elbląga z Torunia, gdzie mieszkałem przez 10 lat, a już w Toruniu współpracowałem z prasą.

 

- To powiedzmy, jak to się w ogóle wszystko zaczęło, sama fotografia, a potem praca w mediach.

- Fotografią interesowałem się od dziecka, mój kolega, sąsiad, też się tym zajmował i takie były początki. Zawodowo to dużo późniejsza historia. W latach 80. pracowałem w Toruniu, dokąd wyjechałem z Elbląga tuż przed stanem wojennym, w Wojewódzkim Ośrodku Kultury. Wtedy zacząłem jeździć do Studium Fotografii i Filmu w Warszawie. W Toruniu współpracowałem z Nowościami, Gazetą Pomorską i z Ilustrowanym Kurierem Polskim.

 

- Skąd ten wyjazd do Torunia?

- W związku z nauką, kwestiami rodzinnymi i tym, że tam miałem mieszkanie, jak dziś tak i wtedy to był jeden z podstawowych argumentów (śmiech). Przed stanem wojennym pracowałem w Elblągu w biurze projektowym i podobnej pracy szukałem w Toruniu, ale w związku ze stanem wojennym te moje przesłane do nowej firmy papiery gdzieś ugrzęzły na poczcie, ze dwa tygodnie mi zajęło odzyskanie tego. W Toruniu trafiłem do biura projektowego związanego z cukrowniami, "Cukroprojekt", ale później zmieniłem profesję i trafiłem do kultury. W pracowni fotograficznej w Elbląskim Ośrodku Kultury w Elblągu (dziś Światowid - red.), gdzie odbywały się zajęcia, był wakat i tam pracowałem od 1991 r. Potem trafiłem do elbląskiego MDK, gdzie też prowadziłem zajęcia, a później trafiłem do prasy.

 

- Jakie były początki tej ściśle fotoreporterskiej pracy?

- Myślę, że wtedy było ciekawiej niż dzisiaj. Było fajne środowisko wielu gazet papierowych i dobre kontakty między ludźmi. Był to też zupełnie inny rodzaj pracy. Fotografia, zanim nastąpiła era cyfrowa, wymagała zupełnie innego podejścia, inne były też wymagania. Były też ograniczenia, nie robiło się tak jak dzisiaj wielu zdjęć. Dysponowałem 36 klatkami, trzeba było chwilę pomyśleć, zanim się coś "pstryknęło". Z drugiej strony dzisiaj wybieranie z bardzo wielu zdjęć też ma swoje wady. Nawet jeśli się zrobi ciekawe, fajne zdjęcie, ale czas goni do jakiejś publikacji, to nie zawsze się wybierze to, co najlepsze... Różnica polega też na tym, że kiedyś nie od razu widziało się swoje zdjęcie. Pamiętam, że kiedyś robiłem jakieś zdjęcia do gazety z Grażynką Nawrolską w związku z odkryciami archeologicznymi, a potem okazało się, że było coś nie tak z negatywem i musiałem się z nią znowu umawiać. Dobrze, że była taka możliwość, chociaż czas gonił do wydania gazety.

 

- Lepsza gazeta papierowa czy internetowa? Czy nie ma to takiego znaczenia dla fotoreportera?

- Te zdjęcia robione starszą metodą miały trochę inną duszę. W ciemni był trochę dreszczyk, czy wyszło to, co miało być zrobione. Jeszcze w Toruniu miałem taką sytuację, gdy doktorat honoris causa odbierał Giulio Andreotti. Znalazłem się tam dzięki Andrzejowi Kamińskiemu, który pracował w "Nowościach" i który dał mi namiar na Centralną Agencję Fotograficzną (później część PAP – red.). Szefem był tam Henryk Rosiak, zawsze mu przywoziłem stosy zdjęć, a on wybierał z tego parę (śmiech). Dzięki tym kontaktom byłem jedynym toruńskim fotoreporterem, który miał akredytację na to wydarzenie, musiałem szybko obrobić z tego zdjęcia, wywołać. Wywołany negatyw chciałem szybko wysuszyć, więc użyłem suszarki do włosów i trochę go uszkodziłem. Byłem przerażony, mało brakowało, a nie miałbym w ogóle zdjęć. Trochę ująć przepadło, ale jednak udało się uratować wystarczająco...

 

- To przejście z analogowej na cyfrową fotografię to było dobre doświadczenie czy może raczej nieprzyjemne?

