UWAGA!

Pszczoła jest dobra na wszystko!

 Elbląg, Patryk Bewicz o pszczołach może opowiadać bez końca.
Patryk Bewicz o pszczołach może opowiadać bez końca. Fot. Mikołaj Sobczak

Trudno chyba o bardziej ekologiczne stworzenia niż pszczoły. Przekonuje o tym także Patryk Bewicz, który od początku 2020 r. prowadzi własną pasiekę o wdzięcznej nazwie Beewicz. - Dla środowiska, dla zdrowia, dla samopoczucia, dla relaksu, dla miodu, to tylko niektóre argumenty, by zaprzyjaźnić się z tymi owadami – przekonuje pszczelarz, gdy odwiedzamy go w niedalekich Rogajnach. Zobacz zdjęcia.

Owadów jest coraz mniej

- Kiedyś jak się pojechało nad wodę, do lasu, to owadów było mnóstwo. Teraz nawet na działce zauważam, że ich brakuje, może są komary... Pamiętasz dawniej, jak wszędzie latały takie białe motyle, chyba kapustniki się nazywały? Kiedy ostatnio takiego widziałeś - pyta mnie Patryk Bewicz, pasjonat pszczelarstwa.

- Właściwie... nie pamiętam - odpowiadam zgodnie z prawdą.

- Niestety, jako ludzie eksterminujemy wielu naszych owadzich przyjaciół. Inni pszczelarze też to widzą, to nie tylko moje zdanie, ale środki ochrony roślin, nieodpowiednio stosowane, niszczą środowisko. Owady mają coraz mniej siedlisk. To jest naprawdę spory problem, jeśli pamiętamy, że dzięki nim powstaje 1/3 żywności na świecie... W Elblągu bardzo podobało mi się, gdy jakiś czas temu była akcja sadzenia lip, czyli roślin miododajnych. To są świetne działania, ich powinno być więcej, w przeciwieństwie do uprawiania tzw. betonozy, której jestem wielkim przeciwnikiem - komentuje Patryk, który zaprosił nas do swojej pasieki (a może raczej my się tam wprosiliśmy), żebyśmy porozmawiali o tym, jakim dobrodziejstwem dla nas są pszczoły. Sprawdźmy więc, co w trawie piszczy, a w ulu... bzyczy.

 

Od wizyty u kumpla do własnej pasieki

Końcówka sierpnia, gorące poniedziałkowe popołudnie. Razem z naszym fotoreporterem Mikołajem meldujemy się w urokliwych Rogajnach. Przybijamy piątkę z pszczelarzem, wdziewamy kombinezony (BHP przede wszystkim), gospodarz odpala podkurzacz. Czas pozwiedzać pasiekę.

- W tej pasiece mam dwa rodzaje uli, warszawskie poszerzane i wielkopolskie – zaczyna oprowadzanie Patryk Bewicz. Pokazuje kolejno części ula. Tu korpus gniazdowy z matką, gdzie składa ona jaja, czyli czerwi, a tam towarowy, pełen ramek, stanowiący swego rodzaju magazyn. W nim produkuje się miód. To znaczy pszczoły produkują, a pszczelarz... - Pszczelarz nie produkuje, z szacunku do pracy pszczół mówimy o pozyskaniu miodu – podkreśla nasz gospodarz. Potem tłumaczy, że stopniowo będzie przerzucał się na ule wielkopolskie, bo pszczoły "znacznie lepiej sobie w nich radzą". Patryk pozyskał w tym roku miód rzepakowy, spadziowy, lipowy, wielokwiat... O wszystkim, co związane z pasieką, mówi z wyraźnym podekscytowaniem, rzuca fachowymi terminami, pokazuje przyrządy, którymi się posługuje. Znamy się od czasów szkoły średniej i szczerze mówiąc, nie mogę pozbyć się zdziwienia, że został pszczelarzem.

- Jak ty w ogóle się tym zainteresowałeś? - wypalam w końcu.

- Parę lat temu pojechałem do mojego przyjaciela, do Pogant na Mazurach, gdzie zajmował się tamtejszym folwarkiem. Tam była pasieka, miała 15-20 pni – odpowiada Patryk. Od razu dodaje widząc moje pytające spojrzenie: - Pień to inaczej ul. Mój przyjaciel pomagał wtedy pszczelarzowi, bo akurat było wirowanie miodu z plastrów. Spędziłem z nimi cały dzień i sam pomagałem. I po tym doświadczeniu doszedłem do wniosku, że też tego chcę! Po prostu sprawiło mi to ogromną przyjemność.

