To przysłowie warto przypomnieć dzisiaj wszystkim tym, którzy odsądzają nauczycieli od czci i wiary za rozpoczęcie strajku. Wystarczy przejść się dzisiaj do jakiejkolwiek szkoły, by zrozumieć, że w proteście nie chodzi tylko o kasę, ale także o przyszłość dzieci. Waszych dzieci.
Godz. 9 rano, Szkoła Podstawowa nr 23. Przy ławce przy wejściu do szkoły siedzi grupa strajkujących nauczycieli, ustalają grafik dyżurów. Nie wyglądają wcale na szczęśliwych, że strajkują. Ale widać, że coś w nich pękło, że pewna granica przyzwoitości w traktowaniu tego zawodu przez rządzących (i to nie tylko obecnych) została przekroczona. Sprawiają wrażenie zdeterminowanych i nie chcą zbytnio rozmawiać z dziennikarzami, bo czują się skrzywdzeni, jak przyznają „falą hejtu, który wylewa się w komentarzach” pod artykułami na temat strajku. Mają prawo być rozczarowani obecną polityką, w której bardziej ceniona (bez urazy) jest krowa czy świnia (patrz sobotnia konwencja PiS) niż potrzeby nauczycieli, od których przecież tej w dużej mierze zależy, na kogo wyrośnie nasz syn czy córka.
„Społeczeństwo, w części oczywiście, oczekuje od nas tylko tego, byśmy zajęli się ich dziećmi, za nich je wychowali, pokazali jak zarabiać pieniądze i pilnowali, by nie zrobili sobie krzywdy. Przy okazji możemy czegoś nauczyć ale to i tak niepotrzebne, bo do egzaminów przygotują ich korepetytorzy. A rodzić będzie miał dzieciaka "z głowy". Czy naprawdę duża część społeczeństwa doznała tak strasznych krzywd ze strony nauczycieli i szkoły, że teraz nie potrafią zrozumieć ich sytuacji? Aż przychodzi mi myśl, ze to zemsta byłych uczniów na belfrach” - napisał w ostatnich dniach na Facebooku jeden z elbląskich nauczycieli, mój dobry znajomy.
Trudno odmówić mu racji, tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę jak poważany i wynagradzany jest zawód nauczyciela w innych krajach Unii Europejskiej. Nie mówiąc o Finlandii, która jest światowym niedoścignionym wzorem.
A my posyłamy dzieci do szkół i przedszkoli, w których nauczyciele są niedoceniani (nie tylko finansowo), zmęczeni, sfrustrowani i rozczarowani polityką edukacyjną państwa. Przecież to wszystko negatywnie wpływa na rozwój dzieci.
„Obyś cudze dzieci uczył” - mówi stare przysłowie. Warto je sobie przypominać w czasie strajku.
„Społeczeństwo, w części oczywiście, oczekuje od nas tylko tego, byśmy zajęli się ich dziećmi, za nich je wychowali, pokazali jak zarabiać pieniądze i pilnowali, by nie zrobili sobie krzywdy. Przy okazji możemy czegoś nauczyć ale to i tak niepotrzebne, bo do egzaminów przygotują ich korepetytorzy. A rodzić będzie miał dzieciaka "z głowy". Czy naprawdę duża część społeczeństwa doznała tak strasznych krzywd ze strony nauczycieli i szkoły, że teraz nie potrafią zrozumieć ich sytuacji? Aż przychodzi mi myśl, ze to zemsta byłych uczniów na belfrach” - napisał w ostatnich dniach na Facebooku jeden z elbląskich nauczycieli, mój dobry znajomy.
Trudno odmówić mu racji, tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę jak poważany i wynagradzany jest zawód nauczyciela w innych krajach Unii Europejskiej. Nie mówiąc o Finlandii, która jest światowym niedoścignionym wzorem.
A my posyłamy dzieci do szkół i przedszkoli, w których nauczyciele są niedoceniani (nie tylko finansowo), zmęczeni, sfrustrowani i rozczarowani polityką edukacyjną państwa. Przecież to wszystko negatywnie wpływa na rozwój dzieci.
„Obyś cudze dzieci uczył” - mówi stare przysłowie. Warto je sobie przypominać w czasie strajku.