- Było to coś nowego. Trzeba było zupełnie zmienić podejście. Trzeba pamiętać, że te pierwsze aparaty cyfrowe też miały spore ograniczenia. Mieliśmy w redakcji takiego olimpusika, od którego przecież dziś przeciętny telefon ma dużo większe możliwości. Przez ten aparat miałem też takie małe spięcie z dyrektorem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Przyjechał do elbląskiego teatru reżyserować spektakl, to było krótko po tym, jak Mirek Siedler został u nas dyrektorem. Tylko jeden reflektor oświetlał scenę, ja chciałem zrobić zdjęcie aktorowi, no i automatycznie otworzyła mi się lampa. Był błysk, więcej mi nie było potrzebnych zdjęć, więc zacząłem się zbierać do wyjścia. Gdy brałem płaszcz z szatni, przyleciał ten dyrektor, krzyczał do ochrony, żeby mnie zatrzymała. Powiedział, że tym błyskiem popsułem wszystko itd., przeprosiłem, tłumaczyłem się, pamiętam, że Mirek Siedler był trochę tym wszystkim zdziwiony, no ale ostatecznie udało się sprawę załagodzić. Reżyser mnie za to zaprosił na godz. 17, żeby zrobić sesję zdjęciową poza spektaklem. Nie było mi to już do niczego potrzebne, ale nie wypadało odmówić, no to ten aktor znowu latał po scenie, a ja robiłem zdjęcia...

 

- Był Pan przez te wszystkie lata na wielu wydarzeniach w Elblągu jako fotoreporter. Jest jakieś najważniejsze, coś, co się wyróżnia, o czym dziś może powiedzieć: "byłem tam, to ja tam robiłem fotki".

- Naprawdę ciężko wybrać coś konkretnego. Może "Zaślubiny z morzem", było to zrobione z wielką pompą, jeszcze nie było w mieście mowy o czymś takim jak przekop Mierzei Wiślanej. Pamiętam, że do Elbląga przyjechał kiedyś Edward Żentara, żeby reżyserować "Zbrodnię i karę", ja robiłem zdjęcia. Jakoś się zgadaliśmy, poprosił mnie, żebym zrobił parę portretów. Trochę mnie zaskoczył, ale mówię: "dobra". To było robione na jego filmach, on to wywołał w Kodaku, jak jeszcze był na 1 Maja. Zobaczyłem efekt i stwierdziłem, że tak to nie może wyglądać. Wziąłem go do znajomego fotografa na Brzozową, do dzisiaj tam zresztą jest zakład i poprawiliśmy te zdjęcia. Jemu bardzo spodobał się efekt, wykorzystywał potem te zdjęcia... i praktycznie do jego śmierci mieliśmy ze sobą kontakt, wysyłaliśmy sobie kartki na święta, nawiązała się relacja. Bardzo to było miłe, to był bardzo fajny człowiek.

 

- To jeśli nie o wydarzeniach, to może właśnie coś więcej o ludziach spotkanych w czasie fotoreporterskiej pracy? Może właśnie o tych, których już z nami nie ma?

- Ciekawe sytuacje były z biskupem Śliwińskim. Jak otwierali wiadukt w Bogaczewie, to potem był tam taki namiot z cateringiem. Był piątek. Koleżanka z redakcji, Grażyna Gosk, osoba wierząca, stwierdziła, że w piątek to tak nie bardzo, żeby takie posiłki jadła. I w tym momencie usłyszeliśmy z boku głos bpa Śliwińskiego: "Spokojnie, ja już tu dzisiaj już wszystkim odpuściłem, można jeść, dyspensa jest". Prawie rok współpracowałem z śp. prezydentami Słoniną, Wilkiem, bardzo miło to wspominam. Dobrze się to układało. Pamiętam też, jak do Elbląga trafił śp. biskup Styrna, musieliśmy zaczekać, aż nas wpuszczą do kurii, ale wcześniej przyczaiłem się z innymi od tyłu za żywopłotem. Nowy biskup, jak poprosiłem go, żeby mu zrobić parę zdjęć portretowych, spojrzał i mówi do mnie: "A, to pan się tak czaił za tymi krzakami". Może przez ten kolor włosów akurat na mnie zwrócił uwagę, bo niestety się z tą moją fryzurą nie da ukryć (śmiech).

 

  Elbląg, Ryszard Biel: Być we właściwym miejscu we właściwym czasie
Fot. Mikołaj Sobczak

- To prawda czy legenda, że zawsze miał Pan białe włosy?