- Odpocząłeś psychicznie, fizycznie?

- Jedno i drugie. Przeżywam to podobnie do dziś, tylko jest to wzmocnione, bo jestem u siebie. Mam z tego ogromną radochę, w swojej pasiece mogę też czuć się swobodnie. Odpoczywa umysł, a dzięki temu odpoczywa ciało – mówi z przekonaniem Patryk. Może trochę tego pszczelarstwa ma w genach, bo, jak podkreśla, przed wojną zajmował się tym jego pradziadek.

A jak często jest w pasiece? Co dwa tygodnie przyjeżdża na przegląd (dojazd zajmuje mu 30-40 minut), sprawdza, czy matka pracuje, czy jaja są odpowiednio składane, czy jest czerw, czy przypadkiem owady nie dążą do tego, żeby się wyroić, czyli podzielić na dwie rodziny.

- To ostatnie jest oczywiście bardzo niekorzystne, bo nowa matka zabiera ze sobą część pszczół i “towaru”, choć jest to naturalne zjawisko - podkreśla pszczelarz. Trzeba więc pilnować, by w ramce nie pojawiły się mateczniki. Nie jest to na szczęście trudne, bo kokon przyszłej matki łatwo odróżnić od innych. Takich "doglądających" działań jest w pszczelarskim fachu oczywiście znacznie więcej.

 

Otwieramy ul

  Elbląg, Tu dzieje się magia.
Tu dzieje się magia. Fot. Mikołaj Sobczak

Nie każdy pszczelarz to robi, ale Patryk podczas przeglądu sprawdza każdą ramkę, “bo lubi”. Jednocześnie przyznaje, że można zamiast tego zerknąć na tzw. ramkę pracy, która jest swego rodzaju papierkiem lakmusowym ula.

Czas na gwóźdź programu, czyli otwarcie pnia. Bierzemy dłuto, miotełkę, chwytak do ramek i przystępujemy do dzieła. Przełom sierpnia i września to czas szykowania się do zimowania, ale szybko dostrzegamy na ramkach nieco miodu. W pasiece Patryka są trzy główne gatunki pszczół: buckfast, krainka bałtycka, alpejka. Trafiliśmy na nieco deszczową aurę, więc owady były trochę niespokojne, zwłaszcza tego ostatniego gatunku. Z drugiej strony alpejka jest wg Patryka “najbardziej pracowita”. W jednym ulu w pasiece Beewicz jest 30-50 tys. pszczół i kiedy wyjmujemy jedną z ramek, widać, jak intensywnie toczy się tam życie. Niedługo może trochę zwolni, bo idą chłodne miesiące. Wkrótce owady dostaną zapas pokarmu, rozpuszczonego syropu, na zimę.

Jak się okazuje, pszczelarz ciągle musi coś kontrolować, coś zabezpieczać. Również (a może przede wszystkim) "szefową" ula.

- Oddzielam części ula kratką, żeby matka nie przechodziła do części towarowej. Gdy się do tego dopuści, miód ma za dużo białka, bo wiruje się z czerwiem – kontynuuje pszczelarskie opowieści nasz gospodarz. Pokazuje, gdzie na kratce widać miód, gdzie jest on jeszcze zasklepiony, a nawet miejsce, gdzie rodzi się nowa pszczoła. Zewsząd otacza nas bzyczenie. Nie bez powodu mówi się, że ktoś jest pracowity jak pszczoła. Bo np. taki truteń ma zdecydowanie lżej.

- Zadaniem trutnia jest pobudzanie rozmnażania pszczół, dzięki niemu królowa składa więcej jaj. On sam tylko raz zapładnia królową podczas lotu godowego i przy tym umiera, bo łamie mu się kręgosłup - zaznacza nasz rozmówca. Co z resztą trutni? - Resztę na zimę “dziewczyny” wywalają z ula, więc trutnie umierają – mówi pszczelarz. Ostatecznie los trutnia jest jednak dość smutny, wróćmy więc do innych spraw.

- Co jeszcze musisz tu zrobić przed zbliżającym się zimowaniem? - pytam.

