Gdy krew bulgocze w żyłach, a serce bije jak oszalałe, oni czują się wolni. Czują, że żyją. By jednak życiem mogli cieszyć się jak najdłużej potrzebują wsparcia siły wyższej. I dlatego, przed rozpoczęciem nowego sezonu, święcą swoje pojazdy. - Motocykl to niebezpieczne narzędzie, którym można zrobić sobie krzywdę więc czuwanie opatrzności jest potrzebne – zapewnia Mieszko Gotkowski z PKS Korona Elbląg, członek kadry narodowej w rajdach enduro.
- Dlaczego święcimy motocykle? To wynika z naszej wiary, zawierzenia Panu Bogu swojego życia – wyjaśnia Mieszko Gotkowski, prezes sekcji motocrossu Parafialnego Klubu Sportowego Korona. - Motocykl to niebezpieczne narzędzie, którym można zrobić sobie krzywdę i każdy doświadczony motocyklista wie, że czuwanie opatrzności jest potrzebne. Stary sezon się kończy i chcemy, by przyszły był szczęśliwy.
Skoro to niebezpieczny sport dlaczego sam jeździ, zachęca innych, nawet własnego syna Aleksandra?
- W moim przypadku może to być uzależnienie od wysiłku, od adrenaliny – przyznaje z uśmiechem. - Poza tym myślę, że prawdziwy mężczyzna potrzebuje się w czymś sprawdzić i poczuć wolność, adrenalinę w żyłach i szybsze bicie serca. Motocykle to właśnie dają. Nawet niektóre panie, po spotkaniu z motocyklami, potwierdzają, że coś musi w tym być – dodaje. - Widziałem też wiele małżeństw wspólnie jeżdżących.
Mieszko to doświadczony motocyklista. Jeździ od 24 lat. Swoją historie ze sportem zaczynał w Gdańskim Auto Moto Klubie. Na swoim koncie ma zdobycie Pucharu Polski w Cross Country 2011 r., czołowe miejsca w mistrzostwach Polski w poszczególnych rundach. Największy sukces jednak osiągnął w 2014 r. - wicemistrzostwo Polski w enduro. Jest też członkiem kadry narodowej w rajdach enduro na rok 2015. Celuje w rajdach enduro i hard enduro.
Pasją motocyklową zaraził swojego syna, 13 – letniego Aleksandra. Razem trenują na torze w Ogrodnikach.
A jakie plany na nowy sezon sportowy ma Mieszko Gotkowski?
- Przejechać mistrzostwa Polski, jak Bóg da, wszystkie rundy – wymienia - i mistrzostwa świata, a przynajmniej ten najsłynniejszy wyścig enduro tzw. sześciodniówkę, który jest już organizowany ponad 100 lat. W tym roku blisko, bo na Słowacji.
W błocie, na piasku i na leśnych ścieżkach Mieszka goni Bartosz Szenderłata. Przyznaje, że jeździ od dziecka, najpierw WSK-ami, MZK-ami, "Komarkami", potem szybszymi motorami na asfalcie. Od kilku lat ściga się motocyklami motocrossowymi.
- W motocyklach zafascynowała mnie nie prędkość, a przyspieszenie – tłumaczy swoją miłość do dwóch kółek. - Gdy jadę towarzyszy mi fajne uczucie i to, co powtarzają wszyscy motocykliści, poczucie wolności.
Bartek przyznaje, że jazda na motocyklu może być niebezpieczna: - Ale to kwestia dozowania tego, co ma się w głowie. Jeżdżąc na asfalcie trzeba mieć oczy dosłownie wszędzie, uważać na siebie, ale i na innych użytkowników drogi. Jednak uważam, że jak ktoś nie ma szczęścia to zrobi sobie krzywdę wszędzie.
Sam z asfaltu zrezygnował. Porzucił go dla jazdy w terenie. Ciągną go lasy, góry, wąwozy. Twierdzi, że tam jest bezpieczniej. - Człowiek, jak wyżyje się w terenie to na asfalcie nie szaleje – przekonuje Bartosz Szenderłata. - Ścigamy się na torze. Owszem, niektórzy robią to i na ulicach, ale to nie ściganie, to popisywanie się.
Czy jazda na motocyklu jest dla wszystkich? - Trzeba mieć predyspozycje manualne i trzeba to lubić, bo nic na siłę nie da się robić – zapewnia Bartek. - Trzeba mieć z tego frajdę. Wiadomo, na początku jest to stresujące. Ja jeżdżę od 20 lat. Na asfalcie jestem już doświadczonym motocyklistą, ale w terenie człowiek uczy się do końca życia.
Bartek ma różne motocykle. Wczoraj do kościoła przyjechał takim – jak sam określił – do podróżowania na koniec świata i w lekki teren. Jego miłością jest jednak Beta.
Jakie ma plany na najbliższy sezon?
- Dopiero zdjąłem gips z ręki więc przede mną rehabilitacja – mówi Bartosz Szenderłata. - Później planuję start w pucharze Polski – pięć edycji, dla mnie Malechowo w lipcu i Kwidzyn we wrześniu. Planuję też wyjazd do Rumunii, bo tam jest raj, można jeździć do bólu. W Rumunii odbywa się jeden z czterech największych wyścigów hard enduro. Karpaty temu sprzyjają, a i ludzie tam są bardzo przychylni temu sportowi - kończy elbląski motocyklista.