- No nie (śmiech), tak do trzydziestu paru lat miałem czarne, nawet w ogólniaku miałem ksywkę "Czarny". No ale teraz to fakt, to mój znak rozpoznawczy. Jak jeszcze żyli rodzice Zbyszka Godlewskiego, pamiętam, że odwiedzał ich Jarosław Kaczyński, były zaproszone media. Wpuszczali nas po kolei do pokoju, gdzie było ich spotkanie, bo tam było mało miejsca. Mama i tata Janka Wiśniewskiego ("Ballada o Janku Wiśniewskim" opisuje zastrzelenie Zbyszka Godlewskiego podczas wydarzeń Grudnia 1970 - red.) na mój widok stwierdzili, że "o, my tego pana znamy", bo już wcześniej im robiłem zdjęcia. Prezes spojrzał na mnie i powiedział "ja tego pana też znam". Z tymi moimi włosami ja się nie mogę ukryć, zaraz mnie gdzieś wypatrzą i rozpoznają (śmiech).

 

- Są takie osoby, które nadały jakoś szczególnie kierunek Pana życiu zawodowemu, miały największy wpływ?

- Gdy byłem w Toruniu w Wojewódzkim Ośrodku Kultury, przez pięć lat Związek Artystów Fotografików Polskich organizował w mieście plenery, a my mieliśmy dość dużą pracownię fotograficzną więc ci artyści z tego korzystali. M.in. nieżyjący już Paweł Pierściński, Krzysiu Majchert, Andrzej Zieliński, dwaj ostatni byli uczniami Witolda Dederki... Oni uczyli mnie m. in. tzw. techniki gumy warszawskiej.

W Elblągu świetnie nam się współpracowało z śp. Piotrem Kajmerem. Najpierw trafiłem do MDK-u na jego miejsce, a potem ściągnął mnie do Gazety Olsztyńskiej, polecił mnie tam. Potem pracowaliśmy razem w Dzienniku Elbląskim. Spędziliśmy tam ze 20 lat... Zupełnie inne czasy, w redakcji było w najlepszym momencie 30-40 osób. Początkowo wysyłaliśmy do druku gotową gazetę do Olsztyna, nasze zdjęcia tam nanoszono na blachy. Później wszystko zaczęło iść internetem, ale bywało różnie, były awarie, prędkość tego internetu była niska. Pamiętam, jak przeciągaliśmy jakieś kable, kabelki, żeby to przesłać. Trzeba się było też wyrobić w czasie, była większa presja, żeby wyrobić się przed deadlinem (zamknięcie wydania papierowej gazety - red.). Inne też były wymagania co do samych zdjęć, musiały one bardziej pasować do tekstu, było ich przecież mniej. Zdjęcie musiało coś wnosić, dodawać do tego materiału. Jak już cały materiał poszedł do Olsztyna, to trzeba było czekać na zatwierdzenie, szliśmy wtedy razem do pubu, na rzutki. Jak materiał przyklepano, to można było iść do domu, jak nie, to trzeba było w tempie poprawiać. Bywały podbramkowe sytuacje, ale zawsze jakoś udało się wywiązać z zadania, dopiąć gazetę.

Pamiętam, jak na Mazurskiej był jeszcze 13. pułk przeciwlotniczy. Były tam stacje radarowe. Zaproszono nas na jakiś pokaz wojskowy, pojechaliśmy z Piotrkiem Kajmerem robić zdjęcia. On robił je cyfrówką, ja, jak się później okazało na szczęście, analogowym aparatem. Okazało się po powrocie do redakcji, że on nie ma nic na aparacie, pewnie pole magnetyczne z tego sprzętu "wyfrunęło" te zdjęcia.

 

- Co jest dla Pana najciekawsze w fotografii? Portrety, krajobrazy, typowo fotoreporterskie działania, czy może jeszcze coś innego?

- Najbardziej lubię iść w tę przyrodniczą stronę, fotografować pejzaże itp. Pracuję teraz z Maćkiem Olewniczakiem z Galerii EL nad takim projektem związanym z fotografią krajobrazu i z dźwiękiem, mamy pomysł na taką wystawę. Wstępnie myślimy o tym, żeby pokazać ją w przyszłym roku, ale nie chcę tu jeszcze zbyt wiele mówić. Teraz już nie mam za bardzo tych współpracy redakcyjnych, do marca współpracowałem jeszcze z Dziennikiem Elbląskim, a teraz głównie robię sport, Concordię. Już mi się aż tak nie chce biegać po tych wszystkich wydarzeniach, już się też naoglądałem tych różnych wypadków, pożarów.

 

- Jaki jest przepis na dobre zdjęcie?

- Dobrze obserwować otoczenie, mieć oczy dokoła głowy. Trzeba być we właściwym miejscu we właściwym czasie, starać się być jak najbliżej tego momentu, wykorzystywać każdą sytuację. Pomijam już stronę techniczną, chociaż dzisiaj sprzęt jest dziś mocno zautomatyzowany i pewne rzeczy można podratować.