- Zadbać o leczenie, żeby pszczoły nie miały warrozy, bardzo niebezpiecznej choroby. W uproszczeniu, to taki pasożyt żyjący na pszczole, który może do wiosny wykończyć cały ul. Należy więc pszczołom podawać apiwarol albo paski z kwasu mrówkowego, metody są różne - podkreśla Patryk.

Jeszcze przez chwilę oglądamy kolejne ramki. Wydawać by się mogło, że to tyle – jakiś facet chce mieć miód, to założył pasiekę i go pozyskuje. Tylko że Patryk na pszczelarstwo patrzy dużo głębiej i dzieli się tym spojrzeniem z innymi.

 

Pszczoły są eko, pszczelarz też powinien

- Uważam, że prawdziwe pszczelarstwo zaczyna się wtedy, gdy nie tylko bierzemy, ale zaczynamy dawać – podkreśla Patryk Bewicz. - Pozyskujesz miód? Zadbaj o otoczenie robiąc nowe nasadzenia roślin miododajnych. Mam tu już np. korkowca syberyjskiego, amorfę, planuję pole lawendowe i więcej krzewów – zaznacza nasz gospodarz. Przyznaje, że jest w znacznym stopniu samoukiem jeśli chodzi o prowadzenie pasieki, ale wymienia się doświadczeniami z innymi, udziela na forach, sporo czyta. - Przede wszystkim korzystam z “biblii pszczelarskiej”, czyli “Gospodarki pasiecznej” pani Ostrowskiej. Od lat 80', kiedy książka się ukazała, wciąż jest w znacznej mierze aktualna – zaznacza. A jak wyglądają relacje z innymi pszczelarzami?

- Znamy się z paroma młodszymi i z jednym starszym pszczelarzem, z tymi uczulonymi na jad, jak ja. Po prostu czasem czekamy razem na zastrzyki – śmieje się Patryk. Jest więc okazja do wymiany doświadczeń. Są też różnice międzypokoleniowe, bo jak jeden z młodszych mówi, że warto otrzeć rękawicę i kostium miętą, bo to uspokaja owady, to ten starszy się obraża, bo “nigdy tak nie robił”.

Pasieka, jak podkreśla nasz rozmówca, pozytywnie wpływa na najbliższe otoczenie. Sąsiedztwo uli np. przy polu rzepaku może według badań zwiększyć z niego plony o 15 proc. Ze swoim jedynym sąsiadem Patryk ma dobre relacje, dostał nawet od niego nasiona, żeby poeksperymentować z nowymi nasadzeniami (a skoro sąsiadów jest mało, to łatwiej jest też zachować wymóg, by ule znajdowały się minimum 15 m od czyjegoś płotu i odpowiednio oznaczyć pasiekę). Pszczelarz opowiada dalej, że pszczoły wytwarzają też pierzgę, można powiedzieć, że to naturalny antybiotyk dla nich i dla człowieka. - Pszczoły oddziałują też globalnie, bez pszczół nie mielibyśmy tyle żywności. Przecież owoców i warzyw nie byłoby bez zapylania – mówi Patryk. Przez dłuższy czas w naszej rozmowie ostro krytykuje też to, że ludzie stosują szkodliwe dla pszczół opryski, co wykańcza owady. - Z roku na rok jest ich stopniowo coraz mniej – przyznaje ze smutkiem pszczelarz.

Dodajmy, że nasz gospodarz zdążył już przeprowadzić parę szkoleń, na których pokazywał chętnym, na czym polega jego praca i jakie niesie ona korzyści.

- Opowiadałem o pozyskaniu miodu, wosku, kitu pszczelego, pierzgi itd. Najpierw robiłem to dla znajomych, a potem pocztą pantoflową się rozniosło, więc gościłem w pasiece osoby z Trójmiasta czy Wejherowa. Zamierzam taką działalność kontynuować – podkreśla. Dzieli się też planami na rozwój pasieki. Zresztą ona rozwija się cały czas, bo w stosunku do zeszłego roku pozyskano z niej teraz prawie dwa razy więcej miodu. A to dosyć ważne, bo pasieka to dla Patryka jedynie hobby (na co dzień sprzedaje części w firmie produkcyjnej), w tym roku pierwszy raz nie musiał do niej dokładać, mimo że ceny wszystkiego idą w górę, a trzeba choćby kupować leki dla pszczół. Odbiorcami miodu jest otoczenie Patryka, elblążanie, ale także znajomi z Trójmiasta.

