Niedziela na „starej” plaży w Kadynach. Ręcznik przy ręczniku, kocyk przy kocyku. Amatorzy kąpieli słonecznej smażą się na skwarkę, inni chłodzą się w wodzie (jeszcze nie zaatakowanej przez zdradziecką E Coli). Dzieci robią babki z piasku. Sielanka?
Niezupełnie. Atmosferę plażowania zakłóca obecność psów, którym właściciel postanowili zafundować weekendowy relaks. Zwierzęta wbiegają do wody (i trudno się dziwić, bo żar niemiłosierny), ale dlaczego między kąpiącymi się maluchami? Pół metra od szkraba w krótkich majteczkach pies załatwia potrzebę fizjologiczną, inny otrzepuje się z wody nad opalającą się panią w czerwonym bikini. I szczekanie.
Właściciele psów dbają o swoich czworonożnych przyjaciół. Kiedy temperatura przekracza 30 stopni Celsjusza, wiedzą, że zwierzaki, tak jak i ludzie, czują się – delikatnie mówiąc – niekomfortowo. Zabierają więc psy za miasto, niech się schłodzą w wodzie, pohasają – myślą. Tylko dlaczego ich troska nie rozciąga się na dwunożnych plażowiczów? Ci też chcą odpocząć, popływać, opalać się i miło spędzić czas z rodziną. Ale odpocząć w spokoju nie mogą, bo psy ujadają (trudno powiedzieć, czy to reakcja na upał, czy radość z wycieczki), biegając, zasypują piaskiem kolejne koce, rozpędzone wpadają do wody między bawiące się dzieci, gdzie załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne, a w drodze powrotnej otrzepują się z wody nad niespodziewającymi się takiego orzeźwienia plażowiczami.
Niektórzy protestują, tłumaczą, że plaża to nie miejsce dla psów, że tu są małe dzieci, które boją się takich szalejących zwierzaków. Tym bardziej, że zwierzaki to przeważnie nie małe kundelki, a raczej potężne psiska, które wzbudzają lęk nawet u dorosłych. Właściciele ruszają wówczas do ataku, że psy też muszą odpocząć, ochłodzić się, i że w sumie to reszta plażowiczów nie ma serca, bo nie troszczy się o zwierzęta. Ponadto okazuje się, że każdy pies to chodząca łagodność, nikogo jeszcze nie ugryzł, a dzieciom kontakt ze zwierzęciem się przyda.
No pewnie, ale czy aż tak bliski? I koniecznie z psią kupą w wodzie?
I diabli wzięli niedzielny relaks na plaży.
Właściciele psów dbają o swoich czworonożnych przyjaciół. Kiedy temperatura przekracza 30 stopni Celsjusza, wiedzą, że zwierzaki, tak jak i ludzie, czują się – delikatnie mówiąc – niekomfortowo. Zabierają więc psy za miasto, niech się schłodzą w wodzie, pohasają – myślą. Tylko dlaczego ich troska nie rozciąga się na dwunożnych plażowiczów? Ci też chcą odpocząć, popływać, opalać się i miło spędzić czas z rodziną. Ale odpocząć w spokoju nie mogą, bo psy ujadają (trudno powiedzieć, czy to reakcja na upał, czy radość z wycieczki), biegając, zasypują piaskiem kolejne koce, rozpędzone wpadają do wody między bawiące się dzieci, gdzie załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne, a w drodze powrotnej otrzepują się z wody nad niespodziewającymi się takiego orzeźwienia plażowiczami.
Niektórzy protestują, tłumaczą, że plaża to nie miejsce dla psów, że tu są małe dzieci, które boją się takich szalejących zwierzaków. Tym bardziej, że zwierzaki to przeważnie nie małe kundelki, a raczej potężne psiska, które wzbudzają lęk nawet u dorosłych. Właściciele ruszają wówczas do ataku, że psy też muszą odpocząć, ochłodzić się, i że w sumie to reszta plażowiczów nie ma serca, bo nie troszczy się o zwierzęta. Ponadto okazuje się, że każdy pies to chodząca łagodność, nikogo jeszcze nie ugryzł, a dzieciom kontakt ze zwierzęciem się przyda.
No pewnie, ale czy aż tak bliski? I koniecznie z psią kupą w wodzie?
I diabli wzięli niedzielny relaks na plaży.
A