 

- Zdarzało się przegapić takie chwile, zagadać z kimś?

- Zdarzało, bo ja mam to do siebie, że lubię gadać (śmiech). Czasami się ze mnie śmiali, że ja gadam zamiast robić zdjęcia.

 

- Ale m. in. dlatego wszyscy Pana znają.

- Zawsze wychodziłem z założenia, że jak się nawiązuje kontakty, to procentuje to na przyszłość. Często się to sprawdzało, jak chciałem zrobić gdzieś jakieś zdjęcia, miałem już przetartą ścieżkę. Było łatwiej, mogłem gdzieniegdzie wejść "z marszu". Te kontakty zostają, przenoszą się na życie prywatne, z wieloma osobami jestem na "ty", bo przez tyle lat ciągle się gdzieś obok siebie przewijamy.

 

- Pan lubi ludzi.

- Staram się. Raczej nie jestem typem odludka, nawiązuję kontakty, podtrzymuję je.

 

- Jest jakieś zdjęcie, z którego jest Pan szczególnie zadowolony? Gdyby np. tylko jedno miało zostać powieszone w jakiejś galerii, to które?

- Trudno mi coś takiego nagle wybrać.

 

- Jest Pan przez niemal całe życie związany z Elblągiem. Jest coś, co szczególnie zwraca Pana uwagę w tym mieście, może coś, na co powinniśmy zwrócić uwagę, docenić, albo coś, co wymaga poprawy?

- Jest to fajne i dobrze położone miasto, ma świetne okolice. Cały czas jest to nie do końca wykorzystywane. Turyści tu np. przyjeżdżają, oblecą coś w 2-3 godziny i lecą dalej. Moim zdaniem powinniśmy dążyć do tego, żeby Elbląg stał się takim centrum ich pobytu, żeby skupiali się na mieście i najbliższej okolicy. Mamy sporo ciekawych rzeczy, a niektórzy nawet nie wiedzą, że mamy takie muzeum, że można tu dopłynąć z Buczyńca tymi pochylniami... Frombork, Wysoczyzna Elbląska, Zalew Wiślany, jest mnóstwo ciekawych rzeczy tu i w okolicy do pokazania.

rozmawiał Tomasz Bil

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Uwaga! Opinia zostanie zamieszczona na stronie po zatwierdzeniu przez redakcję.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
  • Ma Pan rację. Elbląg trafił nam się jak " ślepej kurze ziarno"...
  • Tak Panie Ryszardzie jesteś tam gdzie są wydarzenia w naszym mieście. Gratuluje pasji.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    16
    1
    Markkol1(2024-10-27)
  • Pan Ryszard Biel to najlepszy elbląski fotograf. Gratuluję zaszczytnego jubileuszu w pracy fotografa i pieknej pasji opartej na gruntownym i solidnym wykształceniu w dziedzinie fotografii. Zdjęcia tego bardzo dobrego Fotografa są wyjątkowe, naturalne i nieprzeciętne. Ceniłam również zdjęcia Śp. Piotra K. Niestety, wszyscy pozostali pseudo fotografowie, bez wykształcenia myślą, że obsługa fotoszopa to recepta na tzw. dobre zdjęcie.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    6
    1
    Artystka(2024-10-27)
  • No, no Panie Ryszardzie jest Pan wizytówką naszego miasta. Biel, białe /siwe/ włosy i wszędzie gdzie się pojawi "o Biel" przyszedł będzie zdjęcia robił. Oby tak dalej. Hashtagi: #BIEL
  • Stolica miała papcia Chmiela, Elbląg ma Rysia Biela
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    5
    0
    Blumenbauer(2024-10-28)
  • Gratulacje Rysiek. I LO.
  • Czy chcesz, czy nie chcesz, to jesteś Rysiu charakterystycznym człowiekiem w Elblągu
  • Pan Ryszard to swój chłop. Zawsze doradzi w kwestii kadru, sytuacji, dobrego zdjęcia. A co do włosów - nie wiem Redakcjo, czy wiecie jak Rysia nazywamy w branzy fotograficznej? Papcio Chmiel :)
  • Pozdrowienia od Ryszarda dla Ryszarda.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    1
    0
    wronek(2024-10-28)
  • Pan Ryszard to obecnie najlepszy fotograf w Elblągu i okolicach. Dokumentuje wszystkie ważne wydarzenia w sposób rzetelny i naturalny. Wielki szacunek i podziw.
  • Bardzo ciekawy artykuł, przyjemnie się czyta. pozdrawiam
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    jaa25879(2024-10-29)
Reklama