- Trochę zaistniałem jako pszczelarz na Facebooku, najpierw na swoim profilu, teraz sama pasieka jest już w mediach społecznościowych. Chętni są, bo widzą w internecie, w jaki sposób ja ten miód pozyskuję. Działa też poczta pantoflowa, a recenzje mam niezłe. Ze trzy razy miałem sytuacje, że czyjeś dzieci nie lubią miodu, a gdy spróbowały tego ode mnie, pokochały go - zaznacza pszczelarz. Patryk dodaje dla przykładu że 1,2-kilogramowy słoik lipowego miodu wycenia na 50 zł. I przyznaje, że obecna sytuacja jest trudna, bo wielu pszczelarzy wycofuje się, nawet na silnym pod tym względem południu Polski. - Pszczelarstwo nie jest chronione w naszym kraju pod względem konkurencji choćby z tańszymi, nieprzebadanymi odpowiednikami ze wschodu - zaznacza mój licealny kolega. - To dokładnie ta sama sytuacja, co ze zbożem - dodaje.

- Pasieka będzie powiększona o kolejne ule. Chciałbym w przyszłości spróbować także prowadzenia pasieki wędrownej, która ułatwia pozyskanie wieloodmianowych miodów - mówi jeszcze Patryk. Bo miód jest trochę jak bigos, tzn. każdy jest inny. I może dawać różne korzyści.

- Miód spadziowy i wrzosowy są bardzo prozdrowotne - podkreśla pszczelarz. - Np. spadziowy jest bardzo dobry dla osób mających problemy z płucami i odpowiedni dla cukrzyków, w przeciwieństwie do rzepakowego, który ma dla nich za dużo fruktozy - tłumaczy. O tym, że miód jest po prostu smaczny, nie trzeba się chyba szerzej rozpisywać?

 

Z pasieki do miasta i do domu

Patryk Bewicz przyznaje, że prowadzenie pasieki, nawet jeśli bywa w niej raz na dwa tygodnie, mocno zmieniło jego codzienność.

- Pszczoły to temat niemal codziennych rozmów w domu: co można zrobić lepiej, co było nie tak itd. Mam całą “księgę spostrzeżeń i wniosków”, którą zapisuję od początku istnienia pasieki – przyznaje nasz rozmówca. Dodaje, że z pszczołami bywa różnie, bo w jednym ulu w Rogajnach jedna pszczela rodzina praktycznie nie produkuje miodu (nazywa ją “rodziną patologiczną”). W takich sytuacjach trzeba identyfikować problemy i próbować jakoś im zaradzić. Ciągle jest nad czym się zastanawiać i o czym rozmawiać - Mam w tym na szczęście wsparcie mojej drugiej połówki, Nadii, chociaż czasem pewnie ma mnie dosyć z tą pszczelarską pasją. Z drugiej strony sama też już “połknęła bakcyla” i często pracuje przy pszczołach - zaznacza.

Dodajmy, że z pszczelarskiej działalności Patryka dumni są według jego relacji rodzice (jak podkreśla jego mama, dumni byliby też jego dziadkowie, Walenty i Halina), dopingują go też kumple, doradzając, co z działań w pasiece wrzucić w internet, albo uczestnicząc w pszczelarskich szkoleniach.

- Widzę, że od kiedy zajmuję się pszczelarstwem, bardzo zmieniła się moja świadomość, bardzo zmieniło się też nasze funkcjonowanie w domu. Zaczęliśmy np. piec nasz własny chleb, uprawiać na działce warzywa i owoce, przetwarzamy ich teraz całe mnóstwo. Ostatnio bardzo polubiliśmy choćby domowy... keczup z cukinii. Robię też na własny użytek miód pitny, jest pyszny. Generalnie zdrowotnie i ekonomicznie jesteśmy na pewno do przodu. Mógłbym dodać, że w mieszkaniu bardzo otaczamy się roślinami, są we wszystkich pokojach, ale tak było jeszcze przed pasieką – zaznacza Patryk. Po tym, jak opowiada o pszczołach, łatwo wywnioskować, że parę użądleń i zastrzyków to dla niego wyjątkowo mała cena za dobro, jakie niesie ze sobą prowadzenie pasieki.

Z owocami pracy. Fot. Mikołaj Sobczak

Tomasz Bil

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama